Polski Związek Kolarski nawiązał partnerstwo z marką 4F. Kadrowicze będą teraz startowali w strojach dostarczanych przez podkrakowską firmę, jak również w oficjalnych sytuacjach zaprezentują się w „Casualowych” ubraniach przygotowanych przez 4F.
W tym miejscu warto wspomnieć, że w latach 2012-2015 marka ta była sponsorem tytularnym zawodowej grupy mtb prowadzonej przez obecnego dyrektora sportowego PZKol, Andrzeja Piątka a sam dyrektor był następnie „ambasadorem” 4F.
Miejmy nadzieję, że współpraca marki z kadrą polskich kolarzy pozytywnie wpłynie na ofertę strojów rowerowych dostępnych w jej salonach a zawodnikom będzie wygodnie w nowych wdziankach.
Prosty wideoporadnik od Cycling Weekly prezentujący tajniki jazdy po kocich łbach. Tak na wypadek, gdyby przyszła wam ochota poczuć się jak we Flandrii:
4. Reklama dnia
Podłogi Quick Step są twarde i wytrzymałe, niczym Niki Terpstra, który robi „planka”. Proste, minimalistyczne, skuteczne. Bora – uczcie się ;)
Wiosenne wyścigi na bruku to szczególny czas kolarskiego sezonu. To wtedy do głosu dochodzą silni, dobrzy technicznie i wytrzymali kolarze. Ci, którzy są w stanie utrzymać rower na kocich łbach a gdy trzeba, nacisnąć na pedały tak mocno, by mimo wymagającej nawierzchni zgubić rywali i zadziwić krzyczących przy trasie kibiców.
Tytuł nie zawiera w sobie dyskryminacji ze względu na płeć, czy to biologiczną, czy kulturową. Zwyczajnie w rywalizacji Sagana, Van Avermaerta, Kristoffa, Degenkolba czy wcześniej Cancellary, Boonena, Musseuwa i Van Petegema jest nawet nie ?coś? a sporo czystej, fizycznej, wręcz zwierzęcej siły.
Te kilkuminotowe, powtarzane co chwilę wysiłki, ataki, tempo i walka o pozycje czy to na wzgórzach Flandrii czy to na polnych drogach w okolicach Roubaix to pokaz godny walk gladiatorów w rzymskich amfiteatrach.
Owszem, liczy się taktyka, liczy się wsparcie drużyny, ale gdy przychodzi decydujący moment, mistrz sam musi wznieść się na wyżyny, i przyłożyć do pedałów tak wielką siłę, by pokonać i grawitację i nierówności terenu i sprawić, by rywali bolało bardziej niż jego.
Jasne, na górskich etapach wielkich tourów zdarza się, że oglądamy podobny spektakl, jednak jest on po pierwsze bardziej rozłożony w czasie, po drugie, bezwzględna moc generowana przez kolarzy jest o wiele mniejsza.
Jeśli dołożymy do tego konieczność przetaczania roweru przez kolejne kostki granitu czy też bazaltu, wymuszającą pracę całego ciała, kontrolę kierunku jazdy i przyczepności, dostajemy spektakl ociekający adrenaliną i testosteronem bardziej niż ring MMA po całonocnej gali.
W tym miejscu trzeba pamiętać, że w harmonogramie brukowanych klasyków samej jazdy po bruku jest stosunkowo niewiele. Nie więcej niż ?, dokładając do tego, również wymagające drogi z betonowych płyt, wciąż większość dystansu prowadzi po asfaltach.
Te są jednak często pokryte nawiezioną z pól ziemią, wąskie, z głębokimi rowami melioracyjnymi po bokach. Do tego za każdym zakrętem zmienia się wiatr, trakt jest wąski a chętnych do jazdy na czele grupy w każdej chwili przynajmniej kilkudziesięciu.
Szansa, że dostaniemy ekscytujący spektakl jest zatem bardzo duża. Wiosenne klasyki to jedna z najciekawszych części kolarskiego sezonu. I właśnie zmierzamy do jego apogeum.
Rozkład jazdy na najbliższe dni:
24.03, piątek: Record Bank E3 Harelbeke
26.03, niedziela: Gandawa-Wevelgem
28-30.03, wtorek-czwartek: 3 Dni de Panne-Koksijde
02.04, niedziela: Ronde van Vlaanderen
05.04, środa: Scheldeprijs
09.04, niedziela: Paryż-Roubaix
PS: Na brukach ścigają się również panie:
26.03, niedziela: Gandawa-Wevelgem
02.04, niedziela: Ronde van Vlaanderen
Loverove na czwartek ze sporym zestawem kolarskich newsów, specjalnie dla Was!
1. Sto dni prezesa
Dariusz Banaszek przewodzi Polskiemu Związkowi Kolarskiemu już ponad trzy miesiące. Naszosie.pl prezentuje więc rozmowę z Prezesem po przysłowiowych „stu dniach” urzędowania, czyli czasie, po którym zwykło robić się pierwsze podsumowanie rządów nowego premiera. Rozmowę możecie przeczytać tutaj. A teraz najważniejsze: co Wy sądzicie o porządkach w PZKol?
