Tag: Geraint Thomas

  • Uniwersalni żołnierze

    Uniwersalni żołnierze

    Tour de France z zaledwie 31km jazdy indywidualnej na czas wygrywa były kolarz torowy. Topowi ?górale? nie są w stanie przełamać siły zespołu Sky mimo zmniejszonych o jednego zawodnika drużyn a na podium staje dwóch, teoretycznie zmęczonych, bohaterów Giro d?Italia. To była bardzo dziwna ?wielka pętla?, którą trudno się oglądało i ciężko było zrozumieć.

    Liczy się każda sekunda

    Tak jak Vincenzo Nibali w 2014r tak i Geraint Thomas w tym sezonie wjeżdżając w góry miał solidną przewagę taktyczną, dzięki której musiał jedynie kontrolować sytuację.

    Oczywiście by móc to robić trzeba być nie tylko bardzo mocnym i wytrzymałym, ale też niezawodnym. I taki właśnie był w tym roku Walijczyk, który cały Tour przejechał bez chwili słabości, błędu czy dekoncentracji.

    Największa różnica między Thomasem a Dumoulinem w bezpośredniej, niezakłóconej rywalizacji wyniosła dwadzieścia sekund po górskim finiszu La Rosiere w Alpach. Na Alpe d?Huez kolarz Sky był szybszy od lidera Sunwebu o dwie sekundy a na Col de Portet o pięć. Dodatkowo w drużynowej czasówce zyskał siedem sekund, za to podczas próby indywidualnej stracił czternaście.

    Reszta różnicy wynoszącej 1?51? to bonifikaty (Thomas wygrał dwa etapy ze startu wspólnego, był drugi i trzeci, Dumoulin był dwa razy drugi, w sumie 18 sekund dla zwycięzcy wyścigu). Daje to zaledwie 38 sekund przewagi.

    Tyle tylko, że na szóstym etapie z metą w Mur de Bretagne Dumoulin leżał w kraksie i zmieniał koło, zatem na metę przyjechał spóźniony o 53 sekundy a dodatkowo został ukarany dwudziestoma sekundami za jazdę za samochodem.

    W połączeniu z obecnością Froome?a zmuszającą rywali do pilnowania dwóch kolarzy Sky oraz z niezwykle mocnym pociągiem złożonym z Bernala, Kwiatkowskiego, Poelsa, Rowe?a i Castrowiejo Tour de France skończył się zanim na dobre wjechał w góry.

    Górale bez szans

    Na Alpe d?Huez najszybszy kolarz dnia, Geraint Thomas podjeżdżał w tempie najwolniejszym od 2011r. Col de Romme to dwie minuty słabszy czas niż Contador i bracia Schleck w 2009r. Madeleine, Peyersourde i Croix de Fer również peleton pokonał wyraźnie wolniej niż w przeszłości.

    Dla odmiany na Colombiere padł rekord, na ?górze Jalaberta? w Mende zarówno uciekinierzy jak i czołówka peletonu pędzili niczym za najlepszych lat Pantaniego, w Pirenejach (za sprawą krótkiego dystansu, ale też i wyjątkowej motywacji) Nairo Quintana podjechał długą przełęcz Portet w tempie Chrisa Froome?a z Mont Ventoux 2013 a na Tourmalet rewelacyjnie poradził sobie Rafał Majka zbliżając się do najlepszych osiągnięć na tym podjeździe.
    Próby przełamania hegemonii zespołu Sky kilkukrotnie podejmował Romain Bardet, różnych rozwiązań szukali także kolarze Movistaru. Śmiałymi atakami straty z pierwszej części wyścigu odrabiał Dan Martin, ale jeśli cokolwiek zyskiwał były to okruszki w porównaniu z różnicą, jaka dzieliła go nie tylko od żółtej koszulki co nawet od podium.

