Tag: Philippe Gilbert

  • Najlepszy w XXIw

    Najlepszy w XXIw

    Philippe Gilbert pewnie nie wygra już Mediolan-San Remo i nie zgromadzi na swoim koncie wszystkich, kolarskich ?monumentów?. Zwycięstwo w Paryż-Roubaix w połączeniu z wcześniejszymi osiągnięciami sprawia, że jego nazwisko będzie wymieniane przy okazji najważniejszych imprez po wsze czasy.

    W kolarstwie niewiele jest rekordów sensu stricto. Najbardziej znany to rekord w jeździe godzinnej, o najlepszy na świecie rezultat walczą też torowcy w wyścigu na 4km, w sprincie oraz na 1km. Do tego można dołożyć czasy notowane na najbardziej znanych podjazdach z Alpe d?Huez na czele i właściwie na tym temat się kończy. Cała reszta historycznych osiągnięć to różnego rodzaju kombinacje sukcesów w określonych imprezach.

    Mamy więc grono pięciokrotnych zwycięzców Tour de France (plus jednego, zdyskwalifikowanego siedmiokrotnego triumfatora), mamy świętego graala, wielki szlem, czyli Giro, Tour i mistrzostwo świata w jednym sezonie, jego poślednią wersję, dwa wygrane wielkie toury w jednym roku a także zgromadzenie wygranych w Giro, Tourze i Vuelcie.

    Przechodząc na grunt wyścigów klasycznych zdobycie więcej niż jednego ?monumentu? to sprawa wyjątkowa, zwycięstwo we wszystkich pięciu to równie duże osiągnięcie co skompletowanie wygranych w wielkich tourach.

    Szczególną estymą darzeni są triumfatorzy Ronde van Vlaanderen i Paryż Roubaix. Dodatkowe punkty i bardziej eksponowane miejsce w kolarskim panteonie można uzyskać będąc najszybszym w obu wyścigach w jednym sezonie oraz za sukces odniesiony w tęczowej koszulce mistrza świata. Można też myśleć o wygraniu wszystkich, najważniejszych imprez na bruku (a przynajmniej tych rozgrywanych na przełomie marca i kwietnia). Podobne znaczenie ma podbój wszystkich imprez ?ardeńskiego tryptyku?, czasami rozszerzanego o Brabancką Strzałę.

    Choć wydaje się, że możliwości jest wiele, zdarzają się pokolenia kolarzy, w których nikt nie zdobywa jednej z tych wyjątkowych kombinacji. Obecnie wygrane w trzech wielkich tourach dzierżą Vincenzo Nibali i Chris Froome, wcześniej po podobny sukces sięgnął Alberto Contador przed którym ostatnim takim kolarzem był Bernard Hinault w latach ?80 XXw (a jeszcze wcześniej dokonali tego jeszcze tylko Merckx, Anquetil, Gimondi).

    Wszystkie monumenty wygrało zaledwie trzech Belgów: Merckx, de Vlaemink i van Looy.

    Kelly, de Bruyne, Derycke, Kuiper oraz od kwietnia 2019 również Philippe Gilbert to ci, którzy byli najlepsi w czterech z pięciu najważniejszych klasyków świata.

    Sukces Gilberta na trasie z Paryża do Roubaix to kolejny krok na jego drodze do skompletowania całej piątki, choć realnie rzecz ujmując trudno sobie wyobrazić, by Belg w jednym z dwóch nadchodzących sezonów był w stanie wygrać Mediolan-San Remo (ma już 37 lat, najwyższa lokata w tej imprezie to 3. miejsce w 2008r). Nawet, jeśli tego nie dokona, ma na swoim koncie dość kolarskich rekordów.

    Brak w portfolio ?wiosennych mistrzostw świata? (czyli M-SR właśnie) rekompensuje zdobyta w 2012r tęczowa koszulka. Do tego jako jeden z dwóch kolarzy wygrał w jednym roku cały ?ardeński tryptyk? (Amstel Gold Race, Walońską Strzałę, Liege-Bastogne-Liege), ale w odróżnieniu od Davide Rebellina nie tylko dołożył do tego Strzałę Brabancką, lecz także nie miał dopingowej wpadki.

    Co więcej, Gilbert potrafił zmotywować się również jesienią, gdy rok po roku wygrywał Giro di Lombardia, w 2009r łącząc charakterystyczny dla ?górali? włoski klasyk z dedykowany sprinterom Paryż-Tours (przy okazji będąc też najlepszym kolarzem Giro del Piemonte).

    Jeśli dołożymy prestiżową obecność w klubie zawodników, którzy wygrywali etapy podczas każdego z trzech wielkich tourów, mistrzostwo swojego kraju zarówno ze startu wspólnego jak i w jeździe indywidualnej na czas a w sumie 75 oficjalnych zwycięstw można śmiało stwierdzić, że mamy do czynienia z tytanem szos.

    Czy Gilbert jest najwybitniejszym specjalistą wyścigów klasycznych w XXIw? Wiele na to wskazuje, że tak. Co o tym sądzą Bettini, Boonen i Cancellara? Cóż, w poszczególnych elementach są od Gilberta lepsi. Bettini wygrał Mediolan-San Remo, Boonen i Cancellara byli skuteczniejsi na brukach. Każdy z nich ma na swoim koncie jakąś niezwykłą serię lub kombinację zwycięstw.

    Jednak to ?Phil? jest przynajmniej na równi utytułowany a przy tym najbardziej wszechstronnym zawodnikiem seryjnie wygrywającym najważniejsze jednodniówki.

    Przeszedł też ciekawą ewolucję, od kolarza znanego z atomowego przyspieszenia na średnio stromym podjeździe (w ten sposób wygrywał i swoje mistrzostwo świata i kolejne edycje Amstel Gold Race) po świetnego gracza zespołowego, wytrwałego uciekiniera i podejmującego ryzyko wczesnych ataków herosa.

