Tag: Fabian Cancellara

  • GCN+ Legends. Kolarskie comfort food.

    GCN+ Legends. Kolarskie comfort food.

    Sprawdzony format “co robią teraz gwiazdy z przeszłości” podany w eleganckiej i przyjemnej formie przez ekipę Global Cycling Network. Seria “Legends” przybliża postaci wielkich mistrzów i pokazuje ich nieustającą miłość do kolarstwa.

    Daniel Lloyd oraz Bernie Eisel, prezenterzy GCN i byli zawodowcy odwiedzają kolejno Andy’ego Schlecka, Andreę Tafiego, Fabiana Cancellarę i Johana Musseuwa (w niedalekiej przyszłości obejrzymy również spotkanie z Marcelem Kittelem). 

    Jadą na wspólną przejażdżkę ulubionymi trasami wielkich mistrzów, sprawdzają, jak byłe gwiazdy peletonu radzą sobie w “normalnym życiu”, jedzą charakterystyczne dla regionu przekąski.

    W międzyczasie czy też mimochodem rozmawiają o kolarstwie, o sukcesach, porażkach i przemycają nieznane wcześniej anegdoty. 

    GCN+ Legends: zwiastun programu z Andreą Tafim

    Ich kariery były różne, w różny sposób też się kończyły. Mistrzowie napotkali na swojej drodze liczne trudności, nieobce ich postaciom są również różnego rodzaju kontrowersje. 

    Schleck opowiada o swojej relacji z Contadorem, poznajemy historię drużynowego zwycięstwa w Paryż-Roubaix ekipy Mapei z punktu widzenia zarówno Musseuwa jak i Tafiego. Cancellara jak zawsze musi zmierzyć się z pytaniem o ukryty silnik w swoim zwycięskim rowerze a “Lew z Flandrii” ustosunkować się do dopingowej przeszłości. 

    Nie miejcie jednak złudzeń czy nadziei. To nie dziennikarstwo śledcze a kolarska wersja podróży kulinarnych Roberta Makłowicza. Rowerowe “comfort food”, pokazujące nieustającą pasję i miłość do tego sportu. 

    Dzięki niespiesznej formie narracji możemy odrobinę “pobyć” z herosami, których znaliśmy wyłącznie z walki na szosie. To ciekawe o tyle, że charakter w rozmowie czy na przejażdżce odzwierciedla styl, w jakim bohaterowie rywalizowali w czasie swojej zawodowej aktywności. 

    Ze wszystkich wartości, jakie wnoszą dokumenty GCN+, ta jest największa. Bo jeśli zastanawiacie się czasem, czemu podczas wyścigów kolarze podejmują takie a nie inne decyzje, widać wyraźnie że jak najbardziej zależy to od ich temperamentu. 

    GCN+ Legends,
    Seria programów dokumentalnych
    40-50’
    Wiosną 2021 dostępne w ramach subskrypcji GCN+

  • Loverove 15.11.2016

    Loverove 15.11.2016

    Loverove na wtorek z zacnym zestawem: sukcesy Polaków na torze, nowy rower Alberto Contadora oraz pożegnanie Fabiana Cancellary. Enjoy!

    1. Apeldoorn w skrócie

    Czyli krótki klip z torowego Pucharu Świata, gdzie Szymon Sajnok i Kamil Kuczyński zaliczyli znakomity występ:

    2. Alberto Contador hamuje tarczówkami!

    Choć w przyszłym roku Alberto Contador wraca do rowerów Treka, do końca sezonu 2016 obowiązuje go umowa z grupą Tinkoff a co za tym idzie ze Specializedem. W offseasonie i na pierwszych treningach przygotowujących go do nowych wyzwań, hiszpański mistrz używa modelu Tarmac wyposażonego w hamulce tarczowe. Więcej detali roweru Contadora znajdziecie tutaj.

    3. Emeryci dnia, czyli Cancellara vs Sir Wiggo

    Fabian Cancellara definitywnie kończy karierę, Bradley Wiggins być może okazjonalnie pojawi się jeszcze tu i tam. Tak czy inaczej, w ramach pożegnalnego tournee obaj mistrzowie jazdy na czas spotkali się podczas torowych zawodów w Gandawie. Zmierzyli się w pokazowym wyścigu na dochodzenie:

    A mały „tribute” na twitterze przygotowali dla Szwajcara wierni fani:

    Galerię z pożegnania Cancellary znajdziecie TUTAJ.

     

  • Gigant

    Gigant

    Fabian Cancellara kończy karierę olimpijskim złotem. Gdy wydawało się, że wycieczka do Rio będzie jedynie jego rundą honorową, Szwajcar przygotował dyspozycję niczym za swoich najlepszych lat i zmiażdżył konkurentów w jeździe indywidualnej na czas.

    To nie będzie hagiografia ?Spartakusa?. W obecnych czasach uznanie jakiegokolwiek sportowca za świętego to sprawa bardzo ryzykowna. Biorąc pod uwagę, kiedy Fabian Cancellara zaczynał karierę, odnosił pierwsze sukcesy, z kim rywalizował i w jakich zespołach jeździł, trzeba mieć się na baczności.

    Swój pierwszy etap w Tour de France Szwajcar wygrał w 2004r. Pierwsze z czterech mistrzostw świata to rok 2006, wygrana w Mediolan-San Remo 2008, ?dublety? Ronde Van Vlaanderen – Paryż Roubaix to 2010 i 2013.

    Pierwsza dekada XXIw to nie był czas dla „czystych” kolarzy a ekipy Fassa Bortolo czy CSC, których barwy reprezentował, nie słynęły z ?czystości?.

    Mimo to wokół Cancellary rzadko pojawiały się dopingowe pomówienia. Nawet pseudonim ?Luigi? na liście Eufemiano Fuentesa w ?Operation Puerto? ostatecznie został przypisany nie jemu lecz Thomasowi Dekkerowi.

