Tag: Lance Armstrong

  • Czy Lance Armstrong zostanie Prezydentem USA?

    Czy Lance Armstrong zostanie Prezydentem USA?

    Fikcja? Niekoniecznie! Zanim Lance Armstrong został przyciśnięty do muru, skazany na dożywotnią dyskwalifikację przez Amerykańską Agencję Antydopingową i ?wyspowiadał się? w programie Oprah?y Winfrey, snuł plan by zostać gubernatorem Teksasu. A stamtąd na horyzoncie widać już Biały Dom. Czy mimo chwilowych problemów były kolarz i dopingowicz może powrócić do politycznych ambicji?

    Kumpel Busha, idol Kerry?ego

    To nie mrzonki. Lance Armstrong, w czasie swojej tymczasowej emerytury (czyli w latach 2006-2008) rozważał karierę polityczną. Urodzony w Teksasie kolarz, dzięki prowadzonej i firmowane przez siebie fundacji Livestrong oraz statusowi gwiazdy sportu na co dzień spotykał się z przedstawicielami świata biznesu i polityki.

    President George Bush and 2005 Tour de France winner Lance Armstrong take a ride together.jpg
    Public Domain, Link

    Gdy w 2005, po siódmym z rzędu triumfie Armstronga w Tour de France z gratulacjami zadzwonił ówczesny Prezydent USA, George W. Bush, wkrótce potem obaj panowie umówili się na przejażdżkę rowerową.

    Niemal równocześnie, w czasie kampanii prezydenckiej 2004r, z charakterystyczną, żółtą opaską Livestrong na nadgarstku był widywany rywal Busha, demokrata John Kerry (dostał ją od kobiety, która podczas konwencji wyborczej opowiedziała mu historię swojej własnej choroby. Sam Kerry w tym czasie leczył się na raka prostaty).

    Co więcej, Lance korzystał z usług specjalisty zajmującego się wizerunkiem, który współpracował z Bushem oraz kolejnym kandydatem republikanów (w wyborach 2008), Johnem McCainem.

    Mimo swojego pochodzenia z Teksasu oraz kontaktów z elitą republikanów, Armstrong spotykał się i szukał porad u Kerry?ego a całość światopoglądu, który znamy z mediów sugerowałby, że bliżej może mu być do demokratów.

    Grzech chciwości

    W wywiadzie dla Vanity Fair sprzed powrotu do peletonu, Lance Armstrong uznał za prawdopodobne, że w przyszłości (około roku 2014) mógłby się ubiegać o stanowisko gubernatora Teksasu. A gubernatorstwo w dużym stanie jest znakomitą odskocznią do Białego Domu.

    Tyle tylko, że życie sportowego emeryta i celebryty ewidentnie go nudziło. Co więcej, Lance gardził nowym pokoleniem kolarzy i chciał jeszcze raz stanąć na podium Tour de France by udowodnić peletonowi, kto jest prawdziwym ?Bossem?.

    To w tym momencie zaczęła się historia upadku wielkiej gwiazdy sportu, którą można poznać choćby dzięki filmowi ?The Armstrong Lie? (ZOBACZ RECENZJĘ).

    Nienasycony Lance zapłacił za swoją chciwość i arogancję bardzo wysoką cenę, banicji ze sportu i częściowo z życia publicznego. Odarty z zaszczytów, z groźbą wielomilionowych odszkodowań na karku usunął się w cień.

    Być może, gdyby nie błąd powrotu do peletonu w 2009r, w 2020r kandydowałby na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych.

    Zabezpieczony przed kompromitacją

    Jako cechujący się niebywałą charyzmą, despotyczny człowiek sukcesu ze sporym rysem socjopatycznym, Lance Armstrong nadaje się do wielkiej polityki jak mało kto. Fakt niewielkiego doświadczenia w sprawowaniu funkcji publicznych nie jest przeszkodą w Stanach Zjednoczonych. Ronald Reagan, Arnold Schwarzenegger czy teraz Donald Trump weszli na szczyty nie będąc całe życie ?zawodowymi politykami?.

    W oczach wielu ludzi, Armstrong wciąż jest bohaterem. Nawet, gdy fanboje ze smutkiem przyjmują fakt przyznania się do stosowania i organizowania dopingu w grupie US Postal, przeznaczania publicznych funduszy na kupno niedozwolonych środków, zastraszanie, mobbing czy taki drobiazg jak rozwód z kobietą, która pomogła mu w trudnym czasie leczenia nowotworu, zawsze pozostaje Fundacja Livestrong.

    ?Walka z rakiem? jest tym, pozytywnym aspektem kariery Armstronga, którego raczej się nie kwestionuje.

    Paradoksalnie ciemne strony dopingowej przeszłości byłego kolarza mogą być traktowane jako pewnego rodzaju atut, jeśli jeszcze raz zechce podjąć wyzwanie zmierzenia się z karierą polityka.

    W brutalnej kampanii opartej o ?zbieranie haków?, Armstrong mógłby grać w otwarte karty. Wszak większość jego przewinień już znamy, ba, nawet w przypadku skazania go przez sąd w którejś z toczących się spraw, nadal mógłby ubiegać się o prezydenturę.

    Ponieważ śledztwo Jeffa Novitzkiego, które miało istotny wpływ na odebranie tytułów i dyskwalifikację Armstronga nabrało tempa, gdy administrację w Białym Domu przejęli demokraci (to dobra okazja dla fanów teorii spiskowych, ponieważ w ten sposób osłabiono lub wręcz wyeliminowano potencjalną gwiazdę republikanów, czyli Armstronga właśnie), można podejrzewać, że w przypadku startu na dowolne stanowisko publiczne, rywale dobiorą się do kulis drugiego filaru sławy kolarza, czyli właśnie do antynowotworowej fundacji.

    Zatem póki co Lance Armstong wydaje się być ?niewybieralny? nie tylko na stanowisko prezydenta USA, ale także na gubernatora jednego ze stanów.

    Trzeba jednak pamiętać, że jak na ewentualnego polityka wciąż jest stosunkowo młody (ma 45 lat), za dekadę jego dopingowa przeszłość może stać się tyle warta co słynne ?palił trawę, ale się nie zaciągał? Billa Clintona, jeden z grzechów młodości, które można śmiało zbagatelizować.

    Biorąc pod uwagę poważny kryzys nie tylko idei, ale i osobowości w życiu politycznym, tak w USA jak i w Europie, charyzmatyczna postać jaką jest Lance Armstrong, mimo wielu popełnionych przewinień, może jeszcze sporo namieszać. Bo skoro wygrał Donald Trump, równie dobrze jestem sobie w stanie wyobrazić wyborczy triumf Armstronga.

  • Blast From The Past – ?The Look?

    Blast From The Past – ?The Look?

