Biniam Girmay wygrał trzy etapy Tour de France 2024 i zwyciężył w klasyfikacji punktowej. W niespełna godzinnym dokumencie udostępnionym przez Arte możemy obejrzeć archiwalne materiały z początków jego kariery.
Zwiastun filmu Lievena Corthoutsa
Aby nie pozostawiać żadnych wątpliwości: “Biniam Girmay. Geniusz Kolarstwa” (oryginalny tytuł „This Is My Moment. Veni, Vidi, Bini”) to propozycja dla zaangażowanych fanów kolarstwa, którzy szukają unikatowych treści. Udostępnia wiele niepublikowanych wcześniej materiałów, zarówno nagranych na potrzeby tego filmu jak i pochodzących z prywatnego archiwum zawodnika.
Wartość poznawczą ma więc sporą, tym bardziej, że twórcy pokazują same początki kariery erytrejskiego kolarza. Te zanim stał się sławny dzięki imponującym sprintowi na mistrzostwach świata w 2021, wygrał Gandawa – Wevelgem i etap Giro 2022 i wreszcie pokonał Jaspera Phllipsena podczas Tour de France 2024.
Mamy nieco ujęć z wyścigów w jego rodzinnej Asmarze, relacji rodzinnych czy początków związku z żoną Saliem.
Do tego należy dodać początki europejskiej kariery w centrum kolarstwa w Aigle oraz pierwszy kontrakt z grupą Delko, która zakończyła działalność w czasie pandemii.
Film to kronika życia Girmaya i trzeba przyznać, że twórca miał sporo szczęścia i wyczucia, że trafił na taki diament. Zawodnik jest bowiem nie tylko wybitnym kolarzem, ale, mimo iż angielski nie jest jego pierwszym językiem, przekazuje kilka znakomitych obserwacji na temat profesjonalnego sportu rowerowego. Fakt, że Lieven Corthouts poświęcił sześć lat na to, by podążać z kamerą za – początkowo anonimowym – erytrejskim sportowcem jest sam w sobie wyjątkowy. Zgodnie z notką prasową reżyser w procesie powstawania filmu zaprzyjaźnił się z Girmayem a ze względu na to, że spora część materiału to de facto vlogi samego zawodnika, należy go uznać za równoważnego współtwórcę.
Krótko mówiąc, jeśli szukacie kolarskich treści „dla koneserów”, to zdecydowanie polecam.
Cały film „Biniam Girmay. Kolarski Geniusz” osadzony z kanału Arte Dokumenty
Luca Guadagnino, włoski prowokator a zarazem ulubieniec światowej krytyki swoim “Challengers” z Zendayą w roli głównej nobilituje kino sportowe.
Jestem fanem filmów sportowych. Jestem fanem Luki Guadagnino. Jestem fanem Zendayi. Co mogło więc pójść źle? Spoiler alert: wszystko poszło dobrze.
“Challengers” to (gra słów zamierzona) trójkąt kina sportowego, artystycznego i romansu. Niegłupie kino rozrywkowe z autorskim sznytem twórcy, który nie stroni od homoerotycznych motywów i wizualnych eksperymentów.
W skrócie: Tashi Duncan (Zendaya) to utalentowana tenisistka, która niedługo przed rozpoczęciem kariery zawodowej doznaje kontuzji wykluczającej ją z profesjonalnego uprawania sportu. Pozostaje jednak przy dyscyplinie, która jest dla niej więcej niż sportem, pasją czy pomysłem na karierę. Tenis to jej życie. Wiąże się więc na dobre i na złe: jako trenerka i żona z Artem (Mike Faist): jednym z pary przyjaciół, z którymi romansowała jako nastolatka.
Przez serię retrospekcji obserwujemy historię relacji między Tashi, Artem, Patrickiem (Josh O’Connor) a tenisem. Wyczynowy sport jest tu kontekstem, katalizatorem, początkiem i końcem całej tej, banalnej w sumie, opowieści.
