Kategoria: Casual

  • Pomarańczowa odsiecz, czyli polski kapitał ratuje drużynę Jima Ochowicza

    Pomarańczowa odsiecz, czyli polski kapitał ratuje drużynę Jima Ochowicza

    Gdy grupa znana dotychczas jako BMC prawie chyliła się ku upadkowi, gdy część gwiazd podpisała już kontrakty z nowymi pracodawcami, gdy wydawało się, że jedyne, co pozostaje to jak najdłużej utrzymać Grega Van Avermaeta w koszulce lidera Tour de France i godnie pożegnać się z peletonem pojawił się on. Cały na pomarańczowo. Dariusz Miłek, producent taniego obuwia z europy środkowej. I zadeklarował, że przejmie finansowanie drużyny.

    Embed from Getty Images

    Filantrop zastąpi filantropa

    Zawodowe grupy kolarskie działają na kilka sposobów. Często są to prywatne ?kluby?, gdzie prezes – właściciel licencji podpisuje kontrakty ze sponsorami, sprzedając im powierzchnię reklamową na strojach, samochodach itd. Przykładem takiego zespołu jest drużyna Eusebio Unzue, która nieprzerwanie funkcjonuje od lat ?80 XXw, zmieniając głównego partnera: Reynolds, Banesto, Illes Baleares, Caisse d?Epargne a obecnie Movistar to kolejne wcielenia tego samego klubu. Najczęściej jest to jeden, duży sponsor tytularny, czasami zdarza się, że nazwa ekipy jest dwuczłonowa, bywa też, że firm, które utrzymują kolarzy jest jeszcze więcej. Generalna zasada jest taka, że im niżej w hierarchii tym więcej mniejszych logotypów na strojach zawodników.

    Równolegle działają ?projekty narodowe?, często tworzone z myślą o rozwoju krajowego czy regionalnego sportu. Przykładem była w przeszłości baskijska drużyna Euskaltel-Euskadi, tak działa kilka drużyn francuskich (np. FDJ) czy holenderska LottoNL – Jumbo, która de facto łączy interesy kolarzy i panczenistów. Sponsorami są często spółki skarbu państwa lub loterie narodowe. W przypadku FDJ, francuska loteria posiada większość udziałów w zespole kierowanym przez Marca Madiot, magazyn czy też ?service course? jak zwykło się określać bazę zawodowego zespołu kolarskiego mieści się w budynkach należących do sponsora. Dzięki tak bliskiej relacji, grupa bez większych przeszkód funkcjonuje od ponad 20 lat.

    Unzue działający jako ?agencja reklamowa? i Madiot ze swoim ?narodowym projektem? mieliby o wiele trudniejsze życie gdyby nie trzeci rodzaj grup kolarskich. ?Projektów? finansowanych przez fascynatów-filantropów, którzy zasilają zawodowy peleton milionami dolarów. Drużyna Leopard stworzona przez luksemburskiego developera z myślą o braciach Schleck, Astana, którą Aleksander Winokourow prowadzi za pieniądze krajowych koncernów ?by Kazachstan rósł w siłę?, Bahrain, będący kaprysem szejka-triathlonisty czy BMC prowadzone przez Jima Ochowicza, ale będące de facto spełnieniem marzeń Andy Rihsa.

    Rihs, który został milionerem dzięki produkcji aparatów słuchowych nie tylko finansował drużynę kolarską (pod nazwą Phonak), ale też kupił amerykańską markę rowerów BMC, doinwestował, rozwinął i uczynił sponsorem tytularnym worldtourowej ekipy prowadzonej przez Jima Ochowicza.

    Cierpliwość nawet największego entuzjasty kiedyś się kończy. Pozyskanie dodatkowych sponsorów (Tag Heuer i Sonova) nie dało stabilności finansowej, a sama firma BMC planowała wygaszenie partnerstwa. Nie bez wpływu były zapewne problemy zdrowotne Rihsa zakończone śmiercią Szwajcara w kwietniu tego roku.

    Embed from Getty Images

    Dariusz Miłek to niewątpliwie pasjonat sportu, który od wielu lat finansuje kolarstwo: szosowe i górskie w formie grup zawodowych jak również ?narodowe? w postaci sponsoringu Polskiego Związku Zawodowego.

    Jeden z najbogatszych Polaków (czołówka list ?Wprost? i ?Forbesa?) majątku dorobił się na handlu i produkcji niedrogiego obuwia. Trudno ocenić, ile realnie od początku XXIw wydał na kolarstwo, bo jak sam często mówi w wywiadach ?dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają?.

    Uzbiera się tego jednak pewnie ze 100mln złotych. Albo więcej.

    Embed from Getty Images

    Gdzie sens, gdzie logika?

    W przypadku BMC, poza filantropią Rihsa można było znaleźć pewne uzasadnienie dla wydawanych przez firmę pieniędzy. Nie wiem, czy reklama ekskluzywnych rowerów poprzez sportowe sukcesy się zwraca, ale jest pewna szansa, że tak.

    Grupa BMC jednak nie grzeszyła zaangażowaniem marketingowym, na tle ekip takich jak Sky, Quick Step, Bora-Hansgrohe czy nawet biedniejszy Cannondale kolarze Ochowicza nie byli w pełni wykorzystywani do wspierania interesów sponsorów.

    Możemy trochę nabijać się z pewnej nieudolności przed kamerą Rafała Majki, ale ?kuchenne rewolucje? Bory, czy zabawne zdjęcia spod prysznica Hansgrohe to przykład włączenia sportowców w wizerunek sponsora.

    Wiele firm czy marek inwestujących w kolarstwo działa jednak bardziej tradycyjnie. Terminem, z którym warto się zapoznać jest ?AVE? czyli ekwiwalent reklamowy.

    Licząc czas ekspozycji logotypów w transmisji TV, powtórzoną wielokrotnie nazwę, publikacje w prasie i internecie, stopki sponsorskie, wiszące przy trasie bannery, jeżdżące po świecie samochody serwisowe itd. okazuje się, że zainwestowane miliony zwracają się z nawiązką.

    Nie bez powodu na samym początku przytoczyłem przykład hiszpańskiej ekipy Eusebio Unzue. Promocja Balerarów (Majorka i okoliczne wyspy) sponsorujących ekipę w latach 2004-2006 była jednorazowym projektem marketingowym. Organizacja turystyczna ogłosiła pełen sukces akcji, szacując kilkukrotny zwrot poniesionej inwestycji.

    W 2013r portal cyclingnews wraz z organizacją Repucom oszacował roczną wartość ekwiwalentu sponsora tytularnego grupy world tour na 88,4 miliony USD. Sam Team Sky wygrywając z Bradleyem Wigginsem Tour de France wygenerował? ponad pół miliarda dolarów ekwiwalentu!

