Tag: XCO

  • Loverove 25.04.2016

    Loverove 25.04.2016

    Poniedziałkowe loverove, specjalnie dla Was:

    1. Radość dnia

    Wyczekiwane zwycięstwo w monumencie dla Teamu Sky w końcu nadeszło za sprawą Wouta Poelsa wygrywającego śnieżny „Liege-Bastogne-Liege”. Tak cieszyła się ekipa techniczna gdy Holender mijał linię mety:

    Gdy tylko będą galerie zdjęć z tego wyjątkowego wyścigu, spodziewajcie się linków, bo sądząc po tym, będzie co oglądać:

    2. DNF dnia.

    Peter Sagan nie ukończył swojego pierwszego XCO jako szosowy mistrz świata. Jechał mocno w ścisłej czołówce, ale upadł, miał defekt i musiał się wycofać.

    Solidnie obsadzone zawody w Grazu wygrał Belg Bart de Vocht, Rafał Hebisz był 20. W wyścigu juniorek Magdalena Zielińska była 4. Estera Siarka 9. a Maja Drelak 11. Wśród juniorów Tomasz Budziński był 6. Marcin Budziński 7. Wojciech Cieniuch 15. a Arkadiusz Mirek 18. Zawody miały 1. kategorię UCI.

    3. Mistrzostwa Świata na składakach

    Zostały rozegrane w Stanach. Cóż, w Anglii od 36 lat odbywają się mistrzostwa świata w zaklinaniu robaków, więc może i przed wyścigami na składakach jest świetlana przyszłość. Zwłaszcza, ze wygląda to na niezłą zabawę:

  • Młodzieżowa kadra U23 – nowa energia w polskim kolarstwie

    Młodzieżowa kadra U23 – nowa energia w polskim kolarstwie

    Wyodrębnienie młodzieżowej kadry XCO, z osobnym trenerem, programem startów i szkolenia to nowość w polskim kolarstwie. Ten projekt powinien pomóc kolarzom w najtrudniejszym okresie, przejścia od juniora do elity, zaadaptować się w nowym otoczeniu i kontynuować sportowy rozwój. O tym, jak funkcjonuje nowy element układanki szkolenia zawodników i zawodniczek olimpijskiej odmiany mtb porozmawiałem z trenerem kadry U-23, Sebastianem Żabińskim.

    Pierwsza, ważna informacja to ta, że szkoleniem i opieką w kadrze młodzieżowej objętych jest dwanaście osób. To naprawdę sporo, biorąc pod uwagę ?zasoby ludzkie?, jakimi dysponuje krajowe mtb i sytuację w poprzednich latach. Kto konkretnie wchodzi w skład kadry i jakie były kryteria selekcji tej grupy?

    Marlena Droździok, Rita Malinkiewicz, Gabriela Wojtyła, Patrycja Piotrowska, Aleksandra Podgórska, Piotr Konwa, Jakub Zamroźniak, Adrian Siarka, Filip Helta, Marceli Bogusławski, Wiktor Hudyka i Michał Topór. Dwanaście osób to najwięcej na przestrzeni ostatnich lat. Wszyscy Ci zawodnicy to medaliści Mistrzostw Polski. Ich dotychczasowa postawa, praca, jaką wykonali oni i ich trenerzy zasługuje na docenienie i wsparcie. Od tego sezonu, dzięki decyzji zarządu PZKol, ci zawodnicy dostają zielone światło na dalszy rozwój i zaprezentowanie swoich możliwości w barwach reprezentacji. Starty w stroju z orłem na piersi to wyjątkowe przeżycie. Zapewniam, że ci młodzi ludzie zrobią co w ich mocy by godnie reprezentować barwy narodowe.

    Tak liczna grupa młodzieżowców objętych szkoleniem centralnym to nowość, zatem jaki rodzaj wsparcia jest dla nich zaplanowany?

    Chcę stworzyć grupę, która z czasem nawiąże do standardów jakie oferowała kadra narodowa z czasów świetności polskiego MTB.

    Już teraz kadrowicze mogli skorzystać z sesji motywujących oraz diagnozujących, prowadzonych przez jednego z najlepszych psychologów sportowych w Polsce. Postaram się zapewnić również profesjonalną obsługę serwisową podczas zawodów. Jest wiele rezerw, po które chcemy sięgnąć w drodze po sukces polskiego MTB.

    Jesteśmy na dobrej drodze. Otrzymaliśmy szansę i chcemy się odwdzięczyć dobrymi wynikami. Piłka jest po naszej stronie. Otrzymane wsparcie wykorzystamy w sposób maksymalnie efektywny.

    Na co dzień zawodnicy reprezentują swoje kluby, które mają swoje cele, równocześnie są objęci szkoleniem centralnym. Jak wygląda współpraca z klubami?

    Już pierwsze kontakty z trenerami i managerami klubów, które reprezentują kadrowicze rokują na współpracę wręcz idealną. Pierwsza akcja szkoleniowa, która już jest za nami, została wysoko oceniona nie tylko przez władze związku, ale przede wszystkim przez macierzyste kluby i samych zawodników, dla których cały program został stworzony.

    Jak zatem wygląda wasz program startów w najbliższym czasie?

    Nie możecie nam zazdrościć. W roku olimpijskim nic nie jest łatwe. Terminy imprez mistrzowskich są zdecydowanie ?przyspieszone?. Proszę sobie wyobrazić, że przed Mistrzostwami Europy (5-8 maja, Huskvarna w Szwecji), mamy tylko jeden wyścig w kraju rangi Pucharu Polski. Aby nawiązać w Szwecji walkę o najwyższe lokaty, możliwie wcześnie musimy rozpocząć konfrontację ze światową czołówką, podczas zagranicznych wyścigów. To olbrzymie wyzwanie dla zawodników i całej ekipy. Praktycznie już od końcowych dni marca, kadra ?na walizkach? spędzi okres aż do mistrzostw starego kontynentu.