    Nie bez znaczenia jest również fakt, że początki kariery oraz pierwsze sukcesy łączą się ze zwiększoną skutecznością w walce z dopingiem. Choć tak imponująca liczba zwycięstw, często połączona w serie, jak również związana z pokonaniem zawodników z niechlubną przeszłością zawsze budzi wątpliwości, kontrowersje omijały Gilberta dość szerokim łukiem.

    Trzeba pamiętać, że w sytuacji, w których dominacja teamu Sky w etapówkach budzi niechęć i krytykę, kilkadziesiąt triumfów rocznie zespołu Decunink-Quickstep jest opisywanych jako wyraz geniuszu prowadzącego go Patricka Lefevere?a. A w zasadzie powinno być traktowane dokładnie tak samo.

    To przykre, że obecnie każda chwila wyjątkowego triumfu, a takim była wygrana Philippe?a Gilberta w Paryż-Roubaix opatrywana jest tego typu komentarzem, ale cóż, doświadczenie pokazuje, że być powinna.

    Tak czy inaczej Belg przechodzi do wieczności, jeszcze przed zakończeniem kariery. Przy każdej okazji gdy zawodowy peleton będzie odwiedzał bruki Flandrii i północnej Francji, Ardeny, Limburgię, Lombardię czy Kraj Basków jego nazwisko będzie wymieniane w pierwszej kolejności. No dobrze, kilka chwil po nazwisku Merckxa.

    Zdjęcie okładkowe: Twitter Trends 2019 Follow, Flickr, CC BY 2.0

  • Kwiato o włos, Gilbert – mistrz!

    Kwiato o włos, Gilbert – mistrz!

    Kolejny świetny klasyk pełen emocji. Amstel Gold Race 2017 był wyścigiem, w którym gwiazdy zaczęły ostre ściganie na wiele kilometrów przed metą. Michał Kwiatkowski nieznacznie przegrał z Philippem Gilbertem a nowa trasa sprawdziła się znakomicie.

    Gra w otwarte karty

    Strade Bianche Michał Kwiatkowski wygrał ?na solo? odjeżdżając kilkanaście kilometrów przed finiszem. W Mediolan-Sanremo Peter Sagan skutecznie przełamał schemat ostatnich lat z powodzeniem atakując na Poggio (no dobrze, prawie z powodzeniem, bo na kresce ubiegł go Kwiato, ale ważne jest to, że do mety dojechała ucieczka). We Flandrii Philippe Gilbert samotnie uciekał przez ponad 50km a w Paryż-Roubaix Greg van Avermaet również w czołówce znalazł się dość daleko od słynnego velodromu, na którym kolarze ścigają się o zwycięstwo.

    Nie inaczej było w Amstel Gold Race, gdzie niespełna 40km przed metą selekcji dokonał m.in. właśnie Gilbert.

    Tej wiosny mamy więc festiwal otwartego ścigania, gry w otwarte karty, ofensywnej jazdy, śmiałych akcji i sporego ryzyka. Nawet, jeśli Walońska Strzała czy Liege-Bastogne-Liege zostaną rozegrane bardziej konserwatywnie, tegoroczny sezon klasyków już teraz można podsumować jako jeden z najciekawszych w tej dekadzie.

    Najmocniejsi przegrywają?

    Taki przebieg wyścigów powoduje z kolei, że często pierwszy linię mety mija nie zawodnik robiący wrażenie najmocniejszego na trasie, a ten, który w odpowiednim momencie zachował się najlepiej. Sagan, ze swoją zwierzęcą mocą został ograny przez ?Kwiato? w San Remo, ten sam Sagan i Greg van Avermaet musieli uznać wyższość bardziej zdeterminowanego Gilberta we Flandrii.

    W Paryż-Roubaix najwięcej ?pod nogą? miał chyba faktycznie Van Avermaet, ale nie brakowało wiele, by i tam przegrał z taktyczną jazdą kolarzy Etixx-Quick Step.

    Na trasie Amstel Gold Race najlepiej prezentował się z kolei Kwiatkowski, który mimo chwili zawahania zdołał dołączyć do decydującej ucieczki a następnie miał istotny udział w zdobyciu przez nią bezpiecznej przewagi. W końcówce wraz z Gilbertem odjechał rywalom, na finiszu przyspieszył, już witał się z gąską i? przegrał z Belgiem, który lepiej ocenił i swoje możliwości i kierunek wiatru.

    Pan Cauberg najlepszy na nowej trasie

    Znakiem firmowym Philippe?a Gilberta zawsze były niezwykle dynamiczne ataki na krótkich podjazdach. Na Caubergu, gdzie rozgrywał się Amstel Gold Race w ten sposób wygrał wyścig trzy razy, po takiej samej akcji zwyciężył również w mistrzostwach świata rozgrywanych w tym samym miejscu.

    Podobne przyspieszenie, choć na wiele kilometrów przed metą, dało mu przewagę we Flandrii a w tegorocznym AGR, na zmienionej trasie, pojechał niczym na Caubergu, tylko kilka wzniesień wcześniej.

    Cztery wygrane ?piwne wyścigi? to co prawda jeszcze nie rekord (pięć triumfów ma na swoim koncie Holender Jan Raas, który dominował w tej imprezie w latach 1977-82), ale i tak imponujący wyczyn, zwłaszcza w połączeniu ze zwycięstwem we Flandrii w jednym sezonie (tak jak Raas w ?79 i Merckx w ?75) oraz wcześniejszą serią czterech triumfów w górzystych klasykach (Brabancka Strzała, AGR, Walońska Strzała i Liege-Bastogne-Liege w 11 dni w 2011r).

    Gilbert to jeden z moich ulubionych kolarzy i choć plotka głosi, że tym, co go napędza są głównie pieniądze (największe sukcesy ma odnosić w latach, gdy nie ma jeszcze zapewnionego kontraktu na kolejny sezon), jest niewątpliwie jednym z najlepszych, najbardziej wszechstronnych i skutecznych specjalistów wyścigów klasycznych w historii.