Każdy ma tu jakąś agendę, swoje niedokończone interesy: z przyjacielem, kochankiem czy pozycją w rankingu. Trzeba wiele energii i koncentracji do walki o wielkiego szlema, zarobienie na rachunki grając w podrzędnych turniejach czy udowodnienie światu, że choć los złamał karierę, nie złamał ducha. A mimo to bohaterowie dodatkowo wikłają się w emocjonalne gierki, jakby mało im było ekscytacji związanej z życiem mniej lub bardziej profesjonalnych graczy.
Czy postaci da się lubić? Nie. Czy są one perfekcyjnie napisane? Cóż, też nie. Czy ich historia jest w jakiś sposób wyjątkowa? Raczej nie odbiega od pewnej celebryckiej średniej.
Dramaty są wielkie, wzruszenia głębokie, kariery większe niż życie a upadki bolesne. Brzmi jak kicz? Troszkę.
Ale jak to się ogląda! Montaż, soundtrack (hipnotyzująca ścieżka Trenta Reznora i Atticusa Rossa), innowacyjne ujęcia podczas decydującego o losach bohaterów meczu, nawiązania do kina artystycznego, kina akcji, ale też do anime, trochę czarnego humoru i sporo erotycznego napięcia.
Guadagnino inspiruje się kinem gatunkowym (filmy sportowe to, jakby na to nie patrzeć często produkcje “klasy B”), eksploatuje je do granic możliwości i przetwarza w swój autorski sposób. Europejski mistrz arthouse’u pokazuje więc, że kino sportowe może być i świetną rozrywką i propozycją dla koneserów. Czapki z głów.
Challengers (2024) reż. Luca Guadagnino 2h11’
Film obejrzałem w kwietniu 2024 w krakowskim Kinie pod Baranami.
Zapowiadany jako jedno z ważniejszych wydarzeń medialno-marketingowych dla wyczynowego kolarstwa serial Netflixa robi dobrą robotę dla sportu rowerowego, ale pozostaje typowym produktem streamingowego giganta.
Zwiastun „Tour de France: Unchained” (polski tytuł: W sercu peletonu”)
Ośmioodcinkowy serial hitowego “F1: Drive to survive” podąża za kilkoma drużynami i zawodnikami startującymi w “Wielkiej Pętli” 2022. Każdy epizod ma zbliżoną strukturę: opowiada historię jednego lub dwóch protagonistów: przez krótki zarys postaci, jakiś rodzaj wyzwania, z którym się mierzy i dążenie do wyznaczonego celu w czasie zeszłorocznego wyścigu.
Najwięcej czasu spędzamy z ekipami Jumbo – Visma, Alpecin – Fenix, Quick Step – Alpha Vinyl i Groupama FDJ oraz Ineos Grenadiers. Nieco mniej z Bora Hansgrohe, Ag2r Citroen oraz EF – Easy post, za to jej manager, Jonathan Vaughters jest jednym z głównych ekspertów serialu obok Davida Millara, Orli Chennaoui i Steve’a Chainel.
Co istotne, na współpracę z Netflixem nie zdecydowała się drużyna UAE Team Emirates.
Ze względu na koncepcję serialu, nie podążamy linearnie za przebiegiem wyścigu, za to śledzimy losy wybranych przez producentów bohaterów.
Prawdopodobnie na potrzeby widowni spoza kolarskiego światka, każdej ekipie i zawodnikowi nadano zestaw łatwych do dopasowania i skojarzenia cech. EF to outsiderzy, Alpecin debiutanci, Ineos bogaci dominatorzy a Jumbo pretendenci do tytułu. Vingegaard jest niepewny siebie i rośnie na mistrza w trakcie touru, Philipsen to uroczy fajtłapa, który w końcu osiąga sukces, Thomas to weteran a Gaudu i jego szef Madiot szukający sposobu na zdobycie podium francuscy intelektualiści. Co ciekawe, rolę czarnego charakteru i naczelnego egoisty przypisano Van Aertowi.
To wszystko ma jakieś uzasadnienie narracyjne, jednak poczucie dopasowania realnych wydarzeń do wcześniej napisanego scenariusza jest nieco uwierające.
A szkoda, bo Tour de France 2022 był niemal jednogłośnie oceniany przez kibiców i ekspertów jako jeden z najlepszych w ostatnich latach. Producenci dostali do adaptacji wybitny materiał źródłowy, z którego wykroili typowy dla Netflixa, przeciętny produkt rozrywkowy.
