fbpx

Robot kontra Gladiator

Federer kontra Nadal. Finał French Open. Spokojny profesjonalista, uznawany za najlepszego tenisistę w historii dyscypliny. Ostatnio nieco w cieniu młodszych rywali, ale ciągle w ścisłej czołówce. Po drugiej stronie siatki wirtuoz gry na korcie z mączki. Choć zapowiadało się ciekawie (Federer prowadził w pierwszym secie), podejrzewałem, że skończy się jak zawsze. Poszedłem więc na rower. I słusznie.

Nadal wygrał 3:1, ale nie to mnie zainteresowało. Decydując się na odpuszczenie tego meczu, choć miało to być wydarzenie sezonu, miałem w głowie co innego. Roger Federer to wzór cnót wszelakich. Wybitny, perfekcyjny, do tego skromny. Przy tym bogaty (swoje na korcie ugrał, do tego wieloletni kontrakt reklamowy z Nike) i… do bólu nudny. Przykładny mąż i ojciec, udziela się charytatywnie, dyskretnie i kulturalnie akcentuje swoje przywiązanie do religii (katolickiej). Jego posąg powinien stanąć w Sevres jako wzór Szwajcarskości.

Podobno publiczność w Paryżu sprzyjała Federerowi jak nigdy dotąd. Cóż, widownia często kibicuje słabszym. Albo tym, którzy zasłużyli na jej przychylność. Na mączce to Nadal jest dominatorem, a Federer „wiecznie drugim”. I to Nadal zbliża się do rekordu wszech czasów w swojej specjalności. Mimo wszystko to on jest postacią ciekawszą. Bo mała rysa na karierze Szwajcara w postaci braku wygranej w Paryżu niemal permanentnych batów od Nadala nie rekompensuje przygniatającej widzów perfekcyjnej nudy.

Wygrywający Wimbledon z dziką kartą Goran Ivanisevic został powitany w swoim kraju niczym bohater narodowy. Grający defensywnie, za to z zaangażowaniem wielokrotnie przewyższającym fizyczne możliwości Lleyton Hewitt, Martina Hingis, Kim Clijsters czy Justine Henin powracające na szczyt po przerwie w karierze, niespełnieni Andy Roddick czy Marat Safin budzili sensację. Budzili emocje. Bywali ułomni, więc ludzcy. Federer nawet gdy raz na jakiś czas przegrywa, robi to z klasą. Jest jak szwajcarski ser. Te, które znam są pyszne, ale w nadmiarze mdłe. Cóż, w kwestii wyrafinowanych gatunków sera jak i wybitnych tenisowych graczy jestem ignorantem. Lubię spróbować, zobaczyć, doświadczyć jako wydarzenia. Ale jako prymitywny zjadacz chleba, traktujący Wielkiego Szlema bardziej jako element kultury niż wydarzenie, które mnie naprawdę porusza, jestem najzwyczajniej w świecie żądny igrzysk.

Napisałem ten wpis w opozycji do mojego poprzedniego o tym, że sportowcy nikomu nie dogodzą. Myślę jednak, że w tym wypadku nie chciałbym, aby bohater-robot dał mi więcej. Aby móc mu uczciwie kibicować chciałbym dostać mniej, by z humanoida stał się znów ?tylko? gladiatorem.

Ps. poniżej ten, który poruszał moją wyobraźnię jako weekendowego kibica tenisowego.

 


Opublikowano

w

, ,

przez

Komentarze

Jedna odpowiedź do „Robot kontra Gladiator”

  1. Awatar

    Ależ przecież Federer wygrał Roland Garros w 2009 roku, więc o jakiej „rysie” mowa?