    A śledzenie wyczynów herosów zawsze jest pasjonujące.

    https://twitter.com/WM3ProCycling/status/853614106775105536

    Dobry wyścig kobiet

    Kilka godzin przed ?Kwiato? na podium Amstel Gold Race stanęła Katarzyna Niewiadoma. Ściganie kobiet było równie ciekawe, co mężczyzn i mogliśmy je śledzić, przynajmniej online, w Eurosporcie.

    Zawody pań zdecydowanie dojrzewają, choć trzeba przyznać, że, głównie ze względów finansowych, jeszcze bardziej niż w męskim peletonie, przewaga najbogatszych grup jest wyraźnie widoczna.

    Na szczęście nasza gwiazda jeździ w jednym z najlepszych zespołów (WM3 Pro Cycling), który śmiało na nią stawia w prestiżowych wyścigach. Ten sezon ma świetny: była już druga w Strade Bianche, siódma w Ronde van Drenthe, ósma w Trofeo Alfredo Binda i Ronde van Vlaanderen a teraz trzecia w Amstel Gold Race. Na Walońską Strzałą i Liege-Bastogne-Liege patrzymy więc z nadzieją, bo choć rywalki ma mocne a w końcówkach ewidentnie jeszcze brakuje jej skuteczności, to i tak jeździ świetnie.

    Dać się ograć dwóm, bardziej doświadczonym i utytułowanym konkurentkom z jednej ekipy (Van Der Breggen i Deignan – dawniej Armitstead) to żaden wstyd, za to wywalczyć miejsce na podium po finiszu z wyselekcjonowanej grupki na koniec ważnego klasyku to sukces.

    Trzeba pamiętać, że w ostatnich latach nasi kolarze mocno nas rozpuścili swoimi wynikami, a przecież regularne stawanie na podium wyścigów World Touru to naprawdę spora rzecz!

  • Przebłyski geniuszu

    Przebłyski geniuszu

    Rekordy, heroizm, ponadczasowe wyniki. Momenty, do których odwołujemy się w następnych latach, zapowiadając i relacjonując wyścigi. Te, które są kontekstem dla dokonań kolejnych pokoleń mistrzów. Philippe Gilbert miał już na swoim koncie kilka takich chwil. A wygrywając Ronde Van Vlaanderen dodał kolejną.

    Nie kryję, że belgijski kolarz od początku swojej kariery zwracał moją uwagę i wzbudza sympatię. Może dlatego, że to ?mój? rocznik 1982, może dlatego, że pierwsze sukcesy odnosił we francuskim teamie FDJ kierowanym przez charyzmatycznego Marca Madiota, może też wreszcie dlatego, że niemal od razu pokazywał potencjał wielkiego mistrza.

    Gilbert słynie z wszechstronności, odwagi i spektakularnej dynamiki. Jest konkurencyjny w terenie górzystym, w sprincie z niewielkiej grupy i na bruku. Do tego nieźle jeździ na czas. Choć dłuższe wyścigi wieloetapowe nie są jego domeną, to jeden z najbardziej kompletnych zawodników w peletonie.

    Co ważne, największe sukcesy zaczął osiągać w erze, gdy wiele zaczęło się mówić nie o dopingu a o czystości wśród wyczynowych kolarzy. Nie mnie oceniać, ale kojarzę go raczej z jasną stroną mocy niż z erą ?błędów i wypaczeń?, której ikonami byli nie tylko zawodnicy, ale też ich lekarze.

    Geniusz Gilberta przejawiał się kilkukrotnie w postaci niespotykanej dominacji i konsekwencji, z jaką Belg wygrywał kolejne wyścigi. Zaliczane przez niego serie zwycięstw będą przez lata punktem odniesienia dla jego następców a w kontekście historycznym nawiązują do osiągnięć największych, kolarskich herosów.

    Potrafił bowiem wygrać cztery jesienne klasyki: Coppa Sabatini, Paryż-Tours, Giro del Piemonte, i ?monument? Giro di Lombardia, jeden po drugim w ciągu zaledwie dziesięciu dni (przełom września i października 2009).

    Gdyby tego było mało, w sezonie 2011 wzbił się na jeszcze większe wyżyny, zwyciężając w czterech wyścigach ?ardeńskich?. ?Strzałach?: Brabanckiej i Walońskiej, Amstel Gold Race i następnym, swoim ?monumencie?, czyli Liege-Bastogne-Liege. Choć ?ardeński tryptyk? (walońska strzała, AGR, L-B-L) padł już wcześniej łupem Davide Rebellina, dołożenie do niego mniej prestiżowej, ale wciąż ważnej Brabanckiej strzały jest kolejnym podniesieniem poprzeczki dla następnych generacji kolarzy.

    Nie chodzi tu nawet o wyliczanie jego wyników, warto bowiem przypomnieć styl, w jakim sięgał po największe sukcesy. Dynamiczny, niezmiernie jadowity atak był nie do odparcia przez któregokolwiek z rywali. Gilbert w szczycie formy potrafił ograć nawet dobrze dysponowanych i współpracujących przeciw niemu braci Schleck w terenie, który teoretycznie to im sprzyjał bardziej, czyli na cięższych i dłuższych wzniesieniach w okolicach Liege.

    Popisowym numerem Belga stał się odjazd na Caubergu, wzgórzu kluczowym dla wyścigu Amstel Gold Race. Gilbert wygrywał tam trzykrotnie (2010, 11, 14), ale najważniejszy atak zaliczył nie podczas wiosennego klasyku a w czasie rozgrywanych w Valkenburgu mistrzostw świata (2012). Wszyscy wiedzieli, że tam spróbuje swoich sił. Wszyscy wiedzieli, jak to zrobi. Wszyscy na niego patrzyli i go pilnowali, a on i tak był w stanie zgubić rywali i sięgnąć po tęczową koszulkę

    Jak każdy, doświadczony mistrz, także i Gilbert zdobył umiejętność odbudowywania formy i motywacji, oraz stawiania sobie nowych celów. Gdy przestał być skuteczny w klasykach, ?ratował sezon? wygranymi etapami w wielkich tourach (np. w 2015r w dobrym stylu zwyciężył na dwóch odcinkach Giro d?Italia). Gdy jego możliwości w grupie BMC zostały wyczerpane oraz zabrakło miejsca dla talentu i ego naszego bohatera oraz jego lokalnego rywala, Grega Van Avermaeta, Phil przeszedł do zespołu Quick Step i odświeżył swoje umiejętności w jeździe po bruku.