    Nowością, którą w tym roku wprowadzasz jest zmieniona formuła pracy z zawodnikami. W planie jest więcej, za to krótszych zgrupowań, jak będzie to wyglądało w praktyce?

    Cel jest jeden. Nawiązać walkę z światową czołówką. Nie będzie lepszej okazji na wymierną ocenę realizacji planów, jak starty i wyniki podczas Mistrzostw Europy i Świata. Niestety mistrzostwa starego kontynentu są już za kilka tygodni. Musimy dać naszym zawodnikom szansę na możliwie najlepsze przygotowanie się do konfrontacji z reprezentacjami, które zimę spędziły na Cyprze, w Hiszpanii czy innych rejonach świata z klimatem sprzyjającym do optymalnej realizacji treningu.

    Stąd kalendarz startów kadry młodzieżowej zawiera wszystkie mocno obsadzone wyścigi, które odbędą się w marcu i kwietniu.

    Niestety nasi zawodnicy nie spędzą świąt wraz z rodzinami. Będą reprezentować Polskę podczas wyścigów UCI kategorii 1. oraz HC w Mediolanie, Langenlois, Pradze, Montichiari i Teplicach, skąd wyruszymy do Szwecji na Mistrzostwa Europy.

    Mogę zapewnić, że reprezentanci, dostaną szansę na optymalne przygotowanie do startu w Mistrzostwach Świata. Niestety zabraknie przygotowań w warunkach wysokogórskich, lecz jestem przekonany, iż w naszych zawodnikach drzemią olbrzymie rezerwy, których uruchomienie da w tym momencie lepsze efekty niż podniesienie poziomu całkowitej masy hemoglobiny. Na to przyjdzie czas w kolejnym etapie pracy z kadrą U23.

    Zawodnicy, z którymi pracujesz i będziesz w najbliższych latach pracował, wychodzą spod ręki trenera Rafała Hebisza, który prowadzi kadrę juniorów. Jak planujecie współpracę między sobą?

    Tego nie musimy planować. To będzie naturalna kolej rzeczy. Jestem przekonany, że mamy ten sam cel. Już teraz wiem, że podział kadr to konieczność aby nastąpił progres wyników. Tylko wtedy zawodnicy dostaną odpowiednią ofertę szkoleniową.

    Te grupy powinny również ze sobą rywalizować w pewien sposób, jednak trenerzy zdecydowanie muszą współpracować. To podniesie jakość oferty, którą dajemy zawodnikom i przyczyni się do coraz lepszych wyników.

    Mówiliśmy o kadrze jako takiej, a jak wyglądają Twoje prywatne oczekiwania wobec tego projektu?

    To bardzo proste ? chcę stworzyć grupę, w której będzie miał szansę znaleźć się każdy zasługujący na to zawodnik. To zapewni ciągłość szkolenia, której wymagają nasi najzdolniejsi kolarze. Daje to świetne narzędzia dla trenerów w klubach, którym łatwiej będzie motywować do pracy swoich podopiecznych. Tym samym, nie będziemy tracić zdolnych zawodników w tym trudnym dla nich okresie przejścia z juniora do młodzieżowca. Moja zasada jest jedna ? mierz wysoko a zajdziesz daleko. Potrzebujemy 2-3 lata by dogonić świat. Konieczna będzie olbrzymia dawka charyzmatycznej pracy. I zrobimy to!

    Otrzymaliśmy ogromny kredyt zaufania od zarządu PZKol. O taki stan rzeczy walczyłem od dawna widząc w tym jedyną szansę dla kolarstwa górskiego w Polsce. W ubiegłym sezonie wspólnie z Rafałem Hebiszem, eksperymentalnie sprawdziliśmy system rozdziału kadr – juniorskiej od U23. Pozytywnie ocenili to trenerzy i działacze klubowi działający w komisji kolarstwa górskiego. To oni, wraz z prezesem związku mogą się mianować ojcami tego przedsięwzięcia. Ja jestem tyko realizatorem i ogniwem łączącym plany w jedną spójną całość.

    To brzmi optymistycznie a projekt zapowiada się więc ciekawie i wnosi sporo nowej energii, czy możesz więc powiedzieć, jakimi środkami będzie dysponowała kadra XCO U23?

    Budżet jaki otrzymaliśmy jest optymalny biorąc pod uwagę rok olimpijski i sytuację finansową związku. Zapewniam, iż każdą złotówkę wykorzystamy w sposób maksymalnie efektywny. Rezygnujemy z wielu udogodnień, jednak zapewniam, że warunki stworzone kadrowiczom będą możliwe jak najlepsze dla kwoty, która na szkolenie posiada siódemkę z przodu i niestety nie pięć zer.

    Tymczasem trzymajmy wszyscy kciuki za powodzenie przedsięwzięcia Polskiego Związku Kolarskiego, jakim jest powołanie Młodzieżowej Kadry Narodowej i za wszystkich pracujących na rozwój polskiego kolarstwa górskiego, w którym mamy tradycję do jakich musimy powrócić.

  • Gdzie było najfajniej?

    Gdzie było najfajniej?

    Sezon wyścigów mtb w zasadzie jest zakończony. W tym roku startowałem 19 razy, uważnie przyglądałem się też imprezom, w których nie mogłem uczestniczyć. Pora więc wyróżnić tych, którzy dostarczyli mi najwięcej pozytywnych wrażeń.

    Takie zestawienia zawsze mają dwojaki charakter. To wypadkowa własnego doświadczenia z próbą obiektywnego spojrzenia na daną imprezę. Czasem też potrzebna jest odrobinę szersza perspektywa, dlatego warto uważnie słuchać i obserwować co się dzieje wokół.

