Jeśli Alberto Contador obroni prowadzenie w Hiszpańskiej Vuelcie do niedzieli, będziemy świadkami jednego z lepszych, kolarskich powrotów na szczyt.
Hiszpański kolarz nigdy tak naprawdę nie zdominował wielkich tourów, choć jego kolekcja zwycięstw jest imponująca. Jeśli jednak sięgniemy pamięcią wstecz, zobaczymy obraz, w którym swoją pierwszą Wielką Pętlę (2007) wygrał po usunięciu z wyścigu Michaela Rasmussena. Z kolei Giro d?Italia kolejnej wiosny zdobył bez zwycięstwa etapowego a Vueltę tego samego roku przejechał wraz z drużynowym kolegą, Levim Leipheimerem niemal na remis. Nie było jasnych ?team orders?, ale liderem Astany był Contador i to on dopisał do swojego portfolio hiszpański wielki tour, tym samym kompletując wszystkie trzytygodniówki w około 13 miesięcy. ?Prawdziwe? zwycięstwo przyszło jednak w 2009r, gdy jadąc de facto przeciwko swojej drużynie i Lance?owi Armstrongowi zdołał pokonać i Teksańczyka i braci Schleck i Bradleya Wigginsa. Był najlepszy w górach, świetnie też pojechał na czas. Zdecydowanie był to jego najlepszy wyścig w karierze.
Rok później (2010) nie było już tak łatwo. Andy Schleck prezentował taką samą formę i choć na trasie minimalnie przegrał (m.in po ataku rywala w momencie, gdy Luksemburczykowi spadł łańcuch), ostatecznie został zwycięzcą wyścigu po długim postępowaniu sądowym. W jednej z próbek pobranych od Contadora znaleziono śladowe ilości klenbuterolu. Ponieważ zawodnik wielokrotnie odwoływał się od zadanej kary zawieszenia, mógł nadal startować, co wykorzystał brylując na trasie kolejnego Giro d?Italia. Na włoskich szosach był bezsprzecznie najmocniejszy (drugie najbardziej przekonywające zwycięstwo w karierze), ale różowa koszulka ostatecznie powędrowała do Michele Scarponiego. Trybunał Arbitrażowy wstecznie zdyskwalifikował Hiszpana, odbierając mu tytuł a także piąte miejsce w rozgrywanym w tym samym roku Tour de France.
Trudno stwierdzić, czy Contador był zmęczony podczas Wielkiej Pętli, czy też jechał bez pełnego zaangażowania, mając świadomość, że i tak jego wynik w ostatecznym rozrachunku zostanie anulowany. Tak czy inaczej, nie był w stanie nawiązać do poziomu, jaki prezentowali Cadel Evans i Andy Schleck. Z drugiej strony Hiszpan wprowadził do defensywnie rozgrywanego wyścigu element nieprzewidywalności. To wtedy na dobre rozwinął się jego talent do bezkompromisowych akcji. ?Pistolero? zawsze chętnie atakował, ale podczas Touru 2011r kilkukrotnie pojechał na wywrócenie klasyfikacji generalnej, co trzeba przyznać, niemal mu się udało. Po przymusowej absencji powrócił do ścigania w sierpniu 2012r. Właściwie bez kilometrów startowych stanął do boju o wygraną w Vuelta a Espana. Wyraźnie nie był już tym samym zawodnikiem, co przed dopingową banicją. Czy było to związane z niemal roczną przerwą, czy też Hiszpan potrzebował czasu, by zaadaptować się w peletonie z innym systemem kontroli dopingowych, trudno powiedzieć. Zarówno Alejandro Valverde jak i Joaquin ?Purito? Rodriguez byli od Contadora mocniejsi, ale to jednak on wygrał cały wyścig. Stało się to dzięki niespodziewanej akcji na etapie do Fuenta De, gdzie zaatakował na mniejszym podjeździe, kilkadziesiąt kilometrów do mety. W międzyczasie w peletonie urosła nowa siła: Team Sky, a do głosu zaczęło również dochodzić pokolenie młodszych