    Całą wiosnę budował formę na ten jeden dzień, na Ronde van Vlaanderen. Już wcześniej dobrze spisywał się we „Flandryjskiej Piękności„. w latach 2009-10 potrafił stanąć tam na podium, lecz później skierował swoje zainteresowanie i potencjał na mniej brutalne, za to bardziej górzyste imprezy.

    Mimo to, szybko przpomniał sobie, że po ?kasseien?, czyli flamandzkich kocich łbach potrafi poruszać się bardzo sprawnie. Choć w E3 przyćmił go Van Avermaet a w Dwars Door Vlaanderen lepszy był kolega z zespołu, Gilbert pokazał klasę na trasie przygotowującej do RVV mini etapówki, ?3 dni de Panne?.

    To tam pokazał, że wciąż ma dynamit w nogach, atakując na słynnym Muurze. Tym samym wzniesieniu, które zaledwie kilka dni później ekipa Quick Step wykorzystała do rozerwania peletonu podczas docelowego startu.

    Solowy atak 55km przed metą, spektakularny rajd, konsekwentnie utrzymywane tempo w połączeniu z dramatycznymi kraksami Sagana i Vanmarcke i wreszcie samotne przekroczenie linii mety w koszulce mistrza Belgii. To wszystko dało zwycięstwo, które zapamiętamy na lata.

    W tym momencie nieważne staje się, co Gilbert planuje dalej (marzy o wygranych w Paryż-Roubaix i Mediolan-Sanremo), nie jest istotne, czy jego odjazd był tylko zagrywką taktyczną czy planowym ryzykiem podjętym wielkiego mistrza i wreszcie, nie ma znaczenia, czy Sagan zahaczył o kurtkę czy o wystającą nogę barierki.

    Philippe Gilbert kolejny raz w karierze pokazał swój geniusz. Pojechał po swoje. Zbudował formę, wykorzystał szansę, zaprezentował moc i pomógł szczęściu, swoją jazdą wymuszając błędy rywali.

    „Flandrię” i „Lombardię” wygrywali już Włosi: Bartoli czy Tafi. Tak jak Gilbert, dwukrotne zwycięstwo w Giro di Lombardia miał na swoim koncie Paolo Bettini. Więcej ?monumentów? zdobyli Boonen, Cancellara czy Musseuw.

    Jasne, sport to jest ciągła licytacja i nieustające poprawianie rekordów, które czasem porównać się da, a czasem jest to trudne. Rzecz w tym, że Philippe Gilbert przynajmniej kilka razy w karierze wyszedł poza schemat, dokonał rzeczy wielkich i zrobił to w rewelacyjnym stylu. Nie jest ?drugim Merckxem?, bo ?drugiego Merckxa? nie będzie. Ale na swoje miejsce w kolarskim panteonie zapracował.

    Zdjęcie okładkowe: Michiel Jelijs, flickr, CC BY 2.0

  • L?verove 7.10.2014

    L?verove 7.10.2014

    Giro d’Italia dopiero za pół roku, ale znamy już trasę. Będzie się działo. Zanim przewiniecie do prezentacji trasy włoskiego touru, znajdziecie imponującą listę wyników Philippe’a Gilberta oraz zestawienie rewelacyjnych wyników polskich kolarzy w kończącym się sezonie. Enjoy!

    1. Ściana płaczu

    Tak od lat nazwa się spis wyników polskich kolarzy przygotowywany przez rowery.org. Tym razem jednak przegląd rezultatów zwala z nóg. Zobaczcie sami.

    2. Gilbert i jego monumenty

    Były mistrz świata, Philippe Gilbert ukończył Giro di Lombardia na siódmym miejscu. To jego szesnasty (!)  raz gdy w „monumencie” plasuje się w top 10.

    Pełny zestaw wygląda następująco:

    2014: Liege-Bastogne-Liege-8, Giro di Lombardia-7
    2013: LBL-7
    2011: Mediolan-Sanremo-3, Ronde Van Vlaanderen-9, LBL-1, Lombardia-8
    2010: MSR-9, RVV-3, LBL-3, Lombardia-1
    2009: RVV-3, LBL-4, Lombardia-1
    2008: MSR-3,
    2005: MSR-6

    Imponujące.

    3. Walka o róż 2015

    Włosi zaprezentowali trasę Giro d’Italia. Będzie bardzo długa, prawie 60km, indywidualna czasówka a do tego sześć etapów kończących się podjazdem. Do tego takie atrakcje jak szutrowe Finestre i legendarne Mortirolo, uchodzące za jeden z najbardziej wymagających podjazdów świata. Nie mogę doczekać się maja!

     

  • Co wiemy po sezonie wiosennych klasyków?

    Co wiemy po sezonie wiosennych klasyków?

    Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Od Omloop Het Nieuwsbald do Liege-Bastogne-Liege wydarzenia następowały po sobie w takim tempie, że łatwo było niektóre przeoczyć. Nadciągająca zmiana pokoleń, wymagana cierpliwość i spora dawka konserwatyzmu dominowały tej wiosny na trasach wyścigów jednodniowych.

