Tag: Paryż – Roubaix

  • Nie przegap w ten weekend – bruk vs kurz

    Nie przegap w ten weekend – bruk vs kurz

    Paryż – Roubaix to wyścig-legenda. Najbardziej szalona impreza w kalendarzu World Tour. Nic nie może się z nią równać, a jednak to nie jedyne ważne wydarzenie nadchodzącego weekendu.

    Dla wielu kibiców to nie ubiegłotygodniowa Flandria a właśnie ?Piekło Północy? jest synonimem klasyku. Tak naprawdę, poza legendą, Paryż – Roubaix nie ma nic wspólnego z innymi kolarskimi monumentami. To ostatnia ostoja stylu vintage, swoistego wariactwa, które z niewiadomych przyczyn pozostało w corocznym harmonogramie. Impreza, której wygranie automatycznie wpisuje kolarza na karty historii tej dyscypliny.

    Jadąc z Paryża do Roubaix, zawodowy, komercyjny, kolorowy peleton co chwilę zbacza z drogi by zanurzyć się w historii: sportu, regionu, Francji i Europy. Postgórnicza okolica borykająca się z wieloma problemami raz do roku ożywa, tak jak ożywają wspomnienia o dawnych mistrzach i bohaterach pierwszej wojny światowej. Nie one są jednak najważniejsze a bruk. Wśród pól północnej Francji ukryte są wyłożone nim drogi, po których peleton zmuszony jest przejechać, i które stają się areną jednego z najdziwiniejszych widowisk, jakie cyklicznie oglądają fani sportu.

     

    W tym roku na trasie liczącej 257km na bruk kolarze wjadą 28 razy. Arenberg, Mons-en-Pevele i Carrefour de l?Arbre to najsłynniejsze z odcinków prowadzących po kocich łbach, na których najczęściej dokonuje się selekcja.

    Fabian Cancellara, opromieniony zwycięstwem we Flandrii będzie próbował ustrzelić historyczny dublet: jeszcze nikomu ta sztuka nie udała się trzy razy. Forma, jaką Szwajcar zaprezentował tydzień temu sugeruje, że jest to możliwe. Z drugiej strony Tom Boonen z pomocnikami ekipy Omega Pharma Quick Step są rządni rewanżu. Jak zawsze wiele zależy od pogody. W przypadku deszczu Paryż-Roubaix zmienia się w błotną rzeźnię. Znakiem czasów jest, że od dwunastu lat podczas ?Piekła Północy? nie padało. W kwietniu. W północnej Francji!

    Relacja na żywo z wyścigu będzie m.in. w Eurosporcie.

    Szalone Paryż-Roubaix, w którym kolarze jeżdżąc po dziurach, błocie i w kurzu jest ekstremum szosowej odmiany wczynowej jazdy rowerem . Tymczasem zawodnicy specjalizujący się w olimpijskiej wersji mtb od kilku lat zmagają się z innym szaleństwem. Trasy najważniejszych zawodów cross-country robią się coraz bardziej wymagające technicznie. Rewolucja w sprzęcie, wprowadzenie większych kół, sprawiła, że na trasach pojawiają się coraz bardziej wymyślne utrudnienia. Odziani tylko w kaski wagi piórkowej i obcisłą lycrę kolarze skaczą, jeżdżą po głazach, nie omijają fragmentów tras zawodów konkurencji grawitacyjnych.

    W ten weekend w południowoafrykańskim Pietermaritzburgu rusza seria najbardziej prestiżowych wyścigów: Puchar Świata. Oczy polskich kibiców kierują się oczywiście w stronę Mai Włoszczowskiej, która jest jedną z faworytek całego sezonu. Trzeba uczciwie przyznać, że nie tylko z powodu Mai te zawody będą pasjonujące. MTB, męskie, kobiece, jak również jego odmiany jeszcze bardziej ekstremalne niż xc stoją na bardzo wysokim i wyrównanym poziomie. Dobrze zrealizowany przekaz TV – a o to od niedawna dba Red Bull udostępniając relację na żywo w Internecie z dobrym komentarzem ekspertów – daje możliwość docenienia kunsztu i mocy herosów kolarstwa górskiego.
    W sobotę juniorzy, kobiety i elita mężczyzn ścigać się będą w downhillu, w niedzielę młodzieżowcy, panie i panowie w cross country.