    CCC, choć kojarzy się z tanią marką obuwia jest niczym innym jak korporacją szukającą dróg ekspansji na rynku międzynarodowym. Pasja pasją, ale wierzę, że bazując na samej ekspozycji Dariusz Miłek choć wydaje miliony, zakłada, że inwestycja w zastępstwo za BMC powinna przynieść przynajmniej pięć dolarów z każdego pojedynczego wyłożonego na ten cel.

    https://www.youtube.com/watch?v=WsP1HEHygfU

    Nie samym AVE człowiek żyje

    Nigdy nie ukrywałem, że nie rozumiem niskiej aktywność ekipy CCC w mediach społecznościowych, braku zaangażowania kolarzy w wizerunek firmy, czy to reklamie telewizyjnej, internetowej czy też znikome użycie zawodników w pomarańczowych strojach w visual merchandisingu i POS.

    Z szeroko otwartymi oczami przyglądałem się totalnemu brakowi interakcji firmowego sklepu CCC przy zakopiańskich Krupówkach gdy z tej, jednej z najbardziej znanych ulic handlowych w kraju, startował Tour de Pologne z zespołem Miłka jadącym w worldtourowym peletonie. Jedną, marną reklamę z Mają Włoszczowską w stroju mistrzyni świata mtb można potraktować jako sztandarowy przykład wykorzystanej szansy.

    To nie jest tak, że CCC, ale też i BMC, którego finansowanie Miłek przejmuje, są jakimiś wyjątkami. Spora część ekip nie ma zasobów, budżetu czy pomysłu na zwiększenie zasięgu czy integrację z komunikacją sponsora.

    Team Sky na ?PR i marketing? wydaje rocznie ok. 600 tysięcy funtów, czyli 5% swojego budżetu. Spora część to produkcja materiałów najwyższej jakości, zdjęć, artykułów, wideo, infografik. Kanały społecznościowe Sky to ciągły dopływ angażujących treści. Podobną drogą idzie wiele ekip a dodatkowo niektórzy sponsorzy (jak wspomnieni wcześniej Bora i Hansgrohe czy Specialized) wprost zaprzęgają swoje gwiazdy do działań reklamowych.

    Wydatki na sponsorowanie grupy World Tour z liderem takim jak Greg van Avermaet to przynajmniej cztery-pięć razy więcej niż drużyny na poziomie Pro Continental. Niewykluczone, że sam kontrakt Belga jest wart tyle, ile obecny wkład firmy CCC w drużynę prowadzoną przez Piotra Wadeckiego.

    A to oznacza, że ?producent niedrogiego obuwia? będzie musiał wspiąć się na wyżyny swojej kreatywności, by sponsoring na tym poziomie wyczynu był faktyczną inwestycją a nie chwilowym kaprysem kolejnego pasjonata-filantropa, których kolarstwo widziało już wielu.

    Bogatemu wszystko wolno?

    Teoretycznie Dariusz Miłek, jako człowiek sukcesu, skuteczny biznesmen dysponujący swoimi środkami może wszystko. Wolno mu wydawać nawet i 20 milionów dolarów czy euro rocznie na zabawy czy też marketingowe projekty, o ile na czas i godnie płaci swoim pracownikom czy podwykonawcom.

    Jeśli uważa, że sponsoring worldtourowej grupy będzie dobry dla rozwoju jego firmy – wolna wola. W kolarstwie z pewnością lepiej będzie widzieć pieniądze producenta obuwia niż księcia łamiącego prawa człowieka (przypadek drużyny Bahrain-Merida i jej mecenasa, Nassera bin Hamad Al Khalifa).

    Póki co jednak wejście firmy CCC do World Touru to póki co jedynie klasyczny ?polski akcent?, których często doszukujemy się przy różnych okazjach.

    Być może pamiętacie, ale w 2010 dom maklerski XTB był jednym ze sponsorów zespołu McLaren F1. Oczywiście ze względu na zaangażowanie w kolarstwo obecna sytuacja z CCC budzi moje większe emocje, to jednak charakter obu zdarzeń jest podobny. Polski kapitał jest obecny w elicie światowego sportu, kropka.

    Kolarze w pomarańczowych strojach w Polsce będą mogli bowiem wystartować tylko dwa razy: obligatoryjnie w Tour de Pologne i teoretycznie w ?Szlakiem Walk Majora Hubala?, czyli jedynym w kraju wyścigu z kategorią 2.1. Stawiam, że w związku z awansem swojej firmy do World Touru Miłek dofinansuje ?CCC Tour Grody Piastowskie?, by ?domowy? wyścig umożliwiał start zespołu w tej imprezie. Z dotychczasową kategorią 2.2, tak jak w pozostałych wyścigach w kraju grupa z World Touru zwyczajnie brać udziału nie może.

    Problematyczna jest też obecność w składzie drużyny sponsorowanej przez Miłka a prowadzonej przez Ochowicza polskich kolarzy. Zazwyczaj za pieniędzmi pochodzących z danego kraju idzie zatrudnienie sportowców. W przypadku BMC/CCC największe szanse ma na to  Szymon Sajnok. Po pierwsze jest młody, po drugie ma na swoim koncie mistrzostwo świata na torze.

    Co z resztą pracowników: zarówno kolarzy jak i ich obsługi, nie wiadomo. Jak będzie wyglądał rodzimy peleton bez drużyny na poziomie Pro Continental, czy pogrąży się w odmętach amatorstwa czy może znajdą się firmy chcące wypełnić lukę po kapitale Miłka?

    Powstanie ekipy ?młodzieżowej?, przybudówki teamu z World Touru to oczywiście pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi do głowy, ale ze względu na koszty drużyny raczej z nich obecnie rezygnują niż utrzymują czy powołują nowe do życia. By nie szukać daleko, właśnie BMC wygasiło taki projekt po sezonie 2017.

    Zatem sytuacja, w której komentatorzy Eurosportu będą się przy okazji każdego transmitowanego wyścigu zmagali z pytaniami widzów ?A dlaczego w ekipie CCC nie jadą Polacy? stanie się prawdopodobnie standardem.

    Ponieważ jednak interesem firmy CCC jest ekspansja na rynkach zagranicznych, trudno się temu dziwić a to komu kibicować: polskiemu kapitałowi, polskim sportowcom czy sportowcom, których po prostu lubimy pozostawiam indywidualnym wyborom.

  • #WorldBicycleDay – Światowy Dzień Roweru

    #WorldBicycleDay – Światowy Dzień Roweru

    Organizacja Narodów Zjednoczonych pochyla się nad różnymi, ważnymi tematami. Wśród licznych gestów, jakie wyraża społeczność międzynarodowa znalazło się miejsce dla roweru. 3 czerwca został ustanowiony ?światowym dniem roweru? i choć to święto nowe, rezolucja ONZ, która je ustanawia może mieć spore znaczenie i konsekwencje.

    Polski trop

    Jeśli lubicie szukać „polskich akcentów”, to w przypadku Światowego Dnia Roweru sprawa jest dość prosta. Inicjatywę ustanowienia tego święta podjął profesor Leszek Sibilski, socjolog na co dzień pracujący w USA, były kolarz reprezentacji naszego kraju.