    Spojrzenie – symbol. Kilka sekund, jeden obraz, który podsumowuje całą epokę historii Tour de France. Piętnaście lat temu Lance Armstrong zdeklasował rywali na podjeździe Alpe d?Huez.

    Tak, teraz wszyscy wiemy, na czym polegało ówczesne kolarstwo. Poza tym, że zawodnicy ciężko trenowali, zaczynali skupiać się na aerodynamice a najbogatsze ekipy korzystały z dobrodziejstw, jakie niosą ćwiczenia z pomiarem mocy, na porządku dziennym było zinstytucjonalizowane i organizowane przez drużyny wspomaganie farmakologiczne.

    Wiemy też, że doping w różny sposób działa na różne organizmy a ze względu na ograniczony dostęp do zabronionych środków, szanse i tak nie są równe, nawet, jeśli wszyscy mniej więcej biorą to samo.

    Po tym, niezbędnym wstępie przejdźmy do rzeczy. W sezonie 2001 Lance Armstrong mierzył się z Janem Ullrichem, miał to być pojedynek decydujący o pozycji najlepszego kolarza etapowego tamtych czasów.

    Jeśli popatrzymy na trasę 88. Wielkiej Pętli, w porównaniu ze współczesnymi standardami będzie wyglądała dość egzotycznie. Ponad 175km jazdy na czas (z czego 108 to próby indywidualne!) a etapy górskie skomasowano w pięciodniowym bloku w środku wyścigu (wcześniej rozegrano jeszcze górzysty odcinek w Alzacji). Między Alpami a Pirenejami był dzień przerwy, jednak czas ten kolarze poświęcili na podróż a nie, dość typowy dla Touru, ?transferowy? etap wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego.

    Prolog w Dunkierce przebiegł bez większych niespodzianek (wygrał Christophe Moreau, Armstrong i Ullrich zanotowali 3. i 4. rezultat, właściwie na remis). Najważniejszym wydarzeniem dnia był upadek młodej gwiazdy, jadącego w futursytycznych okularach Davida Millara.

    W kolejnych dniach rywalizowali sprinterzy, wszyscy czekali na etap numer pięć, czyli drużynową czasówkę. W deszczowych warunkach kolarze US Postal popełnili błąd. Christian Vande Velde poślizgnął się na mokrych pasach, podcinając Roberto Herasa. Musiało minąć kilka chwil, zanim Armstrong z kolegami zorganizowali się na nowo, rozpędzili i zaczęli jechać w dobrym tempie. Niespodziewanymi zwycięzcami etapu zostali kolarze Credit Agricole, ale równie ważna, co kłopoty US Postal, była porażka zespołu Telekom i Jana Ullricha. Niemcy, mimo upadku rywali nie zdołali ich pokonać, w związku z czym przed etapami górskimi Ullrich tracił do Armstronga już prawie pół minuty.

    Mimo to, wszyscy oczekiwali dość standardowego scenariusza, w którym faworyci skupią się na rywalizacji między sobą na najważniejszych, gróskich etapach.

    Tymczasem wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Na dojeździe do Alp, na etapie nr 8. z Colmaru do Pontalier, w deszczu i zimnie zawiązała się ucieczka, która dojechała do mety? ponad pół godziny przed peletonem! Liderem został sprinter z ekipy Credit Agricole, Stuart O?Grady, ale wyraźną przewagę nad Armstrongiem i Ullrichem zyskali Francuz Francois Simon a przede wszystkim obiecujący ?góral? z Kazachstanu, Andrei Kiviliev.

    Na starcie pierwszego, górskiego etapu z metą na Alpe d?Huez Armstrong i Ullrich tracili do Simona 31 a do Kivilieva 13 minut!

    To teoretycznie zmieniało wszystko i stawiało pod znakiem zapytania szanse kolarzy uważanych przed wyścigiem za faworytów. A mimo to Lance Armstrong postanowił zabawić się kosztem swoich rywali.

    Na trasie przez przełęcze Glandon i Madeleine oddał inicjatywę kolarzom Telekomu, ustawił się z tyłu topniejącej grupy (kolarze Telekomu musieli robić selekcję, by pozbywać się mających przewagę uciekinierów z poprzedniego dnia). Wyglądało to tak, jakby główny faworyt przeżywał trudne chwile, zatem jego konkurenci próbowali wykorzystać moment i zgubić go jeszcze przed finałowym podjazdem na Alpe d?Huez.

    Tymczasem u podnóża słynnego wzniesienia Armstrong wraz z pomocnikami przesunął się na czoło grupy, mordercze tempo nadał Jose ?Chechu? Rubiera i jeszcze przed dojazdem do pierwszego zakrętu wszyscy, poza Armstrongiem byli kompletnie ?ugotowani?. Kilka chwil później Armstrong obejrzał się do tyłu, zobaczył, że nie ma na co dłużej czekać i sam przyspieszył w niewiarygodny sposób.

    Na mecie zameldował się na mecie jako pierwszy, z czasem podjazdu 38?01?, trzecim w historii, równym dokonaniu Marco Pantaniego z 1994r. W swojej karierze zdołał poprawić ten rezultat tylko o sekundę, trzy lata później podczas indywidualnej czasówki. Z kolei Ullrichowi, pozostawionemu bez pomocników i zmęczonemu wcześniejszymi kilometrami pokonywanymi w mocnym tempie a także koszmarnie zakwaszonemu po pierwszym przyspieszeniu Rubiery wspinaczka zajęła równe 40?. I wcześniej (1997) i później (2004) wjeżdżał na Alpe d?Huez ok. 1,5 minuty szybciej.

    Kolejne etapy to była już czysta formaloność. Ekipa Ullricha jak i sam Niemiec podejmowali próby walki, ale zarówno w górach jak i na czas Armstrong i jego pomocnicy zdominowali resztę peletonu. Wyrazem bezsilności Ullricha był jego upadek do rowu na pirenejskim etapie oraz przegrana nie tylko z Armstrongiem ale i Igorem Gonzalezem Galdeano podczas ostatniej, długiej czasówki prowadzącej przez burbońskie winnice.

    Fakt faktem Simon i Kiviliev jechali dzielnie i bronili się długo. Armstrong przejął prowadzenie od Simona po 12 etapie, natomiast Kiviliev stracił miejsce na podium na rzecz Belokiego dopiero po ostaniej czasówce.

    Przewaga Armstonga była druzgocąca. W klasyfikacji generalnej z Ullrichem wygrał o 6?44?, z Belokim o 9?05? a z dziesiątym, Michaelem Boogerdem o? 22?38?.

    W całej tej historii zdumiewał styl, w jakim Lance Armstrong i jego drużyna rozgrywali wyścig. Poza wpadką na słynnym, deszczowym, ósmym etapie całkowicie kontrolowali sytuację. Dominowali w każdym terenie a sam Armstrong zaskakiwał ekstremalnie dynamiczną jazdą na wysokiej kadencji.