    Steven Kruiswijk swojej szansy szukał w długich rajdach a dla odmiany jego klubowy kolega Primoz Roglic prezentował największą dynamikę z grupy liderów, ale swój etap wygrał po odważnej postawie na zjazdach.

    Oczywiście w wyliczeniach i szacunkach dotyczących tempa podjeżdżania czy stosunku mocy do masy należy brać wiele zmiennych, takich jak pogoda, przebieg rywalizacji, umiejscowienie danego wzniesienia na trasie zarówno etapu jak i kompletnego wyścigu.

    Na tle całości zdecydowanie wybija się Nairo Quintana na Col de Portet (osiągnął VAM 1669m/h na podjeździe trwającym niespełna 50 minut) i Primoz Roglic w Mende (VAM prawie 2100m/h przez 9 minut).

    Większość wyścigu rozgrywana była w tempie, które w ostatnich latach jest niezbędne do wygrania wielkiego touru. Warto podkreślić, że ten, mistrzowski, bardzo wysoki poziom sportowy prezentowała dość liczna grupa zawodników, co może tłumaczyć trudność z uzsykiwaniem wyraźnej przewagi przez zawodników takich jak np. Bardet.

    Zrozumieć Team Sky

    Gdy na pierwszym etapie Chris Froome został za peletonem, to właśnie ?G?, późniejszego zwycięzcę wyścigu nie wycofano do pomocy obrońcy tytułu. Zarówno sam Thomas jak i jego szefostwo wiedzieli, że osiągnął poziom, który umożliwia nie tylko walkę o żółtą koszulkę, ale i jej utrzymanie.

    Od swojego debiutu w wielkiej pętli w sezonie 2007 Walijczyk przeszedł niezwykłą metamorfozę. Od mistrza olimpijskiego w drużynowym wyścigu na dochodzenie, przez kluczowego ?gregario?, specjalistę brukowanych klasyków, górzystych etapówek po zwycięzcę Tour de France.

    Teoretycznie podobną drogę obrał Bradley Wiggins, choć w przeciwieństwie do niego Thomas deklaruje, że niezbędny do wygrania TdF spadek masy ciała z równoczesnym zachowaniem wysokiej mocy osiągnął legalnie, nie posiłkując się procedurami TUE. Być może podobna przyszłość czeka też Michała Kwiatkowskiego, który w rozmowie z Kamilem Wolnickim stawia sobie taki właśnie, długoterminowy cel.

    Mimo wszystko oglądanie kolarzy, którzy niedawno hasali na flamandzkich brukach a obecnie gubią w Alpach i Pirenejach najlepszych w zawodowym peletonie ?górali? wywołuje we mnie mieszane uczucia.

    To nie jest tylko kwestia budżetu i zatrudnienia kolarzy takich jak Wout Poels czy rewelacyjny Egan Bernal do robienia klasycznej ?rzeźni? na kluczowych podjazdach. To pytanie o tajemnicę wprowadzenia tak dużej grupy kolarzy na najwyższy możliwy poziom sportowy, uzyskanie przewagi nie tylko ilościowej, ale przede wszystkim jakościowej.

    Zwycięzcy są na mecie

    Richie Porte drugi rok z rzędu nie kończy wyścigu. Znany z wytrzymałości i szczytu formy w trzecim tygodniu wielkiego touru Vincenzo Nibali powalony przez kibica co prawda dotarł do Alpe d?Huez w przyzwoitym czasie, ale musiał się wycofać z powodu urazu kręgosłupa. Rigoberto Uran, poturbowany na brukach Roubaix również nie dojechał do Paryża a przynajmniej kilku innych kolarzy zapowiadających walkę w klasyfikacji generalnej przez kilka dni w środkowej fazie zmagań lizało rany odniesione w pierwszej części rywalizacji.