    Droga od pomysłu do rezolucji ONZ była dość wyboista, rozpoczęła się od projektu dla studentów, dla zachowania bezstronności finansowanego ze środków własnych. Ostatecznie za pośrednictwem reprezentantów idea trafiła pod obrady Narodów Zjednoczonych i została jednogłośnie przyjęta przez 193 państwa członkowskie na 72. posiedzeniu zgromadzenia ogólnego.

    Jest oficjalny hasztag #June3WorldBicycleDay, logo i wideo. W niektórych krajach zorganizowano z tej okazji specjalne przejazdy rowerowe. Startujemy dość skromnie, ale to ważne, by zacząć.

    Czy to tylko gest?

    Być może rezolucja ONZ ustanawiająca Światowy Dzień Roweru może się wam wydać czczym gestem, ale dzięki niej szeroki temat poruszania się pojazdami napędzanymi siłą mięśni trafia do dyskursu publicznego.

    A jest o czym mówić, bo rower to dla wielu ludzi pierwszy kontakt z uczestnictwem w ruchu drogowym, poznawanie znaków i zasad koegzystowania z innymi prowadzącymi pojazdy i pieszymi rzutuje na dalsze zachowania w dorosłym życiu.

    Rower jest często pierwszym, najbardziej dostępnym środkiem transportu, który nie tylko skraca czas dojazdu i otwiera na nowe możliwości, ale po prostu daje szansę na dojazd do pracy czy szkoły: w wielu przypadkach jakiejkolwiek lub lepszej niż ta najbliżej domu.

    W czasach gdy Elon Musk wystrzeliwuje elektryczne samochody na orbitę wydaje się to mało istotne, ale niewykluczone, że większe znaczenie dla komfortu życia tysięcy ludzi na świecie mają proste rowery bez przerzutek niż pozorne innowacje cudownych dzieci z doliny krzemowej.

    Rower jest też w wielu krajach i kulturach elementem emancypacji, filmy takie jak „Dziewczynka w trampkach” pokazujące sytuację kobiet w Arabii Saudyjskiej czy projekt „Rebel on Wheels” z Afganistanu przesuwają granice i robią wyłom w najbardziej konserwatywnych i patriarchalnych kulturach.

    Jeśli dołożymy do tego problemy współczesnych miast: przeludnionych, stojących w korkach, duszących się w smogu i zmianę w jakości życia jaka może dokonać się przez odejście od powszechnego transportu samochodowego okazuje się, że idea „światowego dnia roweru” sięga o wiele dalej, niż początkowo sądziliśmy.

    Najpiękniejszy sport

    Tak, kolarstwo wyczynowe ma na swoim sumieniu bardzo wiele grzechów. Równocześnie jest sportem, który na żywo, na samej „arenie” czyli szosach całego świata ogląda najwięcej ludzi na świecie.

    By zaledwie rzucić okiem na peleton Tour de France, którego przejazd przez dany punkt to zaledwie kilkadziesiąt sekund, co roku przy francuskich drogach ustawia się 10-12 milionów kibiców!

    Sport rowerowy to również jedna z nielicznych dyscyplin, która daje niezwykły dostęp nie tylko bezpośredni dostęp do gwiazd peletonu, ale też do emocji, doznań i doświadczenia wysiłku dzięki swojemu masowemu charakterowi.

    Bez większych nakładów finansowych niemal każdy może wsiąść na rower i spróbować, czym jest pokonanie etapu, podjazdu czy legendarnego bruku. Sprawdzić swoje możliwości, poczuć wiatr we włosach, ból mięśni i emocje związane z pokonywaniem zjazdów i zakrętów.

    Szansa, że fan Messiego strzeli bramkę na Camp Nou są nikłe, wielbiciel Kamila Stocha prawdopodobnie nie skoczy z Wielkiej Krokwi, krytyk Roberta Kubicy nie udowodni mu, że lepiej poradzi sobie na torze Monza. A kolarz amator? Proszę bardzo, może w każdej chwili zmierzyć się z Gliczarowem, Alpe d’Huez czy Kwaremontem.

    Doliczmy do tego zasady fair play, połączenie indywidualnych sukcesów z pracą drużynową, kontakt z naturą, możliwość ciągłej eksploracji i poznawania nowych tras i miejsc oraz cały aspekt społeczno-kulturowy i dostajemy sport niemal idealny.

    Krótko mówiąc, kolarstwo jest super. Rowery są fajne. I pożyteczne. I czyste. I dobre :) A Światowy Dzień Roweru? Niech się święci!

  • Najlepszy

    Najlepszy

    „Najlepszy” Łukasza Palkowskiego broni się siłą opowiadanej historii. Inspirującej, dramatycznej i absolutnie niezwykłej. Czy ma do zaoferowania coś więcej?

    Właśnie ta historia: byłego narkomana Jerzego Górskiego który po terapii w Monarze wyrósł na mistrza triathlonu do pewnego stopnia zamyka dyskusję, nasuwa porównania z hollywoodzkimi super produkcjami i sprawia, że „Najlepszy” jest obrazem nie tylko głośnym, ale i powszechnie docenianym. Plus może pełnić rolę narzędzia motywacyjnego i wychowawczego.

    Nawet, jeżeli weźmiemy poprawkę na język filmu, zarówno postać głównego bohatera jak i droga, którą przeszedł zasługują na uznanie. Podobnie jak twórcy, dzięki którym Górski i jego życiowe perypetie trafili do szerszej publiczności.

    Jeśli dodamy do tego niezłe aktorstwo (Gajos, Gierszał, Kamińska, Jakubik) oraz fakt, że rodzima kinematografia mierzy się z filmem sportowym, „Najlepszy” zasługuje na uwagę. Niestety plusów wystarczyło mi zaledwie na cztery gwiazdki w dziesięciogwiazdkowej skali Filmwebu.

    Pierwszy cios pada już w sekwencji rozpoczynającej historię Górskiego. Jeżeli bowiem w 2017r za ilustrację renegackiego stosunku do życia głównego bohatera służy „Born to be wild”, wiedzmy, że coś poszło nie tak. Nie licząc oryginalnej ścieżki dźwiękowej z „Easy Ridera” ten utwór od niemal pół wieku używany jest w konwencji pastiszu a tymczasem w „Najlepszym” otwiera, w zamyśle, najbardziej dramatyczną, mroczną i trudną część filmu.

    Bo choć kulminacją historii jest zwycięstwo w morderczych zawodach „Podwójnego Iron Mana”, spora jej część dotyczy uzależnienia od narkotyków, fatalnych konsekwencji nałogu oraz stopniowego odbijania się od dna.

    Całość faktycznie miałaby zadatki na coś więcej niż tylko komercyjny sukces gdyby nie liczne mankamenty, które niebezpiecznie zbliżają „Najlepszego” do kina klasy „B”. A nie ukrywajmy spora część kina sportowego to właśnie takie produkcje w których, niestety, ślad idzie Palkowski.

