W ten weekend ostatecznie rusza sezon masowych imprez rowerowych. Dwie najliczniejsze serie maratonów mtb: Bikemaraton oraz Mazovia zapraszają do udziału we wspólnej zabawie.
Sam, konsekwentnie od roku, wybieram co innego, ale wiem, że jestem w mniejszości. Załóżmy jednak, że znowu chciałbym regularnie startować w maratonach. Odłożę na bok motywację i inne kwestie, skupię się na samych kosztach. Mieszkam w Krakowie, chcę zbierać punkty do klasyfikacji generalnej w jednej z serii. Na udział w takich zawodach składają się:
Opłata startowa
Dojazd: paliwo i myto na bramkach autostradowych
Często nocleg
Odżywki (powiedzmy, że dwa żele, baton i napój izotoniczny)
Normalny koszt uczestnictwa w maratonie to 70PLN. Gdybym chciał dojechać z Krakowa do Miękini, w dwie strony przejechałbym 600km, do Legionowa 640. Przy spokojnej jeździe z bagażem i rowerami na dachu daje to przynajmniej 48 litrów benzyny, około 260PLN. Do tego 68,40 za autostradę. W obu lokalizacjach można wystartować bez noclegu, choć wymaga to wczesnej pobudki, co jest nie bez wpływu na samopoczucie w czasie zawodów. Jeśli znajdę kogoś do towarzystwa, dojazd będzie kosztował 160PLN. Dwa żele i baton energetyczny, które przyswoję w czasie maratonu to kolejne 20-25PLN, doliczając kilka bidonów izotoniku rozrobionego z proszku, licząc na okrągło 30PLN.
W sumie start w inaugurującym sezon maratonie będzie kosztował ok. 265 Polskich Złotych. Nie każde zawody są na Dolnym Śląsku (koszt autostrady), niektóre za to wymagają noclegu, zatem nie jest to kwota bardzo odbiegająca od średniej. Jeśli chciałbym wystartować osiem razy, muszę zarezerwować około 2100PLN.
A to tylko początek?
Sport masowy stał się w ostatnich kilku latach rzeczywiście popularny. Bieganie
promowane akcją Gazety Wyborczej przeżywa prawdziwy boom. Padają kolejne rekordy frekwencji, maratony, biegi uliczne, górskie czy nawet ultra. Im trudniej i bardziej ekstremalnie, tym lepiej. Spora w tym zasługa nie tylko mediów, ale i kilku sieci sklepów. Decathlon i Lidl sprawiły, że specjalistyczna odzież stała się dostępna finansowo, jak również obyczajowo. Jeśli męskie legginsy kosztują 30PLN i widać je na bilboardzie na co drugim rogu ulicy, to może sobie kupię - nie dość, że mnie stać, to chyba bieganie w obcisłym nie jest aż tak
?pedalskie? jak wcześniej sądziłem!
Z kolarstwem jest większy problem. Bariera wejścia w ten sport, nawet na poziomie amatorskim to solidnych kilka tysięcy. Rower, powiedzmy 5000PLN, do tego kilka kompletów ciuchów, nawet z dyskontu czy decathlonu, to kolejne kilka stówek. Buty oraz pedały zatrzaskowe, przynajmniej 400, kask 100. Spokojnie uzbiera się siedem tysięcy. Wliczając w to wcześniej oszacowane koszty dojazdów, plus kilka dodatków, mamy okrągłą dyszkę: około 30% średniej krajowej netto.
Sprzęt się zużywa, w warunkach maratonowych degradacja postępuje w zastraszającym tempie. Aby nie epatować przerażającymi kosztami, pominę w tym miejscu kwestie amortyzacji, serwisu i uzupełniania braków powstałych zarówno przez wypadki losowe jak i zaplanowanych w ramach rozsądnej konserwacji. Po cichu liczę na komentarze z ilością zużytych w sezonie kompletów klocków hamulcowych ;)
Kluczowe są jednak nie same koszty, a fakt, że coraz większa grupa osób jest w stanie i chce je ponosić. Możemy narzekać, możemy sarkać, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: stać nas. Oczywiście nie wszystkich. Rozwarstwienie społeczne, wyrażane współczynnikiem Giniego jest w Polsce stosunkowo wysokie. Wspomniane dziesięć tysięcy to nadal dla większości z nas kwota niemożliwa do przeznaczenia na hobby. Dla porównania dominanta, czyli najczęściej występująca pensja to 1600PLN netto (niecałe 20tyś. rocznie), zatem nawet nie dwukrotność zaproponowanej na potrzeby tego tekstu ceny sezonu maratonowego! Mimo to cieszy, że wśród ludzi, którzy mogą sobie na to pozwolić, aktywność fizyczna, także ta zinstytucjonalizowana, zaczyna być widoczna w hierarchii potrzeb.
Tak się bawi biurowa klasa średnia
Choć
felietonista Rzeczpospolitej może narzekać na ?biegową klasę średnią?, sytuacja, w której choćby przeciętnie zamożni ludzie wybierają ruch zamiast bierności jest niezmiernie cenna. Jeśli więc w Miękini na bikemaratonie padnie rekord frekwencji a później zostanie poprawiony w Warszawie czy gdziekolwiek indziej, będę się cieszył. Od czegoś trzeba zacząć. Popularność i moda nie są takie złe, jeśli zwiększają zasięg fajnej idei. Lepsza więc sportowa klasa średnia niż ta sama w wersji biurowej: nastawiona wyłącznie na konsumpcję, bez wartości i celu.
Zdjęcie okładkowe: zawody mtb , fot. Citizen 4474, flickr CC BY SA 2.0