fbpx

Tour de Pologne jak Kredyt we Frankach

To nic, że 72. Tour de Pologne jeszcze się nie skończył. Trudno spodziewać, by obraz wyścigu zmienił się po ostatnich dwóch etapach. Główny wniosek pozostanie ten sam: to zawody, które trudno zrozumieć.

Pełna ambiwalencja

Tour de Pologne wywołuje huśtawkę nastrojów. Z jednej strony to profesjonalne wydarzenie sportowe, zorganizowane zgodnie z procedurami i trzymające a w niektórych kwestiach nawet przewyższające międzynarodowe standardy. To jedna z najwyższych rangą, cyklicznych imprez w Polsce, oficjalnie równa najbardziej prestiżowym, tygodniowym wyścigom etapowym na świecie. Jaka jest druga strona medalu, każdy widzi. Nie trzeba być ekspertem, by poczuć, że do poziomu Tour de Suisse czy Paryż-Nicea sporo brakuje?

Gdzie te gwiazdy?

W tym roku najbardziej boli słaba obsada. Być może i rywalizacja jest ciekawa, ale uczciwie rzecz ujmując, poza nielicznymi wyjątkami do Polski przyjechały trzecie składy Pro Teamów. Nie znaczy to, że kolarze się oszczędzają, ale jeśli spojrzymy, kto na górskim etapie zrobił ?rzeźnię? nasuwa się pytanie o poziom sportowy zawodów.

CQ Ranking klasyfikuje kolarzy bez względu na status grupy, którą reprezentują a punkty zbierane są przez cały rok. Rzut oka na pierwszą dwunastkę klasyfikacji generalnej pokazuje, że nie licząc Fabio Aru, liderami Tour de Pologne są vice vice vice liderzy swoich zespołów albo wręcz zawodnicy, którzy pierwszy raz w karierze dostają szansę by pojechać na własne konto.

Podobnie rzecz się miała na etapach sprinterskich, gdzie Matteo Pelucchi sięgnął po największe sukcesy w swojej karierze, ogrywając Marcela Kittela, przeżywającego najgorszy sezon w życiu.

Symboliczne balony

?Tour de Balon?, pejoratywne określenie Tour de Pologne, związane z przerostem marketingu, PR oraz pneumatycznych reklam ustawianych przy trasie, zyskało w tym roku dodatkowe znaczenie. Michał Kwiatkowski nie zregenerował się po nieukończonym Tour de France i odpadł z czołówki na podhalańskich podjazdach. W teorii trasa Tour de Pologne nie jest trudniejsza niż ardeńskie klasyki, których mistrz świata jest specjalistą. Ewidentnie więc środkowa część sezonu nie jest jego najlepszym czasem. Również pozostali Polacy nie dali rady zdeterminowanym dublerom konkurencyjnych ekip. Na osłodę pozostaje zwycięstwo etapowe Macieja Bodnara, koszulka lidera Kamila Zielińskiego oraz ambitna postawa Reprezentacji oraz grupy CCC Sprandi Polkowice. Mimo wszystko balon oczekiwań pękł z hukiem. Szkoda.

Drugi, symboliczny balon, to balon bzdur promowanych w oficjalnej komunikacji wyścigu. Kolarska Liga Mistrzów, Świątynia Sprintu i Ściana Bukovina kłują w oczy i powodują ból zębów nie od dziś. Jednak w obliczu nudnej części sprinterskiej i średniego poziomu w górach, dysonans poznawczy jest silniejszy niż zazwyczaj.

Jak Kredyt we Frankach?

Wydaje się więc, że Tour de Pologne idealnie odzwierciedla naszą rzeczywistość. Jak my wszyscy, tak i wyścig Czesława Langa wciąż jest na dorobku. Tak jak mieszkanie na strzeżonym osiedlu, nazwane apartamentem, okupione bolesnym kredytem, które przy bliższym poznaniu okazuje się zwyczajnym M3 na blokowisku. Z jedną z najmniejszych w Europie liczbą metrów kwadratowych na mieszkańca, horrendalną ratą i sąsiadami zaglądającymi w okna. Tyle, że jest nowe, a za 30 lat będzie również własne.

Tour de Pologne, choć dostarcza punktów takich jak Tour de Suisse, Tour de Suisse nie jest. Nawet, jeśli szosy, którymi prowadzi są gładkie i świeże, hotele mają klimatyzację i dobrą kuchnię a Telewizja Publiczna oferuje imprezie swój czas antenowy, musi minąć jeszcze kilka lat, by zawody dorównały tym najbardziej prestiżowym.

O ile jednak mieszkanie w bloku pozostanie mieszkaniem w bloku, czegokolwiek by z nim nie robić, o tyle imprezę sportową można udoskonalać. Podhalańska końcówka wyścigu połączona z krakowską czasówką to samograj od kilku sezonów. Działa, jest selektywna a do tego prowadzi przez miejsca, którymi realnie możemy się pochwalić na świecie. Widoki są świetne, podjazdy są sztywne, kto chce, może się tu solidnie pościgać.

Niestety pierwsza część Tour de Pologne jest całkowicie do wymiany. Formuła etapów przeczy wszystkiemu, co dzieje się we współczesnym kolarstwie. Nawet najbardziej konserwatywne wyścigi szukają elementów mogących uatrakcyjnić rywalizację. Cztery sprinterskie etapy kończące się rundami w miastach to przeżytek i trzeba to nazwać po imieniu.

To teoretycznie ciągle te same zarzuty, które stawiane są TdP co roku. Trzeba jednak pamiętać, że za rok nasz wyścig będzie w jeszcze trudniejszej sytuacji. Kalendarz będzie napięty: Tour de France konkurował będzie o uwagę z Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej a 5. sierpnia rozpoczynają się Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Nie wiem, kto w takiej sytuacji przyjedzie do Polski a tym bardziej nie wiem, kto w ogóle zwróci uwagę na wydarzenia na polskich szosach.

Realnie rzecz ujmując, Tour de Pologne to nie jest poziom World Touru. Tour of Austria, Tour of Turkey, Criterium International, ENECO Tour, USA Pro Challenge czy Tour of Britain to etapówki, które przychodzą na myśl jako zawody ciekawsze, lepiej eksponowane i zachęcające do śledzenia lepszą obsadą. Nie licząc Turcji, która ewidentnie kupuje uwagę światowych mediów, pozostałe wyścigi mają w sobie po prostu więcej seksapilu.

Przed Czesławem Langiem jeszcze długa droga, by swój wyścig, z M3 w bloku zamienić na obiekt marzeń – domek na przedmieściu. Jest szansa, że mu się to uda – wszak sam mieszka w pobudzającej wyobraźnię, imponującej rezydencji.


Opublikowano

w

przez