Tag: testy

  • Rower do XC wymyślony od nowa

    Rower do XC wymyślony od nowa

    To nie jest test. To raczej krótka historia o tym, jak bardzo zmienia się sprzęt i jak wiele możliwości daje teraz najprostszy z rowerów górskich: klasyczny hardtail.

    Wiosną 2013, czyli ?pięć sezonów temu?, kupiłem nowego ?górala?. Stary, na kołach 26? był na tyle zużyty, że regeneracja przestała być opłacalna. Trochę na zasadzie randki w ciemno, trochę po głębszym researchu, zdecydowałem się wówczas na aluminiowego Canyona, model Grand AL 8.9.

    Założenie było dość proste: chciałem możliwie nowoczesny sprzęt, wyposażony we w miarę rozwojowe komponenty i rozwiązania. Stąd też przednia przerzutka była mocowana w systemie ?direct mount?, oba koła miały sztywne osie a łożyska sterów różną średnicę. Jedyne, czego brakowało, to kół tubeless, ale jakoś to przeżyłem. Osprzęt był mieszanką grup Srama od X7 do X9, w komplecie znalazł się Sid Rock Shoxa oraz Mavic Crossride.

    https://www.instagram.com/p/9Qvhe-kcpz/

    Ścigałem się na nim przez dwa sezony w lokalnych zawodach xc i maratonach. Byłem na tyle zadowolony, że robiąc ?upgrade? do lepiej wyposażonego, karbonowego roweru bez wahania wybrałem model tego samego producenta.

    Po pierwsze, już w wersji aluminiowej pasowała mi geometria, która w węglowym następcy została nieco udoskonalona (m.in. skrócono i tak krótki tył). Po drugie w sensownej cenie kupowałem sprzęt całkowicie ?race ready?, na pełnej grupie X.0, bardzo szybkich kołach DT i z topowym widelcem World Cup z hydrauliczną blokadą. Po trzecie, stary rower mógł zacząć pełnić funkcję pełnoprawnej treningówki a w razie problemów, dzięki kompatybilności stać się dawcą organów.

    https://www.instagram.com/p/BKbMwifBv_-/

    Dwa sezony na karbonowym Grand Canyonie SLX to doświadczenie obcowania z zaawansowanym, nowoczesnym rowerem, gdzie jedynym ograniczeniem jest tak naprawdę moja moc. Bo tego typu sprzęt umożliwia rywalizację właściwie na każdym poziomie zaawansowania i rodzaju trasy.

    https://www.instagram.com/p/BGO0-vHkckI/

    Tej wiosny (czyli 2017) miałem okazję pojeździć na następcy ?Grand Canyona?, czyli modelu Exceed (CF SL 6.9). To zaprojektowana od nowa rama: lżejsza, sztywniejsza i w ogóle naj. A do tego z drobnymi zmianami w geometrii.

    Jedyny szkopuł, to że model, do którego miałem dostęp, wyposażony był analogicznie do mojego pierwszego 29era, tyle, że zamiast Srama ma Shimano XT/SLX i Rebę w miejsce Sida. Za to, co ważne, przystosowaną do osi typu Boost. Gdyby miał to, co mój rower ?właściwy? pewnie właśnie brałbym kredyt ;).

    https://www.instagram.com/p/BRQb7QSDjRR/

    Dlaczego? Cóż…

    Wsiadłem, pojechałem i? doznałem szoku. Jasne, to zupełnie inna rama: w rozmiarze M, w porównaniu do poprzednika ma o 10mm dłuższą, górną rurę (600mm), niższą o tyle samo główkę ramy (90mm) a jej kąt jest o 0,5 stopnia bardziej skierowany w stronę poziomu (69,5). Tylny trójkąt skrócono o 5mm, uzyskując imponujące 427mm, czyli w zasadzie tyle, co w wielu, niezłych rowerach 26?. Baza kół jest krótsza o niespełna 7mm. Do tego przekroje rur mają odmienny kształt, podobnie jak mufa suportu i główka ramy.
    Nie spodziewałem, się, że, w teorii kosmetyczne zmiany dadzą tak wielką różnicę.

    To wszystko powoduje, że mamy do czynienia z kolejnym pokoleniem roweru do XC.

    Co ciekawe, nawet mój aluminiowy 29er z 2013r wciąż sprawdza się w trudnym terenie i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by po gruntownym serwisie części eksploatacyjnych z powodzeniem brać na nim udział w amatorskich zawodach. Pięć sezonów temu była to na tyle fajna konstrukcja, że zasadniczo się nie zestarzała.