2. Sylwester Szmyd o wygranej Kwiato
„Sylwas” rozkręca się w roli blogera rowery.org. Tym razem komentuje wygraną Michała Kwiatkowskiego w Mediolan Sanremo. Obserwacje zawodowca są zawsze w cenie, możecie je przeczytać tutaj.
3. Co mam w kieszeni?
To pytanie było kluczowe dla pewnego uniwersum fantasy, ale w tym przypadku nie chodzi ani o biżuterię ani o stwory o kudłatych stopach a o zawartość kieszonek w rowerowej koszulce. Od kilku tygodni Jakub Dominik z blog.bobiko.pl odpytuje rowerowych blogerów o to, co ze sobą wożą. Padło i na mnie, zatem voila, oto zestaw, który mam przy sobie na co dzień i od święta. W sensie na wyścigach.
Wczoraj po znakomitej jeździe drużynowej ekipy Quick Step, zwycięzcą Dwars Door Vlaanderen został Yves Lampaert. Równie zadowolony co triumfator był jego kolega z ekipy, drugi na mecie Philippe Gilbert, którego forma związana z jazdą po bruku ewidentnie rośnie. Były mistrz świata celuje ze szczytem dyspozycji na Ronde van Vlaanderen i trzeba będzie na niego uważać.
Teraz jednak ważna uwaga. Brukowane klasyki to nie tylko jazda po bruku, i asfalcie. To także, charakterystyczne dla tych rejonów Belgii drogi z betonowych płyt. Nawierzchnia na nich jest bardziej chropowata, co chwilę przejeżdża się przez łączenia, na środku znajduje się ciągła przerwa a segmenty często są ułożone pod kątem. To dodatkowa trudność, którą często można przeoczyć, a która również jest elementem selekcji.
Cóż… chyba nie. Mathew Hayman zwyciężył w „Piekle Północy” na swoim standardowym, aerodynamicznym Scottcie Foil. Bez specjalnego siodła, z jedną warstwą owijki i bez zbędnych, amortyzujących „gadżetów”. Jedynymi zmianami do wersji w pełni drogowej były gumy 28mm oraz zębatka 44z zamiast 39z. Więcej zdjęć i opis w Cycling Weekly.
2. Onboard z bruku
Tak wygląda jazda w najbardziej „wariackim” z najważniejszych wyścigów na świecie:
3. Inna perspektywa
Upadek Fabiana Cancellary na Mons en Pevele widzieliśmy w oficjalnej transmisji, a wcześniejszą kraksę, kto wie czy nie decydującą o losach wyścigu, na sektorze Quérénaing ? Maing uchwycił jeden z kibiców:
I cóż z tego, że jakość jest lepsza niż jeszcze niedawno w dobrym kinie a autor znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, skoro całą historię filmował w pionie…
4. Kulisy sukcesu
Orica-Greenedge prezentuje, jak zwycięstwo Haymana wyglądało od zaplecza. 20 minut solidnego dokumentu, zostawcie sobie na przerwę obiadową ;)
Historia kolarstwa to kolejne opowieści. W ciągu sześciu godzin, w czasie których zawodnicy pokonują 250km może wydarzyć się wiele a w ciągu sześciu godzin wyścigu klasycznego może wydarzyć się niemal wszystko. Paryż-Roubaix 2016 był nie tylko pełen stricte sportowych emocji, ale też zamknął, rozpoczął i kontynuował wiele znakomitych opowieści.
15 lat oczekiwania
Mathew Hayman pierwszy raz na starcie ?Piekła Północy? stanął w sezonie 2000. To było zupełnie inne kolarstwo. Zawodnicy nie musieli jeździć w kaskach, Johan Museeuw przekraczając linię mety miał na głowie nie styropianową, aerodynamiczną skorupę a powiewającą chustę z nadrukowanych symbolicznym ?Lwem Flandrii?. Wiosna 2016 przyniosła Haymanowi piętnaste uczestnictwo w Paryż-Roubaix (mimo kontuzji ręki kilka tygodni wcześniej), kolejne, w którym był ważnym ogniwem drużyny (Orica Greenedge), ale nie jej liderem.
Co ciekawe, nigdy wcześniej kolarz zespołu, w którym jechał Australijczyk, nie wygrał słynnego klasyku rozgrywanego na brukach północnej Francji. Sam w przeszłości był nieźle zapowiadającym się sprinterem, z czasem dobrze zaczął radzić sobie na kocich łbach, notując kilka cennych wyników.
Jasne, nie był faworytem Paryż-Roubaix, ale jego historia znakomicie pokazuje, czym jest kolarstwo zawodowe. W świecie, w którym z jednej strony liczą się tylko zwycięzcy, swój, nomen omen, kamyczek może dorzucić ktoś, kto de facto całe życie poświęcił tej dyscyplinie, lecz bez wymiernych sukcesów.