    W sezonie 2015 uczestniczyłem głównie w zawodach cross country. Za najciekawsze, najbardziej wymagające i te, które zostawiły najlepsze wrażenie uznaję?

    …chwila napięcia?

    Puchar Polski / Puchar Szlaku Solnego w Skomielnej Białej

    Wizyta w Skomielnej była dla mnie najbardziej rozwijająca. Tamtejsza trasa, w większości naturalna, była bardzo wymagająca a przy tym kompletna. Zawody zorganizowane przez lokalny klub, KS Luboń, pokazały, że można zadbać nie tylko o trasę, ale i o detale. Kurtynka wodna, sensowny posiłek, sensowny harmonogram – to wszystko zagrało. Pewnym minusem jest brak miejsca do rozgrzewki – umiejscowione na zboczu góry trasa i biuro zawodów właściwie zmuszają do użycia trenażera. Tak czy inaczej w Skomielnej wykonano kawał solidnej pracy, której należy się wyróżnienie.

    Równolegle pierwsze miejsce należy się?

    Pucharowi Polski w Tuchowie

    Już rok temu z Tuchowa wyjechałem z pozytywnymi wrażeniami. W tym roku Tuchów zaprezentował zmienioną trasę, dopracowanie organizacji i postawienie całkiem fajnego ?miasteczka zawodów?. Runda w Tuchowie zyskała powszechne uznanie jako wymagająca, ciekawa i dobra ze względów ?szkoleniowych?. Liczne elementy techniczne robiły wrażenie, ale nie przerażały. Trasa stworzona przy udziale lokalnych zawodników, głównie młodszych kategorii wiekowych, w przyszłym roku będzie gościła zawody kategorii UCI.

    Uznanie i uwaga należą się również organizatorom Mistrzostw Polski w Sławnie. Choć osobiście mi się nie udały, muszę docenić trud przeprowadzenia kilkudniowych zawodów, de facto ?w środku niczego?. Niezła transmisja wideo online, znakomita i liczna obsada oraz odważnie wytyczona trasa, która w całości dostępna była wyłącznie dla najlepszych zawodników także zasługują na szczególną uwagę.

    Tak się złożyło, że w tym sezonie wziąłem udział jedynie w czterech imprezach w typie maratonu, z czego w trzech na Słowacji. Nieustająco zachęcam do wizyty za naszą południową granicą. Kralovsky Maraton, Maraton Marikovskou Dolinou czy Sulovsky Maraton to klasa sama w sobie. Uczestnictwo w tamtejszych zawodach poszerza światopogląd za cenę startu w polskich wyścigach.

    Wyróżnienie należy się także dwóm seriom polskich maratonów, w których nie startowałem, ale obserwowałem je uważnie. Pierwsza z nich to Cyklokarpaty. Imprezy o ciekawych, często górskich trasach, sprawnie przeprowadzone, zrobione z pomysłem i entuzjazmem. Interesującym pomysłem było połączenie ich z festiwalowymi weekendami Joy Ride (Kluszkowce i Zakopane). Wygląda na to, że Cyklokarapty skutecznie wypełniły lukę ze swoją ofertą tras w górach, często z dużym przewyższeniem i interesującymi elementami technicznymi.

    Drugie wyróżnienie to Bikemaraton. Choć osobiście unikam tych zawodów – imprezy o aż tak masowym charakterze to nie jest do końca moja bajka – obiektywnie należy docenić ewolucję, jaką przeszły. Bardziej wymagające trasy, wpisanie do oficjalnego kalendarza PZKol, prowadzenie kategorii Elita z godnymi nagrodami to spory krok do przodu. Co więcej, w przyszłym sezonie eliminacja w Jeleniej Górze będzie zaliczana do UCI Marathon Series. Z punktu widzenia stricte sportowego to spory krok do przodu.

    A według Was gdzie było najfajniej? Które zawody zasługują na szczególną uwagę? Gdzie chcielibyście startować w 2016?

  • Po co są lokalne wyścigi?

    Po co są lokalne wyścigi?

    To był mój trzeci sezon z rzędu, w którym startowałem w Pucharze Szlaku Solnego. Te zawody oferują pewien równy, sprawdzony standard. Wybierając się na nie wiem, czego się spodziewać. Wypracowany przez lata schemat powoduje, że właściwie wszystko działa jak w zegarku i niemal zawsze dostaję to, czego się spodziewałem.

    Kluczowym elementem jest lokalizacja poszczególnych eliminacji. W tym roku były to: Spytkowice, Skomielna Biała, Kasina Wielka, Orawka oraz Rabka. Miejscowości położone w górach dzielą niewielkie odległości. To idealna sytuacja dla lokalnych klubów: koszty dojazdu spadają może nie do zera, ale w budżecie całego sezonu stają się pomijalne. Akceptowalny dystans i czas dojazdu jest również ze Śląska, Żywiecczyzny, Krakowa czy wschodniej Małopolski. Gdy pierwszy raz wybierałem się na Szlak Solny, był to jeden z głównych argumentów przemawiających za taką wycieczką.

    https://instagram.com/p/56-2Qbkcr-

    Ponieważ zawody rozgrywane są w górach, charakter tras faktycznie jest górski. To nie tautologia: na Szlaku Solnym próżno szukać interwałowych rund. Okrążenia składają się z jednego-dwóch siłowych podjazdów, z których każdy zajmuje przynajmniej kilka minut, przedzielonych mniej lub bardziej technicznymi zjazdami. Wyjątkiem była Skomielna Biała, która odbiegała poziomem trudności od pozostałych eliminacji: aby poradzić sobie na trasie Pucharu Polski trzeba było wykazać się wyraźnie większymi umiejętnościami niż w czasie reszty rund PSS.

    Tak jak w wielu podobnych przypadkach, kolejne eliminacje organizowane są dzięki zaangażowaniu lokalnych klubów, aktywistów i sponsorów. Mimo to, a może dzięki temu, wszystko działa jak należy, choć malkontenci mogą doszukiwać się pewnego zastoju.

