Tag: Femke van den Driessche

  • Top 10 kolarskich wydarzeń 2016: Doping Mechaniczny

    Top 10 kolarskich wydarzeń 2016: Doping Mechaniczny

    30.01.2016 to data, która zostanie zapamiętana przez fanów kolarstwa jako dzień, gdy po raz pierwszy udowodniono stosowanie ?dopingu mechanicznego? podczas zawodów wysokiej rangi. Belgijka Femke van den Driessche została przyłapana na gorącym uczynku podczas przełajowych mistrzostw świata w Zolder.

    O tym, że kolarze mogą oszukiwać nie tylko stosując doping farmakologiczny wiemy od dawna. O tym, że mogą modyfikować swoje rowery i ukrywać w nich silniki, spekulowaliśmy od kilku lat.

    Podejrzanym bywał m.in. Fabian Cancellara po swoich spektakularnych akcjach podczas Ronde van Vlaanderen czy Paryż-Roubaix w sezonie 2010. Swoje trzy grosze do tematu dorzucał Greg LeMond, chętnie poszukujący śladów nieuczciwości w zawodowym kolarstwie a ?magicznie? kręcące się koło w rowerze Rydera Hesjedala podczas hiszpańskiej Vuelty 2014 podgrzało dyskusję o takiej możliwości w peletonie World Touru, podobnie jak tajemniczy defekt i wymiana koła poprzedzające pościg Alberto Contadora na przełęczy Mortirolo podczas Giro d?Italia 2015.

    Pod presją opinii publicznej UCI zaczęła wyrywkowo kontrolować rowery podczas najważniejszych imprez, ale dopiero wpadka Femke van den Driessche rozpoczęła dyskusję i uruchomiła działania na większą skalę.

    Z dużym prawdopodobieństwem van den Driessche ktoś ?podkablował? a cała sprawa wydaje się być szyta bardzo grubymi nićmi. Arogancja, z jaką zachowała się jej ekipa jest wprost niewiarygodna.

    Rower Belgijki wyposażono w rozwiązanie ?Vivax (wcześniej znany jako Gruber) Assist?, oficjalnie dostępne na rynku od kilku sezonów. To bateria, silnik i przekładnia ukryte w rurze podsiodłowej i mufie suportu, sterowane przyciskami na kierownicy.

    To taki bardziej dyskretny, ale wciąż prosty do wykrycia ?e-bike?, który ma umożliwić np. turystom pokonywanie trudniejszych tras. Fakt, że takiego sprzętu użyła faworytka mistrzostw świata z nadzieją, że nie zostanie wykryta prosi się o tylko jeden, możliwy gest:

    Tak czy inaczej, od tego momentu ruszyła lawina dyskusji oraz początek regularnych i masowych kontroli. Inspektorzy UCI przy pomocy tabletów skanowali rowery zawodników w poszukiwaniu nieprawidłowości. Poza przypadkiem Femke van den Driessche nic nie znaleźli.

    Temat ?motodopingu? powracał jednak co jakiś czas. A to przy okazji materiału we francuskiej telewizji, który pokazywał dziwnie rozgrzane elementy rowerów na trasie wiosennych wyścigów, a to przy okazji wywiadów z Istvanem Varjasem, węgierskim wynalazcą, który twierdzi, że jest autorem i dostawcą o wiele skuteczniejszego systemu niż wspomniany ?Vivax?.

    Ma on działać na zasadzie elektromagnesów napędzających tylne koło ze zmodyfikowaną, carbonową obręczą maskującą nielegalne elementy. Sam Varjas twierdzi, że podpisał ekskluzywną umowę z jednym zespołem a o szczegółach ma poinformować opinię publiczną na początku przyszłego roku.

    Ponieważ ?doping mechaniczny? ma być optymalną propozycją dla zawodników jeżdżących z wysoką kadencją, stąd też naturalnym podejrzanym w oczach części komentatorów stał się Chris Froome.

    Kamery termowizyjne zostały więc, obok oficjalnych skanerów UCI użyte podczas Tour de France i podobnie jak pozostałe metody nie wykazały żadnych nieprawidłowości.

    Tak czy inaczej, wpadka Femke van den Driessche, która została zdyskwalifikowana na sześć lat, potwierdziła istniejące wątpliwości, dała pole do dalszych spekulacji i na zawsze zmieniła oblicze kolarstwa.

    ?Motodoping? zyskuje więc, niestety, zasłużone miejsce w zestawie najważniejszych wydarzeń kolarskiego sezonu 2016.