    Zamiast pogłębienia postaci: ich motywacji, uzasadnienia wyborów, przemian i wysiłku dostajemy oglądany wielokrotnie zestaw ujęć, schematów i wyeksploatowanych do cna zagrań narracyjnych oraz formalnych. A gdyby tego było mało, całości brak choćby odrobiny finezji.

    Za przykład niech posłuży quasi metaforyczna scena w której bohater, by ostatecznie wygrać „walkę ze sobą” musi zwyczajnie „staremu sobie” dać w pysk. Dosłownie. Tak, to boli, tyle, że głównie widza.

    Niemal wszyscy: od tytułowego Jerzego Górskiego, przez jego kolejne kobiety, mentorów, przyjaciół czy rodzinę sprowadzeni są do schematycznych wydmuszek, które można opisać w trzech słowach. Za narkomanię potomka odpowiedzialny jest ojciec-kat. Uciemiężona Matka Polka bezwarunkowo trwa przy synu degeneracie. Niemal-teść z milicjanta-oprawcy i mimo niewątpliwego udziału protagonisty w śmierci córki, zmienia się w przychylającego nieba przyjaciela. Bo tak. A klub w którym Górski trenuje triathlon (swoją drogą: jakim cudem? z czego żyje? czy dojście do mistrzowskiej formy wiąże się z jakimiś wyrzeczeniami?) mógłby bez problemu nazywać się „Tęcza” a trener „Jarząbek”.

    Fakt, że sport – nowe, za to społecznie akceptowalne – uzależnienie głównego bohatera de facto zastępuje to stare, destrukcyjne, jest jedynie zasugerowany. A szkoda, bo byłby to ciekawy motyw, wokół którego można by poprowadzić całą historię.

    Mamy więc kiepski film o narkomanach połączony z wtórnym filmem sportowym. Tyle tylko, że, jak wspomniałem na wstępie, sama historia jest wyjątkowa. Magiczna. Cudowna. I na tym trzeba zakończyć.

    Najlepszy
    Polska, 2017
    110 minut
    Reżyseria: Łukasz Palkowski
    Scenariusz: Agatha Dominik, Łukasz Karpiński

    PS

    Polecam obszerny wywiad z Jerzym Górskim, który wyjaśnia więcej niż film (klik) a równocześnie i dla kontrastu rozmowę z aktualnym rekordzistą świata na dystansie podwójnego Iron Mana, również Polakiem, Robertem Karasiem (klik).

    Natomiast jeżeli macie ochotę na film sportowy, w którym bohaterowie to coś więcej niż postaci z komiksu, do tego również osadzony w realiach schyłku „demokracji ludowej”, ciekawą propozycją będzie czeski obraz „Fair Play” (pisałem o nim TUTAJ).

  • Co jest nie tak z pro kolarstwem?

    Co jest nie tak z pro kolarstwem?

    Groźba bankructwa grupy Cannondale-Drapac pokazuje, że z zawodowym kolarstwem jest coś nie tak. Ekipa drugiego zawodnika Tour de France, stojąca w awangardzie walki o ?czysty sport? i jak mało która dbająca o wizerunek swój i swoich sponsorów może przestać istnieć. To zupełnie bez sensu.

    Rycerze Vaughtersa

    Korzenie Slipstream Sports LLC, której menadżerem jest Jonathan Vaughters sięgają 2003r. Początkowo była to ekipa juniorska, następnie po dofinansowaniu przez Douga Ellisa związanego z branżą IT rozwinęła się w grupę zawodową, od 2009 ściga się z licencją World Tour. Dla jej funkcjonowania charakterystyczne są kolejne fuzje: z Cervelo Test Team, Liquigasem oraz zespołem Drapac.  Mimo to, Slipstream jest nieustająco zarejestrowany w USA i choć skład ma mocno międzynarodowy, chętnie zatrudnia młodych, zdolnych zawodników z Ameryki Północnej, uzupełniając skład kilkoma gwiazdami.

    Sam Vaughters to były kolarz, który ścigał się na przełomie XX i XXIw. Jest jednym ze ?skruszonych? dopingowiczów. Wyznał winy, wytłumaczył motywy, jakimi kierował się wybierając ciemną stronę mocy i zaczął działać na rzecz czystego sportu. Po drodze przyczynił się m.in. do dyskwalifikacji Lance?a Armstronga, równocześnie dając szansę innym, doświadczonym przez nielegalne wspomaganie ?ofiarom systemu?.

    Jego zawodnicy, choć nie wygrywali często, mają na swoim koncie zwycięstwo w Giro d?Italia, drugie miejsce w Tour de France, sukcesy w Liege-Bastogne-Liege i Giro di Lombardia.

    Permanentna dziura w budżecie

    Choć zespół jest od lat wspierany przez znane marki z branży sportowej: Cervelo, Garmin, Cannondale, POC, New Balance, branży IT i elektronicznej: Barracuda czy Sharp lub optycznej: Transitions uznawany jest za jedną z ?biedniejszych? ekip World Touru.

    Prawdopodobnie jego istnienie regularnie wspiera wspomniany Doug Ellis a ostatnio również Michael Drapac, zajmujący się budownictwem w Australii.

    To typowe we współczesnym kolarstwie: ekipy zawodowe często funkcjonują jako kaprys bogatych mecenasów, zaangażowanie sponsorów na zasadzie wynajmu powierzchni reklamowej i budowy wizerunku to tak naprawdę rzadkość.

    Wiele wskazuje na to, że logotypy, które na strojach wożą kolarze Vaughtersa nie przynoszą dość funduszy, by pokryć koszty prowadzenia klubu mającego ambicje walki w najważniejszych wyścigach na świecie.

    Fajny team robiący fajne rzeczy

    To ciekawe o tyle, że Slipstream jest w czołówce zespołów pracujących nad marketingiem i komunikacją. Oficjalne kanały w mediach społecznościowych ekipy, kierownictwa i kolarzy są jednymi z najciekawszych w World Tourze. Ekipa dostarcza dziennikarzom i kibicom ciekawe multimedia, w tym zdjęcia topowych fotografów. Produkuje sporo wartościowych treści, przybliżając postaci swoich kolarzy oraz marki sponsorów.

    Właściwie można stawiać Slipstream jako wzór w tej dziedzinie, z którego przykład powinna brać większość zespołów. Poza teamem Sky, który na swój marketing przeznacza sporą część budżetu.

    15 milionów rocznie

    By utrzymać zespół na poziomie umożliwiającym w miarę równą rywalizację Jonathan Vaughters potrzebuje 15-16 milionów dolarów rocznie. Dla porównania Team Sky ma do dyspozycji około dwukrotnie większą sumę.

    Latem tego roku menadżer zespołu prowadził medialną ofensywę, prezentując w opiniotwórczych mediach zalety sponsoringu kolarstwa.

