fbpx

Tony Martin – mistrz najwęższej specjalizacji

Mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas został Tony Martin. Zawodnik, który nie sprawdził się w wielkich tourach pokazał pełnię profesjonalizmu i zbudował szczyt formy na jesień. Dzięki temu mógł odnieść prawdziwe, cenne i prestiżowe zwycięstwo.

Mówienie o tym, że Martin miał nieudany sezon to bzdura. Młody (wciąż raptem dwudziestosześcioletni) Niemiec wygrał Paryż – Nicea, Volta a Algarve, był drugi w Tour de Romandie a także wygrywał etapy podczas Dauphine Libere, Tour de France, hiszpańskiej Vuelty oraz Wyścigu Dookoła Kraju Basków. Imponujące, czyż nie?

Niestety dla siebie, przed sezonem Martin, nie wiadomo na fali czego, zadeklarował, że jego głównym celem sezonu będzie „Wielka Pętla”. Gdy okazało się, że niemiecki kolarz jest jednym z pierwszych zawodników, którzy odpadają na podjazdach typu wiadukt, wzbudzało to najpierw zastanowienie by wkrótce przerodzić się w kpiny. Faktycznie, jeśli ktoś wygrywa wiosenne,  górzyste etapówki to można podejrzewać, że będzie dobrze sprawdzał się także w trzytygodniowych, najważniejszych imprezach sezonu. Co więcej, przykład Bradleya Wigginsa, zawodnika wywodzącego się z toru, a więc domyślnie ciężkiego i silnego pokazuje, że można być i świetnym czasowcem i dobrze radzić sobie w górach. Z kolei Fabian Cancellara pokazał, że możliwe jest łączenie dwóch a nawet trzech specjalności. Dominacji w jeździe na czas, brukowanych klasykach oraz pomocy liderom podczas wielkiego touru.

Trzeba przyznać, że transformacja, jaką przeszedł Wiggins to prawdopodobnie jedno z największych wyzwań, z którym trzeba się zmierzyć. Pytanie, czy medal mistrzostw świata w jeździe na czas i bycie realnym pretendentem w wielkich tourach to poziom wyżej niż dominacja tylko w ITT? W mijającym sezonie „Wiggo” zaimponował wszechstronnością i po raz kolejny zadziwił, że jednak można z powodzeniem pójść obraną przez niego drogą. Martin za to jest zwycięzcą i przez rok będzie stawał na starcie każdej próby indywidualnej w tęczowej koszulce.

Tak naprawdę tegoroczne Mistrzostwa pokazały pewien istotny fakt. Można z powodzeniem przejechać wielki tour, jako lider (Wiggins), pomocnik (Cancellara) lub tylko budując formę (Martin) by następnie móc walczyć podczas imprezy mistrzowskiej. Jest to niezmiernie istotne w kontekście przyszłorocznego Tour de France i następujących zaraz po nim Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Dla każdego z trzech medalistów tegorocznego czempionatu: Martina, Wigginsa i Cancellary zarówno Tour jak i IO są niezmiernie ważne. Najbardziej dla „Wiggo”, wszak jest Brytyjczykiem to raz a dwa, że na osiągnięcie sukcesu w Tourze zostało mu zdecydowanie najmniej czasu. Martin, wbrew temu, że wielu postawiło go już na straconej pozycji jeśli chodzi o trzytygodniowe etapówki, wciąż może przejść podobną metamorfozę co Anglik. A póki co udowodnił, że jest świetnym kolarzem, choć w bardzo wąskiej specjalności. Pokonanie takich tuzów, z którymi rywalizował w Kopenhadze jest jednak jak najbardziej powodem do chwały. Zatem nawet jeśli nigdy nie stanie na podium Tour de France i tak ma pełne prawo, by czuć się spełnionym sportowcem.


Opublikowano

w

,

przez