Owszem, ogląda się to dobrze. Mamy sporo ujęć nagranych specjalnie na potrzeby serialu, zmontowanych z fragmentami relacji telewizyjnej oraz “onboardów”. Jest dynamicznie i emocjonująco. Czterdziestominutowy format sprawdza się znakomicie, zwłaszcza w porównaniu z wielogodzinnymi relacjami z Tour de France, w czasie których peleton, cóż, po prostu przemieszcza się na tle przyrody i architektury.
Tymczasem w serialu dostajemy samo kolarskie “mięso”, bez dłużyzn i nudy.
Tyle tylko, że w takiej formie można przedstawić każdy wielki tour, bez względu na to, co na nim się wydarzyło. Jestem sobie w stanie wyobrazić produkcję na tym samym poziomie opisującą powszechnie uznawane za nudne (czy też, używając eufemizmu, “dla koneserów”) tegoroczne Giro:
walkę Pinota o etap, ucieczki Dereka Gee, dosłowne i metaforyczne upadki oraz powroty Roglica, zdziesiątkowaną drużynę Quick Stepu radzącą sobie po wycofaniu Evenepoela, wielki come back Cavendisha oraz walkę peletonu z wrogimi żywiołami. I już, mamy kolejny sezon serialu. Taka prawda ekranu.
Co więcej, przywiązanie do scenariusza i brak współpracy z UAE zaowocowały pominięciem ikonicznego momentu po upadku Pogacara w Pirenejach, gdy Vingegaard najpierw na niego poczekał, następnie panowie podali sobie ręce by przystąpić do kontynuowania morderczej rywalizacji. Nie ma też zbyt wiele o szarżach Pogacara w pierwszej części wyścigu. Choć bohaterami są kolarze EF, zabrakło miejsca dla jednego z bohaterów Touru, czyli Magnusa Corta Nielsena. Jak w każdym wielkim tourze, narracji jest bez liku i mam wrażenie, że producenci nie zareagowali właściwie na toczący się na żywo spektakl, podążając tylko za tymi, które zaplanowali sobie wcześniej.
W „TdF: Unchained” pokazano tylko poślizg Vingegaarda. Zabrakło upadku Pogacara, gestu fair play i ikonicznego uścisku rąk.
Do tego, jak to na platformach streamingowych, dostajemy niechlujnie przygotowane napisy z licznymi błędami, nieścisłościami czy też niezręcznościami. Fanów kolarstwa rażą a mniej zorientowanych widzów mogą wprowadzać w konfuzję.
Casualowych subskrybentów Netflixa serial o Wielkiej Pętli być może wprowadzi w świat zawodowego kolarstwa i zachęci do śledzenia tegorocznej edycji wyścigu. Sądząc jednak po tym, że recenzji poza mediami kolarskimi jest jak na lekarstwo a w Polsce serial nie wbił się do top 10 najpopularniejszych nowości, póki co nie odniósł sukcesu.
“Tour de France: Unchained” (“W sercu peletonu”)
Netfix 2023
8 odcinków po 40 minut
Parę ciekawostek na koniec
Jonathan Vaughters kilka lat temu próbował pozyskać Netflixa jako sponsora dla swojego teamu. Nie udało mu się to, ale być może zasiał w ten sposób ziarno, które zaowocowało powstaniem “TDF Unchained”
Ekipa Jumbo – Visma, która dostała bardzo obszerną ekspozycję w serialu boryka się z problemami finansowymi. Sieć supermarketów Jumbo wkrótce kończy współpracę, jeden ze współmecenasów zalega z wypłatami. Czy zatem serial Netflixa pojawił się w odpowiednim momencie pomoże topowej ekipie pozyskać komercyjne wsparcie?
Patrick Lefevere znany z kontrowersyjnych wypowiedzi przedstawiony jest jako opanowany i sympatyczny starszy pan
Zaprezentowanie Wouta van Aerta jako antagonisty serii spotkało się z niezrozumieniem samego zainteresowanego i sporej części środowiska kolarskiego
“Sweat” Magnusa von Horna to kilka zaskakująco celnych obserwacji dotyczących życia fitnessowych influencerów. To także kolejny przykład niezłego filmu, który wykorzystuje sport do skomentowania otaczającej nas rzeczywistości.