     

    Michał Kwiatkowski stracił kilka sekund na królewskim etapie Dookoła Kraju Basków. To drugi raz w tym sezonie, gdy młody lider Omega Pharma odstał od najlepszych kolarzy w górach. W przeciwieństwie do Tirreno – Adriatico, różnica była bardzo mała i Polak nadal pozostaje w grze o podium, tym bardziej, że w sobotę finał wyścigu, który powinien mu bardzo pasować: górzysta, 25km jazda indywiduana na czas. Trzymamy kciuki!

    Podobnie jak wielu z was, w ten weekend na dobre rozpoczynam sezon startowy. Trochę żałuję, najbardziej Paryż-Roubaix. Emocje, jakich dostarcza oglądanie tego wyścigu na żywo są niepowtarzalne. Z wielu propozycji, które anonsuje np. mtb-xc? nie wybieram żadnej. Sprawdzę, jak wygląda Puchar Słowcji XC. Po powrocie podzielę się wrażeniami. To może być ciekawe doświadczenie.

    Zdjęcie okładkowe, bruki Roubaix: fot. tetedelacourse, flickr, cc by sa 2.0

  • Niedziela w Piekle

    Niedziela w Piekle

    Jeśli chcesz zobaczyć, jak wyglądało kolarstwo w ?erze herosów?, koniecznie musisz obejrzeć ten film. ?Niedziela w Piekle? to znakomity dokument z 1976r. W rolach głównych: Eddy Merckx, Freddy Maertens i Roger de Vlaeminck.

    Jakiś czas temu miałem przyjemność oglądać ?Niedzielę w Piekle? w kinie. Ponieważ spora część obrazu to tak naprawdę relacja z wyścigu, mamy do czynienia z niespotykaną lekcją historii kolarstwa. Inne jest niemal wszystko: sprzęt, stroje, taktyka, choć ta w przypadku monumentu z Paryża do Roubaix różni się najmniej. Niezmienny element: bruki północnej Francji do dziś wymusza na kolarzach jazdę w stylu retro: bez kompromisów, licząc na łut szczęścia, opierając się nie tylko na podpowiedziach płynących ze słuchawki, ale też na własnym instynkcie.

    Rok 1976 to schyłkowy etap kariery ?Kanibala?, Eddyego Merckxa. Kolarz wszechczasów wygrywał ?Piekło północy? trzykrotnie, jednak w tamtym sezonie był raczej czarnym koniem zawodów niż murowanym faworytem. Nowe pokolenie coraz mocniej dochodziło do głosu, wyeksploatowany organizm Belga powoli odmawiał posłuszeństwa. Tak czy inaczej Merckx stanął na starcie i próbował po raz kolejny ?pożreć? swoich rywali.

    Nie jest to jednak opowieść o nim a o kolarstwie jako takim. W nietypowy sposób (jesteśmy nie tylko przyzwyczajeni do współczesnej narracji, ale przede wszystkim do przekazu telewizyjnego, a nie języka filmu) dostajemy na tacy atmosferę wyścigu. Mechanicy przygotowujący sprzęt, protest związkowców blokujących przejazd kolarzy, ostatnie chwile przed startem. Do tego zimny, neutralny komentarz opisujący zmagania zawodników oraz budująca klimat ścieżka dźwiękowa. Paryż Roubaix jest wielkim wydarzeniem, pomnikiem sportu a ten film to tylko część jego legendy. J?rgen Leth, twórca obrazu spisał się świetnie. ?Niedziela w Piekle? jest lekturą obowiązkową dla fanów kolarstwa a przy okazji dziełem dobrym samym w sobie.

    Edit: Film w całości w wersji angielskiej możecie znaleźć na youtube:

  • Czy Boonen pojedzie po rekord?

    Rekordy to esencja sportu. To na nie czekamy, to one ekscytują. Tom Boonen stoi przed szansą zapisania się w kronikach kolarstwa. Nikt jeszcze nie wygrał Ronde Van Vlaanderen czterokrotnie.

    Kolarstwo jest piękne z wielu powodów. Jednym z nich jest możliwość odnoszenia sukcesów przez długi czas, w tym także sporo po trzydziestce. Pierwszy raz na podium ?monumentu?, Paryż-Roubaix Tom Boonen stanął mając na koncie zaledwie 22 wiosny. We Flandrii triumfował trzy sezony później. Dziś ma lat 34 i w wielu dyscyplinach byłby już na emeryturze. Tymczasem jako specjalista kolarskich klasyków nadal może odgrywać kluczową rolę w najbardziej prestiżowych wyścigach.