  • Odpowiedzialność zbiorowa

    Odpowiedzialność zbiorowa

    Sprawa motodopingu Femke van den Driessche została oficjalnie zakończona. UCI nałożyła na dziewiętnastoletnią zawodniczkę karę sześcioletniej dyskwalifikacji oraz pokaźną grzywnę. Kolarka została ukarana indywidualnie, z pewnością sama złożyła rower z ukrytym silnikiem elektrycznym i ustawiła go w boksie. Tak samo jak niektórzy złapani na EPO kolarze brali je w samotności, bez porozumienia z trenerami i lekarzami.

    Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej zawsze jest kontrowersyjne. Zasady MPCC, ?ruchu na rzecz wiarygodnego kolarstwa? wedle których zespoły same miały wykluczać się z rywalizacji po kolejnych wykroczeniach dopingowych ich zawodników okazały się gwoździem do trumny Ruchu.

    Owszem, Astana po kolejnych przypadkach pozytywnych wyników testów wykluczyła się z uczestnictwa w Tour od Beijing 2014, ale to m.in. obowiązek stosowania odpowiedzialności zbiorowej spowodował, że obecnie w MPCC zrzeszonych jest zaledwie osiem zespołów World Touru. Z kolei groźba odebrania licencji Astanie czy Katiuszy była głównie groźbą, trudną do zrealizowania przed niezawisłym sądem.

    Nie w tym jednak rzecz, by karać całe ekipy. Za stosowanie dopingu karani są głównie sami sportowcy. Z kolei, ekipa Sky zadziałała nieco na wyrost i wprowadziła zasadę ?zera tolerancji? na podstawie której zrezygnowała ze współpracy m.in. z Bobbym Julichem czy Steven de Jonghiem. Byli kolarze, którzy w latach dziewięćdziesiątych stosowali EPO po zwolnieniu ze Sky szybko znaleźli zatrudnienie w innej ekipie.

    Za organizowanie dopingu w drużynie przed organami dyscyplinarnymi stawali współpracownicy Lance?a Armstronga: Johan Bruynell, Pedro Celaya czy Luis Garcia del Moral. Z ostracyzmem spotkał się także Manolo Saiz, za to upiekło się m.in. Bjarne Riisowi. Organy ścigania zajmowały się również takimi ?gwiazdami? jak Michele Ferrari czy Eufemiano Fuentes. Swoje dopingowe ?pięć minut? miał także masażysta Bogdan Madejak przy okazji afery Cofidisu.

    Zazwyczaj jednak ci, którzy organizują, dostarczają, ?przepisują? czy też podają niedozwolone pozostają w cieniu. Ten sam cień powoduje, że to nie oni błyszczą przed kamerami po wygranych wyścigach, ale też chroni ich gdy nielegalne praktyki wychodzą na jaw.

    Femke van den Driessche nie tylko miała zapasowy rower z silnikiem elektrycznym przygotowany w boksie podczas przełajowych mistrzostw świata. Z dużym prawdopodobieństwem używała tego sprzętu wcześniej, np. podczas zawodów Koppenberg Cross.

    Czy wierzycie, że dziewiętnastolatka,która oczywiście zaprzecza, by cokolwiek działo się za jej wiedzą i zgodą – sama zmodyfikowała swój rower, umieściła go w boksie i używała podczas wyścigów bez wiedzy mechanika, który ten sprzęt serwisuje czy też trenera analizującego czasy okrążeń, tempo na podjazdach, rytm serca czy moc generowaną przez zawodniczkę?

    Po doping, jak się teraz okazuje mechaniczny, ale przede wszystkim po niedozwoloną farmakologię często sięgają młodzi zawodnicy. Ostatecznie to w ich żyłach płynie sztucznie natleniona krew i to ich poziom testosteronu jest nienaturalnie podniesiony. Poza presją psychiczną nikt ich do złego nie zmusza. Wybór jest ich własnym wyborem i to oni ponoszą konsekwencje: zdobywają sławę i pieniądze, ale też tracą wszystko w momencie wykrycia oszustwa.

    W przypadku dopingu technicznego wszystko dzieje się zgodnie z prawem: silniczki, elektromagnesy, bezprzewodowa łączność są do kupienia legalnie i każdy cykloamator może to zrobić stacjonarnie lub online, dostając paragon i gwarancję. Dla odmiany doping farmakologiczny w zasadzie zawsze wiąże się ze złamaniem prawa: korupcją lekarza, przemytem lub zakupem na czarnym rynku. I choćby za to, po stosownych wyjaśnieniach powinni odpowiadać pomocnicy sportowca-dopingowicza.

