Tag: cycle chic

  • Cycle chic w praktyce

    Cycle chic w praktyce

    Codziennie po rannym treningu zdejmuję lycrę i dokonawszy rytualnych ablucji przebieram się w codzienny strój do pracy. Wsiadam na rdzewiejącego przed kamienicą mieszczucha i jadę do biura.

    Wpis jest efektem współpracy z marką Bristen.

    Przez całą zimę byłem jedyną osobą, która w firmie dojeżdżała na rowerze. Znak, przy którym parkuję jest oparciem dla jeszcze jednego mieszczucha, stojak po drugiej stronie ulicy również nie świecił pustkami. Wraz z ociepleniem w centrum Krakowa zacznie się problem ze znalezieniem miejsca na postawienie i przypięcie roweru co będzie jednoznacznie wskazywało na pełnoprawne nadejście wiosny.

    #bristenbikes #cycling #cap #cyclechic #czapka #rower #urban @bristenbikes

    A photo posted by Marek Tyniec (@xouted) on

     

    Gdy już dotrę za biurko, dość regularnie zdarza mi się odpowiadać na pytania dotyczące ubrania. Koledzy z pracy są zaintrygowani, co robię, jeśli pada deszcz albo śnieg, gdy jest zimno albo gdy żar leje się z nieba. Cóż, potrzeba jeszcze sporo czasu, by rower miejski przestał być traktowany jako narzędzie rekreacji. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Ubrałem się normalnie, tak samo jak ty. Jeansy, kurtka, jedyną różnicą są szalik, czapka i rękawiczki, które noszę dłużej niż piesi. Bywa, że cały rok. Commuting, czy jak już ustaliliśmy ?dojeżdżactwo? jest mniej energochłonne niż chodzenie a przy tym wolniejsze niż rekreacyjna lub sportowa jazda rowerem. W ?wielokulturowym, tolerancyjnym otoczeniu? każdy ubiera się jak chce. A że wszyscy jesteśmy hipsterami, dominują jeansy i tenisówki ;) Jeśli nie pracujesz w turbokorporacji i nikt nie zmusza Cię do stosowania się do zasad opresyjnego dress-code?u, wygodny ?casual? będzie tym, co ubierzesz na dojazd rowerem do pracy. Gdy zejdziesz z jednośladu, nikt nie zwróci uwagi, że jesteś cyklistą a w głębi duszy pragnącym władzy nad światem masonem.

    #bristenbikes #cycling #cyclechic #urban #czapeczka #rower #commuting #bike @bristenbikes

    A photo posted by Marek Tyniec (@xouted) on

    Jeśli chcesz się wyróżnić, możesz pomyśleć o jakimś rowerowym gadżecie. Jednym z pomysłów może być kolarska czapeczka. Dostałem taką od firmy Bristen. Jest wykonana z nietypowego materiału. Na metce napisane jest, że to wełna, chociaż organoleptycznie bardziej przypomina garnitur. Wybrałem dla siebie szarą, żebym mógł ją nosić do kolorów i pasków, których na co dzień nie unikam. Jest dość nietypowa. To raczej – modne słowo – dekonstrukcja tematu klasycznej czapeczki kolarskiej niż takowa per se. Ma nieusztywniony daszek, i jest uszyta z podłużnych paneli. ?Wełniany? materiał nie jest gruby a mimo to fajnie izoluje w chłodniejsze dni, równocześnie nienajgorzej oddychając (to zaleta wełny). I to właściwie tyle. W końcu to przecież czapeczka. Miły gadżet, który dla przechodniów będzie jednym z wielu nakryć głowy na ulicy a wtajemniczonym powie: ?ten gość jest rowersem?.

    Plusem jest fakt, że Bristen, mimo obcobrzmiącej nazwy, jest polską marką a czapeczki szyte są ręcznie w Łodzi. Demo-eko-fair-traid-cycle-chic w praktyce. Możecie się wpisać w ten trend i kupić sobie podobną za 45-60zł na stronie firmy.

  • Gender studies, cz.2

    Gender studies, cz.2

    Rower jako środek transportu w mieście musi walczyć o swoje miejsce. Na pierwszej linii frontu często stoją radykalni działacze. W tym roku osiągnęli sukces. Prawo o Ruchu Drogowym nareszcie nie dyskryminuje rowerzystów. Czy jednak promując swoje przekonania i walcząc o swoje bezpieczeństwo sami rowerzyści nie sięgają, choć w dobrej wierze, po narzędzia dyskryminacji?

    Ideologia dorabiana do codzienności zatacza coraz szersze kręgi. Coraz trudniej zorientować się, czy dany trend jest faktycznie oddolny czy też wykreowany przez marketoidów. Bilboardy z miłymi, młodymi ludźmi, którzy mieli cieszyć się życiem a zamiast tego uciekają przed biegunką zachęciły ponad trzydzieści tysięcy ludzi do kliknięcia „lajka”. Dali się zrobić w butelkę, chcąc utożsamiać się ze stylem życia nakazującym szacunek dla samego siebie, odpoczynek i zwolnienie tempa. Wannabe-hipsterzy złapali się na image modeli oraz jasne kolorki i dużo wolnej przestrzeni w stylu Web 2.0.

    Ten sam styl, jeśli nie dominujący to przynajmniej zauważalny na ulicach większych miast „sprzedaje” rower jako alternatywny środek transportu. Ze szczególnym uwzględnieniem transportujących się dziewcząt, które… no właśnie, które co? Ubrały się tak samo jak na zakupy/do szkoły/do pracy piechotą. A w międzyczasie dla wygody wsiadły na rower. Związku przyczynowego brak. Takie teraz czasy, że wszyscy noszą rurki i trampki. A w zasadzie to noszą co chcą. Bo w ramach uznania „vintage” za styl, nie ma zbytniej różnicy między ciuchem z sieciówki „Zara” a ciuchem z sieciówki „Roban”. Więc każdy nosi co chce i jak mu wygodnie, a im miasto większe i im więcej ludzi przyjmuje tym i większa różnorodność. Wyciągać wniosków i szukać prawidłowości się nie da, chyba, że za próbę reprezentatywną weźmiemy bywalców Miejsca, wtedy faktycznie wszyscy wyglądają tak samo, czyli jak z Lookbook.nu.

    To, że cię nie wyrzucają z klasy a ochroniarz wpuszcza do firmy nie oznacza, że jesteś elegancki. A to, że przyjechałeś na rowerze w marynarce nie oznacza, że w nieadekwatnym stroju uprawiałeś sport. Po prostu przyjechałeś na rowerze. „Krajobraz miejski z założenia ma być elegancki” podaje nasza wikipedia. A to niby od kiedy?

    O co więc chodzi z cycling chic? Obawiam się, że po pierwsze o sprzedanie większej ilości lajfstajlowych rowerów typu retro. Po drugie o sprzedanie większej ilości ciuchów typu vintage. Po trzecie wreszcie o zmiękczenie momentami „oszołomskiej” retoryki bojowników o wolność i demokrację prawa rowerzystów, którzy przy tym używają wizerunku przypadkowych rowerzystek. Tym samym sprowadzają rzeczone do podobnej funkcji jaką pełnią panie eksponujące swe wdzięki w kalendarzach firm budowlanych, producentów łożysk czy olejów silnikowych. To, że zamiast silikonowego biustu wzorcowa przedstawicielka trendu cycle chic jest weganką i jeździ na „holenderce” nie zmienia faktu, że traktowana jest jako „chick”.

    Fanom stylu polecam to zdjęcie. A zwłaszcza podpis pod nim.