    Rok 2005, Tom Boonen w roku pierwszego dubletu Flandria-Roubaix wygrywa z Peterem van Petegemem czy Erikiem Zabelem, kolarzami z innej epoki.

    12 lat w kolarstwie to cała epoka. U progu kariery Boonen zdobywał doświadczenie rywalizując z Johanem Musseuwem i Peterem van Petegemem. To pojedynki tych zawodników budziły emocje kibiców, to van Petegem w 2003r ustrzelił brukowany dublet (Flandria i Roubaix tydzień po tygodniu). Boonen jednak nie tylko powtórzył jego wyczyn (2005, genialny rok zwieńczony mistrzostwem świata w Madrycie), ale też poprawił.

    W międzyczasie Boonenowi wyrósł u boku znakomity rywal najwyższej klasy. Młodszy o pół roku Fabian Cancellara miał być specjalistą jazdy na czas, ale zamiast, jak wielu jego rywali, skierować zainteresowanie w stronę wielkich tourów, zaczął seryjnie wygrywać wyścigi klasyczne. Tak jak etapówki miały swoje pojedynki Armstrong-Ullrich czy Contador-Schleck, tak wiosenne monumenty stały pod znakiem rywalizacji Boonena z Cancellarą. Gdy w 2012r. Belg jako pierwszy w historii po raz drugi wygrał Flandrię i Roubaix w jednym roku (sezon, gdy zwyciężył niemal we wszystkim na bruku – bezprecedensowa seria zawierająca dodatkowo E3 oraz Gandawa – Wevelgem), Cancellara to samo uczynił dwanaście miesięcy później!

    Pamiętny pojedynek Boonena z Cancellarą w 2010r. Obaj kolarze w koszulkach mistrzów swoich krajów. Przyspieszenie Cancellary spowodowało podejrzenia o zastosowanie przez niego ukrytego w sztycy niewielkiego silnika wspomagającego jazdę!

    Statystycznie to Boonen jest lepszym kolarzem na brukach. Jest współrekordzistą we Flandrii (3 zwycięstwa) i Paryż-Roubaix (cztery) i tylko krok dzieli go od samodzielnego prowadzenia w kronikach któregoś z tych wyścigów. Ostatnie lata to jednak dla niego huśtawka formy: znakomite sezony przeplata fatalnymi, ale tym razem wydaje się być na dobrej drodze do kolejnego spektakularnego sukcesu. Sęk w tym, że również i Szwajcar czuje się znakomicie, zatem, jeśli obaj kolarze unikną przykrych zdarzeń losowych, w najbliższe dwa weekendy szykuje się świetna rywalizacja. Co więcej, w niedzielę na trasie wokół Flandrii presję z tej dwójki nieco zdejmie Peter Sagan. Słowacki zawodnik tak samo jak eksperci i kibice czeka na triumf w wielkim klasyku. W wielkim stylu wygrał tydzień temu wyścig E3, w Gandawa-Wevelgem finiszował na podium.

    2012, drugi dublet Flandria-Roubaix i wiosna życia Toma Boonena. W pobitym polu m.in. nowa gwiazda, Peter Sagan.

    Tradycyjnemu dla kolarstwa starciu pary tytanów będzie więc towarzyszyło, równie charakterystyczne, starcie pokoleń. Ze względy na wspólnotę pokoleniową ludzi urodzonych na początku lat osiemdziesiątych kibicuję Boonenowi i Cancellarze. Sagana zostawiam ?igrekom? z lat dziewięćdziesiątych.

    Zdjęcie okładkowe Louise Ireland flickr cc by sa 2.0

  • Dlaczego skreślamy Toma Boonena (i inne gwiazdy sportu)?

    Dlaczego skreślamy Toma Boonena (i inne gwiazdy sportu)?

    Życie wybitnego kolarz po trzydziestce musi być bardzo ciężkie. Mając na swoim koncie niemal wszystko, co było w zasięgu możliwości i będąc u ich szczytu trzeba nadal walczyć z coraz to nowymi rywalami. I choć spokojnie można by położyć się na katafalku i myśleć o śmierci, a przynajmniej o końcu kariery, lukratywny kontrakt, wierni fani oraz rządni newsów dziennikarze ciągle chcą więcej.