    Dodatkowo opinia publiczna wciąż była urzeczona jego powrotem do sportu po chorobie nowotworowej oraz działalnością charytatywną. Mimo niedawnej ?afery Festiny? fani i dziennikarze nie mogli lub nie chcieli wierzyć, że doping w zawodowym peletonie jest powszechny, zaawansowany i de facto obligatoryjny. Dominacja Armstronga i jego pomocników zaczynała jednak budzić pewne podejrzenia, które zostały oficjalnie potwierdzone dopiero kilkanaście lat później.

  • The Program – Strategia Mistrza

    The Program – Strategia Mistrza

    Historia, którą wszyscy znamy, wiemy jak się kończy i przerabialiśmy setki razy. Teraz na ekranach kin w obrazie, który niewiele wnosi. ?Strategia Mistrza? to stracona szansa, ale czy także strata czasu?

    Lata 1999-2010 to w kolarstwie ?Era Armstronga?. Amerykański kolarz, były mistrz świata, którego kariera została nagle przerwana wykryciem nowotworu i chemioterapią powrócił na szosę by dominować w tym sporcie przez kolejną dekadę. Nawet wtedy, gdy na chwilę zawiesił rower na haku, jego cień ciążył nad zawodowym peletonem, a porzucenie emerytury i ponowny start w Tour de France stały się jedną z przyczyn upadku zawodnika zwanego ?Bossem?.

    Lance Armstrong to ikona popkultury. Heros, inspirujący miliony ludzi na świecie, który nawet po przyznaniu się do winy: przyjmowania niedozwolonych środków i zorganizowania niezmiernie skutecznego systemu unikania odpowiedzialności nie stracił licznych fanów.

    To postać tak głośna, że choć kolarstwo nie należy do najchętniej śledzonych dyscyplin sportu, najważniejsze elementy historii Armstronga obiły się o uszy niemal wszystkim.

    W tym miejscu pojawia się największa słabość filmu ?Strategia Mistrza?. Stuminutowy obraz skupia się niemal wyłącznie na wymienianiu kolejnych faktów i powielaniu najbardziej popularnych obrazów. Grający główną rolę Ben Foster do perfekcji opanował mimikę i sposób wypowiedzi Armstronga, wiele kadrów wiernie kopiuje sceny przetwarzane przez media dziesiątki razy. Z kolei Dustin Hoffman pojawiający się na drugim planie jako Bob Hamman z SCA Promotions (firmy, która wypłacała kolarzowi premie za kolejne zwycięstwa w Tour de France) wnosi pewien powiew świeżości. W tle brzmi niezła muzyka (Radiohead, Primal Scream, Leonard Cohen), ale także to nie ratuje całości.

    Dla fanów kolarstwa ?The Program? czy też po polsku ?Strategia Mistrza? nie będzie żadną rewelacją. Film to głównie ?gadające głowy? w stylu średniej klasy seriali. Przygotowanych przez markę Condor replik rowerów z epoki niemal nie widać a ?kultowe? sweterki Michele Ferrariego i jego zabawny akcent odwracają uwagę od istoty problemu, jakim było powszechne, niedozwolone wspomaganie w sporcie lat dziewięćdziesiątych.

    Z kolei nierowerowi widzowie (zaprosiliśmy na seans ?grupę kontrolną? ;) ) będą zmęczeni tempem, chaosem, brakiem pointy i widocznymi brakami w budżecie (poziom realizacji przypomina bardziej filmy telewizyjnego Hallmarku niż hollywoodzkiej superprodukcji).

    Jeśli szukacie obrazu, który pogłębia historię Lance?a Armstronga, sięgnijcie po dokument ?The Armstrong Lie?. Zawiera w sobie nie tylko sporą porcję refleksji a dla wielu widzów dostarczy nowych informacji, jest także po prostu lepszym filmem jako takim. Z kolei ?Mała Królowa?, fabularyzowana opowieść o Genevieve Jeanson, choć ma bardziej kameralny charakter niż ?Strategia Mistrza? o wiele lepiej prezentuje skomplikowane aspekty dopingu: fizjologiczne, prawne i przede wszystkim osobiste.

    Dla odmiany ?The Program? to nic innego jak próba tak zwanego odcinania kuponów od głośnego skandalu i właściwie nic ponad to. Szkoda.

  • Co musisz wiedzieć, zanim zobaczysz ?The Program?

    Co musisz wiedzieć, zanim zobaczysz ?The Program?

    Fabularyzowana opowieść o karierze i oszustwach Lance?a Armstronga właśnie wchodzi do kin. Zanim wybierzesz się na tę ?lekturę obowiązkową?, przygotuj się odrobinę. Oto siedmiokrotny zwycięzca Tour de France w pigułce.