    Puchar Szlaku Solnego nie ma wielkiego rozgłosu: czasem wspominają o nim lokalne media. Większość materiałów: zdjęć i relacji, które znajdujemy w sieci pochodzi od zawodników lub osób im bliskich. Przy trasie nie znajdziemy również kilometrów bannerów czy reklam pneumatycznych, najważniejsi darczyńcy przypinają swoje logotypy a o wszystkich wspomina spiker (nota bene całkiem sprawnie obsługujący całą imprezę).

    facebook.com/GBachPhoto Posted by Grzegorz Bachórz Photo on Tuesday, 7 July 2015
      Zawody mają stosunkowo wysoką kategorię: można na nich zdobywać punkty do challenge?u PZKol, które m.in. decydują o ustawieniu na starcie podczas mistrzostw Polski oraz do challenge?u małopolskiego, gdzie rywalizują ze sobą lokalne kluby i ich przedstawiciele. Dobrym rozwiązaniem jest nadanie wyższej rangi poszczególnym wyścigom. I tak: w Skomielnej rozegrano Puchar Polski oraz eliminację Olimpiady Młodzieży, w Kasinie mistrzostwa małopolski, Orawka drugi rok z rzędu gościła mistrzostwa LZS (Ludowych Zespołów Sportowych) a w Rabce rywalizowała lokalna młodzież w ramach ?Gimnazjady?. To podbija frekwencję i zachęca do wizyty na PSS nowych zawodników, z których część wraca na kolejne eliminacje. Największą ?wartością dodaną? jest możliwość startu i doskonalenia umiejętności przez młodzież. Dla juniorów młodszych i młodzików trasy na Szlaku Solnym są wystarczająco wymagające, by rozwijać ich sportowo. Dla trenerów lokalnych klubów to dobry poligon sprawdzający możliwości kolarskiego narybku. Dość powiedzieć, że wielu kadrowiczów pochodzi właśnie z tego regionu a np. Sokół Kęty czy KS Luboń Skomielna Biała - stali uczestnicy tych imprez - wychowały wielu świetnych sportowców. Co ważne, stałym punktem programu są wyścigi dla dzieci, zatem rodzeństwo czy potomkowie starszych zawodników mogą od najmłodszych lat zarażać się pasją do kolarstwa. Jeśli prześledzicie wyniki żaków a nawet jeszcze młodszych kategorii, znajdziecie wiele znajomo brzmiących nazwisk. Przy okazji obecność dzieci sprawia, że na zawody przyjeżdżają często całe rodziny, więc przy trasach pojawiają się kibice. Z drugiej strony można powiedzieć, że na Szlaku Solnym czas się zatrzymał. Co roku wszystko wygląda mniej więcej tak samo, jakby wbrew otaczającej presji, która nakazuje ciągły wzrost i rozwój. Pytanie tylko, czy w tym miejscu i na tym poziomie trzeba czegoś więcej? Oczywiście, zawodnicy zawsze chętnie powitają wyższe nagrody finansowe czy obecność choćby lokalnej telewizji (która przy okazji wspomni kilka ciepłych słów o gminie-organizatorze oraz sponsorach), jednak wydaje się, że i bez tego da się żyć.

  • Zmiana perspektywy

    Zmiana perspektywy

    Wracając na rower trzy lata temu nie spodziewałem się, że będę uczył się tylu nowych rzeczy. Starty oraz treningi na trasach Pucharu i Mistrzostw Polski XCO zmusiły mnie do skakania z dropów czy mieszczenia roweru na kołach 29? w zakrętach, do których wcześniej nie podchodziłbym na mniejszym 26?.

    Droga, jaką obrałem jest dość ?miękka?. W świat wyścigów wchodzę powoli i stopniowo, w każdym kolejnym sezonie podejmując coraz poważniejsze wyzwania. Mimo wieku mogę więc postawić się np. w sytuacji juniora, który właśnie przeszedł do swojej kategorii z juniora młodszego.

    Gdy na początku lipca zdejmowałem rower z bagażnika na łące w Skomielnej Białej wiedziałem, że czeka mnie spore wyzwanie. Widziałem zdjęcia, i filmy z objazdu trasy Pucharu Polski, która wyraźnie odbiegała poziomem trudności od najcięższych rund, które znałem do tej pory w ramach Pucharu Szlaku Solnego.

    Po pierwszym treningowym okrążeniu byłem załamany. Wydawało mi się, że dwa sezony to dość, żeby ogarnąć jazdę na nowym rowerze, przypomnieć sobie co trzeba i radzić sobie nawet w trudnym terenie. Tymczasem na każdym z zakrętów, stromiźnie i dropie zamiast szukać sekund walczyłem z materią. Na szczęście wykazałem się cierpliwością i spokojem, po trzech okrążeniach było już całkiem nieźle a na samym wyścigu, mimo przeciętej opony, stwierdziłem, że trasa w Skomielnej daje mi sporo radości z jazdy i satysfakcji.