    Cieniem na imponującej karierze Fabiana Cancellary kładzie się więc jedynie podejrzenie o ?motodoping?. Imponujące ataki na trasie brukowanych klasyków i dominujący styl jazdy wzbudziły pogłoski, wedle których Szwajcar miał być jednym z pierwszych stosujących ukryte ?doładowanie? w swoim rowerze. Szczególna troska, jaką Cancellara obdarzał sprzęt nie pomogła w uciszeniu krytyków a na youtube do dzisiaj można znaleźć filmiki próbujące udowodnić, że z rowerem ?Spartakusa? było coś nie tak.

    Trochę dziwnie zaczynać opowieść o wybitnym sportowcu od wzmianki o jego potencjalnych oszustwach, ale cóż, pokolenia atletów zapracowały na takie podejście.

    Tak czy inaczej, teraz już bez przeszkód możemy się skupić na przebiegu kariery Fabiana Cancellary.

    Jej największym wyróżnikiem nie jest nawet imponujący zbiór zwycięstw w najważniejszych wyścigach na świecie. Są bowiem kolarze, którzy seryjnie wygrywają określony typ zawodów: sprinty z peletonu, wielkie toury czy brukowane klasyki.

    W przypadku Cancellary najważniejsza jest wszechstronność, która stała się główną składową jego mistrzostwa.

    Ewolucja od specjalisty prologów czy też krótkich czasówek przez dominatora jazdy indywidualnej na czas po wybitnego kolarza klasycznego jest imponująca.

    Ba, już w obrębie samych klasyków współcześnie trudno znaleźć kolarza, który byłby w stanie rywalizować na tym samym poziomie i w Mediolan-San Remo i w Ronde Van Vlaanderen i w Paryż-Roubaix. A Cancellara nie tylko ma na swoim koncie zwycięstwa w każdym z tych wyścigów, ale też trzykrotnie stawał na podium tych monumentów w jednym sezonie, dwa razy notując wygraną przynajmniej w jednym z nich. To zaiste imponujące.

    Co więcej, Szwajcar potrafił też wygrywać w kolejnym, nietypowym wyścigu, aspirującym do miana klasyku, czyli Strade Bianche. Włoska impreza prowadząca pagórkowatymi, szutrowymi drogami Toskanii padła jego łupem aż trzykrotnie. Dzięki temu jeden z sektorów ?białych dróg? został poświęcony Cancellarze a ?Spartakus? na zawsze będzie częścią historii tego, konkretnego wyścigu.

    Jakby tego było mało, istotne jest nie tylko bogate portfolio Cancellary, ale styl, w jakim sięgał po zwycięstwa. Potrafił zaskoczyć sprinterów długim finiszem ?z kilometra? a jego mocy nie był się w stanie przeciwstawić nawet rozpędzony do granic możliwości peleton. Uciekał też z grupy faworytów na długo przed metą lub też niszczył najpoważniejszego rywala w bezpośrednim pojedynku ?jeden na jeden?.

    Tak jak w karierze każdego sportowca, tak i w karierze Fabiana Cancellary zdarzały się trudne momenty. W kolejnych kraksach Szwajcar łamał obojczyki czy uszkodził jeden z kręgów, ale zawsze wracał w równie dobrej formie co przed kontuzją.

    Sezon 2016 zapowiedział jako swój ostatni. Choć wczesną wiosną wygrał Strade Bianche, kampania klasyków nie poszła po jego myśli. Wyrazem niepowodzenia pecha był upadek na torze, już za metą Paryż-Roubaix, ?runda honorowa?, rozumiana i dosłownie i w przenośni była daleka od takiej, jaką Szwajcar mógł sobie wymarzyć.

    Do Rio de Janeiro jechał raczej jako outsider niż faworyt. Wyścig ze startu wspólnego był dla niego zbyt górzysty a w jeździe na czas uwaga ekspertów była skierowana na młodszych rywali. O Cancellarze wspominało się raczej przez grzeczność, bo przecież nie wolno zapomnieć o wielkim mistrzu, który jednak już przeszedł do historii. A przynajmniej tak nam się wydawało, ponieważ Szwajcar na olimpijską czasówkę jeszcze raz zbudował najwyższą dyspozycję.

    Pojechał tak, jak za swoich najlepszych lat. Pokazał nie tylko wielką moc, ale i niemal nienaganny styl oraz technikę. To elementy za które cenieni są specjaliści od czasów Jacquesa Anquetila. Ze sceny schodzi co prawda już po szczytowych chwilach swojej kariery, ale jako wielki mistrz i ikona kolarstwa XXIw. A może i ikona kolarstwa w ogóle.

  • Storytelling 101

    Storytelling 101

    Historia kolarstwa to kolejne opowieści. W ciągu sześciu godzin, w czasie których zawodnicy pokonują 250km może wydarzyć się wiele a w ciągu sześciu godzin wyścigu klasycznego może wydarzyć się niemal wszystko. Paryż-Roubaix 2016 był nie tylko pełen stricte sportowych emocji, ale też zamknął, rozpoczął i kontynuował wiele znakomitych opowieści.

    15 lat oczekiwania

    Mathew Hayman pierwszy raz na starcie ?Piekła Północy? stanął w sezonie 2000. To było zupełnie inne kolarstwo. Zawodnicy nie musieli jeździć w kaskach, Johan Museeuw przekraczając linię mety miał na głowie nie styropianową, aerodynamiczną skorupę a powiewającą chustę z nadrukowanych symbolicznym ?Lwem Flandrii?. Wiosna 2016 przyniosła Haymanowi piętnaste uczestnictwo w Paryż-Roubaix (mimo kontuzji ręki kilka tygodni wcześniej), kolejne, w którym był ważnym ogniwem drużyny (Orica Greenedge), ale nie jej liderem.