kolarzy z piekielnie mocnym Nairo Quintaną na czele. Tour de France 2013 miał być pojedynkiem Contadora z Chrisem Froomem, jednak Hiszpan mimo szczerych chęci nie był w stanie utrzymać tempa brytyjskiego kolarza. Próbował więc swoich popisowych numerów: atakował na zjazdach, wraz z kolegami oraz kolarzami innych drużyn zyskał przewagę na jednym w wietrznych etapów, ryzykował gdzie się dało, ale tak jak w 2011r znalazł się poza podium. Kibice zaczęli wieścić ?koniec Contadora? i wysyłać go na emeryturę. Nie było to bezpodstawne. Choć zawodnik urodził się w 1982r, zatem spokojnie mógł myśleć o jeszcze kilku sezonach na bardzo wysokim poziomie, jego wewnętrzny silnik działał na wysokich obrotach od siedmiu lat. Co więcej, pojawiły się problemy w komunikacji z właścicielem drużyny. Oleg Tińkow, który wykupił zespoł Bjarne Riisa jest twitterowym mistrzem ciętej riposty i często nie ważąc słów pisze szybciej niż myśli. Mimo problemów, Contador zebrał siły i przygotował się do kolejnego sezonu najlepiej jak potrafił. Zmienił nieco cykl treningowy oraz program startów, co było strzałem w dziesiątkę. Świetnie zaprezentował się w wiosennych etapówkach, zdominował Tirreno Adriatico i nie miał sobie równych w Kraju Basków. Podczas Criterium du Dauphine utrzymał się na kole Froome?a a wyścig, nieco przypadkiem, przegrał z Andrew Talanskym. Na starcie Touru, stanął skupiony i zmotywowany, jako jeden z trzech pretendentów do tytułu. Co się stało później, wszyscy wiemy. Upadek na zjeździe w Wogezach zakończył się pękniętą kością piszczelową. Nikt nie wie, jakim cudem kolarz tak szybko się wyleczył, zrehabilitował i wrócił do treningów. Prawdopodobnie uraz był mniej groźny niż się wszyscy spodziewali a grupa Tinkoff-Saxo wspięła się na wyżyny przebiegłości ukrywając ten fakt.
Contador: ?Si consigo ganar la Vuelta, sería increíble tras mi caída en el Tour? #GoConta pic.twitter.com/Oo6ELe190U
? AlbertoContador Info (@Contador_Info) September 2, 2014
Mimo wszystko, kilka dni zajęło Contadorowi wejście w odpowiedni rytm. Przymusowa przerwa związana z kontuzją zaszkodziła mu jednak mniej niż innemu rekonwalescentowi, Chrisowi Froomowi. Tymczasem z walki o koszulkę lidera wypadł Nairo Quintana, upadając na trasie czasówki, zatem ze stawki wykruszył się jeden z najgroźniejszych rywali. Miniony weekend był już popisem Contadora. Górski tryptyk wytrzymał najlepiej z czołówki, na finałowym podjeździe La Farrapona prezentując moc oznaczającą jedno: znów jest kolarzem z najwyższej półki a jego organizmi daleko do wypalenia.
Do końca Vuelty pozostały jeszcze dwa podjazdy na metach etapów. Lider wyścigu pokazał, że znakomicie radzi sobie z kontrolowaniem rywali i choć w sobotę będzie musiał wykazać czujność i zachować na ten dzień nieco sił, powinien wygrać swój szósty (a odliczając dyskwalifikacje ósmy) wielki tour w karierze. Niedzielna czasówka w Santiago de Compostella jest na tyle krótka (niespełna dziesięć kilometrów), że dla wszystkich powinna być tylko formalnością. Oczywiście to jest sport, jednak nie wierzę, by Contadorowi w takiej formie mogła stać się jakakolwiek krzywda. Mistrz powrócił, o czym świadczą nie tylko statystyki, ale i styl. Czego by bowiem nie mówić, to element, który w ocenie między zwycięzcą a mistrzem ma niebagatelne znaczenie.