    Głównym argumentem i przy okazji ?studium przypadku? bazującym na jego negocjacjach z Netflixem była ekspozycja logotypów sponsora w trakcie relacji telewizyjnej. Przeliczając liczbę widzów i czas, jaki spędzają przed ekranem zwrot z inwestycji może być imponujący.

    Szefowie Netflixa przyznali Vaughtersowi rację po czym odrzucili ofertę współpracy tłumacząc, że w czasie, gdy widzowie śledzą poczynania kolarzy, nie oglądają filmów i seriali. Dobra anegdota pokazująca, że mimo dobrych argumentów nie zawsze można osiągnąć zamierzony cel.

    Z kolei w czasie Tour de France, wyjątkowo udanego dla zespołu Cannondale-Drapac, wydawało się, że ekipa złapała Pana Boga za nogi. Umowa z Oath, częścią koncernu medialnego Verizon brzmiała jak wyczekiwana manna z nieba dla niedoinwestowanego teamu.

    Na strojach pojawiło się logo a kilka tygodni później? Vaughters ogłosił, że jego kolarze i pracownicy obsługi mogą a nawet powinni szukać nowego pracodawcy, ponieważ nie jest w stanie zapewnić funkcjonowania zespołu w kolejnym sezonie.

    Choć obecnie zapewnia, że klub będzie istniał, brakujących funduszy szuka uruchamiając kampanię crowdfundingową. Co nie brzmi optymistycznie i wygląda na chwytanie się brzytwy przez tonącego.

    Biorąc pod uwagę, że sam Robert Lewandowski zarabia w Bayernie Monachium 20 milionów Euro rocznie, fakt, że Vaughters szuka 5-7 milionów dolarów wydaje się absurdem.

    Telewizja, wizerunek, grupa docelowa

    Na tle nie tylko piłki nożnej, ale wielu innych dyscyplin sportu, kolarstwo działa na dość egzotycznych zasadach. Budżety drużyn nie są zasilane pieniędzmi z praw telewizyjnych. Najważniejszy cykl imprez nie ma swojego promotora dbającego o wspólny interes organizatorów i uczestników. Mimo bardzo dużej widowni, zarówno przy trasach jak i przed ekranami sport rowerowy, z nielicznymi wyjątkami, nie jest wspierany przez największe korporacje, dla których kilkadziesiąt milionów rocznie to zaledwie cząstka budżetu marketingowego.

    Owszem, za kolarstwem ciągnie się smród dopingu, ale czy jest on mniejszy niż korupcja w piłce nożnej? Nie sądzę i nie sądze, by to był koronny argument za wycofywaniem się kolejnych sponsorów, choć oczywiście kolejne afery nie pomagały.

    Równolegle pojawiające się pomysły o wprowadzeniu ograniczenia zarobków (tzw. ?Salary Cap?) być może na chwilę rozwiążą problemy kilku ekip, gwarantując im stabilność finansową przy budżetach równych budżetom klubów polskiej, piłkarskiej ekstraklasy, ale nie sprawią, że w kolarstwie sytuacja się poprawi. Proponowane 15 milionów do podziału na wszystkich zawodników grupy World Tour (zazwyczaj trzydziestu) to niewiele na tle wielu dyscyplin sportu, często mniej popularnych i prestiżowych niż wyścigi rowerowe.

    Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy sport, aktywny tryb życia i samo kolarstwo jako forma rekreacji, moda i hobby mają się bardzo dobrze. Otwarcie na nowe rynki, prestiż, kooperacje ze znanymi markami pozasportowymi, sugerowałyby, że dotarcie do fanów tej dyscypliny powinno być na liście priorytetów najbogatszych firm na świecie. Tymczasem tak nie jest.

    Gdzieś popełanimy błąd. Tylko gdzie?

  • Tour de Pharmacy, czyli Tour de Koks

    Tour de Pharmacy, czyli Tour de Koks

    Jeśli komedia zaczyna się od ujęcia penisa a później części intymne pojawiają się w niej jeszcze kilka razy, to musi być śmiesznie. No po prostu musi, nawet jeśli to film o kolarstwie. Obejrzałem dla Was quasi dokument „Tour de Pharmacy” abyście Wy nie musieli ;-)

    Nie ma polskiego odpowiednika słowa „mockument”, czyli materiału stylizowanego na dokument, tak naprawdę będący jego farsą. Choć biorąc pod uwagę różnego rodzaju kontrowersje wokół „polskiej szkoły reportażu”, całkiem sporo cenionej przez krytykę literatury faktu jest właśnie „mockumentem”. Podobnie jak książki Lance’a Armstronga z przełomu wieków: „Mój Powrót do życia” i „Liczy się każda sekunda”, które po raporcie USADA i publicznej spowiedzi wielu księgarzy przekładało na półki z beletrystyką.

    „Tour de Pharmacy”, który po polsku dostępny jest legalnie w HBO Go pod tytułem „Tour de doping” to właśnie mockument. Bierze on wszystkie, najbrudniejsze fakty, doniesienia i pogłoski z historii kolarstwa, przerysowuje kilkukrotnie i podlewa sosem grubiańskiego humoru.

    Materiał opisuje alternatywną rzeczywistość, w której w 1982r kolarze mogą ścigać się na trasie Tour de France bez kontroli antydopingowych.

    To prztyczek w nos wszystkim tym, którzy są zwolennikami legalizacji dopingu. W „Tour de Pharmacy” mogą oni w krzywym zwierciadle zobaczyć, czym kończy się koksowanie bez ograniczeń.

    A gdy już minie rechot nad kolarzem z fujarą na wierzchu upadającym w przepaść może przyjdzie też refleksja, że pozbawieni ograniczeń sportowcy realnie umierali, gdy ich organizmy nie wytrzymywały tak brutalnego traktowania.

    Nota bene ofiarą brania bez umiaru jest, ucharakteryzowany nie do poznania (m.in. z żółtą brodą a’la Pantani) Orlando Bloom, który występuje w Tour de Pharmacy obok plejady innych gwiazd kina, sportu i popkultury: Jeffa Goldbluma, Kevina Bacona, Mike’a Tysona czy J.J.Abramsa. Oraz autoironicznego Lance’a Armstronga i wielu, wielu innych.

    W filmie mamy odniesienia do niemal wszystkich afer dopingowych w historii kolarstwa, od najprostszych stymulantów po ukryte w rowerach silniczki. Dostaje się też skorumpowanym władzom UCI, niezbyt lotnym dziennikarzom oraz komercjalizacji sportu. Wiele jest też, nie do końca zrozumiałych dla nie-amerykanina dodatkowych odniesień, które z pewnością podnoszą satyryczną wartość „Tour de Pharmacy”.

    Mając to na uwadze, fan kolarstwa może się nieźle bawić, mniej więcej na równi z entuzjastą łopatologicznych komedii spod znaku „American Pie”.