    facebook.com/GBachPhoto Posted by Grzegorz Bachórz Photo on Tuesday, 7 July 2015
        Na Mistrzostwa Polski w Sławnie pojechałem z respektem dla niespodzianek, które Przemek Gierczak i jego ekipa przygotowali dla zawodników. Nawet, jeśli okrążenie dla Mastersów było nieco skrócone, i tak niemal każdy metr rundy był dużym wyzwaniem. Tym bardziej, że znalazłem tam elementy, z którymi na co dzień się nie spotykam: kamienie i piach. Dlatego też tam, gdzie do dyspozycji miałem ?drewno?, czyli korzenie lub belki było całkiem w porządku, jednak skały skutecznie mnie spowalniały. Koniec końców w dniu zawodów ?zabił mnie? upał, jednak ponad godzina spędzona na wyścigu jak i trzy dni treningów nie poszły na marne.
      Do Tuchowa na kolejną eliminację Pucharu Polski wybrałem się bez presji, choć sporo słyszałem o tamtejszej, ciągle udoskonalanej przez jej autorów rundzie. Po Skomielnej ciasne zakręty okazały się ?do zrobienia?, z kolei dobrze zaprojektowane dropy zachęcały do nauki. Wybaczały błędy a nie straszyły możliwością poważnych obrażeń, dzięki czemu po kilku chwilach zastanowienia skakałem wszystko, co wprawiło mnie w na tyle dobry nastrój, że na wyścigu wywalczyłem trzecią lokatę. Sierpniowe starty na Pucharze Szlaku Solnego czy Kralovskim Maratonie w ubiegłych latach były dla mnie poważnym wyzwaniem. Rundę w Orawce uważałem za turbo techniczną, na zjazdach ze Słubicy traciłem sporo czasu. Tymczasem ?oldschoolową? trasę Mistrzostw Małopolski w Kasinie Wielkiej, choć miała 300m przewyższenia na okrążeniu, przyjąłem z ulgą, na Kralovskim Maratonie mogłem cieszyć się śmiganiem po singlach a w Orawce skupić na walce z rywalami i bólem mięśni na trzydziestoprocentowych stromiznach, zamiast tracić czas na korzeniastych nawrotach. Nie mówię, że w dwa miesiące stałem się magikiem techniki. O nie! Szybkie odcinki w dół wciąż są moją słabą stroną a w porównaniu ze średniej klasy juniorem z pewnością przegram na technicznych sekcjach. Widzę natomiast wyraźny postęp, powrót do dawnych umiejętności a nawet nabycie nowych. Wracając więc do analogii z zawodnikami młodszych kategorii, zdecydowanie odczuwam zalety, jakie dają starty i treningi na wymagających, ?współczesnych? trasach XC. Nawet, jeśli pewne elementy wciąż są dla mnie trudne a niektóre uważam za przesadnie niebezpieczne czy zwyczajnie bezsensowne (jeśli czołówka elity z wyboru biegnie zamiast jechać, to z pewnością gdzieś popełniono błąd), wracając na zawody rozgrywane w bardziej tradycyjny sposób, jak na dłoni widzę różnicę.
      Idąc tym tropem mogę śmiało napisać, że cieszę się z reaktywacji idei, jaką jest Puchar Polski XCO. Dzięki niemu jest szansa, że młodzi zawodnicy, gdy wybiorą się za granicę będą mogli koncentrować się na szlifowaniu detali i trenowaniu czasu przejazdu a nie na walce o przeżycie. Sam z kolei mogę czerpać satysfakcję z tego, że po każdym takim starcie jestem lepszym kolarzem. Co więcej, doceniam również różnorodność, z jakiej korzystam w tym sezonie. Układając kalendarz nie spodziewałem się tak dużych rozbieżności w poziomie trudności tras. Jeśli co tydzień miałbym podejmować wyzwanie pokroju Pucharu Polski z pewnością dość szybko odczułbym zmęczenie: i fizyczne i psychiczne. Tymczasem mamy przełom sierpnia i września a mnie nadal chce się ścigać. Tam, gdzie nie będę już musiał skakać i zjeżdżać z mostkiem (częścią ciała, nie roweru) na siodełku, znajdę więcej motywacji do rywalizacji z konkurentami. Tam, gdzie do tej pory traciłem, korzystając z doświadczeń, poszukam prędkości. To jeszcze nie jest czas na podsumowania, ale po sezonie 2015 wiem już jedno: cieszę się, że mogłem doświadczyć choćby namiastki poważniejszego ścigania. I od razu mam apetyt na więcej.

  • Bylem – widziałem: Puchar Polski XCO w Tuchowie

    Bylem – widziałem: Puchar Polski XCO w Tuchowie

    Jeżeli w okolicy rozgrywany jest dobrze zapowiadający się wyścig, to w nim startuję. Jeśli się sprawdza, wpisuję go na stałe do kalendarza. Rok temu Puchar Polski w Tuchowie zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Wybrałem się tam również w obecnym sezonie i wróciłem pod jeszcze większym wrażeniem.

    Puchar Polski XCO ma cały czas status ?work in progress?. Rok 2015 to początek drogi, ale rysuje się pewien nienajgorszy schemat, który mam nadzieję zostanie przynajmniej utrzymany a najchętniej rozwinięty.

    Wygląda na to, że największa część pracy spoczywa na barkach lokalnych klubów, które budują trasy, zabiegają o obecność w lokalnych mediach, zapraszają zawodników itd. Cóż, takie mamy realia, jednak nie będę ich tym razem kontestował, tylko skupię się na dobrej robocie wykonanej w Tuchowie.