Klasyk klasyków Hayman wygrał w sposób imponujący, choć nie do końca typowy. Późniejszy zwycięzca zabrał się do wczesnej ?ucieczki dnia?, takiej, której uczestnicy żegnają się z szansami na sławę i chwałę najpóźniej kilkanaście kilometrów przed metą.
Tymczasem sytuacja ułożyła się korzystnie dla śmiałków. Z tyłu peleton się dzielił, odpadali z niego kolejni faworyci a do czołówki dołączali raczej outsiderzy niż najbardziej obserwowani kolarze. Ostatecznie, gdy po kolejnej selekcji z przodu zostało tylko paru zawodników, w tym mocna reprezentacja zespołu Sky a także Sep Vanmarcke oraz Tom Boonen, najmniej sławny z nich wszystkich Haymann zachował najwięcej sił na finisz i wbrew własnej wierze odniósł największy sukces w karierze w wieku 37 lat.
Z niebytu (prawie) do historii
Wspomniany Tom Boonen jest największym przegranym a zarazem największym triumfatorem, obok Haymana, Paryż-Roubaix 2016. Belgijski as klasyków i tak zapisał się już w historii kolarstwa. Jest współrekordzistą Piekła Północy i Ronde Van Vlaanderen, na swoim koncie ma wiele innych, doniosłych osiągnięć.
Jego kariera to równocześnie ciągła huśtawka nastrojów a nawet najwierniejsi fani Boonena przynajmniej klika razy odsyłali go na emeryturę. Jesienią zeszłego roku wydawało się, że Tommeke na dobre będzie musiał skończyć z kolarstwem. Upadek na mało znaczącym, kończącym sezon wyścigu w Abu Dhabi kosztował go pęknięcie czaszki i długotrwałą rehabilitację.
Według wielu przesłanek, Boonen na rower miał wsiąść dopiero w pierwszej połowie kwietnia. Tymczasem w tejże pierwszej połowie kwietnia do ostatnich metrów liczył się w walce o zwycięstwo w jednym z najcięższych a z pewnością w najbardziej szalonym wyścigu na świecie. Jasne, możecie powiedzieć, że na welodromie w Roubaix przegrał z Haymanem o długość roweru, czyli z punktu widzenia fotofiniszu była to przepaść. Tyle, że Belg przez większą część rywalizacji, w tym przez ostatnie kilometry, decydował o obliczu tegorocznego Paryż-Roubaix a przy tym był najlepszym kolarzem swojej drużyny, Etixx-Quickstep. Co więcej, jego drugie miejsce w Paryż-Roubaix jest, obok wygranej Marcela Kittela w Scheldeprijs najlepszą lokatą zawodnika tej ekipy w tegorocznym sezonie klasyków.
I teraz nie wiadomo, czy Boonen ma się czuć zwycięski czy rozczarowany. Z jednej strony wygraną i samodzielny rekord pięciu zwycięstw w Paryż-Roubaix miał na wyciągnięcie ręki. Z drugiej, powrót z de facto sportowego niebytu do pełni chwały i podium ?Piekła Północy? to wielka rzecz. Na tyle wielka, że belgijski kolarz póki co zapowiada powrót na bruki przynajmniej jeszcze raz, w sezonie 2017.
Pechowa runda honorowa
Wielki rywal Boonena przez niemal całą karierę, Fabian Cancellara, w przeciwieństwie do Belga na bruki już nie wróci, przynajmniej nie na rowerze. W tym roku był przygotowany naprawdę znakomicie, na trasie Ronde Van Vlaanderen pokazał imponującą moc, ale do ataku przystąpił za późno i nie dogonił Petera Sagana.
Trudno powiedzieć, co ugrałby w Paryż-Roubaix, ponieważ gdy wyścig wchodził w decydującą fazę, grupa, w której jechał wciąż traciła do czołówki z Boonenem i Haymanem. Czy gdyby nie upadek, napędzany przez pomocników Cancellary peleton dogoniłby ucieczkę a Szwajcar ruszył do ataku? I co na to powiedziałby pilnujący go Sagan?
Tak czy inaczej, Cancellara, który wszystkie swoje trzy zwycięstwa w ?Piekle Północy? odniósł na suchej nawierzchni, w swoim ostatnim starcie w legendarnym wyścigu poległ na jednym z nielicznych, śliskich od błota fragmentów.
Do mety dojechał, zapewne z szacunku dla siebie, wyścigu, kibiców i kolarstwa jako takiego. Honorową rundę na welodromie w Roubaix, miejscu najjaśniejszych chwil swojej kariery, zakończył upadkiem godnym nierozgarniętego młodzika. Na bruki nie chce już wracać, przed nim jeszcze kilka momentów sezonu, w czasie których może zamknąć karierę jakimś imponującym akcentem.