    Największym beneficjentem produkcji jest jednak Lance Armstrong, którego występ to kolejny krok ocieplania i odbudowywania jego wizerunku. Trzeba przyznać, że „Boss” dostał od HBO świetną rolę i odegrał ją znakomicie, dzięki czemu nieco łatwiej będzie mu wybaczyć winy z przeszłości.

    Tour de Pharmacy (pol. Tour de Doping)
    Produkcja: HBO 2017

    Reżyseria: Jake Szymanski
    Długość: 41′

  • Koniec kolarskiego szczucia cycem?

    Koniec kolarskiego szczucia cycem?

    ?Dziewczyny z podium? nie będą już symbolem kolarstwa? Pewnie nie od razu, ale podczas Vuelta a Espana zamiast kuso odzianych pań, ozdobą podium będą ?biznesowo? ubrani przedstawiciele obu płci.

    Kwiaty i całusy podczas ceremonii dekorowania zwycięzców wyścigów kolarskich wręczają zazwyczaj modelki lub byłe i aktualne ?Miss?, ale też studentki wybierane w castingach.

    Tradycyjnie były to najpiękniejsze przedstawicielki lokalnej społeczności, element uczczenia wizyty sportowego widowiska w danej miejscowości.

    Wbrew pozorom ich praca to o wiele więcej niż wejście na podium, ucałowanie kolarza i pozowanie do zdjęcia. To długie godziny na nogach, przed, po i w trakcie wyścigu, uczestnictwo w towarzyszących wydarzeniach promujących samą imprezę, jej sponsorów i goszczące ją miasta.

    Obecnie szczególnym świętem damskiej urody jest Giro d’Italia, gdzie kulturowo czas nieco się zatrzymał a towarzyszące kolarzom panie występują często w kreacjach i stylizacjach niemal wieczorowych.

    W podobnej roli hostessy towarzyszą wielu dyscyplinom sportu, wyścigom i rajdom samochodowym czy motocyklowym lub sportom walki.

    Tyle tylko, że nie tylko czasy się zmieniają, ale też kolarstwo jest wyjątkowym sportem. Choć nie traktuje kobiet równo z mężczyznami (ekspozycja w mediach oraz wartość nagród w damskim peletonie pozostawiają wiele do życzenia), niemal od samych swoich początków był elementem emancypacji.

    W czasach, gdy kolarstwo wyczynowe powstawało i się kształtowało, jazda na rowerze przez kobietę była wyrazem feminizmu, niezależności i wychodzenia z patriarchatu.

    Baj, same wyścigi rowerowe mają mocno ?lewicujący? rodowód jako sport ?robotniczo-chłopski?, a najważniejsze imprezy, szczególnie we Francji wielokrotnie były wykorzystywane przez związki zawodowe jako okazja do protestu i zaprezentowania swoich postulatów (co równało się blokadzie trasy).

    Z tej perspektywy obecność na podium dziewczyn, których główną funkcją jest ?ładnie wyglądać? budzi coraz większą dyskusję dotyczącą ról społecznych oraz przedmiotowego traktowania kobiet.

    Co więcej, w samej społeczności kolarskich hostess zdania są podzielone, ponieważ traktują to jak każde inne zlecenie dla modelki a także sposób na podgrzanie temperatury swoich karier. Fakt faktem, że po każdym wyścigu w portfolio modelki pojawia się wiele dobrych fotografii, które mogą pomóc w kolejnych zleceniach.

    Pierwszy ruch wykonano w Australii, gdzie w czasie Tour Down Under zamiast ?dziewczyn? w ceremoniach uczestniczyli juniorzy. Tak czy inaczej, Vuelta a Espana 2017 będzie najważniejszym i najbardziej eksponowanym wyścigiem podczas którego ma zmienić się forma obecności ?ładnych ludzi? na podium.

    Oprócz kobiet pojawią się mężczyźni a obie płcie mają być przede wszystkim ?gustownie ubrane?, co rozumiem jako strój ?business casual? lub coś w tym rodzaju.

    O tym, jak zostanie to rozegrane przekonamy się wraz z rozpoczęciem Vuelty w drugiej połowie sierpnia.

    Tak czy inaczej kolarstwo przestaje ?szczuć cycem?, czyli wykorzystywać fizyczność kobiet w celach marketingowych. A dyskusja wokół tego ruchu wydaje się być wielce interesująca.

  • Czy komentator powinien uprawiać sport?

    Czy komentator powinien uprawiać sport?

    Możecie mówić, co chcecie, ale mamy szczęście do komentatorów kolarstwa. Niedawne dołączenie do zespołów relacjonujących wyścigi byłych zawodników nie tylko urozmaica transmisję o fachową wiedzę, ale też zapewnia dobry balans między dziennikarską swadą a doświadczeniem z peletonu.

    Kolarstwo to jedna z tych dyscyplin sportu, którą poczuć i której doświadczyć może każdy. Zaczynając od przejażdżek, przez kolejne wyzwania w rodzaju ?czy przejadę 50, 100, 200km?? przez starty w imprezach masowych w rodzaju maratonów na wyczynie kończąc.

    Przepisy są skonstruowane w taki sposób, że nawet ?amator? może okazjonalnie porównać się z zawodowcami. Jeśli sami nie braliście udziału w imprezach z kalendarza UCI (czy to na szosie czy w mtb), z pewnością taki start mają na swoim koncie wasi znajomi.

    A jeśli to dla was za wysokie progi, z pomocą przychodzą maratony, ?Etapy Touru? czy ?Tour de Pologne Amatorów?.

    Dzięki temu każdy z nas może doświadczyć, czym jest ?jazda w trupa?, dawanie zmian i jak naprawdę czuć pod nogą 5, 10 czy 15% podjazd.

    Jasne, możecie powiedzieć, że ma się to nijak do tego, co na co dzień robią zawodowcy. Start w wielkim tourze daje i dystans i czas spędzony na rowerze większy niż wielu entuzjastów kolarstwa poświęca na jazdę w czasie całego sezonu. Ale i tak kolarz – amator będzie miał większe pojęcie o tym, co dzieje się na trasie pokazywanego w TV wyścigu niż wynajęty na godziny konferansjer, który jedyne, co potrafi, to opowiedzieć o tym, co aktualnie widzi na ekranie. A czasem nawet i tego nie, zwyczajnie ?plotąc androny?.

    Czy to zatem znaczy, że komentatorem czy też dziennikarzem, który zajmuje się sportem może być tylko były zawodnik? Jasne, że nie. By mówić o, nawet najbardziej podziwianej dyscyplinie, tak jak i ją uprawiać na odpowiednim poziomie poza pracą i warsztatem potrzeba talentu.