      W przypadku tej gminy a właściwie miejscowości Lubaszowa-Siedliska za całe zamieszanie odpowiedzialny jest Elzat Bieniasz Bike Team oraz rodziny lokalnych kolarzy, przez działki których przebiega zresztą część trasy zawodów. W zeszłym sezonie runda była techniczna i niemal w 100% naturalna. W ciągu roku sporo się jednak zmieniło. Odcinki, które rok temu były najcięższe, teraz były miejscem do odpoczynku. Dołożono nowe elementy: zarówno leśne, pełne ciasnych zakrętów ścieżki jak i ciekawą sekcję ze sztucznymi, ale dobrze wkomponowanymi w stary sad dropami, schodami i bandami. Wygląda więc na to, że mamy kolejną w kraju ciekawą i wymagającą trasę XC, na której doświadczenie mogą zdobywać młodzi zawodnicy. Osobiście ?zwiedziłem? tę w Skomielnej Białej, Sławnie oraz właśnie w Tuchowie (trzymajmy się tej nazwy, ponieważ tak zawody zostały wpisane do kalendarza). Do tego dochodzą wyścigi na Dolnym Śląsku, Opolszczyźnie, w Lublinie a nie wolno zapominać o Żerkowie i Białymstoku.
      Jeśli wszystko pójdzie dobrze i Puchar Polski będzie projektem kontynuowanym a przynajmniej niektóre eliminacje postarają się o, choćby najniższą, kategorię UCI, to będziemy mieli fajną bazę, na której można pokusić się o odbudowę polskiego XC. Co do samych zawodów w Tuchowie, to mimo ekstremalnego upału (gdy stałem na starcie mój Garmin pokazał 40,5 stopnia!) będę wspominał je dobrze. Trasa była dla mnie sporym wyzwaniem, jednak w 100% pokonywałem ją na rowerze, bez konieczności zsiadania. Wydaje mi się, że znaleziono dobry balans między trudnościami technicznymi a zbędną ekstremą, co czasami ucieka niektórym autorom tras.
      Biorąc pod uwagę, że po latach spędzonych na maratonach mtb oraz kilkuletniej przerwie tak naprawdę od nowa uczę się jeździć na rowerze górskim, mogę się wczuć w zawodników młodszych kategorii wiekowych, którzy dopiero zdobywają doświadczenie na trasach XC. W Tuchowie odebrałem solidną lekcję kolarstwa w wariancie wyczynowym, jednak do domu wróciłem nie przerażony, z obawami o własne zdrowie a zmotywowany i szukający kolejnych wyzwań. W kwestiach pozasportowych widać było również staranie o zagospodarowanie czasu i energii nie tylko zawodników, ale również osób towarzyszących i kibiców. Tak jak w Skomielnej można było za naprawdę symboliczną kwotę spróbować ciast i napojów (sok z pietruszki!) przygotowanych przez lokalne gospodynie a zamiast disco polo oprawę muzyczną urozmaicał zespół ludowy.
      To drobne elementy, jednak są fajnym wzorem, dodającym lokalnego kolorytu i sprawiającym, że np. rodzina i przyjaciele mogą ze mną przyjechać i zająć się czymś jeszcze poza podawaniem bidonów i pilnowaniem psa. W ramach podsumowania chciałbym, żeby impreza w Tuchowie, (podobnie jak ta w Skomielnej) utrzymała się w kalendarzu a lokalne gminy i sponsorzy poczuli, że warto inwestować w kolarstwo górskie, choćby jako element promocji regionu. Pogórze Ciężkowickie może nie jest najbardziej popularną turystycznie okolicą, ale oferuje wiele ciekawych miejsc, zarówno do uprawiania kolarstwa jak i wartych odwiedzenia w mniej rowerowym kontekście. Krótko mówiąc: dobra robota. Walczcie dalej!

  • Jeśli się ścigać, to na poważnie

    Jeśli się ścigać, to na poważnie

    Jeśli myślicie, że po mistrzostwach Polski mtb, lokalni zawodnicy zapadną w sen zimowy nic bardziej mylnego. Zaczyna się czas, gdy kalendarz pęka w szwach i trudno zdecydować się, gdzie startować. W gąszczu mniejszych lub większych imprez proponuję przyjrzeć się tym, które mają wyraźnie określoną kategorię i są najbardziej rozwojowe: Pucharowi Polski XCO.

    Po różnych przejściach mamy w tym roku sensownie wyglądający kalendarz. Został ogłoszony na tyle wcześnie, by móc odpowiednio się przygotować do najważniejszych zawodów. Puchar Polski, choć raczkuje, po pierwszych eliminacjach prezentuje się co najmniej przyzwoicie. Byłoby dobrze, gdyby ten trend się utrzymał.

    Trasy zawodów są ?godne?: wymagające a przez to dające możliwość rozwoju, szczególnie młodym kolarzom, którzy mogą na nich zdobywać doświadczenie. Dla ?mastersa? takiego jak ja, który dzień po wyścigu musi iść do pracy to spore wyzwanie, ale powiedzmy sobie szczerze, nie o trzydziestolatków tu chodzi. Gra toczy się o wysoką stawkę, jaką jest ciągłość szkolenia i przyszłość kolarstwa górskiego w Polsce, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało.