    Presja

    Aptetyt rośnie w miarę jedzenia. To truizm, często powtarzany w przypadku sportowców, którzy zaczynają odnosić duże sukcesy a ich wyniki potwierdzają przewidywany potencjał. Słowacy czekają na wygraną Petera Sagana w jednym z monumentów. Belgowie liczą na szybki rozwój talentu Sepa Vanmarcke. Polacy na ciągłe poprawianie wyników przez Michała Kwiatkowskiego. Ci młodzi kolarze u progu swoich karier błysnęli talentem, przez co nie mają łatwego życia. Urodzeni na przełomie lat ?80 i ?90 zawodnicy wygrali tej wiosny naprawdę sporo ważnych wyścigów. Kibice są jednak nienasyceni i chcieliby więcej. Peter Sagan wygrywający Gandawa-Wevelgem, za to nie stając na podium Dookoła Flandriii czy Paryż-Roubaix oceniany jest negatywnie. Po serii świetnych wyników wspomnieni Kwiatkowski i Vanmarcke a także Ian Stannard, John Degenkolb, Marcel Kittel czy Alexander Kristoff kolejnej wiosny będa w równie trudnej sytuacji co Słowak. Problem w tym, że młodych pretendentów jest więcej niż miejsc na podium!

    Cierpliwość

    Philippe Gilbert i drużyna BMC długo czekali na włączenie się do gry o najważniejsze cele w wyścigach klasycznych. W końcu im się udało. Dream team został nieco przebudowany i w końcu zagrał jak należy. Gilbert zwyciężył w Amstel Gold Race i Brabanckiej Strzale, w Strzale Walońskiej i Liege-Bastogne-Liege nieco mu zabrakło do podium, ale nadal był w czołówce. Samuel Sanchez i Greg Van Avermaet wystąpili w roli super pomocników. Ten sam ?GVA? był liderem drużyny na brukach i zaliczył dwa podia (Flandria i Omloop Het Nieuwsbald). Właściciel drużyny, Andy Rhis, wykazał się sporą cierpliwością. Mam wizję menadżera drużyny piłkarskiej, który po czasie posuchy rozpędza skład przepłacanych gwiazd. Tymczasem w BMC poczekano, zawodnicy odbudowali i formę i morale, dzięki czemu wyniki w końcu przyszły. Simon Gerrans z drużyny Orica to również kolarz cierpliwy. Choć zeszły sezon miał udany - zdobył na chwilę koszulkę lidera Tour de France i kilka etapów prestiżowych wyścigów - zwycięzca Mediolan Sanremo 2012 stawia tylko na wybrane cele. Jego portfolio w wieku 33 lat jest dość krótkie, za to pełne doniosłych rezultatów. Wygrywając Liege-Bastogne-Liege zapisał na swoim koncie drugi ?monument?. Sporo, jak na kolarza tak niespektakularnego.
    Trzecim z cierpliwych jest Niki Terpstra. Ten znakomity, holenderski zawodnik w końcu dostał swoją szansę. W minionych latach często był równie mocny co jego liderzy, ale dopiero tegoroczne Paryż-Roubaix i korzystny dla zespołu Omega Pharma-Quick Step układ taktyczny dały mu wymarzone zwycięstwo w brukowanym monumencie.

    Klasa

    Fabian Cancellara nie musi już nikomu nic udowadniać, poza sobą samym. Stąd pewnie pomysł na pobicie rekordu w jeździe godzinnej. Zanim późnym latem dojdzie do tej próby, Szwajcar skupia się na corocznej wiosennej kampanii wyścigów klasycznych. Po raz kolejny zaliczył imponującą serię: był drugi w Mediolan-Sanremo, zwycięski we Flandrii i trzeci w Paryż - Roubaix. Co więcej, każdy z tych wyników osiągnął w świetnym stylu, dodatkowo po raz dwunasty z rzędu stając na podium kolarskich monumentów. Dodatek złotych medali mistrzostw olimpijskich oraz mistrzostw świata w jeździe na czas w połączeniu z elokwencją, kulturą osobistą i szeroko pojętą klasą, czyni z niego żywy pomnik kolarstwa początku XXIw. Dla odmiany jego rywal z tras brukowanych klasyków, Tom Boonen, choć wygrał Kuurne-Bruksela-Kuurne niekoniecznie będzie miał jeszcze szansę zapisania kart historii. Teoretycznie ciągle ma szansę, nadal niewiele brakuje by ustanowił rekord zwycięstw w Paryż-Roubaix czy Flandrii. Biorąc pod uwagę nadciągające zastępy ?młodych - zdolnych - z presją wyniku?, zarówno jemu jak i Cancellarze będzie o to coraz trudniej.

    Konserwatyzm

    Mimo szczerego entuzjazmu, jakim darzę wiosenne klasyki, muszę przyznać, że bywały bardziej emocjonujące. W tym roku zawodnicy często czekali do ostatnich chwil z decydującymi atakami. W Mediolan-Sanremo, Amstel Gold Race, Walońskiej Strzale i Liege-Bastogne-Liege niemal do końca jechała duża grupa zawodników. Najważniejsi kandydaci do zwycięstwa nie wychylali się, oszczędzając siły na decydujący atak. Ten powiódł się Gilbertowi na Caubergu i Valverde na Mur de Huy. Z kolei wygrane mocnych sprinterów: Kristoffa i Gerransa to ?kara? dla peletonu za zachowawczą jazdę. Gdzie upatrywać przyczyn takiej sytuacji? Z pewnością poziom czołówki jest wyjątkowo wyrównany. Być może odpowiada za to pęd za zyskami aerodynamicznymi. Wszak nawet po przejechaniu szalonych bruków Paryż-Roubaix Niki Terpstra odjechał z aż dziesięcioosobowej czołówki! Zdjęcie okładkowe: ucieczka podczas Mediolan-Sanremo, fot. Martin Myst?re, wikimedia commons CC BY SA 3.0

  • Wielkanocny skrót

    Wypoczęci? Najedzeni? Jeśli tak, to po świątecznej przerwie znowu ruszamy.