    Co ciekawe, nigdy wcześniej kolarz zespołu, w którym jechał Australijczyk, nie wygrał słynnego klasyku rozgrywanego na brukach północnej Francji. Sam w przeszłości był nieźle zapowiadającym się sprinterem, z czasem dobrze zaczął radzić sobie na kocich łbach, notując kilka cennych wyników.

    Jasne, nie był faworytem Paryż-Roubaix, ale jego historia znakomicie pokazuje, czym jest kolarstwo zawodowe. W świecie, w którym z jednej strony liczą się tylko zwycięzcy, swój, nomen omen, kamyczek może dorzucić ktoś, kto de facto całe życie poświęcił tej dyscyplinie, lecz bez wymiernych sukcesów.

    Klasyk klasyków Hayman wygrał w sposób imponujący, choć nie do końca typowy. Późniejszy zwycięzca zabrał się do wczesnej ?ucieczki dnia?, takiej, której uczestnicy żegnają się z szansami na sławę i chwałę najpóźniej kilkanaście kilometrów przed metą.

    Tymczasem sytuacja ułożyła się korzystnie dla śmiałków. Z tyłu peleton się dzielił, odpadali z niego kolejni faworyci a do czołówki dołączali raczej outsiderzy niż najbardziej obserwowani kolarze. Ostatecznie, gdy po kolejnej selekcji z przodu zostało tylko paru zawodników, w tym mocna reprezentacja zespołu Sky a także Sep Vanmarcke oraz Tom Boonen, najmniej sławny z nich wszystkich Haymann zachował najwięcej sił na finisz i wbrew własnej wierze odniósł największy sukces w karierze w wieku 37 lat.

    Z niebytu (prawie) do historii

    Wspomniany Tom Boonen jest największym przegranym a zarazem największym triumfatorem, obok Haymana, Paryż-Roubaix 2016. Belgijski as klasyków i tak zapisał się już w historii kolarstwa. Jest współrekordzistą Piekła Północy i Ronde Van Vlaanderen, na swoim koncie ma wiele innych, doniosłych osiągnięć.

    Jego kariera to równocześnie ciągła huśtawka nastrojów a nawet najwierniejsi fani Boonena przynajmniej klika razy odsyłali go na emeryturę. Jesienią zeszłego roku wydawało się, że Tommeke na dobre będzie musiał skończyć z kolarstwem. Upadek na mało znaczącym, kończącym sezon wyścigu w Abu Dhabi kosztował go pęknięcie czaszki i długotrwałą rehabilitację.

    Według wielu przesłanek, Boonen na rower miał wsiąść dopiero w pierwszej połowie kwietnia. Tymczasem w tejże pierwszej połowie kwietnia do ostatnich metrów liczył się w walce o zwycięstwo w jednym z najcięższych a z pewnością w najbardziej szalonym wyścigu na świecie. Jasne, możecie powiedzieć, że na welodromie w Roubaix przegrał z Haymanem o długość roweru, czyli z punktu widzenia fotofiniszu była to przepaść. Tyle, że Belg przez większą część rywalizacji, w tym przez ostatnie kilometry, decydował o obliczu tegorocznego Paryż-Roubaix a przy tym był najlepszym kolarzem swojej drużyny, Etixx-Quickstep. Co więcej, jego drugie miejsce w Paryż-Roubaix jest, obok wygranej Marcela Kittela w Scheldeprijs najlepszą lokatą zawodnika tej ekipy w tegorocznym sezonie klasyków.

    I teraz nie wiadomo, czy Boonen ma się czuć zwycięski czy rozczarowany. Z jednej strony wygraną i samodzielny rekord pięciu zwycięstw w Paryż-Roubaix miał na wyciągnięcie ręki. Z drugiej, powrót z de facto sportowego niebytu do pełni chwały i podium ?Piekła Północy? to wielka rzecz. Na tyle wielka, że belgijski kolarz póki co zapowiada powrót na bruki przynajmniej jeszcze raz, w sezonie 2017.

    Pechowa runda honorowa

    Wielki rywal Boonena przez niemal całą karierę, Fabian Cancellara, w przeciwieństwie do Belga na bruki już nie wróci, przynajmniej nie na rowerze. W tym roku był przygotowany naprawdę znakomicie, na trasie Ronde Van Vlaanderen pokazał imponującą moc, ale do ataku przystąpił za późno i nie dogonił Petera Sagana.

    Trudno powiedzieć, co ugrałby w Paryż-Roubaix, ponieważ gdy wyścig wchodził w decydującą fazę, grupa, w której jechał wciąż traciła do czołówki z Boonenem i Haymanem. Czy gdyby nie upadek, napędzany przez pomocników Cancellary peleton dogoniłby ucieczkę a Szwajcar ruszył do ataku? I co na to powiedziałby pilnujący go Sagan?

    Tak czy inaczej, Cancellara, który wszystkie swoje trzy zwycięstwa w ?Piekle Północy? odniósł na suchej nawierzchni, w swoim ostatnim starcie w legendarnym wyścigu poległ na jednym z nielicznych, śliskich od błota fragmentów.

    Do mety dojechał, zapewne z szacunku dla siebie, wyścigu, kibiców i kolarstwa jako takiego. Honorową rundę na welodromie w Roubaix, miejscu najjaśniejszych chwil swojej kariery, zakończył upadkiem godnym nierozgarniętego młodzika. Na bruki nie chce już wracać, przed nim jeszcze kilka momentów sezonu, w czasie których może zamknąć karierę jakimś imponującym akcentem.

    O ile Boonen, tak czy inaczej zmierza do końca kariery jako zwycięzca, Cancellara póki co symbolicznie przegrywa, w każdym razie tytuł największego specjalisty wyścigów klasycznych początku XXw.

    Gdzie jest sprawiedliwość?

    Bo jak inaczej podejść do sprawy, gdy w wyścigu, którego wizytówką jest jazda po bruku przegrywa kolarz najlepiej radzący sobie na bruku?