      Start w pucharze kraju to nie tylko prestiż wyrażony kategorią wyścigu, punktami do ?challenge?u? Polskiego Związku Kolarskiego oraz jego regionalnych oddziałów, ale też wymierne korzyści w postaci nagród finansowych. Owszem, znajdziecie imprezy, na których organizatorzy są bardziej hojni, ale z drugiej strony pucharowa kategoria daje gwarancję pewnego standardu świadczeń: zarówno nagród, ale też oznaczenia i zabezpieczenia trasy czy takiego drobiazgu jak zatwierdzonego harmonogramu. Dla garstki zawodowców i półprofesjonalistów to nic nowego, dla kolarzy ze średniej półki otaśmowana w całości lub niemal w całości trasa, kilka dropów, ścianek i zakrętów wymagających wcześniejszego przetrenowania to okazja, by chociaż odrobinę poczuć się jak na prawdziwym wyścigu a nie na przysłowiowym "ogórku". Jest jeszcze jeden element, który w przypadku Pucharu Polski ?robi wyścig?. To obecność krajowej czołówki, zawodników, którzy mają doświadczenie na arenie międzynarodowej, są członkami kadry lub do niej aspirują. To od nich uczą się młodsi i to ich jazdę podziwiają kibice, zaczynający gromadzić się przy trasach mtb. Może nie ma ich jeszcze zbyt wielu, ale obecność nazwisk, o których mogła np. słyszeć lokalna społeczność rowerowa jest niezłym magnesem by pofatygować się na trasę zawodów.
    facebook.com/GBachPhoto Posted by Grzegorz Bachórz Photo on Tuesday, 7 July 2015
      Co więcej, od powodzenia, w tym także od frekwencji, zależy dalszy los Pucharu. Przynajmniej kilku organizatorów ma w planach zgłoszenie swoich wyścigów do międzynarodowego kalendarza UCI na sezon 2016. Dzięki temu nasi zawodnicy będą mogli przy mniejszym nakładzie finansowym zdobywać punkty rankingowe. Co za tym idzie, gdy wybiorą się na zawody wyższej rangi czy na Puchar Świata, nie będą na straconej pozycji. Trudno oczekiwać wyników od kolarzy, których głównym zadaniem na niespełna dwugodzinnym wyścigu jest stanie w korkach i przebijanie się do przodu z ostatniego rzędu na starcie! Na punktowanych imprezach w Polsce, dekadę temu organizowanych jeszcze przez Lang Team doświadczenie zdobywali byli i obecni kadrowicze. Byłoby dobrze, gdyby nowe pokolenie dostało podobną szansę. Puchar Polski XCO 2015 jest właśnie na półmetku. Do końca rywalizacji pozostały jeszcze cztery wyścigi: w Tuchowie (09.08), Białej (15.08), Lublinie (29-30.08) oraz Głuchołazach (05.09). Aktualne klasyfikacje możecie znaleźć na stronie PZKol, a bieżące informacje śledzić na stronie i fanpage Pucharu Polski XCO. Sam wybieram się prawdopodobnie na dwie z czterech pozostałych do rozegrania eliminacji. Rok temu byłem w Tuchowie, w tym sezonie zaliczyłem już Skomielną. Poza tym, że to dla mnie spore wyzwanie i okazja do zmierzenia się z wymagającą trasą oraz zmotywowanymi rywalami, mam wrażenie, że trochę głupio byłoby mi pisać o kolarstwie, samemu nie biorąc udziału w poważnych wyścigach. Jasne, można, ale obecność i własne doświadczenie wyraźnie zmieniają perspektywę.

  • Byłem – widziałem: Mistrzostwa Polski XC w Sławnie

    Byłem – widziałem: Mistrzostwa Polski XC w Sławnie

    Start i porażka w ważnych zawodach to szczególne doświadczenie, które daje szerszą perspektywę na kolarstwo jako takie. Mistrzostwa Polski MTB w Sławnie zapisuję w pamięci po stronie doznań niekoniecznie najprzyjemniejszych, za to z pewnością rozwijających.

    Zanim kilka słów o zawodach jako takich, garść refleksji natury osobistej. Do Mistrzostw przygotowywałem się ?wedle najlepszej swojej wiedzy i umiejętności?. Nawet na rozgrzewce czułem się dobrze, jednak już po rundzie rozbiegowej wiedziałem, że to nie jest mój dzień. Nigdy nie znosiłem dobrze takich upałów, skwar w Sławnie zabił mnie na tyle skutecznie, by nieco nadgorliwy sędzia zastosował zasadę 80% i przedwcześnie zakończył moje cierpienia.

    Szkoda, bo mimo fatalnego samopoczucia nie zszedłem z trasy (choć chciałem), uniknąłem też upadków i problemów technicznych, które pod wpływem zmęczenia trapiły wielu rywali, z których spora część ma ?DNF? przy swoim nazwisku. Zawody skończyłem na 13 miejscu w najliczniej od lat obsadzonym wyścigu Mastersów. Szału nie ma, ale mogło być gorzej.