    Podobnie carbon z sezonu 2015 jest wciąż konkurencyjną maszyną, na której, jeśli nie wygram w totolotka lub nie dam się uwieść pieniądzom jakieś korporacji, będę jeździł jeszcze ze dwa lata. A może i więcej. Jest lekki, szybki a przeszkody pokonuje się na nim z łatwością.

    Ale.

    Exceed to nowa jakość. Prostota prowadzenia, wchodzenia w zakręty, skakania i przejeżdżania przez nierówności czy progi jest niesamowita. Postęp, jaki obserwuję na przykładzie ewolucji sprzętu do cross-country projektowanych przez inżynierów Canyona jest niesamowity.

    https://www.instagram.com/p/BRDPyDVDCHN/

    Zastanawiam się nawet, jak potoczyłby się rozwój mtb, gdyby takie rowery pojawiły się na rynku wcześniej: 7, 10, 12 lat temu. Gdzie byłoby współczesne cross country, czy w ogóle moglibyśmy mówić o czymś takim jak ?enduro?, skoro ?zwykły? (no dobra, całkiem zaawansowany i nie tani) hardtail ma takie możliwości.

    Carbon robi swoje, przemyślana geometria robi swoje a nowe standardy (precyzja sterowania, jaką daje Boost jest super!) choć powodują, że domowy park maszyn traci zaletę kompatybilności, tworzą razem niezwykłe połączenie.

    Trzeba pamiętać, że jeździłem na najniższym modelu serii Exceed, który, jak każdy tego typu rower miał pewne mankamenty.

    Jedyną zaletą tanich kół systemowych jest to, że w ogóle są założone, dzięki czemu możemy na takim rowerze jeździć. O ile nie czuć ich ułomności w przypadku sprzętu na ramie alu, to zaawansowany carbon zwyczajnie upośledzają.

    Shimano napęd z dwiema zębatkami produkuje chyba tylko po to, by pokazać, że w przeciwieństwie do swojego konkurenta potrafi produkować działające przednie przerzutki.

    Brak tubelessów w sprzęcie za prawie 10 tysięcy jest przykry, bo brak dętek to kolejna zdobycz cywilizacyjna, która powinna zostać wpisana przez ONZ do katalogu praw podstawowych.

    Tyle tylko, że takie wady znajdziecie w analogicznym rowerze dowolnej marki. Za wersję ?race ready? trzeba zapłacić ok. 3 tysięcy złotych więcej.

    W całej sprawie istotne jest jedno: kupując w sezonie 2017 hardtaila takiego jak Canyon Exceed doświadczacie jazdy na rowerze xc na nowo. Bariera wejścia do tej, z pozoru elitarnej, dyscypliny jest mniejsza niż kiedykolwiek. I tak, na trasy maratońskie też się nadaje.

    PS Tekst nie jest sponsorowany.

  • Livall – kask rowerowy z plusem

    Livall – kask rowerowy z plusem

    Pomyśl o dowolnej czynności lub rzeczy. A teraz włącz telefon i przekonaj się, że do każdej z nich jest odpowiednia aplikacja. Jak się okazuje, do kasku rowerowego również. O ile jest to kask ?smart?.

    Livall powstał dzięki skutecznej kampanii crowdfundingowej na portalu Indiegogo. Bardzo skutecznej, co warto podkreślić, ponieważ pomysłodawcy zebrali dwukrotność potrzebnej kwoty, w sumie ponad $100.000.

    Kask ze zintergowanym oświetleniem, zestawem głośnomówiącym, powiadomieniem o wypadku i łącznością z zewnętrznymi czujnikami przemówił do wyobraźni inwestorów jako przykład ?smart? sprzętu outdoorowego.

    Livall szybko trafił na rynek i znalazł polskiego importera. Co ciekawe, związanego z branżą elektroniczną a nie rowerową.

    Jeśli popatrzymy nie tylko na kolarstwo, ale szerzej pojęty outdoor, elektronika i ?smart? przedmioty śmiało wkraczają w naszą rzeczywistość. Współczesna, topowa szosówka w zasadzie bez niej nie istnieje. Od sterowania przerzutkami przez czujniki dosłownie wszystkiego? dramatem rowerzysty XXIw jest sytuacja, gdy przy awarii serwerów niemożliwe staje się wgranie danych z przejażdżki na Stravę zaraz po wciśnięciu przycisku ?stop?.

    Tak czy inaczej, to jest nasza codzienność i, jeśli się zastanowić, poza ?czczym gadżeciarstwem? znajdziemy w niej sporo wartości dodanej.

    W tym miejscu na scenę wchodzi Livall, ze swoim ?smart? kaskiem. Początkowo byłem nieco sceptycznie nastawiony do niego, bo choć cenię innowacje, sam dokonuję raczej konserwatywnych wyborów, jeśli chodzi o używany przeze mnie sprzęt.