    Po rewelacyjnym sezonie 2005, kiedy wygrał dookoła Flandrii, Paryż ? Roubaix oraz mistrzostwo świata Tom Boonen (wówczas dwudziestopięciolatek) zapowiedział, że chce się ścigać do trzydziestki. Od tamtej pory jeszcze raz wygrał Flandrię, dwa razy Paryż- Roubaix, zieloną koszulkę najlepszego sprintera Tour de France, mistrzostwo swojego kraju oraz wiele pomniejszych triumfów. Po tegorocznej wiośnie wyścigów klasycznych, a w zasadzie jeszcze w trakcie jej trwania (gdy odpadał po defekcie z walki o zwycięstwo w ?Piekle Północy) jest raczej stawiany po stronie przegranych. Jest to o tyle ciekawe, że na swoim koncie zapiał wygraną w prestiżowym Gandawa-Wewelgem a we Flandrii był czwarty. Biorąc pod uwagę, że w sezon wchodził niepewny dyspozycji a jego start w Mediolan-Sanremo nie był wcale pewny, można to uznać za sukces.

    Obiektywy kamer, aparatów oraz twitterowe konta skierowane były na innych. Cancellara, Gilbert, Hushovt, nawet preferujący specyficzny styl jazdy Pozzato przykuwali uwagę mediów i rozbudzali emocje fanów. Tymczasem Boonen nie dość, że jest już praktycznie rozliczony z sezonu, wszak wygrał istotny wiosenny wyścig, to jeszcze w RVV decydował o obliczu rywalizacji, sprowokował głównego faworyta ? Fabiana Canellarę do przedwczesnej akcji a w Roubaix w słynnym lasku Arenberg (gdzie wyścig przegrał już niejeden as) miał po prostu pecha.

    Co więcej, jeśli ominą go kontuzje lub problemy osobiste może być kluczową postacią jesiennych mistrzostw świata w Kopenhadze. Jesienią zazwyczaj jest w dobrej formie, budując dyspozycję podczas hiszpańskiej Vuelty. Aby sięgnąć po drugą tęczową koszulkę, musi dostać trochę spokoju. Stawka jest wielka, ponieważ zrównałby się z Paolo Bettinim, uznawanym za króla klasyków ostatniej dekady a także w pewnym sensie z Johanem Musseuwem, którego jest w belgijskim peletonie następcą. Tyle tylko, że choć z pozoru radosny, Tom Boonen jest postacią dość kruchą. Trudno stwierdzić, czy winna jest temu presja sponsorów, mediów czy kibiców, ale po spektakularnych sukcesach osiągniętych w młodym wieku, gdy pojawiła się pewna stagnacja, Belg zaczął mieć problemy. Zawieszenie za zażywanie kokainy (chociaż ?rekreacyjne? a nie zmierzające do poprawy wyników sportowych), problemy z alkoholem, szybka jazda samochodem? na myśl przychodzą problemy tragicznie zmarłego ?złotego dziecka? flamandzkiego kolarstwa, Franka Vandenbrucke?a.

    Całe szczęście, Boonen żyje w nieco innej epoce a do tego cała jego kariera związana jest z jednym dyrektorem sportowym. Swoją drogą, póki Patric Lefevre, menadżer grupy Quick Step cieszył się dobry zdrowiem i bardziej aktywnie niż teraz zarządzał swoją ekipą, kariera ?Tornado Toma? błyskotliwie się rozwiała. Gdy, nie tak przecież wiekowy (Lefevre w tym roku obchodził 56. Urodziny) szef Boonena podupadł na zdrowiu, kariera jego podopiecznego faktycznie nieco przygasła. Z drugiej strony Flamandczyk jest kolarzem, który raczej realizował kilka wyznaczonych celów w sezonie niż odnosił seryjne zwycięstwa. I choć w zeszłym sezonie nie wygrał zbyt wiele a w tym ma na koncie wygraną ?tylko? w semi-klasyku potrafi sprawy rozegrać tak, by zapewnić sobie kontrakt na kolejny sezon. Sęk w tym, że choć zapewne może osiągnąć jeszcze wiele – wiosenne wyścigi jednodniowe preferują kolarzy mogących pochwalić się sporym doświadczeniem, pojawia pytanie, czy kolejne lata w zawodowym peletonie są tym, czego naprawdę chce.