    • Lance urodził się 18.09.1971 w Austin, w Teksasie. Nazwisko nosi po ojczymie, Terrym Armstrongu, za którego wyszła matka kolarza, Linda Gayle. Biologicznym ojcem Lance?a był Eddie Gunderson, którego nasz bohater w swojej pierwszej książce ?Mój Powrót do Zycia? nazywa nie inaczej jak tylko ?dawcą DNA?.
    • Pierwsze poważniejsze sukcesy w sporcie Armstrong odnosił jako triathlonista.
    • Ma pięcioro dzieci. Troje ze związku z byłą żoną Kristin (nie mylić z byłą kolarką Kristin Armstrong) oraz dwoje z Anną Hansen. W międzyczasie umawiał się m.in. z Sheryl Crow oraz jedną z bliźniaczek Olsen – Ashley.
    • Jest założycielem Lance Armstrong Foundation, której symbolem stała się żółta, silikonowa bransoletka z hasłem ?LIVESTRONG?. To właśnie Lance i jego fundacja, której celem jest zbieranie funduszy na pomoc chorym na raka, spopularyzowali tego typu biżuterię. Od 2004r samych ?livestrongów? sprzedano ponad 80 milionów. Współcześnie taki gadżet używany jest do promocji niemal wszystkiego.
    • W czasie kariery kolarskiej sponsorami Armstronga i jego drużyny byli tacy giganci jak Nike, Oakley czy AMD a także firmy z branży stricte rowerowej: Trek oraz Giro.
    • Bill Stapleton, menadżer zespołu US Postal, w pewnym czasie przyjaciel Armstronga oraz Bob Stapleton, były właściciel ekipy Highroad to dwie różne, niespokrewnione ze sobą osoby.
    • Armstrong został mistrzem świata zawodowców w 1993r. Miał wtedy 22 lata. Na tych samych zawodach mistrzostwo amatorów wywalczył jego największy rywal, Niemiec Jan Ullrich.
    • Mimo wielu prób, Lance Armstrong nigdy nie wygrał żadnego ?Monumentu?. Najwyżej był w Liege-Bastogne-Liege (drugie miejsce w Liege-Bastogne-Liege w 1994r). Bezskutecznie polował też na wygraną w Amstel Gold Race (dwa razy drugi). Klasykami, w których zwyciężał były Walońska Strzała oraz Classica San Sebastian. Nigdy nie stał też na podium innego wielkiego touru poza Tour de France.
    • W czasie swojej chwilowej emerytury startował w słynnym maratonie MTB, Leadville 100. Wygrał go w 2009r.
    • Armstrong zakładał żółtą koszulkę lidera Tour de France 83. razy. To drugi wynik w historii, zaraz za Merckxem a przed Hinaultem i Indurainem.
    • Wiele wskazuje na to, że gdyby nie powrót do zawodowego ścigania w sezonach 2009-2011 nie byłby tak zaciekle ścigany przez swoich przeciwników a doping samego Armstronga i całej drużyny US Postal pozostałby w kręgu podejrzeń.
    • Tak jak wielu słynnym przestępcom, Armstrongowi próbowano udowodnić nie oszustwo sportowe a finansowe. Jedno ze śledztw dotyczyło nie dopingu a ?niewłaściwego użycia środków publicznych?: pieniądze amerykańskiej poczty były zużywane na zakup nielegalnych środków wspomagających.
    • Siedem, nieistniejących w statystykach zwycięstw w Tour de France to absolutny rekord. Pięciokrotni mistrzowie Wielkiej Pętli to Jacques Anquetil, Eddy Merckx, Bernard Hinault i Miguel Indurain (5x z rzędu). Na francuskich szosach Armstrong był najszybszy siedem razy, bez choćby rocznej przerwy.
    • Największymi krytykami Amstronga przez lata byli: dziennikarze David Walsh, Pierre Balester i Paul Kimmage. Były kolarz Greg LeMond, były kolega z drużyny (wraz z żoną Betsy) Frankie Andreau, współcześni Armstrongowi zawodnicy: Christophe Bassons i Filippo Simeoni.
    • Lance Armstrong nigdy oficjalnie nie miał pozytywnego wyniku testu antydopingowego. Za to jego byli współpracownicy: Tyler Hamilton, Floyd Landis czy Roberto Heras wpadali wkrótce po opuszczeniu ekipy Armstronga.
    • Raport USADA (Amerykańskiej Agencji Antydopingowej) z zeznaniami świadków, którzy pogrążyli Armstronga liczy 1000 stron.
    • ?Spowiedź? Armstronga w programie Oprah Winfrey oglądało 28 milionów widzów.
    • Rak jądra, który w 1996r wstrzymał karierę Armstronga miał przerzuty do płuc i mózgu. Francuska drużyna Cofidis, której barwy miał reprezentować, zerwała z nim kontrakt po informacji o chorobie.
    • Lance Armstrong jest drugim najszybszym człowiekiem na podjeździe Alpe d?Huez. Jego czas 37?36? jest czwartym w historii. Trzy najlepsze wyniki należą do Marco Pantaniego.
    • Michele Ferrari, twórca programu dopingowego, z którego korzystał Armstrong ma dożywotni zakaz wykonywania zawodu.

    Zdjęcie okładkowe: Hase, wikimedia commons, CC BY SA 1.0

  • Poniedziałkowy skrót#29

    Poniedziałkowy skrót#29

    Ściganie się zakończyło, ale kolarstwo nie śpi. Mniej lub bardziej ważne wydarzenia czekają na skomentowanie. To miły czas dla mnie. Mogę bez obawy o pominięcie czegoś naprawdę istotnego wybierać te, które po prostu przykuły moją uwagę. Może dzięki szansie, jaką daje off-season, któryś z poniedziałkowych zestawów stanie się kolarskim pudelkiem?

    Nowa żółta koszulka

    Firma Le Coq Sportif, oficjalny sponsor Tour de France, który szyje koszulki liderów dla najlepszych kolarzy wyścigu zaprezentowała nową ?maillot jeaune?. Oprócz klasycznych elementów, inicjałów Henriego Desgrange?a i logotypów znalazł się motyw łuku triumfalnego. Komunikat PR zwraca uwagę na techniczne elementy stroju: aerodynamikę, dopasowanie do ciała czy wentylację. W nowej koszulce niezmiernie istotna będzie też symbolika. U stóp łuku triumfalnego co roku na podium staje zwycięzca wyścigu. Nie dość więc, że żółta koszulka sama w sobie jest wyjątkowym artefaktem, projektanci postanowili dodatkowo podkreślić cel, jaki stoi za jej symboliką. Wygrana ponad wszytko, droga na podium w Paryżu. Liderze, nie zawiedź nas!

    Dublet Giro-Tour na poważnie?

    Vincenzo Nibali chyba faktycznie chce spróbować powalczyć o wygranie dwóch wielkich tourów w sezonie 2015. No bo cóż innego mu pozostało? Owszem, włoski mistrz mógłby powalczyć w klasykach. Kilkukrotnie szukał swojej szansy na trasach choćby Liege-Bastogne-Liege czy Mediolan-Sanremo. Od wygrania ?Staruszki? w 2012 dzieliło go bardzo niewiele, ale końcówce wyprzedził go nie kto inny jak Maxim Iglinsky, kolarz, za którego dopingową wpadkę musi teraz tłumaczyć się Nibali. Mimo potencjału, jaki w kontekście wyścigów jednodniowych prezentuje ?Rekin z Messyny? i ich niewątpliwego prestiżu trzeba powiedzieć jasno: Tour de France przyćmiewa swoją sławą wszystko. Niewielu obrońców tytułu może sobie pozwolić na zrezygnowanie ze startu z numerem jeden na plecach. Nibali, tak jak Alberto Contador ma już na swoim koncie wszystkie wielkie toury. Opinia publiczna nie znosi próżni a wszyscy uwielbiamy pogoń za rekordami i czyny heroiczne. Motywację do kolejnego przesuwania granic dublet Giro-Tour, który jest wydarzeniem doniosłym i niewidzianym w kronikach od 17 lat, zasługuje na szczególną uwagę pokolenia obecnych mistrzów.