    Sep Vanmarcke jest obecnie prawdopodobnie największym specjalistą jazdy po kocich łbach. Udowodnił to zdobywając przewagę nad rywalami na najtrudniejszym, ?kultowym? odcinku Carrefour de l?Arbre.

    Cóż z tego, skoro silny niczym tur i posiadający znakomitą technikę belgijski kolarz nie jest w stanie skutecznie zafiniszować. Być może, mimo niezwykłego talentu nigdy nie wygra ani Ronde Van Vlaanderen ani Paryż-Roubaix a być może będzie musiał na taki sukces czekać do późnej, sportowej starości niczym Hayman. Może też być tak, że coś zmieni, poszuka ?marginalnego zysku? w swoim podejściu do kolarstwa i, mając jeszcze na to czas (Vanmarcke urodził się w 1987r) w końcu zdominuje brukowane klasyki.

    Na sukces w jednym z ?monumentów? czeka nie tylko on, ale też zawodnicy ekipy Sky. W tym roku to oni nadawali ton rywalizacji, to oni mieli przewagę liczebną i to oni wyścig koncertowo przegrali. Seria upadków spowodowała, że do mety w czołówce dojechał tylko Ian Stannard, któremu zabrakło sił by wygrać, a przy takim wkładzie całej ekipy trzecie miejsce trzeba uznać za porażkę.

    Zadowolony musi być za to Peter Sagan, który choć również przegrał (dla zwycięzcy z Flandrii i mistrza świata 11. lokata niewątpliwie jest porażką), ale walczył do końca a co ważne mimo kilku okazji uniknął kontuzji. Zamyka wiosnę tak czy inaczej jako zwycięzca, pogromca ?klątwy tęczowej koszulki?, dodatkowo z reputacją prawdziwego czempiona. Jego umiejętności techniczne, przytomność umysłu i refleks, którymi niejednokrotnie popisuje się w zabawnych filmikach na youtube uratowały go przed upadkiem a być może i przerwą w sezonie. Przeskok nad leżącym na bruku Cancellarą będzie jednym z regularnie powtarzanych w tym a zapewne i w kolejnych sezonach momentów.

    Wyścigi takie jak Paryż-Roubaix, w przeciwieństwie do innych, mniej ważnych, mniej spektakularnych i zwyczajnie mniej ciekawych, faktycznie przechodzą do historii. To, co wydarzyło się w sezonie 2016 będzie przywoływane i w 2017 i w 2020 i w 2036 roku. Cierpliwy Hayman, odrodzony Boonen, pechowy Cancellara i niespełniony Vanmarcke już dziś są częścią sportowych kronik.

  • Cancellara ma swoją polną drogę

    Cancellara ma swoją polną drogę

    Strade Bianche mimo krótkiej historii trudno nazywać inaczej niż klasykiem. Fabian Cancellara, zmierzający w stronę końca swojej kariery jest najwybitniejszą postacią wyścigu prowadzącego po toskańskich ?białych drogach?. Dla upamiętnienia trzeciego zwycięstwa Szwajcara jeden z szutrowych odcinków zostanie nazwany jego imieniem.

    Włosi konsekwentnie budują legendę swojej imprezy. Wyścig dla zawodowców powołano do życia na bazie popularnego ?gran fondo? dla miłośników zabytkowych rowerów rozgrywanego od 1997r. Ideą stojącą zarówno za ?Eroicą? dla fanów stylu ?vintage? jak i ?Strade Bianche? dla profesjonalistów jest pokazanie, jak kolarstwo wyglądało wkrótce po swoich narodzinach.

    Gdy dzielni mężczyźni na swych jednobiegowych rowerach zaczynali rywalizację pod koniec XIXw nie było innych dróg niż ?białe? we Włoszech i brukowane we Flandrii czy północnej Francji. Nie męczono na siłę kolarzy prowadząc ich po kocich łbach czy szutrach, by utrudnić im życie: po prostu tak wówczas wyglądała większość traktów.

    strade-bianche-2016-3

    Gdy po II Wojnie Światowej coraz więcej szos stawała się asfaltowa, by nawiązać do tradycji, zaczęto wybierać, odnajdywać czy nawet rewitalizować brukowane odcinki i prowadzić nimi trasy wyścigów.

    Strade Bianche organizowane od 2007r idzie tym samym tropem. To żywa lekcja kolarstwa, transmitowany live w jakości HD pomnik, który stał się jednym z głównych punktów programu wczesnowiosennego kalendarza.

    Malownicze zdjęcia zakurzonego peletonu przemierzającego wzgórza Toskanii, zmęczeni walką w nietypowych warunkach herosi, historyczny rynek Sieny i region, który jest matecznikiem włoskiego kolarstwa to wybuchowa mieszanka, która znakomicie się sprzedaje.

    Organizatorzy ?Strade Bianche? idą krok dalej. Tak jak kolejne zakręty na Alpe d?Huez mają tabliczki z nazwiskami zwycięzców najszybszych na tym słynnym podjeździe, tak kolejne sektory białych dróg będą nazywane nazwiskami tych kolarzy, którzy trzykrotnie zwyciężą w Sienie.

    Pierwszym, który to uczynił jest Fabian Cancellara. Szwajcar ?na zawsze? stanie się patronem odcinka Torre a Castello. Jego następcami mogą zostać np. Michał Kwiatkowski, Zdenek Stybar, Peter Sagan, Philippe Gilbert lub Moreno Moser, którzy mają po jedynym zwycięstwie w Strade Bianche i w przeciwieństwie do Cancellary póki co nie wybierają się na emeryturę.

    strade-bianche-2016-2

    Dla Cancellary, który zapowiedział zakończenie kariery po sezonie 2016 sam fakt wygrania włoskiego wyścigu po raz trzeci jest, oczywiście, cennym triumfem, ale raczej sam zainteresowany traktuje go jako jeden z elementów większej układanki.

