fbpx

Zawsze ktoś zawodzi

Póki co w klasyfikacji generalnej Tour de France 2016 sytuacja jest wciąż otwarta. Na półmetku wyścigu tuzin kolarzy liczy się w walce o żółtą koszulkę lidera. Zaledwie kilku zawodników jedzie poniżej oczekiwań a wycofało się tylko dwóch faworytów: Alberto Contador i Thibaut Pinot. Bywa jednak, że w wielkim tourze kolejne, wielkie nazwiska zawodzą.

Team Sky prowadzi peleton dość pewnie i choć Chris Froome nie ma wyraźnej przewagi nad resztą stawki, siła jego drużyny jest wielka. Brytyjska ekipa może sobie pozwolić na naprzemienne wykorzystywanie pomocników, zatem są w stanie jeszcze lepiej kontrolować przebieg wydarzeń.

Wymieniają się też ich rywale, którzy próbują trzymać koło i samego Froome?a i jego ?pociągu?. A to najgroźniejszy jest Quintana a to Mollema a Richie Porte, który póki co jedzie najstabilniej, traci czas w innych momentach.

Tym razem jest inaczej, ale zazwyczaj już po pierwszych dwóch górskich etapach wiemy, kto jest w formie pozwalającej walczyć o wygranie wyścigu, kto zakręci się wokół podium, a czyje szanse legły w gruzach.

W czasie Touru sromotną porażkę często ponoszą ci kolarze, których forma przyszła zbyt wcześnie i błyszczeli w czasie Criterium du Dauphine lub Tour de Suisse. Tak kilka lat temu kompletnie ?przestrzelił? Iban Mayo, którego obawiał się nawet Lance Armstrong.

Często też jeden lub nawet kilku faworytów odpada z rywalizacji na pierwszych etapach, gdy tempo rozwijane na płaskim terenie jest zawrotne, w peletonie panuje uzasadniona ambicją i chęcią zaistnienia nerwowość. Kraksy są wtedy szczególnie niebezpieczne a gdy trasa prowadzi w nietypowym terenie, przypominającym np. wiosenne klasyki, wtedy jest jeszcze gorzej. W 2011r zanim na dobre Tour de France wjechał w góry, w stawce nie było już Wigginsa, Klodena, Winokurowa i Van den Broecka.

Podczas każdego Touru, Giro czy też Vuelty kolejni kolarze doświadczają też rozminięcia się oczekiwań: własnych, drużyny, sponsorów i fanów ze stanem faktycznym. Czasami chorują, czasami doznają kontuzji a czasami po prostu? nie jadą tak jak by chcieli.

By wygrać wielki tour, musi ?zagrać? wiele czynników. Formę umożliwiającą wygranie trzytygodniowego wyścigu kolarskiego jest w stanie osiągnąć zaledwie kilku ludzi na świecie. Bywa, że dany organizm jest w stanie wspiąć się na absolutne wyżyny fizjologii tylko jeden, jedyny raz a i wtedy muszą pasować inne okoliczności: trasa, pogoda, rywale, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt dni przed startem docelowym też musi przebiegać zgodnie z planem.

Wspomniany Bradley Wiggins dostał ?swój? Tour de France w sezonie 2012. Trasę ze sporą, jak na współczesne standardy liczbą kilometrów jazdy na czas i niewielką ilością podjazdów. Wyrzeczenia, jakie poniósł, by przygotować się do tamtej ?Wielkiej Pętli?, wiedzą, że takiej szansy nie dostanie drugi raz spowodowały, że kolejny jego wielku tour, czyli Giro d?Italia okazał się niewypałem.

Jan Ullrich, poza dopingowym aspektem jego kariery, wystrzelił z formą za młodu by później uznawać wyższość rywali: czy to Pantaniego, Armstronga a w końcowej fazie kariery Basso i Klodena.

Z kolei Cadel Evans na swoją chwilę chwały czekał przez wiele lat, jego czas przyszedł w momencie, gdy nie tylko trafił z formą, dojrzał jako lider drużyny, pojechał tak, by uniknąć jakichkolwiek problemów, ale i Alberto Contador był zmęczony po Giro a peleton jako całość przestał na potęgę sięgać po doping.

Contador w ogóle jest ciekawym przypadkiem, ponieważ jest w stanie utrzymywać się na szczycie przez wiele lat. Nie zawsze jest w 100% przygotowany na Tour, często zmaga się z różnego rodzaju perturbacjami, ale od momentu, gdy stał się pretendentem trzytygodniówek, tylko w jednym sezonie (2013) nie wygrał żadnej wielkiej imprezy (po drodze miał też wpadkę dopingową, która anuluje dwa zwycięstwa).

Mimo to, jego czas też dobiegnie końca i nie będzie już w stanie po raz kolejny wejść na ten właśnie, arcymistrzowski poziom. Czy będzie to podczas tegorocznej Vuelty? Przyszłorocznego Touru? W jaki sposób zakończy swoją karierę? Czy jak Ivan Basso, który gdy już przestał mieć siły na liderowanie drużynie, oddał swoje doświadczenie i poświęcenie młodszym, mocniejszym kolegom? Czy też jak Miguel Indurain, który przymuszony przez sponsorów do ostatniego startu po prostu zszedł z trasy i więcej nie wrócił?

A co z Chrisem Froomem, który póki co jest na topie, ale wcześniej czy później przyjdzie chwila, gdy znajdzie swojego pogromcę. Czy będzie to w tym roku? A może w przyszłym? I jeśli tak, to czy po porażce znajdzie tyle siły i motywacji, by powrócić na szczyt?

Może być tak, że kto pokona Froome?a zaliczy właśnie ten, swój, jeden, jedyny najlepszy wyścig w życiu. I później to on będzie się zmagał z presją, oczekiwaniami i w końcu zawiedzie. Przyjedzie drugi, trzeci, siódmy lub piętnasty.

Zdjęcie okładkowe: Radarsmum67, flickr, CC BY 2.0


Opublikowano

w

,

przez