      Tak czy inaczej kolejny raz własne doświadczenie pomaga mi lepiej zrozumieć ten sport. Dzięki temu łatwiej mi ważyć słowa, gdy na etapie Tour de France kolejni, typowani do podium faworyci nie tylko nie nadążają za ?turbo młynkiem? Chrisa Froome?a, ale też jadą wyraźnie poniżej oczekiwanego od nich poziomu. Wiem też, co znaczy, gdy w kluczowych klasykach kolarz wąskiej specjalizacji, który ma tylko 2-3 szanse w sezonie na dobry wynik przegapia akcję dnia i kończy na nastym miejscu kilka lat z rzędu, choć teoretycznie ma wszystkie argumenty by myśleć o wygranej. Tak to już bywa, ?dyspozycję dnia? da się często wyjaśnić, w ekipach zawodowych, zwłaszcza tych bazujących na naukowym zapleczu analizuje się najmniejsze detale decydujące o sukcesie lub porażce. Założę się jednak, że niejeden zawodnik po etapie do La Pierre-Saint Martin nadal głowił się nad tym, co poszło nie tak. A w obliczu porażki w najważniejszym starcie myśli nad tym, co zrobić z pozostałymi do końca roku miesiącami, by jakkolwiek uratować swój sezon. Osobiste doznanie podobnego stanu na imprezie docelowej, choć oczywiście z zachowaniem skali, uczy pokory na tyle, by zawsze uszanować wysiłek innych, bez względu na to, czy walczą o żółtą koszulkę Tour de France czy na lokalnym ogórku o puchar wójta gminy X. Krótko mówiąc: umarłem i zebrałem baty, ale przez to ten blog będzie jeszcze ciekawszy. https://instagram.com/p/5M7mPpEcuF/ Po tym przydługim wstępie przejdę do samych mistrzostw w Sławnie. Zacznę od gratulacji dla ekipy, która zrobiła na mnie najlepsze wrażenie. Zawodnicy KCP Elzat Bieniasz Bike Team zwyciężyli w sztafecie oraz zdobyli medale w może nie tak eksponowanych, ale bardzo ważnych kategoriach: złoto w Młodzikach (Łukasz Helizanowicz), srebro w Młodziczkach (Gabriela Hudyka, wygrała Ewa Miłek z Sokoła Kęty), brąz w Juniorach (Wiktor Hudyka, wygrał Filip Helta z KKW Superior Wałbrzych) i srebro wśród orlików (Jakub Zamroźniak, zwyciężył Bartłomiej Wawak z Krossa). Od swojego powrotu na rower dwa i pół roku temu śledzę pracę, jaką Mirek Bieniasz wykonuje dla swoich młodych podopiecznych i jestem pod wrażeniem zaangażowania, które przyniosło efekty w postaci worka medali wywalczonego w Sławnie. Kolejna uwaga dla odmiany bardziej gorzka. Dotyczy trasy, która, owszem, dla wszystkich była taka sama, ale sprawdziła się jako właściwa arena tylko dla kilkorga najlepszych w kraju zawodników i zawodniczek elity. Marek Konwa i Maja Włoszczowska a także ich bezpośredni rywale radzili sobie śpiewająco. Jednak szczytem kuriozum były wyścigi w formule XCE, podczas których najlepsi specjaliści sprintów, w tym kolarze z doświadczeniem na arenie międzynarodowej czy w bardziej ekstremalnych odmianach mtb kluczowy i z założenia najbardziej widowiskowy element rundy pokonywali biegiem. Jeśli świetni zawodnicy, którzy po solidnym zapoznaniu się z trasą rezygnują z jazdy, bo ta staje się nieopłacalna, oznacza to, że gdzieś popełniono błąd. Z drugiej strony w wyścigach XCO czołówka, w imię większej płynności, sprawnie radziła sobie z wybudowanym ?rock gardenem?, co było nie tylko miłe dla oka, ale potwierdza klasę i doświadczenie medalistów: Marka Konwy, Bartłomieja Wawaka, Piotra Brzózki, Mai Włoszczowskiej, Oli Dawidowicz i Marleny Droździok. https://instagram.com/p/5MOcq2EcrL/ Fakt, że w centrum Polski jest możliwe wytyczenie wymagającej i selektywnej trasy mtb pokazuje, że kolarstwo górskie na wysokim poziomie można uprawiać - i szkolić - niemal wszędzie. Z drugiej strony, po kilkuletnim pobycie na nizinach miło byłoby, gdyby krajowy czempionat znów zawitał w środowisko bliższe swojej nazwie. Z całym szacunkiem dla Sławna i okolic a także dla organizatorów, którzy wykonali olbrzymią pracę przy stworzeniu całego wydarzenia, jakim były Mistrzostwa Polsi XC 2015, górskie kurorty oferują lepszą infrastrukturę bliżej samej trasy wyścigu. Na koniec, jeśli nie byliście w Sławnie, zawsze możecie przejrzeć relację wideo dostępną na youtubowym kanale Sport Channel. Transmisja była dostępna na żywo, obraz z kilku kamer pokazywał, co dzieje się na trasie, komentatorzy mieli dostęp do bieżących komunikatów generowanych przez sędziów. Śmiem twierdzić, że o wiele mniejsza i realizowana o wiele skromniejszymi środkami niż szosowy odpowiednik impreza dostarczyła lepszy przekaz niż współpracująca z Lang Teamem TVP podczas czerwcowych mistrzostw w Sobótce! https://www.youtube.com/watch?v=e6k2OSmLbOw Zestaw wyników znajdziecie u niezawodnego sędziego Godlewskiego.

  • Wakacje, to ja mam co tydzień

    Wakacje, to ja mam co tydzień

    Sezon urlopowy w pełni, często więc słyszę pytanie, gdzie jadę na wakacje. Co do zasady, nie jadę, no chyba, że na kilka dni w październiku. Ale dzięki kolarstwu, tak naprawdę wakacje mam co tydzień.

    Jeśli za wakacje uważać tydzień spędzony w hotelu, na wycieczce czy też w domku nad jeziorem, to, cóż, jestem pracoholikiem, który na wakacje niemal nigdy nie jeździe. Jeśli jednak za ?wakacje? przyjąć możliwość spędzania wolnego czasu w sympatycznych okolicznościach przyrody, to cotygodniowy wyjazd na zawody jest dla mnie właśnie wakacjami.

    Dodatkowo, jeśli wyścig jest dalej niż 100-150km od domu i łączy się z noclegiem, wtedy poczucie przebywania na urlopie jest spotęgowane. A biorąc pod uwagę fakt, że w tym roku niemal pół na pół startuję w Polsce i na Słowacji, mogę śmiało mówić o wakacjach za granicą!

    Wakacje to bowiem nie wyjazd z biurem podróży a stan świadomości. Jeśli policzę moje ?etaty?: marketingowca, kolarza, blogera i mechanika obsługującego domowy tabor rowerowy, naprawdę zasługuję na częsty i intensywny odpoczynek.

    A czy można odpoczywać bardziej intensywnie niż startując w zawodach mtb? Doświadczać organoleptycznego kontaktu z matką ziemią i tym, co z niej wyrasta i rzęzić z tętnem 175 gdzieś w lesie obok miejscowości, której nazwa mało komu co mówi?

    W tym tygodniu moje wakacje będą wyjątkowo długie. Spędzę cztery dni w okolicach Sławna. Nie, nie tego nad Bałtykiem, lecz innego, dobrze ukrytego w krzakach, nieopodal Łodzi.

    Zaplanowany turnus przewiduje około ośmiu godzin ćwiczeń fizycznych, z czego nieco ponad godzina odbędzie się w formie zorganizowanej przez znane biuro turystyczne: Polski Związek Kolarski.

    Poza juniorami, którzy mają wolne od szkoły i zawodnikami Elity, z których część to zawodowcy lub ?półzawodowcy?, oprócz mnie będzie tam przynajmniej setka innych, wypoczywających od zgiełku codzienności rowerzystów.

    Takie wakacje, jak mistrzostwa Polski mtb to ja rozumiem. Do Hurghady może pojadę za rok. Albo nigdy.