    Powrót Gilberta

    Lubię takie come backi. To zawsze daje nadzieję, że po chudszych latach nadchodzi lepszy czas. Dla kogoś, kto przez kilkanaście miesięcy rządzi i dzieli w swojej specjalności, jak Philippe Gilbert w górzystych klasykach a następnie ?ratuje? kolejny sezon mistrzostwem świata, rok bez ważnego zwycięstwa można uznać za stracony. Waloński kolarz miał spore problemy z odnalezieniem dyspozycji z czasów, gdy jeździł w ekipie Lotto. Dream team BMC, budowany w dużej mierze z myślą o klasykach często zawodził w najważniejszych próbach. Tym razem wszystko zagrało. Przede wszystkim forma Gilberta, który powtórzył swój manewr z mistrzostw świata 2012. Końcówka tamtego wyścigu jak i Amstel Gold Race była identyczna, zatem Belg pojechał niemal w ten sam sposób. Co więcej, przygotowanie do decydującej akcji znakomicie przeprowadzili jego koledzy z drużyny, Greg van Avermaet i Samuel Sanchez. W najbardziej stromym miejscu na Caubergu Gilbert przyspieszył, a na dojeździe do mety obronił się przed pogonią, m.in. kontratakującym Michałem Kwiatkowskim. Wydaje się, że powtórzenie niezwykłej serii sprzed trzech lat, gdy wygrał cztery wyścigu z rzędu, od Brabanckiej Strzały po Liege-Bastogne-Liege jest niemożliwe, ale połowa planu została już wykonana. Kolejny etap to ważniejsza ze ?Strzał?, tym razem Walońska. Co ciekawe, mimo zaprezentowanej podczas Amstel Gold Race mocy, Gilbert nie jest postrzegany jako główny kandydat to zwycięstwa.

    ?Porażka? Kwiatkowskiego

    Michał Kwiatkowski ma 24 lata. Tyle, co Peter Sagan. Słowak jest bardziej utytułowany, ale obaj kolarze zaczynają być w podobnej sytuacji. Tej wiosny Kwiatkowski spisuje się świetnie, zanotował kilka wygranych, w tym pokonał m.in właśnie Sagana, w aspirującym do miana klasyku wyścigu Strade Bianche. Świetnie spisał się też w Wyścigu Dookoła Kraju Basków, gdzie ustąpił jedynie Alberto Contadorowi. Po tym występie został zaliczony do ścisłego grona najważniejszych postaci ardeńskich klasyków.

    W niedzielę podczas Amstel Gold Race był liderem swojej drużyny, jednej z najmocniejszych ekip świata, Omega Pharma  Quick Step. Na Caubergu na chwilę przejął inicjatywę i choć, tak jak pozostali kolarze z czołówki, nie dał rady ruszyć w pogoń za Gilbertem, na wypłaszczeniu spróbował solową akcją doścignąć Belga. Nie udało się, przyjechał na piątym miejscu. W wielu komentarz pojawia się opinia, że był? ostatni z grona faworytów. Tymczasem, mimo ryzyka, które podjął, de facto utrzymał stan posiadania sprzed roku. Dla porównania, w wieku 24 lat, bohater z niedzieli, czyli Gilbert, choć wygrał lutowy Omloop Het Volk (obecnie pod nazwą Het Nieuwsbald), w ardeńskich klasykach w ogóle się nie liczył. Kwiatkowski nie dość, że już jest liderem w swojej drużynie, to jeszcze decyduje o obliczu wyścigu. Narzekania części kibiców są podobne do głosów płynących ze Słowacji. Nasi południowi sąsiedzi też najchętniej widzieliby już Sagana wyrgywającego monumenty. W tych wyścigach jednak nie liczy się tylko moc, ale też doświadczenie a to zdobywa się z czasem. Między innymi dzięki nieudanym szarżom, jaką podczas Amstel Gold Race przeprowadził Michał Kwiatkowski.

    Czyste szaleństwo

    Końcowe kilometry „Piwnego Wyścigu” oglądałem z oczami wielkości pięciozłotówek. Może i jest to jeden z mniej prestiżowych klasyków, zwłaszcza z racji na swój wiek (niespełna 60 lat historii, w porównaniu z innymi, wielkimi jednodniówkami „Amstel” jest młodzieniaszkiem). Trudno jednak nie docenić formy i kunsztu, jakie prezentują kolarze jadąc rollercoasterem dróg prowadzących przez Limburgię. Ciągle góra-dół, zakręty, na pełnym gazie, to naprawdę imponujące. Tempo w jakim zbliżali się do ostatniego podjazdu na Cauberg było wprost absurdalne, możliwe do wykonania tylko dla absolutnej elity zawodowego peletonu. Wystarczy odrobina wyobraźni przestrzennej, by uświadomić sobie, że uznawane za ostoję konserwatyzmu kolarstwo szosowe jest w rzeczywistości sportem ekstremalnym!

  • Transferowe sagi w kolarstwie – krótki ranking

    Transferowe sagi w kolarstwie – krótki ranking

    Rewelacja Vuelta a Espana 2013, prawie emeryt Chris Horner po długiej sadze trafia do włoskiego zespołu Lampre-Merida. To nie były ani pieniądze ani prestiż jak w piłce nożnej, ale sprawie towarzyszyły spore emocje. Poniżej krótki ranking najciekawszych historii ostatnich sezonów.

    1. Chris Horner do Lampre-Merida

    Zwycięzca Vuelty ma zbyt wiele wad, by być pożądanym towarem. Jest – jak na profesjonalnego sportowca – stary, jego zeszłoroczny wyskok formy budzi spore podejrzenia a do życzył sobie sporo pieniędzy. 750tyś Euro w połączeniu z ryzykiem inwestycji w takiego zawodnika to było za wiele dla większości drużyn. Dopiero nowy, nieoficjalny menadżer, Baden Cooke pomógł i Horner będzie jeździł we włoskim Lampre-Merida, odraczając emeryturę przynajmniej o rok. Amerykanin ma pojechać Giro jako ?mentor? i Vueltę jako lider drużyny.

    2. Philippe Gilbert do BMC.

    Belgijski zawodnik już w trakcie swojego sezonu marzeń 2011 (genialna wiosna i świetny Tour de France) temu stał się najgorętszym towarem na rynku transferowym. Ponieważ w kolarstwie oficjalnie można podpisywać kontrakty po pierwszym września, pogłoskom i plotkom nie było końca. Ostatecznie Gilbert przeszedł z Lotto do dream teamu BMC. Andy Rhiis, ekscentryczny milioner, stworzył drużynę mistrzów świata, w której jednak Gilbert zupełnie zgasł. Co prawda zdobył tęczową koszulkę, ale do dyspozycji z czasów jazdy w poprzedniej ekipie ma bardzo daleko i myśli nawet o końcu kariery.