Sylwia, główna bohaterka grana przez Magdalenę Koleśnik, to aspirująca influencerka w branży fitness. Z sześciuset tysiącami followersów w mediach społecznościowych jest nieco mniej znana niż Ewa Chodakowska czy Anna Lewandowska. Kamieniem milowym w jej karierze ma być wizyta w “Dzień Dobry TVN”.
Zanim to się jednak wydarzy, przeżyjemy z nią kilka dość intensywnych dni. Sylwia będzie zmagała się ze stalkerem, skonfrontuje swój sukces zawodowy z rzeczywistością podczas tradycyjnego, rodzinnego spotkania a sławę i priorytety prowadzącej zdrowy tryb życia gwiazdy z problemami dawno niewidzianej koleżanki ze szkoły.
Równocześnie poprowadzi event w galerii handlowej, nagra kilka motywacyjnych instastories, wypije smoothie i zamieści parę obowiązkowych materiałów “we współpracy”.
Zderzenie social medialnej kreacji z “prawdziwym życiem” zarysowano wyraźnie, tak jak daleko jest jaskrawemu różowi legginsów do burości mieszkania w bloku a zimnemu narcyzmowi głównej bohaterki do jej głęboko skrywanej wrażliwości.
Wydawałoby się, że to banał i oczywistość, ale, cóż, taki już urok małych, kameralnych filmów. Sprawna realizacja, dobre zdjęcia i przyzwoite aktorstwo sprawiają, że “Sweat” ogląda się równie dobrze co “Córkę trenera”.
Wygląda więc na to, że życie sportowca jest tym elementem polskiego kina, który sprawdza się jako temat opowieści o współczesnym życiu (w miarę) młodych ludzi.
Być może to efekt zmiany, którą widać niemal na każdym kroku. Wszak aktywność fizyczna wpisała się na stałe w nasz krajobraz. Z przyjemnością obserwuję więc jej obecność również w produkowanych obecnie filmach.
Co więcej, tych, które ogląda się nie tylko bez poczucia zażenowania, ale wręcz z pewną przyjemnością czy satysfakcją.
“Sweat” Reż. Magnus von Horn Polska/Szwecja 2020 105’
Dokument z 2015r pokazuje jak światowe aglomeracje radzą sobie z zanieczyszczeniem powietrza, korkami i wypadkami w ruchu drogowym. Odpowiedzią na te problemy ma być (oczywiście) rower.
Zwiastun filmu „Bikes vs Cars”, reż. Fredrik Gertten
Fredrik Gertten jest szwedzkim reżyserem, producentem i dziennikarzem, w swojej karierze skupiającym się głównie na kwestiach społecznych.
W “Bikes vs Cars” opowiada przede wszystkim o dwóch wielkich aglomeracjach: Los Angeles i São Paulo. Pokazuje, jak zaburzona równowaga i preferencje, które w procesie rozwoju tych miast dostali kierowcy samochodów, doprowadziły do licznych problemów, zagrożeń i absurdów.
Możemy więc zobaczyć, że “samochodoza” trawi w równym stopniu zarówno tę najbardziej rozwiniętą jak i dopiero rozwijającą się część świata. Dla kontrastu dostajemy obrazki z Kopenhagi, która z kolei przedstawiana jest jako rodzaj ziemi obiecanej, gdzie stroną “poszkodowaną” są kierowcy.
Śledząc losy aktywistów z LA i São Paulo obserwujemy, że mimo oporu ze strony konserwatywnych władz czy wpływów koncernów naftowych oraz przemysłu samochodowego zmiana jest możliwa.
Jej celem nie jest jednak udowodnienie swoich racji czy poglądów politycznych a coś tak oczywistego jak poprawa jakości życia.
Zniszczenia w sferze społecznej, kulturowej i zdrowotnej, jakie niesie ze sobą niezrównoważony rozwój miast, są bowiem poważne i trudne do odwrócenia.
Z tego powodu to ważny film również z naszej perspektywy. Choć “Bikes vs Cars” to film z 2015r, bardzo łatwo znaleźć w nim analogie do sytuacji, w której obecnie znajdują się polskie samorządy, zarówno te większe jak i mniejsze.