    Nowe kolory do przyswojenia

    LottoNL Jumbo, Cannondale wspierający Jonathana Vaughtersa a nie Roberto Amadio (a co za tym idzie ponad dwudziestu kolarzy zmieniających drużynę poza standardową liczą transferów), rosnące w siłę drugoligowe zespoły MTN Qhubeka (zmiana rowerów na Cervelo, transfery Tylera Farrara, Edvalda Boassona Hagena czy Matthew Gossa) oraz Cult Energy a na naszym rynku upadek BDC Marcpol i przewidywany rozwój CCC Sprandi Polkowice (przy okazji z innym sponsorem) sprawiają, że sezon 2015 będzie kolejnym, w którym będziemy uczyć się nowych nazw, przynależności klubowych i układu sił w peletonie. Najwięcej zamieszania wprowadzą oczywiście zmiany w World Tourze. W miejsce zieleni Belkinu pojawi się żółć LottoNL Jumbo (serio, to jest nazwa, jak to mają wymawiać komentatorzy?) i nieznane jeszcze barwy Cannondale w wydaniu Garmin-Sharp. Różnice w składach i układach mogą mieć wpływ nie tylko na doznania wizualne kibiców, ale i na przebieg rywalizacji na trasie. Nowi sponsorzy i nowe kontrakty to dodatkowy bodziec dla kolarzy i ich obsługi. Brak stałości, jaką charakteryzuje się kolarstwo ma liczne wady, ale z drugiej strony dzięki niemu ciągle te same wyścigi nigdy nie przebiegają w taki sam sposób. Byle do wiosny!

    Biedny, skrzywdzony Lance

    Nieistniejący w statystykach Tour de France, siedmiokrotny zwycięzca – niezwycięzca Lance Armstrong, aby kompletnie nie zdziadzieć na emeryturze ciągle jest aktywny ruchowo. To się chwali. W ostatni weekend chciał pojechać na wycieczkę z kumplami, innymi dopingowymi oszustami. Jego przyjaciel, George Hincapie organizował szosowy maraton dla amatorów. Lance, zdyskwalifikowany masters bez licencji poczuł, że to miejsce dla niego. Tymczasem po raz kolejny jego plany pokrzyżowały agencje antydopingowe, pilnujące, by wielbiciel Epo, testosteronu i hormonu wzrostu pokutował w samotności. Hincapie ma oficjalnie działający klub, imprezę wpisał do stosownych kalendarzy, więc ta stała się zawodami przez duże ?Z? (nawet, jeśli dla amatorów) a nie piknikiem dla kolegów. W związki z tym banita Armstrong nie miał na nią wstępu. Z tej perspektywy nasz bałagan z ?wyścigami zabronionymi? dla posiadaczy licencji PZKol wydaje się malutkim nieładem.

  • The Armstrong Lie

    The Armstrong Lie

    Historia, którą wszyscy znamy na wylot. Lance Armstrong, znakomity kolarz, skutecznie wyleczony z choroby nowotworowej powrócił do sportu i zdominował go na siedem długich lat. Po kolejnych ośmiu zostało dowiedzione, że oszukiwał. Wybitny dokumentalista Alex Gibney też dał się zwieść pięknej historii i postanowił zrobić o tym film.

    Parafrazując podtytuł pierwszej, bestselerowej książki Armstronga, ten obraz jest ?nie tylko o kłamstwie?. To dopełnienie spowiedzi Tylera Hamiltona, setek stron raportu WADA czy wywiadu z Johantanem Vaughtersem. To także portret wyczynowego sportu przełomu XX i XXI wieku. Anglojęzyczni recenzenci dodają jeszcze, że Alex Gibney po raz kolejny sięga po swój ulubiony temat, czyli nadużycie władzy. Z pewnością tak jest, spora część filmu skupia się na sposobie, w jaki Armstrong rozwiązywał problemy z małżeństwem Andreau, Filippo Simeonim, Emmą O?Reilly czy Davidem Walshem. Cała ta historia jest jednak dobrze znana, opisana i zrelacjonowana setkami tysięcy słów.

    W dwugodzinnym dokumencie dostajemy coś więcej. Huśtawkę emocji związaną z przebiegiem kariery wybitnej gwiazdy sportu. Gibney przypomina najbardziej dramatyczne momenty: atak na Alpe d?Huez, upadek na Luz Ardiden, koszmarną kraksę Joseby Belokiego i słynną jazdę Armstronga na przełaj przez pola. Kolejne części opowiadania przeplatane są kadrami z trasy Tour de France: słoneczniki, opalający się kibice, kolumna reklamowa. Atmosfera radosnego święta i triumfu w porównaniu z wiedzą, którą dysponujemy daje dramatyczny efekt.

    Kontekstem dla całej historii jest postać technokraty Michele Ferrariego (w jednym z nielicznych wywiadów przed kamerą!), który z fascynacją opowiada o przesuwaniu granic ludzkich możliwości. O tym, że sukces w wielkim tourze można wyliczyć, przygotować a później niemal tylko siedzieć i patrzeć. Armstrong do końca swojej kariery potajemnie kontaktował się z ?doktorem zło?, także podczas swojego come backu w 2009r, jednak nie zastosował się do głównej zasady włoskiego fizjologa: nie dać się złapać.

    Michele Ferrari, choć ordynował stosowanie EPO, testosteronu i hormonu wzrostu wielu sportowcom, równocześnie dbał o to, by jego podopieczni trzymali się granic i nie byli zbyt zachłanni. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że właśnie zachłanność ostatecznie zgubiła Armstronga. Swoim powrotem z emerytury rozsierdził byłych współpracowników i współczesnych rywali. Co więcej, musiał się zmagać z nową rzeczywistością, której do końca nie znał i w której to nie on ustalał reguły, co doprowadziło do błędów. Trzy lata później został odarty z godności i tytułów. Przewijające się przez cały film „dlaczego wrócił” pozostaje bez odpowiedzi.

  • Rozliczenie z idolem

    Rozliczenie z idolem

    Tyler Hamilton podobno jest miłym gościem. Drugi kolarz Giro d?Italia, czwarty Tour de France, złoty medalista olimpijski. Giermek, przyjaciel a później rywal Lance?a Armstronga. Lubiany przez kolegów. Wrażliwy i sympatyczny. Równolegle, pierwszy w historii zawodnik odarty z zaszczytów po pozytywnym teście na transfuzję krwi. Wraz z Danielem Coylem, wybitnym dziennikarzem, spisał i wydał swoje wspomnienia w formie książki ?Wyścig Tajemnic?. Czy mimo odrażającego procederu, który uprawiał jestem nadal w stanie patrzeć na Tylera Hamiltona z sympatią?

    Okładka książki "Wyścig Tajemnic".
    Okładka książki „Wyścig Tajemnic”. ? fot. własne

    Gdyby nie całokształt postaci, na usta cisnęłoby się jedno stwierdzenie. Hamilton napisał książkę i publicznie się ?wyspowiadał? z dwóch powodów: z zemsty i dla pieniędzy. Bez tej książki oraz bez współpracy z Amerykańską Agencją Antydipingową (WADA) Lance Armstrong prawdopodobnie nadal byłby siedmiokrotnym zwycięzcą Tour de France. Spora część wspomnień zawartych w ?Wyścigu Tajemnic? dotyczy właśnie Armstronga. Hamilton nie pisze o nim jednak wyłącznie jak o sportowym oszuście. Przedstawiona historia relacji między przyjaciółmi, wspólnikami, wreszcie rywalami i wrogami rzuca szersze światło na jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w dziejach nowożytnego sportu. Mam wrażenie, że nawet we własnych wspomnieniach Hamilton pozostaje w cieniu ?Bossa?. To chyba najbardziej przykry element całej tej historii.

