fbpx

Nie ma nic nad Klasyki

Niech mi wybaczą marketingowcy z UCI, ale mogą sobie organizować dowolnie wiele wyścigów w Chinach, Australii czy nawet na księżycu. Mogą za to płacić uczestnikom wysokie startowe albo zmuszać ich do uczestnictwa szantażem. Ostatni prawdziwy akcent kolarskiego sezonu przed nami: jesienne klasyki.

W moim prywatnym rankingu imprez kolarskich, wyścigi jednodniowe stawiam zdecydowanie przed etapówkami. Fakt, gdy przychodzi maj, z uwagą śledzę Giro. W lipcu, co oczywiste, fascynuje mnie walka o żółtą koszulkę Tour de France. Ale jeśli mogę powiedzieć, że z niecierpliwością oczekuję relacji a nawet planuję sobie popołudnie przed telewizorem, dotyczy to właśnie klasyków.

Mediolan – Sanremo, Flandria, Paryż – Roubaix wiążą się z oczekiwaniem na wiosnę i prawdziwe ściganie na początku sezonu. Szczególnie u nas, gdy przy drogach często jeszcze leży śnieg, peleton finiszujący w popołudniowym słońcu na liguryjskim wybrzeżu rozpala wyobraźnię. Następnie przychodzi czas zmagań prawdziwych herosów. Chyba nic tak bardzo jak flandryjskie bruki nie łączy współczesności z historią kolarstwa. Łączność radiowa, gps, najnowsze technologie przestają się liczyć w konfrotnacji z sytuacją, gdy niemal stuprocentowy faworyt staje na poboczu z przebitą szytką a samochód techniczny nie może przecisnąć się do przodu w kolumnie wyścigu jadącej po wąskiej drodze pośród pól…

Jesienią sprawa wygląda nieco inaczej. Jesteśmy po najważniejszych i najbardziej emocjonujących wydarzeniach sezonu. Najcenniejsze trofea zostały już rozdane. W Lombardii (a od niedawna również w Paryż – Tours) mistrz świata ma szansę zaprezentowania tęczowej koszulki. To zawsze jest okazja do zweryfikowania możliwości nowo mianowanego czempiona.

Wygrana Paolo Bettiniego w Lombardii, kilka dni po zdobyciu mistrzostwa świata (2006) była chwilą szczególnie wzruszającą. W przerwie między dwoma prestiżowymi wyścigami w wypadku samochodowym zginął brat włoskiego kolarza. Bettini, choć w świetniej formie, musiał zmierzyć się z osobistą tragedią. Myślał nawet o zakończeniu sportowej kariery, ale podjął wyzwanie i w hołdzie bratu odniósł jedno z najpiękniejszych zwycięstw w swojej karierze.

W tym roku stając na starcie Paryż – Tours w tęczowej koszulce, Mark Cavendish będzie zamykał pewien etap w historii kolarstwa. Dwudziestoletnia epoka grupy znanej najpierw jako Team Telekom a ostatnio jako Highroad dobiega właśnie końca. Sytuacja w której drużyna z najlepszym sprinterem, trzema kolarzami z podium mistrzostw świata i wieloletnim dorobkiem nie jest w stanie znaleźć finansowania pokazuje, jak trudną sprawą jest prowadzenie zawodowej grupy kolarskiej. Trasa z Paryża do Tours preferuje sprinterów i choć w końcówce długiego wyścigu trudno jest kontrolować peleton, Cavendish jest z pewnością jednym z faworytów. Jego ewentualna wygrana byłaby więc szczególnym symbolem.

Takich historii, anegdot, nawiązań czy kontekstów można znaleźć bez liku. Wyścigi klasyczne tworzą klimat, legendę i atmosferę. Przez lata budowane są wokół miejsc, które stają się obiektami kultu dla kibiców. Nawet, jeśli wiadomo, że dany wyścig rozstrzygnie się w bardzo określonym miejscu, co roku dzieje się to w inny sposób. Nic więc dziwnego, że gdy postanowiono zmienić trasę Dookoła Flandrii, miejscowi fani urządzili symboliczny pogrzeb kluczowego podjazdu (Mur de Grammont). Klasyki to esencja kolarstwa: taktyki, siły, pracy zespołowej i niezbędnej odrobiny szaleństwa.

Zawodowcy zaczynają dziś żegnać mijający sezon. Przed nimi Giro dell’Emilia (sobota, 08.10), Paryż – Tours (niedziela, 09.10), Giro del Piemonte (czwartek, 13.10) i wreszcie Giro di Lombardia (sobota, 15.10). Czy „Cav” wygra w Tours w koszulce mistrza świata? Czy Philippe Gilbert okaże się nadczłowiekiem i zakończy swój sezon życia kolejnym pięknym zwycięstwem? A może Samuel Sanchez triumfując w Lombardii w końcu wpisze do swojego portfolio jeden z kolarskich monumentów? Oglądajcie tegoroczne jesienne Klasyki. Naprawdę warto.


Opublikowano

w

, ,

przez