O ile Boonen, tak czy inaczej zmierza do końca kariery jako zwycięzca, Cancellara póki co symbolicznie przegrywa, w każdym razie tytuł największego specjalisty wyścigów klasycznych początku XXw.
Gdzie jest sprawiedliwość?
Bo jak inaczej podejść do sprawy, gdy w wyścigu, którego wizytówką jest jazda po bruku przegrywa kolarz najlepiej radzący sobie na bruku?
Sep Vanmarcke jest obecnie prawdopodobnie największym specjalistą jazdy po kocich łbach. Udowodnił to zdobywając przewagę nad rywalami na najtrudniejszym, ?kultowym? odcinku Carrefour de l?Arbre.
Cóż z tego, skoro silny niczym tur i posiadający znakomitą technikę belgijski kolarz nie jest w stanie skutecznie zafiniszować. Być może, mimo niezwykłego talentu nigdy nie wygra ani Ronde Van Vlaanderen ani Paryż-Roubaix a być może będzie musiał na taki sukces czekać do późnej, sportowej starości niczym Hayman. Może też być tak, że coś zmieni, poszuka ?marginalnego zysku? w swoim podejściu do kolarstwa i, mając jeszcze na to czas (Vanmarcke urodził się w 1987r) w końcu zdominuje brukowane klasyki.
Na sukces w jednym z ?monumentów? czeka nie tylko on, ale też zawodnicy ekipy Sky. W tym roku to oni nadawali ton rywalizacji, to oni mieli przewagę liczebną i to oni wyścig koncertowo przegrali. Seria upadków spowodowała, że do mety w czołówce dojechał tylko Ian Stannard, któremu zabrakło sił by wygrać, a przy takim wkładzie całej ekipy trzecie miejsce trzeba uznać za porażkę.
Zadowolony musi być za to Peter Sagan, który choć również przegrał (dla zwycięzcy z Flandrii i mistrza świata 11. lokata niewątpliwie jest porażką), ale walczył do końca a co ważne mimo kilku okazji uniknął kontuzji. Zamyka wiosnę tak czy inaczej jako zwycięzca, pogromca ?klątwy tęczowej koszulki?, dodatkowo z reputacją prawdziwego czempiona. Jego umiejętności techniczne, przytomność umysłu i refleks, którymi niejednokrotnie popisuje się w zabawnych filmikach na youtube uratowały go przed upadkiem a być może i przerwą w sezonie. Przeskok nad leżącym na bruku Cancellarą będzie jednym z regularnie powtarzanych w tym a zapewne i w kolejnych sezonach momentów.
Wyścigi takie jak Paryż-Roubaix, w przeciwieństwie do innych, mniej ważnych, mniej spektakularnych i zwyczajnie mniej ciekawych, faktycznie przechodzą do historii. To, co wydarzyło się w sezonie 2016 będzie przywoływane i w 2017 i w 2020 i w 2036 roku. Cierpliwy Hayman, odrodzony Boonen, pechowy Cancellara i niespełniony Vanmarcke już dziś są częścią sportowych kronik.
Po raz kolejny motocyklista jadący w kolumnie wyścigu nie wyhamował przed kraksą kolarzy. Lasek Arenberg to jeden z najtrudniejszych, brukowanych sektorów na trasie Paryż-Roubaix, gdzie często dochodzi do upadków. Włoch Elia Viviani z ekipy Sky był jednym z tych, którzy tym razem leżeli w kraksie. Jadący za peletonem motocykl nie zdążył się zatrzymać na nierównej i śliskiej nawierzchni i wpadł w Vivianiego. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że skończyło się na potłuczeniach, ale przecież zaledwie kilkanaście dni temu w podobnych okolicznościach incydent z udziałem Antoine Demoitie’a zakończył się tragicznie – śmiercią zawodnika.
3. Sagan cyrkowiec. Cancellara… no cóż
Ostatnie w karierze „Piekło Północy” nie było szczęśliwe dla Fabiana Cancellary. Najpierw na jednej z, w sumie nielicznych kałuż, poślizgnął się, przewrócił i w ten sposób zakończył pościg zbliżający się do grupy Boonena, Stannarda, Rowe’a, Vanmarcke’a i Haymana. Z tej kraksy mistrzowsko uratował się jedynie Peter Sagan:
https://www.youtube.com/watch?v=xvykzqcmlJw
Sam Cancellara do mety dojechał kilka minut i za zwycięzcami i za Saganem. Próba rundy honorowej na torze w Roubaix również nie zakończyła się dla niego korzystnie:
Zatem dwa wnioski na dziś: Cóż, trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. I tak dalej ;). Oraz: drogie dzieci, uczcie się bunny-hopów. Nigdy nie wiadomo, kiedy się Wam przydadzą.