Będąc wciąż na dorobku i mając przed sobą sporo inwestycji, możemy wybierać, czy nasze miasta mają być betonowymi monstrami, czy przyjaznymi dla ludzi miejscami do życia.
Wbrew tytułowi to nie jest film o sporze rowerzystów z kierowcami, tylko o odzyskiwaniu miast dla ludzi. Dla nas.
Film w grudniu 2021 obejrzałem na Netflixie.
Bikes vs Cars Reż. Fredrik Gertten Szwecja, 2015 87’
Zwierzenia zawodowca z World Touru, który zachowując anonimowość dzieli się z nami kolarską kuchnią. W teorii brzmi atrakcyjnie, ale w praktyce wychodzi to średnio.
Anonimowy Kolarz robi wszystko, by zachować anonimowość. Pewną atrakcją w brnięciu przez jego refleksje na temat sportu rowerowego na najwyższym poziomie wyczynu jest poszukiwanie pozostawionych przez autora tropów dotyczących jego tożsamości.
Kolarzy, których kariery były długie, zawierały w sobie kilka miejsc w top10 wielkich torów i łączyły się z używaniem lub nie określonego sprzętu wcale nie było wielu.
Oczywiście może być tak, że anonim próbuje nas zmylić, łącząc w opowieści wspomnienia nie tylko swoje, ale i swoich kolegów, natomiast realnie rzecz ujmując tożsamość autora nie ma zasadniczego znaczenia biorąc pod uwagę formę jego memuarów.
Jak sam wspomina, swoje refleksje spisywał w kolejnych pokojach hotelowych w czasie sezonu 2017 i 2018, pełniąc rolę pomocnika w składzie jednej z worldtourowych ekip. Jako reprezentant nieco starszego pokolenia kolarzy, cieszy się wypracowaną przez lata pozycją i przyzwoitym kontraktem.
Opowiada więc o finansowym aspekcie kolarstwa, dopingu, bezpieczeństwie, teamie Sky, życiu na walizkach i relacjach międzyludzkich w zawodowym peletonie. Na chwilę oddaje nawet głos swojej żonie, co nadaje nieco nużącej opowieści odrobinę świeżości.
Nasz anonim atakuje nas bowiem swoistym strumieniem świadomości. Rodzajem bloga, teoretycznie podzielonego na tematyczne rozdziały, w praktyce jednak co chwilę powtarzającego te same kwestie, problemy a nawet frazy. Choć z jednej strony podkreśla, że dobrze czuje się w swoim świecie i odnalazł komfort w życiu, większość rzeczy, o których pisze uważa za złe, kiepskie, do bani.
Biorąc pod uwagę chaos, powtórzenia i brak puentowania kolejnych tematów, całość jest więc dość męcząca.
Dodatkowy problem to brak dodanej wartości poznawczej, przynajmniej dla jakkolwiek bardziej zaangażowanego fana kolarstwa. Głębszy wgląd w życie zawodowego peletonu dostajemy w felietonach “The Secret Pro” na cyclingtips, natomiast sporo kwestii anonsowanych jako kontrowersyjne i wcześniej nieznane poruszali już zawodowcy nieukrywający się za kotarą anonimowości w wywiadach dla Guardiana, Cyclingews, Velonews, Cyclingtips i innych mediów.
Inna kwestia, że większość tego typu materiałów dostępnych jest po angielsku, teraz za sprawą wydawnictwa SQN mają do nich dostęp polscy czytelnicy.
Z pewnością nie jest to pozycja “must have”, natomiast jako wakacyjne czytadło można przez nią przebrnąć. Choć raczej polecam śledzenie dobrych, kolarskich treści na bieżąco.
“Anonimowy kolarz. Prawdziwe życie w zawodowym peletonie” Wydawnictwo SQN 2021 304 strony
Wersję elektroniczną książki kupiłem w lipcu 2021 na stronie wydawnictwa za 27,51zł
Kolejny rok z drużyną Movistar i kolejne dramaty, spory, rozczarowania i sukcesy. “Zaskakujący dzień” towarzyszy Alejandro Valverde oraz jego kolegom podczas pandemicznego sezonu 2020.