    Mamy to szczęście, że obok doświadczonych specjalistów mikrofonu w studiu coraz częściej zasiadają doświadczeni szosowcy. Dariusz Baranowski uzupełnia Tomasza Jarońskiego i Adama Probosza a Bartosz Huzarski ratuje kolarstwo w Telewizji Publicznej, która do tej pory kojarzyła się głównie z kompromitacją w tej dziedzinie. W innym medium, jako bloger, rozkręca się też w rowery.org Sylwester Szmyd.

    Poza swoją historią i workiem bez dna anegdot i ciekawostek, byli zawodnicy mają nad dziennikarzami, nawet tymi z wieloletnim stażem, jedną, bardzo ważną przewagę. Zdecydowanie bardziej doceniają wysiłek wciąż aktywnych sportowców, nie skreślają ani ich szans ani nie deprecjonują wysiłku.

    Jeśli samemu doświadczyłeś sytuacji, w której nie możesz ?soczyście zaatakować?, bo zwyczajnie masz już ciemno w oczach, nie będziesz tego oczekiwać od rywalizujących w tym momencie kolarzy. Jeśli wiesz, co znaczy spędzić kilka dni z rzędu tyrając w górach, mniej chętnie wspomnisz o ?zawodzie?, jaki jest udziałem odpadającego z grupy byłego faworyta. Możesz więc stonować dziennikarskie zapędy i wyjaśnić mniej doświadczonym fanom, że kolarstwo to nie tak prosty kawałek chleba.

    Połączenie sił ?mistrza słowa? z ?mistrzem szosy? to zatem bardzo dobry pomysł, który szczególnie dobrze sprawdza się w realiach wielogodzinnych transmisji z wielkich tourów. Bo nawet wielokrotnemu uczestnikowi TdF czy Giro w końcu wyczerpią się anegdotki, ekscytować każdym obrotem korby jak to mają w zwyczaju Brytyjczycy też na dłuższą metę się nie da, więc trochę publicystyki, turystyki i ironii również się przyda.

  • Wakacje śladami Giro w regionie Trentino

    Wakacje śladami Giro w regionie Trentino

    Tegoroczne jubileuszowe Giro d’Italia, którego najciekawsze etapy działy się w Dolomitach, przeszło już do historii, choć ze względu na zażartą walkę o zwycięstwo w wyścigu wspominać będziemy je przez lata. Wakacje za pasem, zatem nadszedł czas, by wymagające i malownicze trasy rowerowe w regionie Trentino odwiedzili kolarze-turyści!

    Na co mogą liczyć miłośnicy kolarstwa w regionie Trentino?

    Dolomity mają bardzo wiele do zaoferowania nie tylko miłośnikom dwóch kółek, jednak przedstawienia regionu nie można rozpocząć inaczej niż od mitycznych górskich tras rowerowych. Region Trentino uważany jest w końcu za raj dla kolarzy i zdecydowanie nie jest to stwierdzenie na wyrost. Tutejsze serpentyny, mniej i bardziej wymagające podjazdy oraz górskie przełęcze przez lata stanowiły arenę zmagań zawodników rywalizujących o końcowe zwycięstwo w legendarnym Giro d’Italia i prestiżowym Giro del Trentino. Przed kilkoma laty od dwóch górskich etapów wśród tutejszych pasm górskich rozpoczął się nasz rodzimy wyścig Tour de Pologne.

    Mylą się jednak ci, którzy uważają region za mekkę jedynie kolarzy szosowych, bowiem miłośnicy cross country mają do dyspozycji łącznie 1700 kilometrów tras składających się na cztery najważniejsze szlaki: Dolomiti Brenta Bike, Dolomiti Lagorai Bike, Mountain & Garda Bike oraz 100 kilometrów dei Forti ? Alpe Cimbra. Pokaźną dawkę adrenaliny zapewniają natomiast strome zbocza przygotowane dla fanów Enduro z Bear Trails na płaskowyżu Paganella na czele.

    Rozegraj własne Giro lub rusz przed siebie w nieznane

    Co roku w Dolomitach swój wymarzony azyl odnajdują tysiące rowerzystów z całego świata. W regionie treningi odbywają zarówno profesjonaliści, jak i kolarscy turyści czy podróżnicy. Wszystkich łączy wspólna pasja i wszyscy znajdują dokładnie to, czego potrzebują, odkrywając nowe trasy i zapierające dech w piersiach krajobrazy. Można przyjeżdżać tu co roku i za każdym razem wracać z bagażem nowych doświadczeń.

    Jeśli pragniesz rozegrać swoje własne Giro, zmierzyć się z własnymi możliwościami lub rywalizować z przyjaciółmi, do twojej dyspozycji pozostaje Le 23 Grande Salite del Trentino, czyli 23 wymagające, doskonale oznakowane i opisane, pełne niesamowitych widoków podjazdy, w tym Monte Bondone, miejsce rozgrywania wyścigu Legendary Charly Gaul, z którym w tym roku mierzyli się uczestnicy Giro d’Italia i gdzie ważne zwycięstwo odniósł tryumfator wyścigu ? Tom Dumoulin. A może warto po prostu wyruszyć w nieznane, podziwiając tutejszy niepowtarzalny krajobraz? Doskonałe oznakowanie i klasyfikacja tras sprzyjają przygodzie.

    Rowerem przez ekscytującą krainę górskich jezior!

    Region Trentino to również kraina przepięknych górskich jezior. Latem warto połączyć przyjemne z pożytecznym i podziwiać je z perspektywy dwóch kółek, zwłaszcza że sieć szlaków rowerowych zlokalizowanych wokół akwenów jest gęsta i urozmaicona. Mniej wymagające trasy biegną wzdłuż nabrzeży, ale raj odnajdą tu również miłośnicy górskich wypraw, docierając w miejsca niedostępne przy pomocy auta. Warto wspomnieć choćby o liczącej 80 kilometrów trasie, którą przez Valsugana i Valle di Ledro dotrzesz aż nad słynną Gardę. Wspaniałe krajobrazy czekają również na mniej zaawansowanych adeptów kolarstwa, ponieważ w regionie niezwykle łatwo wypożyczyć również rowery elektryczne, których popularność stale rośnie.

    Po intensywnej przygodzie Trentino oferuje doskonałą infrastrukturę hotelową, SPA, wspaniałe wino i doskonałe lokalne sery. To prawdziwa mekka kolarstwa, którą warto odwiedzić przynajmniej raz w życiu i następnie? wracać do niej przez lata, wciąż odkrywając nowe trasy i atrakcje.

    Więcej informacji o rowerowych wakacjach znajdziecie na oficjalnej stronie Trentino.

  • Ludzie, których nie znam. Wyścigi, o których nic nie wiem.

    Ludzie, których nie znam. Wyścigi, o których nic nie wiem.

    52 dni startowe w kalendarzu UCI. 65 kolarzy z zawodową licencją. Kolarstwo szosowe w Polsce. By się nim interesować, trzeba sporego samozaparcia.

    Krótki test. Masz dziesięć sekund, by pomyśleć o nazwiskach polskich kolarzy. Michał Kwiatkowski i Rafał Majka się nie liczą. 3..2..1..Start
    .
    .
    .
    Już. Wymieńcie pięciu.