    Abstrahując od powodów, dlaczego Armstrong zdecydydował się zbudować swoją quasi-przestępczą organizację, można przyjrzeć się metodom, jak to osiągnął i w jaki sposób był tak bardzo skuteczny przez siedem lat pod rząd. Czy Lance to psychopata (a chcąc być zgodnym z terminologią, osoba o osobowości dysscocjalnej)? Być może. Jeśli wyjątkowa charyzma, umiejętność wpływu na innych granicząca z rodzajem uwodzenia w połączeniu z nieliczeniem się z kosztami, utylitarnym traktowaniem współpracowników, partnerów i przyjaciół oraz stosowaniem przemocy wystarczają, by to udowodnić, to tak. Tyler Hamilton z Danielem Coylem nie stawiają takiej tezy, ale czytając o relacji Armstronga – mistrza z Hamiltonem – uczniem do takich wniosków można dojść. Co więcej, gdy któryś z podwładnych, tak jak autor ?Wyścigu Tajemnic? zaczynał, mimo nierównych szans (Armstrong pewne substancje czy metody pozostawiał wyłącznie dla siebie) zbliżać się poziomem do Lance?a, stawał się persona non grata, odchodził (często będąc do tego zmuszonym) a następnie w nie do końca jasnych okolicznościach wpadał na dopingu.

    Cały schemat, jeśli prześledzić kariery Armstronga oraz jego pomocników, z perspektywy czasu jest widoczny i bez książki Hamiltona. Wiele przesłanek o takim właśnie przebiegu wydarzeń pojawiało się w trakcie czynnej kariery byłego, siedmiokrotnego triumfatora Tour de France. Do znanych lub możliwych do wydedukowania faktów z dziejów ekipy US Postal, Tyler Hamilton dodaje jednak coś więcej. Opowida o współpracy i relacjach z dwojgiem specjalistów, którzy wprowadzili na szczyt wielu profesjonalnych sportowców: Eufemiano Fuentesem i Luigi Cecchinim. Obaj bezkompromisowi, obaj niezwykle skuteczni. Ten pierwszy to ?wcielone zło?, cyniczny i bezczelny gwiazdor świata dopingu. Ten drugi to tylko i aż trener, który prowadził wybitnych atletów, jednak zachował czyste ręce. To nie on podawał, ordynował i dostarczał zabronione środki. Owszem, znał ich działanie na wylot, jednak skupiał się na układaniu morderczych planów ćwiczeń dla swoich podopiecznych.


    Tyler Hamilton ze złamanym obojczykiem walczy na trasie Tour de France

    Duet Fuentes-Cecchini doprowadził Hamiltona do punktu, w którym ten stał się idolem wielu kibiców. Poturbowany, ze złamanym obojczykiem, amerykański kolarz rywalizował z najlepszymi. Dodatkowo, choć z Armstrongiem nie było mu już po drodze, grał wobec niego fair. Przynajmniej w części dotyczącej zachowania na szosie. Nie umniejaszając jego heroizmowi, przed kluczowymi etapami oraz by lepiej znosić jazdę z kontuzją, Hamilton robił bowiem to, co wszyscy. Przetaczał krew. Sytuacja powtórzyła się rok później, gdzie oprócz złamanych kości kolarz zmagał się z chorobą ukochanego psa. Dysonans jest spory, ponieważ ten, twardy jak skała z jednej i niezmiernie wrażliwy z drugiej strony człowiek podjął wiele lat wcześniej wybór. Chciał dojść na szczyt, wygrać Tour de France i by to zrobić musiał się dopingować. Czy gdyby nie Armstrong i jego otoczenie, zrezygnowałby z tego?

    Niewątpliwie Tyler Hamilton był talentem sporego formatu i bez niedozwolonego wspomagania. Świadczą o tym rezulataty osiągane ?na czysto?, przed i po okresie gdy współpracował z Michele Ferrarim a następnie z Eufemiano Fuentesem. Nie był również człowiekiem pazernym na zaszczyty i pieniądze. Mimo licznych problemów osobistych (doping i związane z nim nielegalne procedury przysłużyły się jego tendencjom do depresji), nie popadł nigdy w tarapaty finansowe, również jego życie prywatne i sposób, w jaki o nim opowiada sugerują, że jest raczej przyzwoitym człowiekiem.

    Pytanie więc, gdzie popełnił błąd? Dlaczego w pewnym momencie nie powiedział ?stop?, jak Christophe Bassons czy Jonathan Vaughters? Przerost ambicji? A może jego autodestrukcyjne zapędy? Z pewnością można powiedzieć tylko jedno. Tyler Hamilton to zarówno dziecko jak i ofiara panujących na przełomie wieków zwyczajów panujących w sporcie wyczynowym. Warunków, w których doping, przez niewydolne procedury był niemal niewykrywalny a przez panującą wśród zawodników kulturę akceptowany, tolerowany a nawet propagowany. Specyficznego wyścigu biochemicznych zbrojeń, w którym przewodzili Lance Armstrong i Johann Bruyneel. ?Wyścigu Tajemnic?, w którym wszyscy przegrali.

    Książkę autorstwa Daniela Coyle?a i Tylera Hamiltona przeczytałem dzięki uprzejmości wydawnictwa Sine Qua Non

    Tekst pierwotnie opublikowany w portalu natemat.pl 06.04.2013

  • Nie bójmy się słów

    Nie bójmy się słów

    Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski słyną z uroczych bon motów, które co chwilę padają podczas komentowanych przez nich etapów Tour de France. ?Nie bójmy się słów? to jeden z popularniejszych. Werydykt USADA w myśl którego Lance Armstrong jest winny dopingu to doskonała okazja by podążyć za tym wezwaniem.

    Koniec historii

    Decyzja USADA zamyka pewną epokę. Zmienianie tabel z wynikami wydaje się być z perspektywy czasu czymś kompletnie bezsensownym. Opcję ?wyników z gwiazdką?uważam za niezłą, ale do ostatecznego rozstrzygnięcia przez UCI lub WADA co zrobić z tym fantem jeszcze długa droga. Choć czynnych kolarzy, którzy wyrastali w tamtych czasach jest jeszcze wielu, polityka grubej kreski to jedyne, co pozostało by nie sprowadzić ostatnich 30 lat kolarstwa do parodii.