Pierwszy sezon “serialu o movistarze” trafił na Netflix w idealnym momencie. W środku pierwszego lockdownu, gdy siedząc w domach byliśmy pozbawieni dostępu do kolarskich emocji.
Druga odsłona produkcji dokumentującej życie drużyny Eusebio Unzue została udostępniona, gdy sezon 2021 był już w pełni. A szkoda, bo ciężko emocjonować się wydarzeniami sprzed pół roku, gdy tymczasem historia kolarstwa dzieje się na żywo.
Lepszym terminem byłaby oczywiście zima, no ale cóż, jest jak jest.
“Zaskakujący dzień” po raz kolejny umożliwia nam zajrzenie za kulisy worldtourowej drużyny kolarskiej. Movistar to ekipa szczególna, funkcjonująca nieprzerwanie od 1980 roku. Kierowana przez doświadczonych, lecz często podejmujących kontrowersyjne decyzje menagerów, z utalentowanymi, ale chimerycznymi gwiazdami w składzie.
Drugi sezon produkcji Netflixa kontynuuje motywy zaprezentowane w premierowym: “problemy wychowawcze” z Markiem Solerem, kwestie przywództwa, zarówno na szosie, w samochodach technicznych i biurze jak również źródła podejmowanych decyzji, których efekty widzimy później na antenie Eurosportu.
Movistar jest bowiem tym klubem, którego jazda często budzi kontrowersje a taktyka jest trudna do zrozumienia.
Czy drugi sezon “Zaskakującego dnia” daje odpowiedź na pytania dotyczące ucieczek, pościgów i ataków kolarzy w niebieskich strojach? Cóż, przekonacie się sami, oglądając sześć dudziestopięciominutowych odcinków.
Nie spojlerując powiem tylko tyle, że widzę pewien związek między chaotycznym montażem do pewnego stopnia utrudniającym podążanie za kolejnymi wydarzeniami a sytuacją w drużynie.
Jest to jednak tylko drobna wada formalna, skutecznie przykryta przez piękne zdjęcia a także bezcenny wgląd, jaki dostajemy za kulisy zawodowej drużyny kolarskiej.
Najważniejsza prawda, jaką oglądamy to ta, że choć często profesjonalnych sportowców odbieramy wyłącznie przez pryzmat ich wyników, to wciąż a może przede wszystkim są ludzie. Liczby, waty, kilogramy czy lata doświadczenia są niczym przy osobistych emocjach, temperamencie i czasem niezrozumiałych reakcjach organizmu.
Warto o tym pamiętać komentując wydarzenia na kolejnych wyścigach, czy to z udziałem kolarzy Movistaru czy innych drużyn.
“Zaskakujący dzień”, sezon 2
Hiszpania 2021 6 odcinków o długości ok. 25 minut każdy Serial na Netlflixie obejrzałem w czerwcu 2021
PS Polskie napisy do tego serialu to prawdziwy dramat
TL;DR Ten kompleksowy poradnik samodzielnego bikefittingu to “must have” każdego świadomego rowerzysty.
“Bikefitting. Zrób to sam” to pierwszy polski poradnik pozwalający samodzielne ustawienie właściwej pozycji na rowerze. Wiele wskazuje, że to pierwsza taka pozycja nie tylko po polski, ale w ogóle.
Owszem, na co lepszych portalach, kanałach youtube oraz stronach producentów sprzętu znajdziecie odpowiedzi na konkretne pytania typu
-“jakie wybrać siodło?” – “jaką dobrać szerokość kierownicy?” – “który rozmiar ramy jest dla mnie prawidłowy?” – “jak ustawić bloki w butach?” i wiele, wiele innych.
Co więcej, część tych materiałów będzie miało sporą wartość, natomiast w oderwaniu od szerszego kontekstu wcale nie musi prawidłowo rozwiązać waszych problemów związanych z niedospasowaną pozycją na rowerze.
Jej właściwe ustawienie to bowiem cały proces, który zaczyna się pytaniem o cel jazdy, idzie przez pomiary zarówno ciała jak i roweru oraz jego komponentów a kończy nie tylko na właściwym doborze sprzętu, ale też dalszej pracy nad jego optymalizacją.