Apogeum sezonu brukowanych klasyków już w tę niedzielę. O tym, jak będzie wyglądał wyścig, zadecydują kolarze, ich dyrektorzy sportowi ustalający taktykę oraz pogoda. Być może pierwszy raz od ponad dekady przyjdzie nam oglądać ?piekło północy? rozgrywane w deszczu i błocie.
Przyglądając się listom startowym, sytuacja jest bardzo interesująca. Brak jednoznacznego faworyta a przy tym szeroka i wyrównana stawka zawodników, którzy mogą wygrać Paryż-Roubaix 2016.
Weterani
Fabian Cancellara i Tom Boonen. Ten pierwszy ma trzy, ten drugi rekordowe cztery zwycięstwa na brukach północnej Francji. Obaj są już bliżej niż dalej końca swoich karier. Szwajcar zapowiedział, że po sezonie 2016 kończy z wyczynowym ściganiem, Boonen póki co na ten temat milczy. Wspomniał jedynie, że klasyki to nie jest odpowiedni czas i miejsce na mówienie o sportowej emeryturze.
Ważne jest co innego. Cancellara tej wiosny znów jest w wybornej formie. Wygrał Strade Bianche, dwie czasówki, był drugi we Flandrii, i czwarty w E3 Harelbeke oraz Gandawa – Wevelgem. We Flandrii zaprezentował moc właściwie równą zwycięskiemu Peterowi Saganowi, tyle, że do ataku przystąpił kilka chwil później niż Słowak. Jeśli wygra na welodromie w Roubaix, dołączy do Boonena i Rogera de Vlaemincka, którzy są czterokrtonymi zwycięzcami ?Piekła Północy?.
Z kolei Boonen nie błyszczy, wydaje się, jakby stopniowo dochodził do formy. Trzeba pamiętać, że podczas imprezy w Abu Dhabi, w październiku zeszłego roku leżał w kraksie, czego skutkiem było pęknięcie jednej z kości czaszki. W tym roku nawet nie stał na podium, ale wielokrotnie powtarzał, że z tygodnia na tydzień czuje się lepiej. Biorąc pod uwagę fakt, że w ekipie Etixx-Quickstep jest przynajmniej kilku kolarzy, którzy mogą pokusić się o dobry wynik, zwycięstwo Boonena na skutek przewagi taktycznej nie jest niemożliwe.
Peter Sagan
Mistrz świata, zwycięzca Gandawa-Wevelgem i Ronde van Vlaanderen pierwszy raz od wielu miesięcy jest w sytuacji, gdy nic już nie musi. Wiosnę ma rozliczoną. Znakomita seria wyników, skuteczność, dojrzałość i prowadzenie we wszystkich możliwych rankingach sprawiają, że w Paryż-Roubaix pojedzie bez presji, przynajmniej tej z zewnątrz. Pokusa wywalczenia magicznego ?dubletu? na kocich łbach (RVV + P-R), do tego w tęczowej koszulce jest wielka.
Słowak na brukach Piekła Północy spisywał się ze zmiennym szczęściem a jego najlepszy rezultat to szóste miejsce w 2014r. Zdecydowanie łatwiej zdobywa przewagę, gdy droga prowadzi krótko acz konkretnie pod górę niż w terenie płaskim. Nie jest więc największym faworytem, zatem daje mu to spore pole manewru.
Lefevere, Peeters, Steels i Knaven
Kto? Tak, zgadza się, nie kolarze a dyrektorzy sportowi zespołów Etixx-Quickstep i Team Sky. Pod swoją opieką mają drużyny, w każdej z których jest przynajmniej kilku ludzi, którzy mogą pokusić się o wygranie Paryż-Roubaix.
Etixx-Quickstep to oczywiście Boonen, ale także Niki Terpstra (zwycięzca z 2014r), Zdenek Stybar, Tony Martin, który chce iść w ślady Fabiana Cancellary i Stijn Vandenbergh. Z kolei w Sky liderami będą Ian Stannard i Luke Rowe.
Silny zespół jest szczególnie ważny w takim wyścigu jak Paryż-Roubaix. Brukowane odcinki powodują stosunkowo wczesną selekcję, kolarze jadą w mniejszych grupkach już na kilkadziesiąt kilometrów przed metą. Istotna jest więc przewaga liczebna po pierwszej selekcji i ochrona, jaką zyska lider. Bywa też, że swoją szansę dostaje jeden z pomocników wysłany do ataku by zaszachować rywali. W ten sposób ?Piekło Północy? wygrał właśnie Servais Knaven a ostatnio Niki Terpstra. Zdarza się również, że do mety na czele dojeżdża kilku kolarzy jednej ekipy. To zawodnicy Patricka Lefevere?a w latach 1998-1999 zajmowali wszystkie miejsca na podium. Wilfried Peeters był wtedy drugi i trzeci a Tom Steels w 1999r zajął trzecie miejsce.