    Od dwóch lat zawodowi szosowcy jeżdżą wolniej. Od trzech lub czterech sezonów faworyci nie demolują peletonu w taki sposób, jak robił to Armstrong. Nawet dominacja Contadora w Giro 2011 wynikała nie tyle z jego miażdżących ataków (taki realnie przeprowadził jeden) co ze sprawnego wykorzystywania kolejnych kryzysów poszczególnych rywali. Tegoroczna supremacja ekipy Sky w Tour de France, choć podejrzana, wynika z taktyki realizowanej z żelazną konsekwencją i szukania potencjalnych zysków nawet w najmniejszych elementach. Juan Jose Cobo zwyciężył w ubiegłorocznej Vuelcie, ponieważ jego rywale nie mogli zdeycydować się do końca, na którego z liderów postawić. Cadel Evans wygrał Tour 2011, gdyż był najbardziej zdeterminowany, podobnie jak Ryder Hesjedal w tegorocznym Giro.

    To, że liderzy jeżdżą wolniej i nie osiągają ponadludzkich rezultatów (m.in stosunku mocy do masy) oczywiście nie udowadnia, że są ?czyści?, ale sugeruje, że jednak coś się zmieniło. Tym bardziej, że szeroko pojęty sprzęt (a więc nie tylko rowery, ale również buty, kaski, stroje i cała reszta technologii, które zawodnicy mają do dyspozycji) jest coraz doskonalszy.

    Koniec człowieka

    Z coraz większym zażenowaniem słucham komentarzy (głównie wspomnianego we wstępie Krzysztofa Wyrzykowskiego), w których zwracana jest uwaga na ?mało soczyste? ataki liderów. Na to, że faworyci się czają, nie przeprowadzają zdecydowanych akcji i brzydko się męczą. Zakładając, że wyczynowy sport nadal uprawiają wyselekcjonowne, wybitne jednostki o najwyższych z możliwych parametrach fizjologicznych, bez substancji, które pozwalają przekroczyć próg ludzkich możliwości o 7% (a o tyle robi to EPO) nikt nie jest w stanie po 200km w górach włączyć ?szybkiego młynka? i upokorzyć rywali.

    Greg Lemond wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, że zawodnicy na finałowych podjazdach alpejskich etapów te granice przekraczają. Uzyskiwane czasy, średnia prędkość podjeżdżania (VAM) a co za tym idzie szacowana moc wprost wskazywały na zawyżone VO2max a co za tym idzie manipulację krwią. Sam Lemond zresztą przestał odnosić sukcesy w zawodowym peletonie, gdy do głosu doszła ?generacja epo?. Koniec ?touru dwóch prędkości? zauważalny stał się dopiero rok temu – po niemal równo dwóch dekadach! W tym roku, mimo kontrowersyjnej dominacji grupy Sky proces trwa. Brytyjczycy nie przekraczali granic przyzwoitości , kluczowe wzniesienia pokonywali w możliwym do osiągnięcia bez wspomagania tempie. Oczywiście wciąż pozostaje wiele pytań, np. to, jak możliwe jest generowanie mimo wszystko bardzo wysokiej mocy będąc tak estremalnie ?wycieniowanym? jak Bradley Wiggins, jednak różnica w obecnych osiągach i tych sprzed raptem pięciu lat jest wyraźna. W imię nawet częściowego oczyszczenia dyscypliny warto zaakceptować, że kolarze są słabsi, brzydko się męczą i nie atakaują w sposób wystarczająco wyrafinowany.

    Wielki wstrząs

    To, czego brakuje mi najbardziej, to jasnego nazwanie sprawy po imieniu. ?Nie bójmy się słów?. Miękkie stanowisko wobec tego, co się działo nie sprawi, że zło było mniejszym złem. Do pewnego stopnia mam nawet nadzieję, że cytat z Tomasza Jarońskiego  ?Wokół wszystkich kolarzy, którzy w tej epoce, nazywanej nawet epoką EPO (od nazwy środka dopingującego ? przyp. red.), krążyły jakieś nieprzyjemne opinie. Życie pokazało, że faktycznie coś wtedy było nie w porządku, skoro od momentu, gdy EPO stało się możliwe do wykrycia, osłabły wyniki osiągane przez kolarzy. Zmienił się cały sposób ścigania się. Dziś nie ma już kolarzy herosów, a wtedy było ich bardzo dużo?  to pomyłka.

    ?Coś było nie w porządku?? Proooszę…

    W ?epoce EPO? i postaci Lance?a Armstronga nie chodzi bowiem o samo niedozwolone wspomaganie i przestępstwo, które – jako jedyni – Włosi nazywają po imieniu ?sportowym oszustwem?. Owszem, kolarstwo zawodowe, to sport u swoich korzeni z założenia komercyjny a przy tym ekstremalnie wymagający, zatem od początku miało ciągoty do dopingu. ?Brali? Coppi, Anquetil, Merckx. Zinstytucjonalizowany system nielegalnej zmiany parametrów fizjologicznych przyszedł jednak do kolarstwa dopiero pod koniec lat ?80 XXw, gdy do grona zawodowców zaczęli wchodzić przesiąknięci takimi praktykami atleci z bloku wschodniego, głównie NRD i ZSRR. Wszystko później (wygrana Riisa – ?pana 60%?, upadek i śmierć Marco Pantaniego czy afera Festiny) było tylko konsekwencją, którą w kolejnych ekipach Armstronga doprowadzono do perfekcji.

    Teksańczyk połączył akceptowane w owym czasie przez środowisko kolarskie metody dopingu ze sposobami, w jakie z konkurencją rozprawiają się wielkie korporacje. Nic dziwnego, że Lance na wiele lat związał się z marką Nike, która znana jest z bezwzględnego dążenia do celu, łamania norm etycznych, czy nawet praw człowieka. To samo Nike wspierało również antybohaterów skandalu BALCo a obecnie nie zamierza wycofywać się z umowy z Armstrongiem. Ekipa US Postal (a później Discovery i RadioShack) była globalnym tworem zaprogramowanym na wzór najbardziej skutecznych korporacji. Kto podporządkował się ?firmie Armstronga?, był lojalnym i wiernym giermkiem, mógł liczyć na wsparcie i opiekę. Jaroslav Popovych czy Andreas Kloden to bardzo dobre przykłady tych, którzy  mimo licznych kontrowersji uchowali się przed antydopingową nagonką.

    Jeśli natomiast istniała szansa, że Lance może mieć z kimś problem – kupował go. Wielu groźnych rywali wcześniej czy później trafiała do jego ekipy a gdy po pewnym czasie szukali własnych ambicji, kończyli marnie (Landis, Hamilton, Heras). Rozterek moralnych Lance nie miał także wtedy, gdy chodziło o kwestie rozliczenia ze swoimi pomocnikami. Na koniec wreszcie, z niejasnych powodów (prawdopodobnie by przekupić władze federacji) przelewał pieniądze na konto organizacji, której zadaniem było kontrolowanie jego poczynań (czyli UCI).