    Szwajcar ma szansę objęcia samodzielnego prowadzenia w statystykach Ronde Van Vlaanderen (wraz z kilkoma innymi zawodnikami: Tomem Boonenem, Johanem Musseuwem, Ericiem Lemanem, Fiorenzo Magnim i Achielem Buysse ma trzy zwycięstwa) czy na zrównanie się z Boonenem i Rogerem de Vlaeminckiem z czterema wygranymi Paryż-Roubaix.

    strade-bianche-2016-4

    Tak czy inaczej bogata w wybitne osiągnięcia kariera Cancellary jest piękną kartą w historii kolarstwa a biorąc pod uwagę status, jaki zyskuje Strade Bianche, trzy zwycięstwa będą punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń zawodników.

    Jeśli nic się nie zmieni, za trzy czy cztery dekady, o szwajcarskim kolarzu będziemy mówili tak jak teraz wspominamy o Bernardzie De Vlaemincku, Van Looyu czy Francesco Moserze a kawałek polnej drogi w Toskanii będzie dla niego pomnikiem trwalszym niż ze spiżu.

    Zdjęcia: materiały prasowe RCS. 

  • Kolarski rok 2014: Kwiecień

    Jeden z najbardziej zajętych miesięcy w kalendarzu obfitował, jak zawsze, w wiele znakomitych wydarzeń. To jeden z tych momentów, kiedy trudno o chwilę oddechu, zwłaszcza, że do biernego kibicowania wielu z nas dołącza uczestnictwo w zawodach.

    Ten intensywny czas miał swoich bohaterów. Zacznę nieco niestandardowo od wyróżnienia Pauline Ferrand-Prevot. Młoda, francuska kolarka wygrała kobiecą wersję Walońskiej Strzały, co otwarło jej drogę do kolejnych, świetnych wyników, zarówno na szosie, jak i w mtb. Ciekawe, czy podobnie skuteczny byłby Alejandro Valverde gdyby pomyślał o startach na rowerze górskim. Doświadczony Hiszpan jest bowiem jedną z głównych postaci wymagających wszechstronności ardeńskich klasyków. Wygrana w Walońskiej Strzale, drugie miejsce w Liege-Bastogne-Liege, czwarte w Amstel Gold Race oraz piąte w etapówce Dookoła Kraju Basków to rezultaty, którym dorównać tej wiosny mógł jedynie Michał Kwiatkowski. Polak szedł łeb w łeb z Hiszpanem, finiszując na czwartym miejscu w Amstel Gold Race i notując dwa trzecie miejsca w Walońskiej Strzale i Liege-Bastogne-Liege. Wyraźnie lepszy był za to w Kraju Basków, gdzie uległ wyłącznie Alberto Contadorowi. Eksploatujący się od lutego ?Kwiato? zdołał jeszcze wygrać prolog w Tour de Romandie, po czym jego organizm na dobrych kilka tygodni powiedział ?pass?.

    Zamykając temat górzystych klasyków, trzeba jeszcze wspomnieć o Philipie Gilbercie, który triumfował dwukrotnie: podczas Brabanckiej Strzały oraz Amstel Gold Race. Zwłaszcza to drugie zwycięstwo jest godne zapamiętania. Belgijski kolarz po raz kolejny zaatakował na podjeździe Cauberg w popisowym stylu, stając się cesarzem tej niewielkiej górki. Z kolei klasyfikowany do tej pory bardziej jako sprinter, Simon Gerrans, wykorzystał pasywną jazdę lżejszych rywali w Liege-Bastogne-Liege i ograł ich na finiszu. Gerrans jest zawodnikiem, który nie ma na koncie wielu wygranych, ale jeśli już staje na najwyższym stopniu podium, to w imprezach o szczególnym znaczeniu.

    Będąc pod wrażeniem rezultatów Kwiatkowskiego, nie wolno zapomnieć o dokonaniach innych Polaków. Przemysław Niemiec zanotował świetny wynik w Giro del Trentino, gdzie w klasyfikacji generalnej zajął trzecie miejsce. Wyścig ten padł łupem weterana, Cadela Evansa, który najwyraźniej przygotował szczyt formy nieco wcześniej niż na Giro d?Italia, ponieważ w końcówce włoskiego touru ewidentnie brakowało mu sił. W swoim ostatnim sezonie zdołał jednak odnieść cenne zwycięstwo tam, gdzie to było możliwe a również taka umiejętność zasługuje na uznanie.

    Swoją szansę wykorzystał również Maciej Bodnar. Ekskluzywny pomocnik Petera Sagana, świetny ?koń pociągowy? a przy tym bardzo dobry czasowiec wygrał etap podczas cenionego wyścigu 3 dni De Panne. Ponieważ jego lider kampanię brukowanych wyścigów jechał ze zmiennym szczęściem, dla ekipy Cannondale był to ważny rezultat.

    W temacie bruków nie wolno zapomnieć o Fabianie Cancellarze. Szwajcar jak prawdziwy mistrz rozergał Ronde Van Vlaanderen. Pokazał nie tylko moc, ale też determinację i pewność siebie. Do tego pierwsze, co zrobił na mecie, to wziął kilka łyków piwa, czym zyskał jeszcze większą sympatię kibiców. Z kolei na trasie z Paryża do Roubaix musiał ulec przewadze liczebnej kolarzy Omega Pharma Quick Step. W końcówce nie pogonił za Nikim Terpstrą a w walce o drugie miejsce uległ sprinterowi, Johnowi Degenkolbowi. Zanotował jednak 15(!) miejsce na podium w kolarskich monumentach.