    3. Oleg Tinkow kupuje Riis Cycling

    Rosyjscy i arabscy milionerzy chętnie inwestują w sport. Oleg Tinkow nie jest typowym postsowieckim oligarchą, ale ma na tyle pieniędzy, by móc wystarczająco zamieszać w kolarskim światku. Ponieważ jest kontrowersyjny i ma niewyparzony język (oraz twittera), okazało się, że choć w peletonie brakuje kasy, nikt nie chciał jego milionów. W końcu Rosjanin skorzystał z osobisto-dopingowych problemów Bjarne Riisa, przejął jego drużynę z dobrodziejstwem inwentarza: Alberto Contadorem i Rafałem Majką i będzie po swojemu zarządzał zespołem.

    4. Bezpańskie miliony od Alonso

    Kolejny wizjoner, Fernando Alonso, mistrz świata Formuły 1 chce inwestować w kolarstwo. Sam trenuje na rowerze, rywale-kierowcy śmieją się z jego ogolonych nóg. Chce jak Tinkow stworzyć nową jakość i drużynę marzeń. Gdy upadała grupa Euskaltel, przez kilka tygodni tematem numer jeden był pomysł ratowania jej przez hiszpańską gwiazdę motosportu. Alonso ekipę zbuduje jednak sam. Chce wprowadzić technologie, procedury i metody znane mu z F1. Zespół ma być finansowany pieniędzmi z Dubaju, co może przewrócić kolarski rynek transferowy do góry nogami. Na horyzoncie mamy więc spore zamieszanie wokół Petera Sagana oraz Alberto Contadora.

    5. Cavendish do Sky i ze Sky.

    W pędzącym świecie to już przeszłość, ale droga Marka Cavendisha z HTC – Highroad gdzie rozbłysła jego gwiazda do Omega Pharma – Quick Step wiodła przez Team Sky, gdzie stworzył gwiazdorski duet z Bradleyem Wigginsem. ?Manx-Missle? nie czuł się jednak wystarczająco zaopiekowany w brytyjskiej drużynie i przeniósł się do Belgii.

    Pięć wystarczy. Przykładów jest więcej, ale ponieważ to nie piłka nożna, więc wystarczy. Historii kontraktu Roberta Lewandowskiego z Bayernem Monachium i tak nic nie dorówna.

  • 12 Wydarzeń 2011r. Genialny sezon Gilberta

    12 Wydarzeń 2011r. Genialny sezon Gilberta

    Już wiosną Philipe Gilbert uzyskał kilka wyników, które wzbudziły najwyższy podziw. Po zakończeniu sezonu fachowcy mówią jednym głosem. Belg był w tym roku zdecydowanym numerem jeden. Osiemnaście zwycięstw: od połowy lutego do połowy września, w tym wiele w wyścigach z najwyższej półki i styl rzuciło na kolana.

    Passa Gilberta trwa od 2009r, kiedy po raz pierwszy wygrał cztery ważne klasyki pod rząd z rzędu. Wtedu uczynił to jesienią (Paryż – Tours, Coppa Sabatini, Giro dell Piemonte, Giro di Lombardia). W tym roku poprawił jeszcze to osiągnięcie, ponieważ wiosną zwyciężył w czterech ardeńskich jednodniówkach: Strzale Brabanckiej, Amstel Gold Race, Strzale Walońskiej i Liege-Bastogne-Liege. Tym samym poprawił osiągnięcie, które wydawało się być nie do poprawienia, czyli wygraną przez Davide Rebellina w ardeńskim tryptyku. Co więcej, uczynił to będąc, póki co, poza siecią dopingowych podejrzeń (jakże przykro pisać takie zastrzeżenia).

    Później było równie dobrze. Gilbert błyszczał podczas Tour de France, wygrywając etap, będąc liderem i niemal do końca walcząc o prowadzenie w klasyfikacji punktowej z Cavendishem. Choć na mistrzostwach świata nie dał rady sprinterom a podczas Paryż – Tours i Lombardii nieco brakło mu sił oraz pomocy kolegów z drużyny i tak drugą połowę sezonu miał świetną. Po Wielkiej Pętli wygrał Classica San Sebastian, Grand Prix w Montrealu oraz GP Wallonie. Jest także podwójnym mistrzem swojego kraju: zarówno ze startu wspólnego jak i na czas. Trzeba też wspomnieć, że na początku sezonu wygrał szutrowe Montepaschi Strade Bianche w Toskanii.

    Dwa elementy są w tym wszystkim niezmiernie istotne. Pierwszy to styl zwycięstw. Sposób w jaki wygrywa Gilbert jest powszechnie znany. Tak jak wcześniej Fabian Cancellara, tak teraz belgijski kolarz atakuje w określonym momencie. Rywale, wiedząc kiedy to zrobi nie są w stanie nic zrobić. Gilbert odjeżdża i zwycięża. Szczególnie bolesne było to dla konkurentów właśnie w Ardenach a apogeum przybrało podczas Liege-Bastogne-Liege, gdzie bracia Schleck w zasadzie dowieźli go do mety i sparaliżowani niemal oddali zwycięstwo, mimo że mieli przewagę liczebną. Drugi fakt to stan, w jakim Gilbert znajduje się po minięciu linii mety. Oczywiście można z tym polemizować, ale wydaje się, że, tak jak inni kolarze w tym sezonie, jest realnie wycieńczony, czasami wręcz słania się na nogach. Może to potwierdzać opinię Marca Madiot, dyrektora sportowego grupy FDJ pod którego skrzydłami Gilbert dojrzewał jako zawodowiec. Francuz publicznie głosi, że osobiście ręczy za dopingową czystość swojego byłego podopiecznego. Jeśli tak jest faktycznie (o czym przekonamy się za kilka lat), naprawdę mamy do czynienia z fenomenem.

