fbpx

Szukając ekstremów

To nie pierwszy raz, gdy etap Giro d?Italia mógł być odwołany. RCS, czyli właściciel wyścigu, od lat konsekwentnie prowadzi trasę ryzykując kłopoty. Tym razem powinno się udać – poruszające wyobraźnię przewyższenia przełęczy Gavia i Stelvio zostaną pokonane przez kolarzy.

Dziś internety wygrywa oczywiście zdjęcie z 1988r, gdy oblepiony śniegiem Andrew Hampsten jedzie po zwycięstwo w Giro. Nie był to pierwszy i nie ostatni taki przypadek. Włoski tour niemal od samego początku stawia przed kolarzami najdziwniejsze i najbardziej ekstremalne wyzwania.

W swojej wielkości Tour de France jest zachowawczy. Nawet, jeśli gdzieś w lesie ukryta jest stroma, mało uczęszczana szosa, wyścig ją omija. Ponieważ w ostatnich latach Giro i Hiszpańska Vuelta zaczęły ścigać się w poszukiwaniu ekstremalnych trudności, również i Francuzi poszli tą drogą, choć oczywiście w swoim stylu. Do harmonogramu dołączono np. Planche des Beilles Fines w Wogezach, rok temu Alpe d?Huez ?podwyższono? o Col de Sarenne i wymagający zjazd z tej przełęczy. Mimo to, podczas Wielkiej Pętli nie znajdziemy tego, co jest popularne na Giro. Stromych ścian, szutrów czy śniegu.

Za śnieg odpowiada nie tylko wysokość, ale i terminaż. Tour de France również czasem zagląda powyżej granicy 2500m.n.p.m (przełęcze Galibier, Bonette czy Iseran), tyle, że w lipcu. W maju, gdy kolarskie święto mają Włosi na takiej wysokości nie tylko zalega sporej grubości pokrywa zmrożonego śniegu, ale też częste są opady a temperatura w okolicach zera nie jest rzadkością. Rok temu, gdy zima nieco dłużej gościła w Europie, organizatorzy Giro zmuszeni byli skracać lub odwoływać etapy w najwyższych górach – przełęcze stały się nieprzejezdne a na zjazdach zawodnicy ryzykowaliby zdrowie i życie

Z powodu warunków i protestów kolarzy omijano również nie tylko najwyższe, klasyczne przełęcze. Debiut podjazdu na Plan de Corones (lub Kronplatz) został odroczony o dwa lata. Szutrowa droga o nastromieniu sięgającym 24% w deszczu stała się nieprzejezdna dla kolumny wyścigu. Powrócono tam, a i owszem, tyle, że zawodnicy z górą zmagali się indywidualnie podczas jazdy na czas. Dodatkowo mieli szczęście, ponieważ nie padało.

Człowiekiem, który na trasę Giro wprowadzał wiele tego typu innowacji był Angelo Zomegnan. Być może robił to, ponieważ nigdy nie był kolarzem – większość zawodowej kariery parał się dziennikarstwem. Szukał więc widowiska, czasami z sukcesem, czasami na siłę. Z pewnością bez niego toskańskie białe drogi nie przeżywałyby teraz swojego renesansu, również Monte Zoncolan regularnie nie gościłby na trasie. W 2011 roku dyrektor wyścigu jednak przesadził, za co zapłacił stanowiskiem. Nie tylko przygotował dla kolarzy trasę-kata (przewyższenia na poszczególnych etapach były większe niż w cały, prowadzącym bądź co bądź po górzystej Szwajcarii Tour de Romandie), ale też chciał poprowadzić szosowców zjazdem z Monte Crostis. O ile szutry na wzgórzach i podjazdach zostały przez peleton zaakceptowane, o tyle droga niczym z maratonów mtb na zjeździe nie przeszła.

Nie bez znaczenia był fakt tragicznej śmierci Woutera Weylandta we wczesnej fazie tego samego wyścigu. Paradoksalnie, belgijski kolarz zginął na pozornie łatwym odcinku, za to przy dużej prędkości. Szersza szosa, prowadząca przy kamiennym murze okazała się być zabójcza. Zjazd z przełęczy Porte d?Aspet, gdzie podczas Tour de France 1995 zginął Fabio Casartelli później kolarze pokonywali jeszcze wiele razy, bez większych problemów. Col de la Bonett, która de facto zakończyła karierę Johna-Lee Augustyna to także typowy zjazd spotykany na wyścigach kolarskich. Bez względu na to, którędy poprowadzona jest trasa, zawody na rowerach, nawet, jeśli w konserwatywnym, szosowym wydaniu są sportem outdoorowym i trzeba się liczyć ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Obojętne, czy odziany tylko w lycrę i styropianowy orzeszek atleta pędzi na oponkach o szerokości 25mm z prędkością 100km/h szosą nad przepaścią, czy też jego serce pracuje z tętnem 190 uderzeń na minutę a mięśnie rozrywa ściana o nastromieniu 20%, to jest ekstrema. A my ją chcemy nie tylko oglądać: sami aspirujemy, by w niej uczestniczyć.

Zdjęcie okładkowe: Przełęcz Stelvio, Damian Morys, flickr CC BY 2.0


Opublikowano

w

przez