    Nerwowe wyścigi klasyczne to także czas kontuzji. Kilka upadków zaliczył Andy Schleck, co wydatnie przyczyniło się do rychłego zakończenia kariery. Tę na kilka tygodni zawiesił Roebrt Gesink. Ciągle uznawany za nadzieję Holendrów kolarz zaczął mieć problemy z sercem. Podejrzewano nerwicę, ale skończyło się na zabiegu chirurgicznym i po przerwie Gesink wrócił do ścigania. Problemy nie ominęły też ?Purito? Rodrigueza, który złamał żebro, co skrzętnie ukrył przed rywalami, ale formy po tym wypadku szukał do samego końca sezonu. Zaburzenia w przygotowaniach do Tour de France dopadły po raz kolejny Chrisa Froome?a. Przyplątało mu się zapalanie oskrzeli, co pociągnęło za sobą perturbacje związane ze stosowanymi przez niego, leczniczo, medykamentami. Przy okazji wyszło na jaw, że lider Sky ma astmę i w czasie jazdy wspomaga się inhalatorami.

  • Odroczony rekord

    Odroczony rekord

    Zgodnie z przedsezonowymi zapowiedziami, mniej więcej w tych dniach Fabian Cancellara miał bić rekord w jeździe godzinnej. W międzyczasie jednak zmieniły się przepisy i wiosną Szwajcar odstąpił od podejścia do tej wyjątkowej próby.

    Cancellara chciał, zgodnie z dotychczasowymi regułami, zmierzyć się z heroicznym wysiłkiem na najbardziej klasycznym z możliwych sprzęcie. Rama zbudowana z okrągłych rur, oczywiście ostre koło zaplecione na zwykłych szprychach, kierownica ?baranek? i żadnych dodatkowych modyfikacji aerodynamicznych. Do 1996r kolejne osiągnięcia były wynikiem nie tylko stosowania EPO, ale też specyficznego wyścigu zbrojeń. Pozycja kolarza i kształt roweru coraz bardziej odbiegały od tradycyjnego wzorca, w związku z tym Międzynarodowa Unia Kolarska zabroniła kombinowania ze sprzętem a za obowiązujący przyjęła rekord Eddy’ego Merckxa z 1972r.

    Zabroniona "pozycja supermana", Chris Boardman pobił w ten sposób rekord godzinny w 1996r

    Zmierzenie się z dokonaniem najwybitniejszego kolarza w historii w niemal takich samych warunkach stało się wyzwaniem tyleż intrygującym, co mało ekscytującym dla szerszej publiczności. Zrobił to w 2000r wybitny brytyjski specjalista na czas, Chris Boardman (posiadacz rekordu na aerodynamicznym rowerze z 1996r). Wydarzenie z Manchesteru na żywo transmitował Eurosport, miałem przyjemność oglądać, jak pretendent walczy z dystansem przez godzinę jeżdżąc wokół toru. Jego rower, klasyczny Look, już wtedy odbiegał wyglądem od sprzętu używanego przez współczesnych mu kolarzy, obecnie byłby z pewnością perłą w kolekcji jakiegoś hisptera, fana stylu vintage. Pięć lat później, znienacka, więcej metrów w ciągu godziny przejechał Czech, Ondrej Sosenka. Było ich dokładnie 49700, o 259 więcej niż przejechał Boardman i i o 269 więcej niż Merckx. Ponieważ próbwa odbyła się w Moskwie, niemal bez udziału mediów a sam Sosenka miał na koncie dopingowe wpadki, światek kolarski przeszedł nad tym do porządku dziennego, choć rekord został oficjalnie uznany.

    Rower Ondreja Sosenki z 2005r. Klasyczna konstrukcja, choć o nietypowych wymiarach ze względu na 2m wzrost czeskiego kolarza

    W ostatnich latach kilku wybitnych specjalistów jazdy na czas zaczęło przebąkiwać o chęci zmierzenia się z godzinnym wyzwaniem. Najpoważniej do tematu podszedł Fabian Cancellara. To nie dziwne, ponieważ w wielu aspektach jest kolarzem spełnionym, zatem porównanie się z legendarną próbą musiało podziałać na jego wyobraźnię. To miał być pierwszy rekord ery ?marginal gains?. Dobrane miały być wszystkie elementy wpływające na opór powietrza: wysokość nad poziomem morza, temperatura, wilgotność, oczywiście aerodynamika w tych najmniejszych dopuszczalnych elementach (kaks, buty, strój). Wstępnie próbę planowano na czas niedługo po Tour de France, czyli właśnie na teraz.

    Niestety plan wziął w łeb, ponieważ UCI zmieniła reguły. Teraz kolejne podejścia do rekordu będą podejmowane na rowerze torowym, przeznaczonym do wyścigów na dochodzenie. Jest to sprzęt bardzo zaawansowany technologicznie, często testowany w tunelach aerodynamicznych, jednak obwarowany szczegółowymi przepisami, które nie pozwalają na wolną amerykankę znaną z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.

    Bradley Wiggins podczas Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej na współczesnym rowerze zgodnym z przepisami UCI

    Choć Cancellara się zniechęcił, to był dobry ruch ze strony UCI. Powiedzmy sobie szczerze, klasyczny rower torowy nie jest dla nikogo atrakcyjny a samo bicie rekordu ma wymiar wyłącznie ludzki. Sprzęt do wyścigów na dochodzenie daje szansę nie tylko popisu kolarza, ale i zaprezentowania możliwości technologicznych firmie rowerowej. Temat dość szybko podchwycili m.in. Tony Martin oraz powracający na tor Bradley Wiggins. Nie wiadomo, co zrobi Cancellara, ale z pewności jeszcze kilku chętnych się znajdzie. Choć ostrzyłem sobie zęby na bicie rekordu przez Szwajcara w klasycznym stylu, to jednak nowinki techniczne, które w obrębie przepisów będą wprowadzały największe marki (Specialized, Pinarello, Trek) dodają dodatkowego smaku całemu przedsięwzięciu. Podejrzewam, że klasyczny rekord Cancellary byłby jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim w historii. Nowe otwarcie może przyczynić się do pewnego renesansu jazdy godzinnej.

    Zdjęcie okładkowe: rower Eddy’ego Merckxa z 1972r, fot. wikimedia commons, David Edgar, CC BY SA 3.0

  • Co wiemy po sezonie wiosennych klasyków?