Specjaliści cyclocrossu
Być może w sobotę w regionie Nord-Pas-de-Calais popada, bruk stanie się śliski, pobocza błotniste a trasa nie przeschnie do niedzieli. Wtedy do głosu mogą dojść zawodnicy, którzy przez sporą część kariery specjalizowali się w jeździe w takich warunkach, czyli przełajowcy.
Lars Boom i Zdenek Stybar mają świetną technikę jazdy, są dynamiczni i doświadczeni. Obaj byli też mistrzami świata w cyclocrossie. Stybar w Roubaix finiszował już drugi (2015) a Boom zwyciężył pamiętny, deszczowy etap Tour de France w 2014r.
Swoje marzenie uczestnictwa w Piekle Północy spełnia Lars Van Der Haar. Przełajowy mistrz Europy dołączył do składu Giant-Alpecin, ekipy, której postawa pod nieobecność ubiegłorocznego zwycięzcy, kontuzjowanego Johna Degenkolba będzie sporą niewiadomą.
Inni nie znaczy gorsi
Kolejne nazwiska to wielkie gwiazdy i fakt, że są pod koniec listy nie znaczy, że są mniej ważni. Bo czy Alexander Kristoff, który rok temu miał genialny sezon na brukach a w tym wciąż jest w czołówce może być traktowany jako ktoś bez szans? Nawet, jeśli Norweg twierdzi, że nie lubi jazdy po kocich łbach, gdy znajdzie się w sytuacji, w której na welodromie w Roubaix będzie finiszowała kilkuosobowa grupa kolarzy, mamy pełne prawo nazwać go faworytem. Z kolei Edvald Boasson Hagen nigdy nie odgrywał znaczącej roli w monumentach, ale na swoim koncie ma kilka wygranych klasyków a w grupie Dimension Data wyraźnie odzyskał wigor. Stałą rolę czarnego konia przyjmuje Sep Vanmarcke. Intrygująco zapowiada się plan Taylora Phinneya, który po kontuzji i powrocie na szosy chce zrealizować plan czy też marzenie dobrego występu na brukach. Swoje trzy grosze może też dołożyć mocny i odporny na trudne warunki sprinter, czyli Andre Greipel oraz niespełniony w klasykach Jurgen Roelands.
Wyścig od startu do mety będzie można zobaczyć na antenie Eurosportu. Od 10.15 do mniej więcej 17.00 kolarze pokonają 257,7km, z czego 52,8km prowadzić będzie po bruku (w sumie 27 numerowanych (odliczanie od 27 na 98,5km do 1 na kilometr przed metą) sektorów, których trudność wyznaczają ?gwiazdki? – jedna * to najłatwiejszy a pięć ***** to najtrudniejszy).
W słynnym ?Lasku Arenberg? peleton powinien pojawić się ok. godziny 14.30, kolejny bardzo trudny sektor, Mons en Pevele to mniej więcej 15.30 a, zazwyczaj kluczowy dla losów wyścigu, Carrefour de l’Arbre to ok. 16.20
Zdjęcie okładkowe: Lasek Arenberg, fot: foto!, flickr, CC BY 2.0
Być może Paryż-Roubaix będzie w tym roku rozegrany w deszczu, błocie i chłodzie. Żądni wrażeń fani zacierają sobie ręce na wyjątkowe widowisko. ?Rzeź na brukach? zawsze przechodzi do historii kolarstwa.
Jest coś takiego w kibicach sportu, co każe im oczekiwać, że ich idole będą zmuszeni do walki w ekstremalnych warunkach. Anglosasi takie dni, gdy woda wiadrami leje się z nieba, błoto sięga kostek lub pod koniec maja śnieg zasypuje szosy określają jednym, uniwersalnym słowem ?epic?. Po polsku to błąd językowy, trzeba się nieco nagimnastykować, używając innych epitetów określających wydarzenie nietypowe, spektakularne i na długo zapadające w pamięć.
Takie właśnie są wyścigi Paryż-Roubaix rozrywane w trudnych warunkach atmosferycznych.
Już sama jazda rowerem szosowym po kolejnych odcinkach brukowanych, polnych dróg jest trudna. Na liczącej ok. 250km trasie jest ich niemal 30 o łącznej długości ponad 50km. Gdy spadnie deszcz, normalnie wymagające szczęścia, wytrwałości, siły, doświadczenia i właściwej techniki jazdy sektory stają się wielokrotnie trudniejsze.
?Dobra technika? zmienia się w konieczność wykazania się niemal cyrkowymi umiejętnościami jazdy na 25-28mm oponkach po śliskiej, błotnistej mazi. Widoczne, gdy jest sucho ubytki, dziury i koleiny skrywają się w kałużach, zatem łatwiej o defekt i upadek. ?Na mokro? w nawet najbardziej odporne szytki wszystkie ostre przedmioty wchodzą jak w masło. Do tego pobocza, których kolarze często używają by ominąć najbardziej zdradliwe miejsca lub po prostu na chwilę odetchnąć, stają się nieprzejezdne. Oklejone mokrą ziemię rowery i namoknięte stroje ważą więcej, napędy pracują mniej precyzyjnie, hamulce przestają działać. Na twarzach zawodników zastyga błotna maska a fontanny chlapiące spod kół rywali utrudniają widzenie.