    Z grona tych, którzy nie wytrzymali tempa na alpejskich etapach najlepiej podniósł się Rafał Majka. Warren Barguil, Bauke Mollema i Adam Yates podobnie jak Polak nie zapiszą Touru 2018 do udanych, tyle tylko, że Majka w ostatnich dniach zostawił po sobie dobre wrażenie nie tylko śmiałymi atakami, ale i wysoką formą dającą nadzieję na nawiązanie do największych sukcesów już w niedalekiej przyszłości.

    Dana Martina (ósme miejsce) było czasami widać przed peletonem, ale choć został uhonorowany czerwonym numerem za ?wrażenie artystyczne? realnie nie może zaliczyć tego wyścigu do udanych. Podobnie jak Mikel Landa (siódmy), Ilnur Zakarin (dziewiąty), Nairo Quintana (dziesiąty), Bob Jungels (jedenasty) i Jakob Fuglsang (dwunasty), z których spokojnie można by złożyć pierwszą piątkę niejednego Giro czy Vuelty.

    To świetni kolarze, ale w tym Tourze nie dali rady nawiązać walki ze ścisłą czołówką i z punktu widzenia historyków kolarstwa przejechali go anonimowo.

    O wyczerpujących trudnościach Wielkiej Pętli 2018 może też świadczyć fakt, że jeszcze przed półmetkiem rywalizacji w peletonie zabrakło większości sprinterów, z których wielu wypadło z gry z powodu przekroczenia limitu czasu na górskich etapach. Dzięki temu na Polach Elizejskich najszybszy był Alexander Kristoff. Głównie dzięki temu, że jako jeden z nielicznych kolarzy swojej specjalności po prostu przetrwał ten wyścig.

    Uniwersalny żołnierz o krok od dubletu

    Tom Dumoulin był o krok od pierwszego dubletu Giro-Tour od 1998r. We Włoszech już był w ogródku, już witał się z gąską gdy za peletonem zostawał Simon Yates, ale nie zareagował odpowiednio na samotny rajd Froome?a i ostatecznie przegrał z kolarzem Sky o 46 sekund. We Francji, po odliczeniu perypetii z Bretanii, uległ Thomasowi o wspomniane 38 sekund, wygrywając z trzecim w Paryżu Froomem o 33?.

    To imponujące, biorąc pod uwagę, że Dumoulin jest mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas a w Tourze były zaledwie 31km (nie licząc 2015r najmniej w ostatnich 20 latach!) solowych czasówek) a w Giro równie marne 44km.

    W tej sytuacji ?górale? nie mają żadnych wymówek a ewentualnych przyczyn ich porażek należy szukać w energochłonnych etapach przypominających wiosenne klasyki, których ostatnio coraz więcej pojawia się na trasach wielkich tourów.

    Definicję ?czasowca? czy ?górala? należy póki co odłożyć do archiwum. W trzytygodniowych wyścigach najlepiej sprawdzają się ?uniwersalni żołnierze?, dysponujący wielką mocą a przy tym nie za ciężcy. Czyli wypisz wymaluj Dumoulin, Thomas i Froome.

    Owszem, Nairo Quintana zdołał podjechać Col de Portet minutę szybciej niż grupa Thomasa, ale w perspektywie całego wyścigu jego zwycięstwo nie miało żadnego znaczenia. Bardet, Martin czy Landa szarpali, ale bez skutku, będąc ostatecznie doganiani i przeganiani przez mocarne lokomotywy.

    Co ciekawe, klasyfikację górską wygrał Julian Alaphilippe, który owszem, potrafi dobrze pojechać wybrane etapy czy pojedyncze podjazdy, ale wciąż to przede wszystkim dynamiczny zawodnik, którego naturalnym środowiskiem są ardeńskie pagórki.

    Jeśli do kompletu dołożymy Petera Sagana, który po raz szósty wygrał klasyfikację punktową a przecież jest o wiele więcej niż tylko sprinterem dostajemy ciekawy obraz współczesnego kolarstwa, w którym zacierają się dotychczasowe specjalizacje i podziały. I nie, nie jest to tylko charakterystyczne dla Tour de France.