    Tyle tylko, że to już jest zajęcie dla prokuratury a nie federacji kolarskiej, lekkoatletycznej czy jakiejkolwiek innej.

  • Loverove 27.04.2016

    Loverove 27.04.2016

    Dobry zestaw we wtorkowym loverove: świetne zdjęcia z Liege-Bastogne-Liege, newsy ze świata motodopingu oraz najświeższe trendy w rowerach wyczynowych.

    1. Scott Mitchell ze śnieżnego L-B-L

    Pierwsza z oczekiwanych galerii z Liege-Bastogne-Liege rozgrywanego w czasie kwietniowego ataku zimowej aury:

    Brrr… robi się zimno od samego oglądania. 

    2. Sześć lat za posiadanie…

    Femke van den Driessche została ukarana sześcioletnią dyskwalifikacją za wykrycie podczas mistrzostw świata w przełajach w jej boksie technicznym zapasowego roweru z ukrytym silnikiem elektrycznym Vivax uruchamianym przy pomocy przycisku z bluetoothem. Dodatkowo ma zapłacić 20tys franków szwajcarskich grzywny. Osoby z otoczenia belgijskiej kolarki: z klubu czy reprezentacji narodowej nie poniosły żadnych konsekwencji.

    Z pewnością dziewiętnastolatka zorganizowała wszystko sama, w głębokiej tajemnicy przed wszystkimi.

    3. Kolejny kraj delegalizuje tarczówki

    Wczoraj pokazałem Wam nowego Canyona Aeroad z hamulcami tarczowymi, dziś mamy informację, że kolejna, po Francuskiej, federacja kolarska wyklucza użycie „tarczówek” we wszystkich wyścigach szosowych, włącznie z amatorskimi. Na takim sprzęcie nie pojeździmy także w Hiszpanii. Ciekawe, kiedy za tym trendem pójdzie PZKol a także jaka będzie odpowiedź producentów sprzętu. Wiele lat pracy działów R&D a także kilkanaście miesięcy działań marketingowych musiało kosztować przecież grube miliony dolarów.

    4. Tak samo twarde 50 zębów

    Zobaczcie nowy rower Nino Schurtera, na którym Szwajcar wygrał inaugurację Pucharu Świata XCO:

    Pełną specyfikację znajdziecie tutaj. Intrygujący jest zestaw przełożeń 1×12 z nową przerzutką SRAM Eagle. Monstrualnej kasecie z największym trybem 50z towarzyszy przednia zębatka 38z, co daje najlżejsze przełożenie takie jak w 2×11 z zębatką 42z. Tyle tylko, że mocarnemu Nino zapewne chodziło o bardziej użyteczne przełożenia na dole kasety, zatem dzięki temu nowatorska propozycja SRAMa znajduje swoje uzasadnienie.

  • Co jest gorsze: silnik w ramie czy EPO we krwi?

    Co jest gorsze: silnik w ramie czy EPO we krwi?

    Oburzenie po znalezieniu silniczka w rowerze Femke van den Driessche podczas mistrzostw świata trwa, by nie powiedzieć, że eskaluje. Autorytety w rodzaju Eddy?ego Merckxa domagają się dożywotnich dyskwalifikacji dla motooszustów, tymczasem kolarstwo nadal nie uporało się z dopingiem ?klasycznym?, farmakologicznym.

    Zgodnie z przepisami UCI za ?doping technologiczny?, zgodnie z przepisem 12.1.013 zawodnik może być ukarany grzywną wynoszącą 20-200tys. CHF zaś jego drużyna od 100tys. do miliona CHF. Zarówno kolarz jak i jego zespół zostaną zawieszeni na pół roku.

    Z kolei za doping farmakologiczny najcięższego kalibru (np. EPO, transfuzje krwi) grożą cztery lata zawieszenia i kary finansowe, w przypadku kolejnych naruszeń zasad dopingowych również stosowana jest odpowiedzialność zbiorowa względem drużyny.

    Zarówno ukryty w rowerze taki czy inny silnik jak i zmodyfikowana krew lepiej natleniająca pracujące mięśnie sprawiają, że kolarz jedzie szybciej.

    UCI próbuje wykryć kolarzy stosujących ?motodoping? mniej więcej od 2010r. Femke van den Driessche była pierwszą osobą złapaną na takim procederze.