Całość faktycznie tworzy niezapomniany spektakl, lecz dla jego aktorów to szczególny rodzaj wyzwania.
Ostatni raz coś takiego mogliśmy oglądać podczas Tour de France 2014. Pokaz siły i umiejętności dali wtedy kolarze Astany. Vincenzo Nibali, późniejszy triumfator całego wyścigu, na prowadzącym przez bruki Paryż-Roubaix etapie, przy pomocy Jakoba Fuglsanga i Lieuwe Westry zdobył przewagę nad najważniejszymi rywalami i ustawił taktycznie cały wyścig. Włoch popisał się odpornością na trudne warunki pogodowe oraz świetnym opanowaniem roweru na śliskim od wody i błota bruku.
To ciekawe o tyle, że dla odmiany podczas właściwego Paryż-Roubaix zawodnicy nie ścigali się po błocie od 2002r (wygrał wówczas Johan Musseuw). Było to jedyne mokre ?Piekło Północy? Toma Boonena (w swoim debiucie zajął trzecie miejsce), Fabian Cancellara ani razu nie ścigał się tam w podobnych warunkach, nie licząc deszczowego etapu Tour de France.
Kto wie, być może gdyby nie pogoda, Szwajcar nie miałby na swoim koncie trzech pierwszych, dwóch drugich i jednego trzeciego miejsca w tym najsłynniejszym z klasyków. Cancellara opanował do perfekcji wykorzystanie generowanej przez siebie mocy gdy jest sucho, na mokrym, podczas Touru musiał jechać z nieco niższą kadencją by utrzymać przyczepność, przez co, jak twierdzi, przegrał tamten etap.
Czy zatem ?suche? Paryż-Roubaix w ostatnich kilkunastu latach były mniej emocjonujące niż te, gdy padał deszcz? Cóż, chyba niekoniecznie. O tym, jak przebiega rywalizacja decydują przecież sami kolarze.
Owszem, określony rodzaj warunków bywa dodatkowym czynnikiem, który może zostać wykorzystany do uzyskania przewagi. Są zawodnicy lepiej czujący się w upale, mniej cierpiący w chłodzie, ci o lepszej technice jazdy czy większej odwadze.
W wielu przypadkach zła pogoda jest jednak elementem, który wypacza lub nawet uniemożliwia prawidłowe przeprowadzenie zawodów. Stosowany od niedawna ?protokół ekstremalnych warunków pogodowych? daje szansę skrócenie lub odwołanie zawodów, gdy niekorzystna aura zagraża zdrowiu czy nawet życiu kolarzy.
Warto zauważyć, że choć trudne warunki wielokrotnie były przyczyną poważnych w skutkach kraks (np. podczas Giro d?Italia 2013 u podnóża Montecassino), do śmiertelnych wypadków dochodziło zawsze w pełnym słońcu.
Zresztą Paryż-Roubaix nie jest imprezą, gdzie ?protokół? znalazłby zastosowanie. Owszem, w szczególnych przypadkach peleton omija wybrane sektory bruku, ale ten wyścig z założenia ma sponiewierać kolarzy a w kibicach wyzwolić pierwotne instynkty. To jeden z tych dni w sezonie, gdy ?im gorzej, tym lepiej? a choć deszcz w kwietniu w okolicach Roubaix jest pewnego rodzaju anomalią (to najsuchsza pora roku w tym rejonie), ?błotna masakra? jest czymś, na co co sezon czekają tysiące fanów kolarstwa.
Michał Kwiatkowski wygrywając brukowany klasyk E3 Harelbeke dokonał nietypowej sztuki połączenia kilku kolarskich specjalizacji. Mało kto potrafi, jak on, skutecznie jeździć po bruku, w terenie górzystym oraz na czas. Transfer do Team Sky miał dać odpowiedź na kilka pytań dotyczących dalszych losów polskiego mistrza a tymczasem sukces na kocich łbach otwiera kolejny rozdział i daje przestrzeń do snucia coraz ciekawszych planów.
Dyskusja o predyspozycjach Michała Kwiatkowskiego do określonego typu wyścigów ucichła przed sezonem 2016. Jednym z argumentów przejścia do Sky miała być chęć skupienia się na szlifowaniu umiejętności i cech związanych z wielkimi tourami.
Etixx-Quickstep, poprzedni pracodawca Polaka, u którego osiągał największe sukcesy, to jedna z najlepszych grup zawodowych, ale mimo wszystko specjalizująca się w wyścigach jednodniowych.