    Zdjęcie okładkowe: s.yuki, flickr, CC BY 2.0

  • Rzadka sztuka

    Rzadka sztuka

    Michał Kwiatkowski wygrywając brukowany klasyk E3 Harelbeke dokonał nietypowej sztuki połączenia kilku kolarskich specjalizacji. Mało kto potrafi, jak on, skutecznie jeździć po bruku, w terenie górzystym oraz na czas. Transfer do Team Sky miał dać odpowiedź na kilka pytań dotyczących dalszych losów polskiego mistrza a tymczasem sukces na kocich łbach otwiera kolejny rozdział i daje przestrzeń do snucia coraz ciekawszych planów.

    Dyskusja o predyspozycjach Michała Kwiatkowskiego do określonego typu wyścigów ucichła przed sezonem 2016. Jednym z argumentów przejścia do Sky miała być chęć skupienia się na szlifowaniu umiejętności i cech związanych z wielkimi tourami.

    Etixx-Quickstep, poprzedni pracodawca Polaka, u którego osiągał największe sukcesy, to jedna z najlepszych grup zawodowych, ale mimo wszystko specjalizująca się w wyścigach jednodniowych.

    O tym, że ?Kwiato? ma spory potencjał związany z jazdą po bruku wiedzieliśmy już od dawna. W 2013r popisał się piękną ucieczką na trasie Ronde Van Vlaanderen, z kolei rok temu przyjechał czwarty (z ucieczki) na metę Dwars Door Vlaanderen. W międzyczasie (2014) na swoje konto zapisał Strade Bianche, wyścig może nie brukowany, ale z sektorami prowadzącymi po szutrach. Co więcej, w decydującej akcji jechał z Peterem Saganem, którego ograł na końcowych metrach trasy.

