Aluminiowy hardtail na kołach 29?. Sprzęt ze średniej półki do xc i maratonów. Popularny temat, mimo obecności na rynku od kilku lat, „tłentynajnery” ciągle budzą ciekawość. Jeżdżę na nim od wiosny, wystartowałem w kilkunastu wyścigach. Powrót na trasy zawodów mtb zaliczyłem, sprzęt się sprawdził. Poniżej recenzja.
Dlaczego Canyon?
Miałem ograniczony budżet. Okolice 6500PLN to było absolutne maksimum moich możliwości. Okazało się, że nawet na przecenach trudno znaleźć rower, który bez większych inwestycji pozwoli stanąć na starcie zawodów. Choć na rynku jest multum firm i modeli w tym przedziale, sprzętu, który realnie nadaje się do takich zastosowań jest niewiele. Canyon od początku był na czele listy faworytów do zakupu. W dopuszczalnym budżecie oferował najwięcej, w tym nowoczesną ramę o dobrej, sportowej geometrii oraz wszystkich rozwiązaniach, które prawdopodobnie na dłużej zadomowią się na rynku (główka ramy o zmiennej średnicy, suport na pressfit, sztywne osie kół, wewnętrzne prowadzenie linek oraz przednią przerzutka direct mount). Do tego osprzęt, który sprawdza się w amatorskim ściganiu. Nie bez znaczenia była też możliwość płatności kartą kredytową.
Na czym Canyon oszczędził?
Atrakcyjna cena Canyona bierze się w dużej mierze z modelu dystrybucji. Rower kupuje się bezpośrednio od producenta, zatem odpada koszt transportu do sklepu oraz jego marża. Czy poza tym elementem firma gdzieś oszczędza? Klasa wyposażenie zachowuje niezbędny balans. Tańsze są: sztyca (Canyon), kaseta (SLX) i łańcuch (KMC), przednia przerzutka (X.7) oraz korba (SRAM S1400). Co do zasady nie upośledzają pracy, są za to nieco cięższe. Biorąc pod uwagę cenę całości, u konkurencji często te elementy pochodzą z jeszcze niższej grupy. Gdzie więc oszczędności? Na myśl przychodzi lakier. Jest delikatny i nałożono go po prostu mało. Ok, byłem przyzwyczajony do najwyższej klasy roboty wykonywanej przez Storcka, ale mimo wszystko po kilku miesiącach jazdy rama jest wizualnie podmęczona i jesienią będę musiał o nią zadbać: solidnie wyczyścić, uzupełnić zarysowania i otarcia a na koniec potraktować woskiem czy innym preparatem.
Co jest fajne?
Rama z serii Grand Canyon AL jest super. Ma dobrą geometrię (tylny trójkąt 438mm), wspomniane wcześniej nowinki techniczne, wzbudzające zaufanie, masywne przekroje rur tam gdzie wymagana jest sztywność oraz delikatniejsze tam, gdzie aluminium jest w stanie zapewnić jakikolwiek komfort. Do tego ma efektowny slooping. Z cennych drobiazgów, główna rura jest zabezpieczona od dołu ochronną naklejką, pancerze przy główce ramy gumowymi nakładkami a chainstay dodawanym w komplecie neoprenem. Fajne jest też wyposażenie. Szału nie ma, ale przerzutka i manetki X.9, hamulce Elixir 5, Rock Shox SID, mostek i kierownica Ritchey WCS, dobre stery Cane Creek 40 oraz koła Mavic Crossride to bardzo solidna średnia półka, która działa w każdych warunkach na wysokim poziomie. Od topowych modeli różni się głównie wagą. Pełną specyfikację modelu 2013 można znaleźć np. tu.
Z pudełka
Niemcy to Niemcy. Po wyjęciu roweru z kartonu (trochę drogi, ale faktycznie solidny), pięć dni po tym, gdy obciążona została moja karta, wystarczyło założyć koła, przykręcić kierownicę, pedały, dopasować pozycję i jechać. Wszystko było wyregulowane i sprawdzone. Szok. W komplecie znalazłem jeszcze pompkę do amortyzatora oraz prosty klucz dynamometryczny z wszystkimi końcówkami niezbędnymi do złożenia i późniejszej regulacji sprzętu. Firmę kosztuje to grosze a jest wyraźną ?wartością dodaną? dla użytkownika. W rowerze wymieniłem dwa elementy: siodełko (na lżejsze) i chwyty Ergon na owijkę (z tego samego powodu). Z pedałami Shimano 540 całość w rozmiarze M waży ok. 11,3kg.
Jazda
Canyona kupiłem z jednego powodu: chciałem znowu się ścigać. Wybrałem zawody cross country, ponieważ w odległości ok 100km od domu mogę startować co tydzień – dwa, nie wydając worka pieniędzy na benzynę. Dodatkowo XC to sport w czystej postaci. Stawiając sobie jasny cel: jeździć jak najszybciej liczę na to, że sprawniej nauczę się znów poruszać na rowerze górskim. Dwie serie zawodów: Puchar Szlaku Solnego oraz Puchar Tarnowa uzupełniłem pojedynczymi wyścigami na Śląsku. Aby sezon był kompletny, w drugiej jego części podjąłem też próbę zmierzenia się z trasą dwóch maratonów: szybkiego w podkrakowskich Michałowicach oraz prawdziwie górskiego, na Słowacji.