    Sezon 2012 z pewnością będzie dla niego wielkim wyzwaniem. Do wygrania ma jeszcze sporo. Choćby tęczową koszulkę lub Mediolan – Sanremo. Do tego będzie musiał dzielić się drużyną z innymi gwiazdami swojej nowej grupy, czyli BMC. Trudno jednak sobie wyobrazić, by i w przyszłym roku Gilbert nie sięgnął po jakiś spektakularny sukces, choć z pewnością powtórzyć tak udany sezon jak właśnie mijający będzie mu niezmiernie trudno.

    Philippe Gilbert wygrywa cztery ardeńskie klasyki pod rząd

    Dwanaście dni przed końcem roku wystartowałem z podsumowaniem sezonu. Codziennie jedno z dwunastu, moim zdaniem najważniejszych wydarzeń kolarskiego roku 2011. Oto one:

    12. Czeski Offroad
    11. Klenbuterolowa żenada
    10. Zmiany w polskim MTB 
    9. Ewakuacja sponsorów
    8. Srebro Włoszczowskiej
    7. Herosi to jednak ludzie 
    6. Fuzje i supergrupy
    5. Genialny sezon Gilberta

  • 12 Wydarzeń 2011r. Fuzje i supergrupy

    12 Wydarzeń 2011r. Fuzje i supergrupy

    Transferowe telenowele, podchody sponsorów i dyrektorów sportowych, rozwojowe fuzje i wrogie przejęcia. Od lipca kolarski świat żył poważnymi przetasowaniami w składach ekip, zestawach sponsorów i etatach dyrektorów sportowych.

    Miano przyszłorocznej supergrupy, która elektryzowała najbardziej w mijającym sezonie transferowym  należy się ekipie BMC. Finansowana przez ekscentrycznego Szwajcara Andy’ego Rihssa amerykańska drużyna zmienia się w prawdziwy dream team. Trzech mistrzów świata: Hushovd, Ballan i Evans (będący zarazem zwycięzcą Tour de France), numer jeden wszelkich rankingów, czyli Philippe Gilbert, grupa kolarzy, którzy skazani będą na role pomocników a gdzie indziej mogliby śmiało jeździć z jedynką na plecach: Van Averamet, Hincapie, Pinotti, Burgahrdt a jako wisienka na koncie młodzież: Phinney i van Garderen. Takim składem można by obdzielić przynajmniej klika ekip Pro Team! Jeśli BMC nie padnie ofiarą klęski urodzaju i konfliktu interesów, mając przy tym nieszczególnie charyzmatycznych dyrektorów sportowych, sytuacja otrze się o cud. Naszpikowany gwiazdami Team Telekom poniósł sromotną klęskę. Czy to samo czeka BMC? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że już sam proces kompletowania składu był bardziej ekscytujący niż niejeden wyścig sezonu 2011.

    Połączą się czy się nie połączą? Czy ma sens zamykać obiecująco wyglądającą działalność po niespełna roku funkcjonowania? Co da braciom Schleck współpraca z Johanem Bruynellem. Fuzja Leopard Trek i Nissan RadioSchack to równie elektryzujące wydarzenie co transferowe hity drużyny BMC. Andy i Frank Schleck oraz Fabian Cancellara pod skrzydłami duetu Bruynell – Andersen to zapowiedź wielkich emocji. Póki co drużyna zmaga się z UCI w kwestii zatwierdzenia trójczłonowej nazwy (RadioSchack – Nissan – Trek). Flavio Becca, inwestor projektu Leopard pozostaje przy kolarstwie, ale w wydaniu młodzieżowej ekipy z Luksemburga. Nienajlepiej może czuć się Mercedes, który dostarczył flotę dla ekipy Schlecków oraz Bjarne Riis, który jak się okazało w ciągu roku oddał trzon ekipy Saxo Bank jednemu z głównych rywali. Jeden z pomysłodawców „Leoparda”, Bryan Nygard, który nigdy nie był kolarzem rezygnuje z etatu dyrektora sportowego i wraca do tego, na czym zna się najlepiej. Będzie rzecznikiem prasowym ekipy GreenEdge.

    Wspomniany GreenEdge to kolejny projekt narodowy. Tym razem Australijski, skupiający się na promocji rodzimych kolarzy. Wzorem jest oczywiście baskijski Esukaltel (choć boryka się z trudnościami finansowymi) a na fali wznoszącej znajduje się brytyjski Sky. Ekipa ta od początku przygotowywana dla duetu Wiggins – Cavendish w końcu jest w komplecie. Również Rosjanie ze swoją „Katiuszą” zrobili krok w dobrą stronę pozyskując swojego najlepszego kolarza etapowego, czyli Denisa Menchova. Pamiętając o tym, że mocno znacjonalizowane są grupy francuskie i włoskie, kolarstwo robi się powoli sportem z mocną identyfikacją narodową.

    Na koniec jeszcze słowo o sytuacji w Belgii. Vacansoleil okrzepło w światowej elicie, ale w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej przykładów jest ekipą wielokulturową (w 2012 z dwoma Polakami: Marczyńskim i Morajko), podobnie jak Omega Pharma Quickstep (tam trafili Gołaś i Kwiatkowski). W przypadku tej drugiej trzeba wspomnieć, że „ukradła” ona sponsora tytularnego a co za tym idzie część budżetu lokalnemu rywalowi: Lotto.

    Oliver Zaugg wygrywa Lombardię – łabędzi śpiew Leopard Trek

    Dwanaście dni przed końcem roku wystartowałem z podsumowaniem sezonu. Codziennie jedno z dwunastu, moim zdaniem najważniejszych wydarzeń kolarskiego roku 2011. Oto one:

    12. Czeski Offroad
    11. Klenbuterolowa żenada
    10. Zmiany w polskim MTB 
    9. Ewakuacja sponsorów
    8. Srebro Włoszczowskiej
    7. Herosi to jednak ludzie 
    6. Fuzje i supergrupy