    Mimo to terytorium, na którym Kwiatkowski spisywał się do tej pory najlepiej były klasyki nie brukowane a górzyste. ?Ardeński Tryptyk?, gdzie trzy razy stawał na podium (wygrana w Amstel Gold Race oraz dwa trzecie miejsca: w Walońskiej Strzale oraz Liege-Bastogne-Liege) oraz wygrane mistrzostwa świata stawiają go w gronie największych specjalistów właśnie takich imprez. Co więcej, ?Kwiato? równie dobrze daje sobie radę w górzystych, tygodniowych etapówkach. Upodobał sobie Volta a Algarve (wygrana 2014 i dwa drugie miejsca: 2013, 2015), rok temu świetnie spisał się w Paryż-Nicea (drugie miejsce), był też drugi (2014) i ósmy (2015) w Dookoła Kraju Basków. Michał Kwiatkowski potrafi również znakomicie pojechać czasówkę. W swojej karierze wygrywał już niedługie próby w Paryż-Nicea oraz Tour de Romandie. Tej zimy kibice zauważyli u niego widoczny spadek masy, co miało sugerować skuteczniejszą postawę w dużych górach. Tymczasem Kwiatkowski zaskoczył wszystkich nie ekspresowym tempem wspinaczki a? jazdą po bruku. https://twitter.com/michalkwiatek/status/713450356232085504 Na trasie E3 Harelbeke wraz z Peterem Saganem, owszem, odjechali na podjeździe, ale flamandzkie ?hellingen? w żaden sposób nie preferują górali, raczej kolarzy silnych, dynamicznych, potrafiących eksplodować mocą na stromiznach pokrytych kocimi łbami. Dwaj mistrzowie świata (aktualny - Sagan i poprzedni - ?Kwiato?) skutecznie zwiększali przewagę nad pościgiem prowadzonym głównie przez zeszłorocznych kolegów Polaka, czyli kolarzy Etixx-Quickstep. Na finiszu Kwiatkowski, podobnie jak na Strade Bianche, nie zostawił Słowakowi złudzeń i pewnie sięgnął po zwycięstwo. Kolarz, który zapowiadał atak na wielkie toury wygrał więc brukowany klasyk na poziomie World Touru. Gdyby nie Geraint Thomas, inny as zespołu Sky, wydawałoby się, że we współczesnym kolarstwie jest to niemożliwe a podobna wszechstronność to bardziej wada niż zaleta. Ten właśnie Thomas rok temu godnie uzupełniał Richiego Porte na pozycji kluczowego, górskiego pomocnika Chrisa Froome?a na trasie Tour de France. Podjazd La Pierre-Sain Martin pokonał w ścisłej czołówce, a mimo zostawienia na trasie ?Wielkiej Pętli? wielu sił i zdrowia, wyścig zakończył na 15 pozycji, poświęcony na rzecz swojego lidera dopiero na 19. etapie. Było to w tym samym sezonie, w którym Walijczyk, tak jak ?Kwiato? w tym roku, wygrał E3 Harelbeke a do tego był trzeci w Gandawa-Wevelgem. Co ważne, Thomas, tak jak i Kwiatkowski, znakomicie jeździ na czas. W ramach rozwoju i zbliżenia się do wymarzonego celu: przewodzenia drużynie podczas trzytygodniowego wyścigu, Thomas wygrał tej wiosny Paryż-Nicea. Ponieważ jest od Kwiatkowskiego o cztery lata starszy (urodził się w 1986r, Polak w 1990), właśnie wszedł w optymalny wiek do walki w wielkich tourach. https://twitter.com/cyclingweekly/status/709365663035494400 Jeśli ktoś ma zatem obawy o przyszłość Michała Kwiatkowskiego, są raczej nieuzasadnione. Choć dobra postawa na brukach Flandrii wydaje się być współcześnie egzotycznym sposobem na przygotowanie do walki w Dolomitach, Pirenejach czy Alpach, jeszcze nie tak dawno, wielcy mistrzowie ścigali się wszędzie. Zarówno Thomas jak i Kwiatkowski znajdują się w składzie Teamu Sky na Ronde Van Vlaanderen. Być może to właśnie dzięki nim brytyjski zespół doczeka się upragnionego zwycięstwa w jednym z kolarskich ?monumentów?. A jeśli nie, to z pewnością będzie miał z nich pociechę w kolejnych startach sezonu. Zdjęcie okładkowe: brukowany podjazd Paterberg, fot. Spotter2, wikimedia commons, CC BY SA 3.0

  • Poniedziałkowy skrót #37 – siła cierpliwości

    Poniedziałkowy skrót #37 – siła cierpliwości

    Niezwykle intensywny w kolarskie wydarzenia weekend za nami. Zwycięzcami są zawodnicy, których charakteryzuje spokój i cierpliwość. W tak wytrzymałościowym sporcie to zdecydowanie jeden z kluczy do sukcesu.

    Odrodzony Porte

    Dwa lata temu Richie Porte, pochodzący z Tasmanii kolarz ekipy Sky był typowany do roli jednego z liderów swojej drużyny. Pojawiały się nawet głosy, że Chris Froome, który kilka chwil wcześniej obalił panowanie Bradleya Wigginsa, wkrótce sam stanie się celem kolejnego uzurpatora. Tymczasem Porte po świetnym sezonie 2013 i znakomicie przejechanym Tour de France zaliczył ewidentnie słabszy czas. Trapiony chorobami nie ukończył kolejno: Tirreno-Adriatico, Volta a Catalunya, Liege-Bastogne-Liege i Tour de Romandie a w Criterium du Dauphine był zaledwie 22. Musiało minąć ponad pół roku, by jego kariera wróciła na właściwe tory. Uporał się z problemami zdrowotnymi, zmodyfikował nieco przygotowania (jako były triathlonista zimą sporo pływał), co zaowocowało zwycięstwem w tegorocznym Paryż-Nicea a zaledwie trzy tygodnie później w Volta a Catalunya. Choć w Katalonii błyszczeli inni: trzy etapy wygrał Valverde, gwiazdką stał się Maciej Paterski a oczy fanów zwrócone były bardziej w stronę Alberto Contadora, to Porte był zawsze tam, gdzie trzeba, jechał równo, zawsze z najlepszymi, co dało mu kolejną, prestiżową wygraną w tym sezonie. Dzięki temu Tasmańczyk może ze sporą pewnością siebie patrzeć w stronę Giro d?Italia, gdzie będzie numerem jeden w drużynie Sky.