Tamara Górecka-Werońska, autorka “Bikefitting. Zrób to sam (rower szosowy)” nie tylko przeprowadzi was przez tę podróż przy pomocy wyczerpujących opisów, ale też ilustrując kolejne kroki właściwymi zdjęciami. Da wam także bardzo solidną podbudowę teoretyczną z zakresu fizjologii, ergonomii i biomechaniki.
Dzięki temu nie tylko samodzielnie ustawicie sobie rower, ale również będziecie wiedzieli dlaczego zrobiliście to tak a nie inaczej. Na koniec łatwiej będzie wam wyłapać przyczyny pojawiającego się w czasie jazdy dyskomfortu.
Krótko mówiąc jest to pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego świadomego rowerzysty i kolarza.
“Bikefitting. Zrób to sam” dostępny jest jako ebook, książka lub kurs online (albo w zestawach tych elementów). Poradnik dotyczyczy samodzielnego bikefittingu roweru szosowego czy też gravelowego. Niebawem możecie się spodziewać drugiej części, skupionej na rowerach górskich.
“Bikefitting. Zrób to sam”. Tamara Górecka-Werońska, Paweł Weroński Self-publishing 2021. 170 stron.
Historia młodej narciarki uwikłanej w toksyczny związek z trenerem. Francuski film “Slalom” to kolejny ważny głos w dyskusji o molestowaniu i nadużyciach w świecie sportu.
Pełnometrażowy debiut Charlène Favier zyskał na tyle uznania, by zostać wyselekcjonowanym do pokazów w kategorii “First Features” podczas ubiegłorocznego (odwołanego) festiwalu w Cannes.
Mimo pewnych wad scenariusza, broni się nie tylko jako znak czasów i głos w dyskusji #metoo, tym razem ze świata sportu.
W trudnej, głównej roli nastoletniej Lyz dobrze radzi sobie Noée Abita, do tego mamy piękne zdjęcia oraz sporo obserwacji dotyczących treningu, motywacji i kosztów sukcesu.
Na drodze do niego towarzyszymy utalentowanej zawodniczce uprawiającej narciarstwo alpejskie. Choć w teorii ma łączyć szkołę z treningami w klubie, w praktyce jej życie skupione jest na sporcie.
Będąc w trudnej sytuacji rodzinnej, odrzuca relacje zarówno z matką jak i z rówieśnikami i wchodzi w romans z dwukrotnie starszym od siebie trenerem.
Fred jest szkoleniowcem wymagającym, szorstkim i brutalnym. Jego podopieczni osiągają jednak sukcesy a mimo początkowych trudności Lyz staje się jego ulubienicą. Od wsparcia i szczególnej uwagi jest już tylko krok do wątpliwego moralnie związku i nadużyć seksualnych.
“Jak zawsze” bowiem w takiej relacji strony nie są równe. Różnica wieku to jedno, ale równie istotne są trudna sytuacja emocjonalna zawodniczki, typowe dla sportu hierarchia i autorytet, obietnice sukcesu, świetlanej przyszłości, wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie czy bardziej pragmatyczne dostęp do sprzętu czy sponsorów.
Bez względu na to, czy mówimy o szkole artystycznej czy klubie sportowym, zasady są podobne. Nawet biorąc pod uwagę, że początkowo fascynacja może być obustronna, ostatecznie to mentor zawłaszcza świat młodej, wchodzącej w dorosłość adeptki, zdobywa nad nią władzę i doprowadza do sytuacji, gdy ta jest od niego całkowicie zależna.
Jako obraz patologicznej relacji zawodniczki z trenerem lepiej sprawdza się “Mała Królowa”, bazujący na historii kanadyjskiej kolarki Geneviève Jeanson. “Slalom” mimo pewnych niedociągnięć scenariusza ma za to nieco większe ambicje stricte filmowe. Jest lepiej sfotografowany, lepiej zagrany i bliżej mu do bardziej uniwersalnego dramatu niż paradokumentu dla społeczności rowerowej.
Polecam zatem nie tylko czekającym na rozstrzygnięcie procesu Andrzeja P., śledzącym nadużycia w brytyjskim kolarstwie czy na polskich uczelniach artystycznych.