    Co do samego dopingu i decyzji USADA o dyskwalifikacji i dożywotnim zawieszeniu chcę zwrócić uwagę na aspekt, który nie łączy się stricte z wynikami sportowymi. Lance Armstrong, jako twarz kolarstwa pierwszej połowy XXIw do końca twierdził, że jest ?czysty?. Z drugiej strony swoim nazwiskiem firmował bezwzględną organizację, która nastawiona była na osiąganie zwycięstw bez względu na koszty. O tym, w jaki sposób zinstytucjonalizowany doping niszczy kariery a nawet życia młodych ludzi mówią w wielu wywiadach byli, ?skruszeni? doperzy, m.in David Millar a ostatnio Johnatan Vaughters.

    W kontekście tego, ilu zawodników straciło zdrowie przez doping lub przerwało kariery z powodu braku wyników, gdy nie chcieli wstąpić na ciemną stronę mocy, fakt, że Lance spektaktularnie atakował, pięknie siedział na rowerze i był wielkim mistrzem nieco traci na znaczeniu. Również inspiracja, jaką dawał wielu ludziom do uprawiania sportu staje się dyskusyjna. Ba, nawet ze swoim współpracownikiem, Chrisem Carmichaelem przekonywał w książkach o treningu, że można być takim jak on! Nie dziwi mnie więc, dlaczego tak wielu fanów nie jest w stanie pogodzić się ze smutną prawdą. Sytuacja, w której wizerunek idola sypie się w gruzy musi być niezmiernie przykrym momentem wywołującym poważny dysonans.

    Na koniec, nawiązując jeszcze raz do wypowiedzi Tomasza Jarońskiego chcę jasno powiedzieć: jeśli herosi i bohaterowie byli ?wtedy? a obecnie są tylko ?zwykli kolarze?, zdecydowanie wybieram kibicowanie tym zwykłym, szarym i nudnym. Lance Armstrong nie był zawodnikiem, który incydentalnie popełnił błąd, czy też ?przekroczył granicę?. Był sportowcem i biznesmenem, dla którego granice, zwłaszcza te etyczne, programowo nie istniały. Jednoosobową korporacją, działającą w oparciu o własne zasady i zawłaszczającą kolejne elementy otaczającej ją rzeczywistości.

  • Just Dope It!

    Just Dope It!

    Czego można się spodziewać po marce, która została skrytykowana przez sporą część działaczy na rzecz praw człowieka, która była jednym z głównych celów namierzonych w ?No Logo? i która wpiera lub wspierała tak wspaniałe postaci jak Marion Jones, Tim Montgomery czy Lance Armstrong?

    Swoosh został kompletnie ?rozjechany? przez Naomi Klein jako symbol wszelkiego zła, które towarzyszy globalizacji. Nike wykorzystuje dzieci na Dalekim Wschodzie po to, by prać mózgi dzieciom Bogatego Zachodu i wychowywać sobie klientów na długie lata. Mimo różnego rodzaju perturbacji nadal jest to marka numer jeden przemysłu odzieżowego na świecie (przed H&M i Zarą, cztery razy więcej wartą niż konkurencyjny Adidas) i 59. marka w ogóle (tuż za Pepsi a przed np. Dellem, Porsche czy Samsungiem).

    Jak większość złowrogich korporacji, Nike robi wszystko by się bogacić. A w imię starego przysłowia, że bogatemu wolno wszystko, w tym roku przynajmniej pozbyła się odrobiny hipokryzji. Trudno stwierdzić, czy marketingowcy chcą w ten sposób poprawić wizerunek, czy też zrobić jeszcze więcej zamieszania przy pomocy kolejnej kontrowersji. Tak czy inaczej już teraz możemy kupić sobie koszulkę z radosnym logo ?Dope? stylizowanym czcionką znaną z logo Nike oraz rozsypaną garścią niebieskich tabletek.

    Cóż, czego można się spodziewać po marce, która etykę sportu ma w głębokim poważaniu i która promuje zwycięstwo jako ideę najwyższą. ?Nie wygrywasz srebra ? przegrywasz złoto?, w imię tej maksymy z olimpijskiego startu na 110m przez płotki w Pekinie wycofał się faworyzowany Liu Xiang, choć sprawa nie jest do końca jasna (kontuzja, której miał doznać wykluczyła go na dłuższą część sezonu, choć podobno zajęcie innego miejsca niż pierwsze mogło spowodować uszczerbek na wizerunku jego sponsora).

    W latach 2003 ? 2006 tylko dwie gwiazdy lekkoatletyki zawieszone przez USADA (amerykańską agencję antydopingową) nie były sponsorowane przez Nike (biegacze John Capel i Jerome Young, sponsorowani przez Adidasa). Jones, Montgomery, Justin Gatlin (ten wpadł już dwa razy i odbywa karę zawieszenia na 8 lat)… to tylko niektórzy. Co ciekawe, gdy Jones była już mocno zamieszana w aferę BALCO, Nike nadal płaciło jej 3 miliony dolarów kontraktu w sytuacji, gdy roczny budżet działu research w USADA wynosił 2 miliony. Polityka nad wyraz ciekawa w sytuacji, gdy wielu światowych gigantów ucieka z dyscyplin o wysokim ryzyku dopingowym (jak choćby niemiecki T-Mobile, który zakończył wieloletnią współpracę z kolarstwem po wybuchu Operation Puerto).

    Mój prywatny ?idol?, Lance Armstrong, nawet, jeśli nie zostanie skazany za przeznaczanie publicznych pieniędzy na prywatny program dopingowy swojej ekipy i tym samym pozostanie czysty i nieskazitelny, zrobił dość by obrzydzić kolarstwo wielu wiernym fanom tej dyscypliny. Fakt, że każdy ma swoją cenę jest znany a Armstrong udowodnił, że jest tak rzeczywiście kupując wielu groźnych rywali lub ich pomocników nie dając w zamian nic poza pieniędzmi (a i to nie zawsze).  Tratując ludzi nad wyraz przedmiotowo stał się w zamian obiektem nienawiści większości swoich byłych współpracowników poza raptem kilkoma najwierniejszymi giermkami. W tym kontekście nie dziwi wieloletnia współpraca obu marek (bo trudno nie traktować L.A. jako marki właśnie). Przekonania i ich realizacja są niemal wspólne. Efektem końcowym jest klient, który z miłą chęcią kupuje kolejną parę butów zrobionych przez małe chińskie lub indyjskie rączki w hangarze strzeżonym przez uzbrojonych strażników. Ów klient na ręce ma żółtą opaskę Livestrong, która redukuje mu dysonans poznawczy (wszak wsparł szlachetną fundację). Jeśli oczywiście można mówić, że jest jeszcze klientem. Bo przecież Swoosh to coś więcej niż tylko logo.