    Livalla kojarzyłem właśnie ze względu na crowdfunding, nawet wrzuciłem go jako ciekawostkę w jednym z porannych wydań ?loverove?. Pomysł, żeby sprawdzić działanie ?kasku z internetu? wydał się więc intrygujący, nawet, jeśli sądziłem, że to raczej propozycja raczej do użytku miejskiego czy rekreacyjnego. Ale skoro i tak codziennie dojeżdżam rowerem do pracy, to czemu nie…

    Kask Livall - waga
    Kask Livall na wadze. Srebrny element to głośnik.
    Livall - pilot bluettoth
    Pilot bluetooth sterujący funkcjami kasku livalla

    Okazało się, że po pierwsze, kask wygląda jak normalny kask ?sportowy?, co więcej, mimo zamontowanej w nim elektroniki waży całkiem przyzwoicie: 286g dla rozmiaru ?M? to bardzo dobry wynik.

    Po drugie dobrze leży na głowie, ilość i usytuowanie otworów sugeruje właściwą wentylację, regulacja i dopasowanie są przemyślane. Jeździłem więc w nim zarówno po szosie oraz w terenie i w obu zastosowaniach spisał się dobrze. Na tyle, że nie brałem go pod uwagę jako sprzęt do miasta, tylko zamiennik swoich kasków na trening.

    Pytanie, co z ?funkcjami smart?? Cóż, jest ich multum. Livall ma wbudowane oświetlenie: zarówno czerwone: stałe i pulsujące jak również ?kierunkowskazy?. Do tego wbudowane głośniki i mikrofon, dzięki czemu można zarówno słuchać muzyki jak i prowadzić rozmowy telefoniczne oraz wywołać migawkę aparatu fotograficznego. Do tego, po sparowaniu z telefonem, w przypadku poważnej kraksy wysyła na wskazany numer wiadomość alarmową. Z wiadomych względów tej funkcji nie testowałem, testować nie zamierzam i mam nadzieję, że wy też nie będziecie musieli. Ale brzmi dobrze i na tym poprzestańmy.

    Pilot Livall na kierownicy
    Pilot Livall na kierownicy

    Kaskiem można sterować za pomocą smartfona albo pilotem mocowanym na kierownicy oraz przyciskami umieszczonymi z przodu kasku. Telefon, pilota i kask łączymy przez bluetooth, sprzęt ładuje się przez standardowy kabel USB.

    I teraz pytanie, czy to wszystko jest potrzebne?

    Cóż, w czasie jazdy nie słucham muzyki, więc dla mnie ta funkcja odpada. Ale, jeśli wy słuchacie, to w przypadku Livalla ma to sens. Wbudowane głośniki zaskakująco dają radę, dźwięk dociera do uszu a przy tym nie odcina od bodźców z zewnątrz jak klasyczne słuchawki.

    Screenshot z aplikacji LivallRiding
    Screenshot z aplikacji LivallRiding

    Na pewno spory sens ma możliwość prowadzenia rozmów. Mikrofon fajnie zbiera głos, głośniki, jak w przypadku muzyki, sprawdzają się.

    ?Kierunkowskazy? w teorii są typowym gadżetem – zgodnie z Prawem o Ruchu Drogowym nie zastępują sygnalizowania skrętu ręką, ale mają jedną, istotną zaletę. Póki taki kask nie stanie się powszechny, zwraca na siebie uwagę, a co za tym idzie na tego, kto ma go na głowie. A to duży krok w stronę poprawy bezpieczeństwa.

    https://www.instagram.com/p/BRdy3yAjXDt/?taken-by=xouted

    Z kolei wbudowane, czerwone ledy, które w ciągu dnia są niewidoczne, po zmroku okalają sporą część tyłu głowy. Jest ich na tyle dużo i świecą pod różnymi kątami (w tym lekko z boku), że zarówno w mieście i na szosie robią dobrą robotę.

    Ponieważ często jeżdżę o wschodzie słońca i zdarza mi się rozmawiać przez telefon w czasie jazdy, właśnie te dwie funkcje: poprawa widoczności i zestaw głośnomówiący są dla mnie najważniejsze.

    https://www.instagram.com/p/BRQb7QSDjRR/

    Aplikacja, która nagrywa dane z jazdy będzie raczej pomocna użytkownikom, dla których Livall będzie wejściem w świat sportowych aplikacji. Raczej nie przekona fanów Stravy czy nawet Endomondo do ich porzucenia, będzie więcej służyła do komunikacji z kaskiem i pilotem.