O tym, że ?Kwiato? ma spory potencjał związany z jazdą po bruku wiedzieliśmy już od dawna. W 2013r popisał się piękną ucieczką na trasie Ronde Van Vlaanderen, z kolei rok temu przyjechał czwarty (z ucieczki) na metę Dwars Door Vlaanderen. W międzyczasie (2014) na swoje konto zapisał Strade Bianche, wyścig może nie brukowany, ale z sektorami prowadzącymi po szutrach. Co więcej, w decydującej akcji jechał z Peterem Saganem, którego ograł na końcowych metrach trasy.
Mimo to terytorium, na którym Kwiatkowski spisywał się do tej pory najlepiej były klasyki nie brukowane a górzyste. ?Ardeński Tryptyk?, gdzie trzy razy stawał na podium (wygrana w Amstel Gold Race oraz dwa trzecie miejsca: w Walońskiej Strzale oraz Liege-Bastogne-Liege) oraz wygrane mistrzostwa świata stawiają go w gronie największych specjalistów właśnie takich imprez. Co więcej, ?Kwiato? równie dobrze daje sobie radę w górzystych, tygodniowych etapówkach. Upodobał sobie Volta a Algarve (wygrana 2014 i dwa drugie miejsca: 2013, 2015), rok temu świetnie spisał się w Paryż-Nicea (drugie miejsce), był też drugi (2014) i ósmy (2015) w Dookoła Kraju Basków.
Michał Kwiatkowski potrafi również znakomicie pojechać czasówkę. W swojej karierze wygrywał już niedługie próby w Paryż-Nicea oraz Tour de Romandie.
Tej zimy kibice zauważyli u niego widoczny spadek masy, co miało sugerować skuteczniejszą postawę w dużych górach. Tymczasem Kwiatkowski zaskoczył wszystkich nie ekspresowym tempem wspinaczki a? jazdą po bruku.
https://twitter.com/michalkwiatek/status/713450356232085504
Na trasie E3 Harelbeke wraz z Peterem Saganem, owszem, odjechali na podjeździe, ale flamandzkie ?hellingen? w żaden sposób nie preferują górali, raczej kolarzy silnych, dynamicznych, potrafiących eksplodować mocą na stromiznach pokrytych kocimi łbami.
Dwaj mistrzowie świata (aktualny - Sagan i poprzedni - ?Kwiato?) skutecznie zwiększali przewagę nad pościgiem prowadzonym głównie przez zeszłorocznych kolegów Polaka, czyli kolarzy Etixx-Quickstep. Na finiszu Kwiatkowski, podobnie jak na Strade Bianche, nie zostawił Słowakowi złudzeń i pewnie sięgnął po zwycięstwo.
Kolarz, który zapowiadał atak na wielkie toury wygrał więc brukowany klasyk na poziomie World Touru. Gdyby nie Geraint Thomas, inny as zespołu Sky, wydawałoby się, że we współczesnym kolarstwie jest to niemożliwe a podobna wszechstronność to bardziej wada niż zaleta.
Ten właśnie Thomas rok temu godnie uzupełniał Richiego Porte na pozycji kluczowego, górskiego pomocnika Chrisa Froome?a na trasie Tour de France. Podjazd La Pierre-Sain Martin pokonał w ścisłej czołówce, a mimo zostawienia na trasie ?Wielkiej Pętli? wielu sił i zdrowia, wyścig zakończył na 15 pozycji, poświęcony na rzecz swojego lidera dopiero na 19. etapie. Było to w tym samym sezonie, w którym Walijczyk, tak jak ?Kwiato? w tym roku, wygrał E3 Harelbeke a do tego był trzeci w Gandawa-Wevelgem. Co ważne, Thomas, tak jak i Kwiatkowski, znakomicie jeździ na czas.
W ramach rozwoju i zbliżenia się do wymarzonego celu: przewodzenia drużynie podczas trzytygodniowego wyścigu, Thomas wygrał tej wiosny Paryż-Nicea. Ponieważ jest od Kwiatkowskiego o cztery lata starszy (urodził się w 1986r, Polak w 1990), właśnie wszedł w optymalny wiek do walki w wielkich tourach.
https://twitter.com/cyclingweekly/status/709365663035494400
Jeśli ktoś ma zatem obawy o przyszłość Michała Kwiatkowskiego, są raczej nieuzasadnione. Choć dobra postawa na brukach Flandrii wydaje się być współcześnie egzotycznym sposobem na przygotowanie do walki w Dolomitach, Pirenejach czy Alpach, jeszcze nie tak dawno, wielcy mistrzowie ścigali się wszędzie.
Zarówno Thomas jak i Kwiatkowski znajdują się w składzie Teamu Sky na Ronde Van Vlaanderen. Być może to właśnie dzięki nim brytyjski zespół doczeka się upragnionego zwycięstwa w jednym z kolarskich ?monumentów?. A jeśli nie, to z pewnością będzie miał z nich pociechę w kolejnych startach sezonu.
Zdjęcie okładkowe: brukowany podjazd Paterberg, fot. Spotter2, wikimedia commons, CC BY SA 3.0