    Z kolei walka z dopingiem farmakologicznym realnie trwa nieustająco od lat sześśdziesiątych XXw. Ostatnia dekada to wzmożone kontrole, system paszportów biologicznych (śledzenie trendów w parametrach krwi w celu wykrywania nieprawidłowości) oraz rejestracja zawodników w systemie ADAMs, który zobowiązuje do podawania z wyprzedzeniem miejsca i czasu swojego przebywania.

    Zarówno wspomaganie sprzętowe jak i farmakologiczne to nieuczciwy sposób na rozstrzygnięcie o wynikach wyścigu. Trzecia forma to przekupstwo czy też wspólne ustalanie wyników przez kilku sportowców. Ostatnio głośno jest o takich praktykach np. w tenisie a jednoznaczne skojarzenia prowadzą do piłki nożnej.

    Każda z tych metod to oszustwo sportowe. Wspomniany Eddy Merckx na wieść o motodopingu zareagował alergicznie, domagając się dożywotnich dyskwalifikacji dla kolarzy montujących silniki w swoich rowerach.

    ?Kolarz wszechczasów? jest poniekąd usprawiedliwiony. O ile zastrzyk, pastylka czy czopek towarzyszą atletom niemal od zawsze, o tyle silnik elektryczny ukryty w rurze podsiodłowej czy elektromagnes w kole to swego rodzaju nowość (choć przynosi na myśl filmy o „wspaniałych mężczyznach w ich szalejących gruchotach”) a tych zawsze boimy się bardziej niż sprawdzonych wrogów.

    Jeśli miałbym wartościować, to mimo wszystko stosujących ?motodoping? ustawiłbym w hierarchii oszustów nieco niżej niż sięgających po EPO, hormon wzrostu czy niedopuszczone do obrotu leki będące w fazie badań klinicznych.

    Przewinienia ?farmakologiczne? również dzielone są na cięższe i lżejsze. Co innego grozi za przyjęcie prostego sterydu na astmę, nadużycie TUE (wykluczenie do celów terapeutycznych) czy nieprawidłowe wypełnienie rubryki w systemie ADAMs (celowe lub przypadkowe) a co innego za ?twardy? koks w postaci manipulacji wartościami krwi czy przyjmowaniem hormonów.

    Owszem, silnik w rowerze niewątpliwie jest oszustwem, wypacza wyniki wyścigu, deprymuje rywali i stawia ich pod presją (być może przegrywając ze zmotoryzowanym kolarzem sami sięgną po farmakologię?), jednak w przeciwieństwie do ?prochów? nie jest niebezpieczny dla zdrowia. Nie wiąże się również z powiązaniami mafijnymi, zakupami na czarnym rynku czy przekupstwem lekarzy. Rozwiązanie, jakie znaleziono w rowerze Femke van der Driessche można kupić w sklepach rowerowych, bez recepty.

    Co więcej, również wykrycie sprzętowego wspomagania w teorii powinno być łatwiejsze (mimo że do pierwszej wpadki doszło dopiero teraz). Procedura sprawdzenia rowerów, choć kosztowna, jest prostsza niż badania laboratoryjne. Istotne jest również, że wynik badania technicznego, w porównaniu do badania próbek moczu czy krwi jest jednoznaczny. Nawet najbardziej nowoczesny rower to prosta konstrukcja z ograniczoną liczbą elementów a profesjonany mechanik jest w stanie rozłożyć sprzęt na czynniki pierwsze a następnie przywrócić go do stanu pierwotnego w kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt minut. Nie ma więc mowy o wpływie czynników zewnętrznych: odwodnienia, choroby, czy anomalii niepoznanej do końca ludzkiej fizjologii przez które procesy dopingowe potrafią się ciągnąć latami.

    Równocześnie jeśli sprzęt nie zostanie poddany kontroli zaraz po zawodach, ślady nielegalnego procederu nie zostaną zachowane, w przeciwieństwie do podanych organizmowi substancji. Śledzenie trendów w paszporcie biologicznym uprawnia ograny antydopingowe do badania starych próbek, nawet po wielu latach. Tymczasem sędzia, który przeoczy podejrzane modyfikacji roweru sprawi, że oszust uniknie gilotyny.

    Sprawa motodopingu wydaje się nabierać rozpędu. Ciekawe, jak sportowa administracja będzie sobie z nim radziła w najbliższych miesiącach.

    A jak Wy sądzicie, w jaki sposób należy karać za ?motodoping??