Początkowe obawy, poza moja formą, budziły dwa elementy nowego roweru: dostępne przełożenie oraz opony. Canyon zdecydował się zastosować zestaw zębatek 22-36 z przodu oraz 11-36 z tyłu. Przy kole 29? najtwardsze przełożenie odpowiada zestawowi 11-40 z roweru 26?. Ku mojemu zdziwieniu, na takim komplecie da się jeździć, do tego całkiem sprawnie. Nawet najbardziej strome podjazdy stają się dostępne, w dół, o ile nie jest to kilkukilometrowy, stromy asfalt przełożenie również daje radę. Obawy okazały się więc bezpodstawne.
W trakcie użytkowania na jaw wyszedł natomiast inny mankament. Przednie przerzutki SRAM nie słyną z dobrej pracy. Zastosowane X.7 dodatkowo ma problem ze współpracą z małymi zębatkami, trudno ją wyregulować i łańcuch często wypada na zewnątrz. Na maratonie, gdzie jedzie się spokojniej i jest odrobinę więcej czasu nie jest to problemem. W XC na tej przypadłości tracę nieco czasu a krańcowym przypadkiem był jeden z wyścigów, którego nie ukończyłem z powodu zaplątania i pogięcia łańcucha.
Schwalbe nigdy nie było moim ulubionym producentem opon, Canyon zaproponował zestaw Racing Ralph plus Rocket Ron w rozmiarze 29×2,25?. Choć jest to model ?tubeless ready?, w kołach znajdują się dętki. Po początkowym stresie stwierdziłem, że balon jest na tyle duży, by bez większych obaw z dętkami jeździć na ?bezdętkowym? ciśnieniu. W XC takie rozwiązanie daje radę, na maratonie ze strachu przed dobiciem omijałem kamienie. W kontekście regularnych startów w zawodach długodystansowych przejście na bezdętki jest jednym z priorytetów.
Fakt, że jeżdżę na kołach ważących ponad dwa kilogramy nie przeszkadza, ale to raczej efekt entuzjazmu związanego z powrotem na rower. Lekkie, szybkie i dobrze zaplecione koła bez dętek dadzą Canyonowi drugie życie. Liczę, że w ten sposób wydobędę z tej ramy pełny potencjał. Póki co Crossride?y dają radę i cieszę się, że tak jak reszta roweru są sprzętem bezobsługowym.
To nie jest 29er
Pytanie o to, jak jeździ mi się na rowerze z kołami 29? towarzyszy mi od początku sezonu. Za każdym razem odpowiadam, że nie wiem ;). Po czteroletniej przerwie kupiłem rower, czy raczej system, wyposażony w rozwojowe rozwiązania, który w perspektywie kilku sezonów będzie żywy a nie martwy. To, a nie konkretna ideologia, stało za jego wyborem. Na przełomie marca i kwietnia wsiadłem więc na rower i zacząłem swoją przygodę z mtb od nowa.
Canyon jeździ tak, jak powinien jeździć rower do ścigania. Jest zwinny, skręca, gdzie chcę (dobrze jest go mocniej pochylić), świetnie radzi sobie z nierównościami. Mimo zostawienia dwóch podkładek pod mostkiem, nie ma najmniejszego problemu z odrywaniem przedniego koła nawet na największych stromiznach pod górę. Równocześnie czuję się bardzo bezpiecznie na odcinkach prowadzących w dół. Wysunięcie się za siodełko jest łatwe, również balans ciałem na technicznych fragmentach Canyon przyjmuje z ochotą. Pomocny jest wysoko zawieszony suport: w koleinach i przesmykach między kamieniami zapewnia sporo komfortu psychicznego. Straty czasowe, które regularnie notuję na zjazdach, wiążą się bardziej z moim brakiem objeżdżenia niż z niedoskonałościami sprzętu.
Zatem gdy ktoś chce znać moją opinię o ?jeździe na 29erze?, za każdym razem stwierdzam, że mam po prostu dobry rower. Nie wiem, czy to dobry dwudziestodziewięciocalowiec. Na moje potrzeby: amatorskiego ścigania w xc (i okazjonalnie maratonach) to po prostu sprzęt o adekwatnych możliwościach. Bardzo sprawny, nowoczesny, niezawodny, oferujący wiele więcej niż sugerowałaby to cena.
Na koniec uwaga o jedynej wpadce z doborem osprzętu, właściwie niezależna od Canyona. Problem jest powszechny i dotyczy manetki Rock Shoxa PushLock, która jest kompletnie nieodporna na błoto. Plastikowe zapadki wymagają ciągłego czyszczenia a i tak po pierwszym zabrudzeniu działanie dalekie jest od fabrycznego. Biorąc pod uwagę, że większość użytkowników się na to skarży, przy ilości testowanych rowerów z tym elementem, problem powinien wypłynąć w którejś z wcześniejszych recenzji.
W przyszłym roku
Na targach we Friedrichschafen Canyon właśnie prezentuje kolekcję 2014. Modele z ramą taką jak w moim rowerze dostają przedrostek ?SLX?, wszystkie są z widelcami Foxa oraz na osprzęcie Shimano. Dostają też o 4mm krótszy tył! 434mm to mniej niż w większości fulli XC o kołach 26?. Niestety tylko najwyższy model, AL SLX 9.9 za 7800PLN, pełnej grupie XT oraz kołach DT Spline M1700 będzie miał ?normalną? korbę z przełożeniem 24-38. Niższe modele wyposażono w zestaw 22-30-40. Sprzęt o tak dużym, sportowym potencjale zasługuje na to, by prosto z pudełka postawić go na starcie zawodów. Trójtarcz to w obecnych czasach, mimo wszystko, propozycja dla turysty.