    Co wiemy po sezonie wiosennych klasyków?

    Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Od Omloop Het Nieuwsbald do Liege-Bastogne-Liege wydarzenia następowały po sobie w takim tempie, że łatwo było niektóre przeoczyć. Nadciągająca zmiana pokoleń, wymagana cierpliwość i spora dawka konserwatyzmu dominowały tej wiosny na trasach wyścigów jednodniowych.

    Presja

    Aptetyt rośnie w miarę jedzenia. To truizm, często powtarzany w przypadku sportowców, którzy zaczynają odnosić duże sukcesy a ich wyniki potwierdzają przewidywany potencjał. Słowacy czekają na wygraną Petera Sagana w jednym z monumentów. Belgowie liczą na szybki rozwój talentu Sepa Vanmarcke. Polacy na ciągłe poprawianie wyników przez Michała Kwiatkowskiego. Ci młodzi kolarze u progu swoich karier błysnęli talentem, przez co nie mają łatwego życia. Urodzeni na przełomie lat ?80 i ?90 zawodnicy wygrali tej wiosny naprawdę sporo ważnych wyścigów. Kibice są jednak nienasyceni i chcieliby więcej. Peter Sagan wygrywający Gandawa-Wevelgem, za to nie stając na podium Dookoła Flandriii czy Paryż-Roubaix oceniany jest negatywnie. Po serii świetnych wyników wspomnieni Kwiatkowski i Vanmarcke a także Ian Stannard, John Degenkolb, Marcel Kittel czy Alexander Kristoff kolejnej wiosny będa w równie trudnej sytuacji co Słowak. Problem w tym, że młodych pretendentów jest więcej niż miejsc na podium!

    Cierpliwość

    Philippe Gilbert i drużyna BMC długo czekali na włączenie się do gry o najważniejsze cele w wyścigach klasycznych. W końcu im się udało. Dream team został nieco przebudowany i w końcu zagrał jak należy. Gilbert zwyciężył w Amstel Gold Race i Brabanckiej Strzale, w Strzale Walońskiej i Liege-Bastogne-Liege nieco mu zabrakło do podium, ale nadal był w czołówce. Samuel Sanchez i Greg Van Avermaet wystąpili w roli super pomocników. Ten sam ?GVA? był liderem drużyny na brukach i zaliczył dwa podia (Flandria i Omloop Het Nieuwsbald). Właściciel drużyny, Andy Rhis, wykazał się sporą cierpliwością. Mam wizję menadżera drużyny piłkarskiej, który po czasie posuchy rozpędza skład przepłacanych gwiazd. Tymczasem w BMC poczekano, zawodnicy odbudowali i formę i morale, dzięki czemu wyniki w końcu przyszły. Simon Gerrans z drużyny Orica to również kolarz cierpliwy. Choć zeszły sezon miał udany - zdobył na chwilę koszulkę lidera Tour de France i kilka etapów prestiżowych wyścigów - zwycięzca Mediolan Sanremo 2012 stawia tylko na wybrane cele. Jego portfolio w wieku 33 lat jest dość krótkie, za to pełne doniosłych rezultatów. Wygrywając Liege-Bastogne-Liege zapisał na swoim koncie drugi ?monument?. Sporo, jak na kolarza tak niespektakularnego.
    Trzecim z cierpliwych jest Niki Terpstra. Ten znakomity, holenderski zawodnik w końcu dostał swoją szansę. W minionych latach często był równie mocny co jego liderzy, ale dopiero tegoroczne Paryż-Roubaix i korzystny dla zespołu Omega Pharma-Quick Step układ taktyczny dały mu wymarzone zwycięstwo w brukowanym monumencie.

    Klasa

    Fabian Cancellara nie musi już nikomu nic udowadniać, poza sobą samym. Stąd pewnie pomysł na pobicie rekordu w jeździe godzinnej. Zanim późnym latem dojdzie do tej próby, Szwajcar skupia się na corocznej wiosennej kampanii wyścigów klasycznych. Po raz kolejny zaliczył imponującą serię: był drugi w Mediolan-Sanremo, zwycięski we Flandrii i trzeci w Paryż - Roubaix. Co więcej, każdy z tych wyników osiągnął w świetnym stylu, dodatkowo po raz dwunasty z rzędu stając na podium kolarskich monumentów. Dodatek złotych medali mistrzostw olimpijskich oraz mistrzostw świata w jeździe na czas w połączeniu z elokwencją, kulturą osobistą i szeroko pojętą klasą, czyni z niego żywy pomnik kolarstwa początku XXIw. Dla odmiany jego rywal z tras brukowanych klasyków, Tom Boonen, choć wygrał Kuurne-Bruksela-Kuurne niekoniecznie będzie miał jeszcze szansę zapisania kart historii. Teoretycznie ciągle ma szansę, nadal niewiele brakuje by ustanowił rekord zwycięstw w Paryż-Roubaix czy Flandrii. Biorąc pod uwagę nadciągające zastępy ?młodych - zdolnych - z presją wyniku?, zarówno jemu jak i Cancellarze będzie o to coraz trudniej.

    Konserwatyzm

    Mimo szczerego entuzjazmu, jakim darzę wiosenne klasyki, muszę przyznać, że bywały bardziej emocjonujące. W tym roku zawodnicy często czekali do ostatnich chwil z decydującymi atakami. W Mediolan-Sanremo, Amstel Gold Race, Walońskiej Strzale i Liege-Bastogne-Liege niemal do końca jechała duża grupa zawodników. Najważniejsi kandydaci do zwycięstwa nie wychylali się, oszczędzając siły na decydujący atak. Ten powiódł się Gilbertowi na Caubergu i Valverde na Mur de Huy. Z kolei wygrane mocnych sprinterów: Kristoffa i Gerransa to ?kara? dla peletonu za zachowawczą jazdę. Gdzie upatrywać przyczyn takiej sytuacji? Z pewnością poziom czołówki jest wyjątkowo wyrównany. Być może odpowiada za to pęd za zyskami aerodynamicznymi. Wszak nawet po przejechaniu szalonych bruków Paryż-Roubaix Niki Terpstra odjechał z aż dziesięcioosobowej czołówki! Zdjęcie okładkowe: ucieczka podczas Mediolan-Sanremo, fot. Martin Myst?re, wikimedia commons CC BY SA 3.0

  • Poniedziałkowy skrót#8

    ?Flandryjska piękność? mimo 101 lat na karku nadal uwodzi. Emocjonujący wyścig w wielkim stylu rozstrzygnął na swoją korzyść Fabian Cancellara. Bez pomocników w kluczowych momentach, nie kalkulując zaatakował, w końcówce pracował najwięcej a i tak zwyciężył.