    Tak czy inaczej, Livall w ciekawy sposób wyznacza kierunek, w którym może iść sprzęt rowerowy w erze wszechobecnej elektroniki. Nie tracąc nic z właściwych sobie funkcji (czyli bycia fajnym kaskiem rowerowym) dodaje kolejne funkcje, zarówno związane z bezpieczeństwem jak i rozrywką. I to wszystko razem wzięte jest bardzo ok!

    PS Do kasku dostępne są również dodatkowe akcesoria, w tym interesująco zapowiadający się czujnik kadencji montowany w osi suportu.

    Więcej informacji znajdziecie na stronie http://livall.pl/.

    Materiał powstał we współpracy z importerem kasków Livall, firmą Horn Distribution S.A.

  • Cycle chic w praktyce

    Cycle chic w praktyce

    Codziennie po rannym treningu zdejmuję lycrę i dokonawszy rytualnych ablucji przebieram się w codzienny strój do pracy. Wsiadam na rdzewiejącego przed kamienicą mieszczucha i jadę do biura.

    Wpis jest efektem współpracy z marką Bristen.

    Przez całą zimę byłem jedyną osobą, która w firmie dojeżdżała na rowerze. Znak, przy którym parkuję jest oparciem dla jeszcze jednego mieszczucha, stojak po drugiej stronie ulicy również nie świecił pustkami. Wraz z ociepleniem w centrum Krakowa zacznie się problem ze znalezieniem miejsca na postawienie i przypięcie roweru co będzie jednoznacznie wskazywało na pełnoprawne nadejście wiosny.

    #bristenbikes #cycling #cap #cyclechic #czapka #rower #urban @bristenbikes

    A photo posted by Marek Tyniec (@xouted) on

     

    Gdy już dotrę za biurko, dość regularnie zdarza mi się odpowiadać na pytania dotyczące ubrania. Koledzy z pracy są zaintrygowani, co robię, jeśli pada deszcz albo śnieg, gdy jest zimno albo gdy żar leje się z nieba. Cóż, potrzeba jeszcze sporo czasu, by rower miejski przestał być traktowany jako narzędzie rekreacji. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Ubrałem się normalnie, tak samo jak ty. Jeansy, kurtka, jedyną różnicą są szalik, czapka i rękawiczki, które noszę dłużej niż piesi. Bywa, że cały rok. Commuting, czy jak już ustaliliśmy ?dojeżdżactwo? jest mniej energochłonne niż chodzenie a przy tym wolniejsze niż rekreacyjna lub sportowa jazda rowerem. W ?wielokulturowym, tolerancyjnym otoczeniu? każdy ubiera się jak chce. A że wszyscy jesteśmy hipsterami, dominują jeansy i tenisówki ;) Jeśli nie pracujesz w turbokorporacji i nikt nie zmusza Cię do stosowania się do zasad opresyjnego dress-code?u, wygodny ?casual? będzie tym, co ubierzesz na dojazd rowerem do pracy. Gdy zejdziesz z jednośladu, nikt nie zwróci uwagi, że jesteś cyklistą a w głębi duszy pragnącym władzy nad światem masonem.

    #bristenbikes #cycling #cyclechic #urban #czapeczka #rower #commuting #bike @bristenbikes

    A photo posted by Marek Tyniec (@xouted) on

    Jeśli chcesz się wyróżnić, możesz pomyśleć o jakimś rowerowym gadżecie. Jednym z pomysłów może być kolarska czapeczka. Dostałem taką od firmy Bristen. Jest wykonana z nietypowego materiału. Na metce napisane jest, że to wełna, chociaż organoleptycznie bardziej przypomina garnitur. Wybrałem dla siebie szarą, żebym mógł ją nosić do kolorów i pasków, których na co dzień nie unikam. Jest dość nietypowa. To raczej – modne słowo – dekonstrukcja tematu klasycznej czapeczki kolarskiej niż takowa per se. Ma nieusztywniony daszek, i jest uszyta z podłużnych paneli. ?Wełniany? materiał nie jest gruby a mimo to fajnie izoluje w chłodniejsze dni, równocześnie nienajgorzej oddychając (to zaleta wełny). I to właściwie tyle. W końcu to przecież czapeczka. Miły gadżet, który dla przechodniów będzie jednym z wielu nakryć głowy na ulicy a wtajemniczonym powie: ?ten gość jest rowersem?.

    Plusem jest fakt, że Bristen, mimo obcobrzmiącej nazwy, jest polską marką a czapeczki szyte są ręcznie w Łodzi. Demo-eko-fair-traid-cycle-chic w praktyce. Możecie się wpisać w ten trend i kupić sobie podobną za 45-60zł na stronie firmy.