    A teraz robimy to samo z wyścigami. Tour de Pologne wykluczamy z tej zabawy. Gotowi? Go!
    .
    .
    .
    I jak? Poproszę o nazwy trzech imprez szosowych.

    Mistrzostwa Polski, rywalizacja o ikoniczną ?koszulkę z orłem? to dobry moment, by pochylić się nad rodzimym kolarstwem i kolarzami. Co wiemy, co chcielibyśmy wiedzieć, jak w nim uczestniczymy i wreszcie, skąd czerpiemy informacje.

    Ujmując sprawę jak najprościej się da napiszę: jest bieda.

    By na bieżąco śledzić poczynania kolarzy ścigających się po naszych szosach, trzeba być prawdziwym pasjonatem, poświęcić wiele czasu i energii. De facto jedyną imprezą na stałe obecną w mediach jest Tour de Pologne, który co roku przez tydzień gości na antenie telewizji publicznej, do tego w popołudniowym ?prime time?.

    Pozostałe zawody, a jest ich niemało, można obejrzeć w porywach w telewizji regionalnej. Nawet, jeśli są to, na naszą miarę prestiżowe wydarzenia takie jak etapówki Szlakiem Grodów Piastowskich, Małopolski Wyścig Górski, Bałtyk – Karkonosze, Wyścig Solidarności i Olimpijczyków czy Szlakiem Walk Majora Hubala czy ?klasyki?, np. Memoriał Henryka Łasaka. O takiej imprezie jak ?Karpacki Wyścig Kurierów? nie wspominam, bo choć to ważny event, startują w nim młodzieżowcy, to taki środkowoeuropejski odpowiednik Tour de l?Avenir.

    Cóż bym dał za fajną galerię zdjęć z jednej z tych imprez, którą mógłbym z przyjemnością wrzucić jako pierwszy punkt ?loverove?. Powiedzieć Wam: hej, zobaczcie, jak fajnym tłem dla peletonu jest Dolny Śląsk czy Małopolska. Albo kilkuminutowy klip wideo podsumowujący imprezę. Nie, nie ten z gadającymi głowami burmistrzów i wójtów. Ten z akcją, dynamiką, kreujący i miejsca i ludzi – sportowców.

    Luka na rynku jest tak wielka, że to nie musi być content dostarczany przez organizatorów imprez. Mogłyby to robić drużyny, niekoniecznie te najbogatsze. Nawet w World Tourze o swoich fanów dbają tylko nieliczni, ale obok ekip takich jak Sky czy Quick Step o swoich fanów i komunikację bardzo dobrze zabiega niskobudżetowy Cannondale-Drapac, który serwuje nam klimatyczne zdjęcia i opowieści kolarzy.

    Właśnie, kolarze? Wspomnieni Majka i Kwiato w tym roku doczekali się profesjonalnie wyglądających stron internetowych. Ich kanały społecznościowe jakoś żyją, ale powiedzmy sobie szczerze, możemy się z nich głównie dowiedzieć o wynikach osiąganych przez naszych gwiazdorów.

    A wyniki wszyscy znamy. Będąc mocno zainteresowanymi, dzięki portalom naszosie.pl, rowery.org i pro-cycling.org możemy oswoić się z nazwiskami zwycięzców, czasami przeczytać wywiad a nawet ?bloga? a to bardziej a to mniej doświadczonych kolarzy.

    Z mojej strony i z tego miejsca: wielkie dzięki za tę robotę, bo gdyby nie Wy, to ?polska szosa? byłaby dla kibiców równie odległa co Tour of Rwanda. A może nawet mniej, bo Tour of Rwanda ma całkiem fajną promocję.

    Jednak realnie, po stronie drużyn i zawodników próżno szukać nawet nie tyle fajnych, co regularnie dostarczanych treści. Jeśli miałbym wskazać najbardziej aktywną postać w polskich, kolarskich social mediach, to jest to dyrektor sportowy PZKol, Andrzej Piątek. Reszta naszego peletonu razem nie produkuje tylu postów co on jeden. Jeśli co trzeci nasz zawodowiec korzystałby z facebooka i twittera w ? tak aktywnie jak on, śmiem twierdzić że już za chwilę mielibyśmy całkiem sporo ciekawych wiadomości z pierwszej ręki. Bo jak słusznie zauważył Bartek Wawak w rozmowie, którą z nim przeprowadziłem, tak, to również jest obecnie ważny element pracy wyczynowego sportowca.

    Wspomniane ?loverove? to naprawdę dobry test tego, co jest dostępne i co jest ciekawe. Gdy startowałem z tym porannym przeglądem newsów myślałem: ?sporo się zmienia, niedługo będę wrzucał większość materiałów po polsku?.

    Tymczasem, jeśli wśród trzech punktów znajduje się jeden dotyczący polskiej imprezy lub zawodnika ścigającego się w kraju – jest dobrze. Jeśli wszystkie trzy pochodzą z rodzimych wydarzeń, i jest to np. wywiad, zdjęcie i wideo – to święto.

    Możecie powiedzieć: no dobra, skoro narzekasz, to sam mógłbyś się zabrać do roboty i więcej pisać o tym, co dzieje się w Polsce. Owszem, mógłbym. Ale realnie rzecz ujmując, wymagałoby to ode mnie o wiele większego wysiłku, nakładów czasu i pieniędzy.

    W sytuacji, w której ogólnie zmagamy się raczej z nadmiarem informacji i przyjąłem dla siebie rolę ich selekcjonowania, wybrania najciekawszych i dzielenia się nimi, ewentualnie z pewnym dodatkiem pracy własnej, nie mam dość zasobów, by robić więcej.

    Ba, newsy, ciekawostki, dane, materiały, anegdoty dotyczące imprez, klubów i zawodników nawet z drugiego końca globu mam często podane na tacy. A jeśli nie na tacy, to wymagające niewielkiego researchu i poskładania wszystkiego w całość.

    Dzięki temu jestem w stanie napisać o brodzie Dana Cravena z Namibii, natomiast o tym, co wydarzyło się na ważnej imprezie 300km od mojego domu nie mam pojęcia. Bo żeby mieć, musiałbym tam fizycznie być, dojechać a jeszcze najlepiej zakumplować się z obsługą grup i zawodników, by dotrzeć do interesujących Was informacji, które dorównują temu, co jestem w stanie zagregować siedząc przed komputerem.

    Zatem, jeśli wiecie, że jakiś zawodnik czy organizator robi coś fajnego, wartościowego, ciekawego lub? po prostu robi, to nie krępujcie się podsyłać (najlepiej w wiadomości na facebookowym fanpage). A jeśli znacie tegoż zawodnika, organizatora czy członka klubu czy grupy zawodowej, to motywujcie ich do działania. Jest taka plaża, że naprawdę nie trzeba wiele, by się wybić i zostać zauważonym.