    Trzecie zwycięstwo w Ronde Van Vlaanderen i drugie z rzędu to wielki wyczyn. Dzięki temu Szwajcar stoi przed szansą trzeciego w karierze dubletu Flandria-Roubaix a z rok będzie się ścigał z Tomem Boonenem o samodzielne prowadzenie w ilości triumfów w ?Piękności?.

    W niedzielę Cancellara był jedynym faworytem, który nie zawiódł. Kolarze Omega Pharma Quick Step teoretycznie jechali idealny wyścig. Gdy po Koppenbergu nastąpiła selekcja w głównej grupie, mieli wyraźną przewagę liczebną. Stijn Devolder, najważniejszy pomocnik Cancellary leżał w kraksie, Szwajcar został więc osamotniony. Również gregario Petera Sagana zostali z tyłu. Za odjeżdżającym Gregiem Van Avermaetem podążył Stijn Vandenbergh i taktycznie, czekając na ruch Boonena, nie dawał zmian. Cancellara musiał czuć się wyjątkowo mocny, skoro w tak niekorzystnym układzie zdecydował się na atak. Ani Boonen ani Sagan nie byli w stanie odpowiedzieć na jego ruch, pozostali pracownicy Omegi nie zdecydowali się na kontrę. Szwajcar zabrał ze sobą młodego Sepa Vanmarcke i we dwóch (choć motorem napędowym akcji zdecydowanie był Cancellara) dogonili ciężko pracującego Van Avermaeta.

    Patrick Lefevre i jego współpracownicy nie pierwszy już raz przekombinowali. Do ucieczki z Van Avermaetem wysłali słabszego kolarza, Vandenbergh choć nie dawał zmian wyraźnie odstawał od pozostałej trójki. Choć Cancellara, jak sam później wspomniał po drodze przeżywał trudne chwile, na finiszowych metrach nie pozostawił złudzeń, kto tego dnia był najmocniejszy. Kilka minut po minięciu linii mety, jeszcze przed wejściem na podium, sukces uczcił łykiem piwa, pokazując ludzkie oblicze zmęczonego profesjonalisty. Na krytykę, prócz Toma Boonena, jego pomocników i kierownictwa zasługuje też Peter Sagan. O ile brak błysku Belga można tłumaczyć problemami osobistymi, które przeżywał w ostatnich tygodniach, o tyle kolejny zawód ze strony Słowaka budzi pewien niepokój. Seryjnie wygrywający mniejsze wyścigi oraz poszczególne etapy kolarz, któremu niemal wszyscy wieszczą wielką przyszłość w wyścigach klasycznych, po raz kolejny w najważniejszym momencie traci skuteczność. Jeszcze przez chwilę jego obroną będzie młody wiek, ale co później?

    Drużyna Cannondale zbudowana jest wokół Sagana. We Flandrii świetną pracę wykonali jego pomocnicy, w tym Maciej Bodnar. Polak jest jedną z głównych ?lokomotyw? pociągu napędzającego Słowaka, i w tej roli spisuje się znakomicie. Jedną z nielicznych w sezonie szans, by pojechać dla siebie otrzymał w miniony piątek podczas sprawdzającej formę przed RVV jeździe na czas (w wyścigu 3 dni De Panne). Bodnar tę próbę wygrał, w ten sposób zanotował najlepszy wynik wśród polskich kolarzy w tym sezonie (3 dni De Panne ma kategorię HC).

    Kolejna szansa na dobre wyniki ?biało-czerwonych? już dziś. W kraju Basków rusza tamtejsza etapówka zaliczna do World Tour. To wyścig z długą tradycją, bardzo prestiżowy, górzysty i kończący się jazdą na czas. Idealny teren dla Michała Kwiatkowskiego, który tak jak wielu innych kolarzy wykorzystuje ?Vuelta a Pais Vasco? jako ostatni szlif formy przed klasykami w Ardenach. Oprócz niego startuje również Michał Gołaś. O czołowe lokaty walczyć będą tuzy zawodowego peletonu: Valverde, Contador, Betancur, Evans, Gilbert, Schleckowie, Gesink, Mollema, Van Den Broeck czy Tony Martin.

    Muszę też wspomnieć o Ronde Van Vlaandereen kobiet. Przebieg wyścigu śledziłem na twitterze już w czasie relacji z rywalizacji mężczyzn. Wygrała Ellen van Dijk po długiej, solowej akcji. Kobieca Flandria była ciekawym, dynamicznym wydarzeniem, skrót znajdziecie powyżej, warto zobaczyć!

    Na koniec jeszcze kilka słów o rozpoczęciu sezonu szosowego w Polsce. Kryterium w Dzierżoniowe wygrali Łucja Pietrzak i Tomasz Kiendyś a w Ślężańskim Mnichu triumfowali Maciej Paterski i Litwinka Daiva Tusalite. Cieszy, że mimo braku formalnej ?Pro Ligi? telewizja Polsat pochyliła się nad kolarstwem i poświęciła czas antenowy na relację ze Ślężańskiego Mnicha. Skrót można znaleźć też na stronie regionalnej TVP Wrocław, zatem mamy nieco mniej powodów do narzekań tej wiosny :-)