fbpx

Kto pojedzie w takim wyścigu?

Bruki Roubaix są legendarne. Tro Bro Leon fascynuje swoją wiejską egzotyką. Strade Bianche przypomina o tym, jak kolarstwo wyglądało sto lat temu. U nas też są i kocie łby i szutry i mnóstwo polnych dróg. Więc teraz wyobraź sobie, że w Twojej okolicy organizowany jest taki ?vintage wyścig?. Czy weźmiesz na niego swoją wymuskaną, karbonową szosówkę na kołach za dyszkę?

Czym innym jest oglądanie zawodowców na sponsorowanym sprzęcie, którzy męczą się w ekstremalnych warunkach a czym innym podjęcie takiego wyzwania samemu. Potencjalne straty, wymierne koszty uszkodzonego czy zużytego sprzętu mogą dotkliwie zaboleć nie tylko amatora.

Profesjonalnych grup kolarskich z niemal nieograniczonym budżetem jest zaledwie kilka. Następnych kilka ma się dobrze i jest hojnie wspierana przez producentów sprzętu. Jednak nawet w World Tourze a już z pewnością w gronie zespołów Pro Continental, dla większości takie nietypowe, pełne dziur, błota i nierówności gry i zabawy na świeżym powietrzu w sezonie nie mogą pojawiać się zbyt często.

Czasem patrzę na kalendarz wyścigów w Polsce, następnie patrzę na mapę i znów na kalendarz. I myślę sobie, że szkoda, wielka szkoda, że nie mamy takiego, szalonego wyścigu jak Tro Bro Leon u siebie. A potem przychodzi refleksja, że dla grup zawodowych i klubów o napiętych budżetach byłoby to zabójstwo. Tym bardziej, że i kibiców przy trasie i relacji w TV pewnie by nie było.

Z resztą, co tu dużo mówić, ?lubuskie Roubaix?, czyli ?Piekło Przytoku? na starcie gromadzi sporą część uczestników na rowerach górskich a nie na szosówkach czy przełajówkach. Z kolei gros imprez mtb to płaskie lub prawie płaskie wyścigi rozgrywane przy dobrej pogodzie. Zaledwie kilkanaście maratonów rozgrywanych jest w górach a te, podczas których spadnie deszcz, jak to ładnie prezentuje się w komunikatach prasowych, ?przechodzi do historii?.

Na takich imprezach obowiązuje zazwyczaj zasada: ?trzy godziny zabawy = trzy dni roboty z rowerem?. Jeśli nie ma do wymiany linek, pancerzy i przynajmniej kilku łożysk, to znaczy, że nie było ekstremy.

Więc tak patrzę na możliwości fajnych, aspirujących do miana Klasyków czy Gran Fondo zawodów np. na Warmii i wiem, że to nierealne zarówno dla zawodowców jak i dla amatorów. Bo wciąż jesteśmy na etapie, że intrygujące projekty sportowe potrzebują albo czasu i cierpliwości albo sporego kompromisu z masowym odbiorcą.

Na szaleństwo porwą się albo niezamożni szaleńcy, których jest kilku, albo posiadacze grubego portfela znudzeni imprezami dla plebsu, którzy zwyczajnie mogą sobie na nie od czasu do czasu pozwolić.


Opublikowano

w

,

przez

Tagi: