fbpx
Tour de France 2021 na Mont Ventoux, fot. materiały prasowe ASO

Jak i dlaczego porównywać czasy podjazdów?

Emocje związane z odbiorem kolarstwa na żywo są bezcenne. Jednak gdy przychodzi do dyskusji o dokonaniach naszych idoli, warto podeprzeć się faktami a nie własnym, głębokim przekonaniem. 

Serce czy rozum

Gdy oglądamy Tour de France, Giro czy Vueltę a nawet nasz Tour de Pologne liczy się ta konkretna chwila. Dynamika ataku, uzyskana przewaga, zachowanie kolarzy na szosie, grymasy na twarzy. Interakcje w drużynie, bezpośrednia rywalizacja bark w bark. Podawane przez realizatorów różnice czasu, różnica na mecie, wyniki w klasyfikacji generalnej. Zwycięzcy i przegrani. 

Tego, co przeżywamy w tej chwili nikt nam nie odbierze. 

Gdy kurz spod kół samochodów kolumny technicznej ledwie zacznie opadać rozpoczyna się analiza. Eksperci na mecie, komentatorzy w studio, kibice przy piwie, na facebooku i twitterze. 

To jest ten moment, gdy najczęściej zaczynamy tracić kontakt z rzeczywistością. Emocje sprzed kilku minut wciąż biorą górę nad rozumem a jazdę kolarzy oceniamy przez pryzmat nie tylko własnych wrażeń, ale też sympatii, antypatii i światopoglądu.

Błędy w ocenie formy lub jej braku, jazdy znakomitej lub przeciętnej, odważnej lub zachowawczej popełniają często nawet doswiadczeni komentatorzy. 

Niemal w każdym przewagę bierze fan, który chciałby każdego dnia doświadczać “historii kolarstwa na żywo”. 

Tymczasem bardzo często warto jest poczekać, przede wszystkim na dane. To dzięki nim możemy nie tylko ocenić dyspozycję kolarzy, ale też porównać poziom sportowy na różnych wyścigach. 

Jak sobie z tym poradzić?

Co więcej, nie trzeba wcale siedzieć ze stoperem i mapą, wystarczy kilka sprawdzonych źródeł by móc mieć punkty odniesienia wystarczające do w miarę dokładnej oceny sytuacji. 

Pierwsza w kolejności jest strava. Nawet, jeśli większość zawodowców ukrywa swoje dane o mocy, czasy przejazdów na segmentach są publicznie dostępne. A jeśli chcecie zmierzyć wybrany, nieoznaczony odcinek, wystarczy zaznaczyć go na wykresie, odczytać różnicę wysokości i czas jazdy. 

Można też skorzystać z pracy analityków z twittera, Fina ukrywającego się pod nickiem ammattipyoraily lub Rumuna, Michaia Simiona. Są dokładni, analizują tempo jazdy kolarzy od wielu lat i zazwyczaj podają wyniki dość szybko. Ponieważ jednak jest to dla nich tylko hobby, czasem podają informacje z pewnym opóźnieniem. 

To co podadzą twitterowi analitycy lub czego powinniśmy szukać na stravie to VAM. Średnia prędkość podjeżdżania wyrażona w metrach na godzinę. 

To ta wartość umożliwia co do zasady obiektywnie porównać tempo jazdy pod górę, zarówno między różnymi zawodnikami jak i na różnych wyścigach. Co więcej, korzystając z prostego wzoru, umożliwia oszacować kluczowy w górach stosunek mocy do masy wyrażony w W/kg. 

Warto pamiętać, że bardzo strome podjazdy zawyżają tę wartość, co często obserwujemy na Vuelta a Espana, gdzie organizatorzy lubują się w wyszukiwaniu budzących grozę “ścianek”. 

Dla pewnej solidności dobrze jest wziąć również pod uwagę warunki atmosferyczne, szczególnie gdy obserwujemy wyraźne odchylenia od normy, na przykład silny wiatr czy zimno. 

Porównując odcinki trzeba też uwzględnić długość podjazdu: inne wartości będą uzyskiwane podczas wysiłków trwających kilka minut, kilkanaście, 20-30 czy powyżej 40. 

Na koniec wreszcie istotny jest szerszy kontekst: długość etapu, umiejscowienie podjazdu na trasie (czy były wcześniejsze góry czy nie, jeśli tak to przejeżdżane w jakim tempie) oraz dzień wyścigu, w którym jest rozgrywany (w przypadku wielkiego touru czy było to w pierwszym czy ostatnim tygodniu, czy jest to pierwszy, czy kolejny dzień jazdy w górach). 

Ostatecznie jednak liczy się samo VAM czy też W/kg, ponieważ są to wartości decydujące o tym, kto szybciej pokonał dany podjazd. 

Jeśli prowadzi do mety a na Stravie lub twitterze brakuje czasu jednego z faworytów a u podnóża grupa jechała razem można obliczyć czas biorąc pod uwagę różnice na finiszu. Mimo mniejszej dokładności, będzie to wystarczające. 

Jak analizować wydarzenia na Tour de France 2021?

Uzbrojeni w tę wiedzę możemy przystąpić do analizy. 

Zacznijmy od etapu numer 8, gdzie Tadej Pogacar zniszczył rywali na podjazdach Romme i Colombiere. Romme pokonał w 26’45” z VAM 1762m/h a Colombiere w 21’24” z VAM 1731m/h (lub odpowiednio 1808 i 1750m/h, zależnie od segmentu). Daje to wartość między 6,1 a 6,4W/kg. Dla porównania grupa pościgowa wspinała się na Romme z VAM 1670 (ok 5,8W/kg) a na Colombiere 1575 (ok 5,6W/kg). 

Tu mały disclaimer: pewna niedokładność szacunków stosunku mocy do masy może razić purystów. Różnica nawet 0,1W/kg potrafi przełożyć się na widoczną przewagę na trasie. Natomiast wciąż poruszamy się w granicach dokładności mierników mocy, zatem nie jest tak źle. 

Oznacza to dwie rzeczy: po pierwsze Tadej Pogacar jechał bardzo szybko, w górnych zakresach wartości, które w ostatnich 2-3 latach dawały zwycięstwo w wielkich tourach a po drugie jego rywale wspinali się z prędkością, która jest typowa raczej dla zawodników z okolic miejsca piątego niż podium. 

Ciekawe może też być porównanie jazdy Pogacara z dyspozycją Egana Bernala, który w podobnie imponujący sposób rządził w pierwszej części tegorocznego Giro d’Italia. Na etapach do Sestoli czy San Giacomo (porównywalny czas jazdy do Romme i Colombier), lider Ineos-Grenadiers był nieznacznie wolniejszy, z VAM sięgającym 1710m/h, zatem W/kg w granicach 6,1.

Co ciekawe, tempo Carapaza z zeszłorocznej Vuelty i podjazdu Moncalvillo (podjazd na 25 minut z VAM 1800m/h) w teorii wystarczyłoby do utrzymania koła Pogacara na Romme.

Można więc na przykład wysnuć wniosek, że Pogacar jako jedyny zregenerował się po maratońskim, górzystym, 250km etapie siódmym, rozgrywanym w upale oraz wyjątkowo wysokim tempie. Wszyscy jego rywale musieli przystąpić do jazdy przez pierwsze, alpejskie przełęcze, zmęczeni. 

Analiza tempa jazdy może dać też odpowiedź na wątpliwości dotyczące taktyki jazdy poszczególnych kolarzy czy drużyn. W sytuacji gdy na etapie z kilkoma długimi podjazdami kolejne wzniesienia pokonywane są z prędkością 1600m/h a na finałowym wzniesieniu mocna drużyna jeszcze podnosi tempo do 1650m/h, zatem grupa kręci bardzo raźne 6W/kg trudno spodziewać się “soczystego ataku”. Po ciężkim dniu w górach jest to więc niemal niemożliwe. 

Stąd też w ostatnich latach zazwyczaj wyścigi rozgrywane są przez mozolne zbieranie sekund przewagi: tu kilkunastu, tam kilkudziesięciu. Mając za lidera zawodnika, który w kluczowych momentach jest w stanie dołożyć te 50m/h czy 0,2-0,3W/kg można liczyć na powodzenie. Tak wygrywał Team Sky, tak też próbuje zreplikować ten sukces zespół Jumbo Visma. 

Przykładem może być etap 11. z podjazdem na Mont Ventoux. Całość pokonana została w bardzo solidnym tempie dzięki pracy kolejno UAE Team Emirates z Rafałem Majką na czele a następnie przez Ineos Grenadiers i tytanicznej pracy Michała Kwiatkowskiego. Równy, mocny, lecz nie zabójczy “pacing” od podnóża do Chalet Reynard, na poziomie VAM 1575m/h (ok. 5,5-5,6W/kg) umożliwił liderom rozwinięcie skrzydeł w górnej części podjazdu.

Z kolei od Chalet Reynard do szczytu Jonas Vingegaard pomknął w imponującym tempie 1771m/h, czyli ok. 6,3-6,4W/kg, co jednak ważne, z wiatrem w plecy. A to oznacza, że wolniejszy o 35” Pogacar z VAM na poziomie 1717m/h i W/kg niższym o 0,2 wciąż był znakomity, tyle, że Vingegaard był bezkonkurencyjny. Jego osiągnięcie przebiło tempo Chrisa Froome’a z 2013r o… niemal minutę! Co więcej, dotychczasowe etapy z Mont Ventoux na trasie nie miał takiego przewyższenia co tegoroczny.

Jedźmy jednak dalej. Peleton Tour de France 2021 w sumie aż pięć dni spędził w Pirenejach.

Na etapie 11. prowadzącym do Andory, ostatni podjazd dnia, czyli przełęcz Beixialis najszybciej pokonał zwycięzca etapu, Sepp Kuus. Niespełna 19′ jazdy z prędkością podjeżdżania 1667m/h na koniec ciężkiego dnia w górach daje imponujące 6W/kg. Za jego plecami nieznacznie tylko wolniejszy był Alejando Valverde a grupa Carapaza, Pogacara i Vingegaarda wspinała się 1613m/h, czyli ok. 5,7W/kg. Istotne jest również to, że cały etap miał blisko 4500m łącznego przewyższenia.

Etap 16, wprowadzający po dniu przerwy był dodatkowo rozgrywany w zimnie i deszczu, w związku z tym tempo zarówno ucieczki jak i peletonu na kolejnych podjazdach nie było wysokie.

Za to dwa kluczowe etapy, które zdominował Tadej Pogacar z finiszami na przełęczy Porter oraz w Luz Ardiden dały bardzo ciekawe rozstrzygnięcia.

Już sam dojazd do Portet był bardzo mocny. Grupa z Pogacarem podjeżdżała Peyresourde 1595m/h, natomiast Azet 1645m/h. Na finałowym Portet zobaczyliśmy pokaz mocy zarówno samego Pogacara, ale też dorównujących mu Vingegaarda i Carapaza. Byli oni szybsi od triumfatora z 2018r, Nairo Quintany o 35″, co 1685m/h i znów 5,9-6W/kg. Co więcej piąty na mecie Ben O’Connor wspinał się tam 1639m/h w czasie szybszym niż Primoz Roglic we wspomnianym 2018 i porównywalnym do Gerainta Thomasa z tego właśnie touru. A to oznacza, że nawet teoretycznie przegrany Wilco Kelderman (szósty na mecie, pomijany często w raportach i relacjach) spisał się znakomicie.

Podobnie ma się sytuacja z ostatnim, górskim aktem tegorocznego Tour de France. Etap z Tourmalet i metą na Luz Ardiden został pokonany w znakomitym tempie. Tourmalet z równym, mocnym tempem na poziomie 1560m/h (a jadący wówczas z przodu David Gaudu nawet szybciej o prawie minutę, czyli 30m/h) było tylko zapowiedzią Luz Ardiden. Tam powtórzył się scenariusz z dnia poprzedniego, czyli 1630m/h (6W/kg) Pogacara, równi z nim Carapaz i Vingegaard oraz będący bardzo niedaleko Mas i Martin.

Co ciekawe, oba finałowe dni w Pirenejach nie były przejechane tak mocno jak finałowe odcinki Giro d’Italia. Owszem, zarówno Alpe di Mera (28′ jazdy) jak i Alpe Motta (23′ jazdy) były krótsze niż Portet i Luz Ardiden, ale cały wyścig był bardzo wymagający zarówno pod kątem przewyższenia jak i pogody. W związku z tym 1807m/h (6,4W/kg) Yatesa na Alpe di Mera jak i 1676m/h (6,1W/kg) Bernala (Caruso był minimalnie wolniejszy) to wartości wyższe niż osiągnięcia Pogacara i spółki na Tour de France.

Oznacza to więc, że Tour de France 2021 jest kolejnym z rzędu wyścigiem o bardzo wysokim poziomie sportowym. Kontynuuje trend, który obserwujemy przynajmniej od Vuelty 2019, a który był widoczny w pandemicznym sezonie 2020. Ewidentnie tempo podjeżdżania i moc niezbędne do zwycięstwa w wielkim tourze podniosły się o 3-5%.

Co z tym wszystkim zrobić?

Choćby szacunkowe rozeznanie w osiągnięciach z ostatnich sezonów może ułatwić typowanie faworytów kolejnych wyścigów. Jeśli mamy zawodnika, który przez większość swojej kariery nie jeździł dłuższych podjazdów szybciej niż 1600m/h, stawianie go na podium w przedwyścigowych typowaniach jest jedynie myśleniem życzeniowym. 

Stąd też na przykład po Giro d’Italia 2020 można pokładać nadzieje w zawodnikach takich jak Jai Hindley czy Tao Geoghegan Hart, którzy na Piancavallo (niespełna 38’ jazdy) pojechali z VAM na poziomie 1750, czyli ok. 6,2W/kg. Z drugiej strony wyraźnie widać, że najlepsze lata Vincenzo Nibalego i jego zwycięstwa czy to w Tourze czy w Giro były możliwe przy nieco niższych wartościach. 

Kolarstwo nie jest bowiem wyłącznie testem mocy do masy a o wygranej lub porażce decyduje wiele elementów. Poza wymiernym tempem podjeżdżania mamy też taktykę, wyczucie momentu do ataku, wsparcie drużyny, odporność na warunki atmosferyczne, technikę jazdy, unikanie kraks. Do tego dochodzą wszystkie elementy poza trasą: czas spędzony na konferencjach prasowych, dojazdach do hoteli i wiele, wiele innych. 

Niezbędne postscriptum

Ostatni aspekt układanki, to porównanie dokonań współczesnych kolarzy z wynikami osiąganymi przez herosów “ery epo”. Postacią, która spopularyzowała analizę tempa podjeżdżania był sam Michele Ferrari, słynny ze współpracy z Lancem Armstrongiem i wieloma innymi dopingowiczami. Ferrari twierdził, że wartości VAM powyżej 1750m/h na dłuższych podjazdach są granicami ludzkich możliwości. Wszystko powyżej jest anomalią. 

Warto jednak zauważyć, że od tego czasu minęło ponad 20 lat. Zmieniło się wszystko, od metod treningowych, przez dietę, techniki regeneracji, selekcję talentów, profesjonalizm samych kolarzy a kończąc na sprzęcie. 

Równocześnie wiele rekordów, jak choćby najbardziej znane i najlepiej zmierzone podjazdy Alpe d’Huez (37’35”) i Mont Ventoux (45’47”) wciąż jest nieosiągalnych. Krótko mówiąc cała aerodynamika współczesnego świata nie jest w stanie dać lepszych efektów niż połączenie epo, testosteronu i hormonu wzrostu powszechnych na przełomie XX i XXIw. 

Mimo wszystko każde zbliżenie się do osiągnięć zawodników, którzy systemowo oszukiwali kontrole antydopingowe powinno być sygnałem ostrzegawczym zarówno dla komentatorów, kibiców jak i sportowych organów ścigania. Ostatnie czego potrzebujemy jest bowiem wymazywanie z tabel kolejnych zwycięzców i konieczność mierzenia się z faktem, że spektakl, który oglądaliśmy tak naprawdę się nie wydarzył.


Opublikowano

w

przez