    Niestrudzony Paolini

    Luca Paolini ma 38 lat, na koncie niewiele zwycięstw, kilka cennych wyników w monumentach oraz udział w kilku spektakularnych wygranych swoich kolegów. W niedzielnym klasyku Gandawa-Wevelgem, który stał pod znakiem ciężkich warunków atmosferycznych i niezwykle silnego wiatru, Paolini jechał tak, jak przystało na weterana. Potrafił przetrzymać chwile słabości czy też nieuwagi, złapać koło tego, kogo trzeba i zaatakować w odpowiednim momencie. 6km przed metą rywale nie zdecydowali od razu ruszyć w pogoń, kilkanaście metrów różnicy wystarczyło, by zyskać stabilną przewagę. Paolini, który w ostatnich latach znany był głównie z roli ?super-pomocnika? oraz imponującej brody pokazał, że jest rewelacyjnym kolarzem: bardzo mocnym, walecznym i niezmiernie wytrwałym. Prawdopodobnie w peletonie Gandawa-Wevelgem byli w tym roku zawodnicy silniejsi, szybsi a może nawet lepiej przygotowani od Włocha z teamu Katiusza, jednak to on jako pierwszy minął linię mety.

    Pewną ciekawostką jest fakt, że wyścig o którego przebiegu w dużej mierze zadecydowała pogoda, ukończyło zaledwie 39 kolarzy.

    Solidny Peraud

    Kolejnym trzydziestoośmiolatkiem, który w ten weekend stanął na najwyższym stopniu podium jest Jean-Christophe Peraud. Były kolarz górski (jest srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Pekinie) dość późno na stałe związał się z kolarstwem szosowym. Uznawany jest za solidnego czasowca i bardzo dobrego ?górala?. W zawodowym peletonie na najwyższym poziomie regularnie ściga się jednak od zaledwie pięciu lat i w tym czasie uzyskał wiele cennych rezultatów, z których najważniejszym jest ubiegłoroczne, drugie miejsce w Tour de France. Criterium International to ?Tour w miniaturze?. W dwa dni rozgrywane są trzy etapy: sprinterski, czasówka i górski. W 2010r zawody zostały przeniesione z Ardenów na Korsykę, w ostatnich sezonach notuje się spadek zainteresowania tą imprezą, choć ciągle pozostaje jednym ze sprawdzianów dla kolarzy przygotowujących się do ?Wielkiej Pętli?. Tym razem głównymi bohaterami byli francuscy pretendenci do żółtej koszulki: Peraud i Thibaut Pinot. Co ciekawe, siedmiokiloetrową czasówkę lepiej pojechał właśnie Pinot, uznawany raczej za ?górala?. Peraud nie było nawet w pierwszej dziesiątce, ale ostatni odcinek wyścigu z metą na podjeździe Col de l’Ospédale padł łupem jednego z najstarszych kolarzy w peletonie a nie młodej gwiazdy francuskiego kolarstwa. W ten sposób Peraud zaliczył drugie z rzędu zwycięstwo w Criterium International i jego funkcja współlidera zespołu Ag2r (wraz z młodym Romainem Bardetem) pozostaje niepodważalna.

    https://www.youtube.com/watch?v=6g-oQROalmo

    Czas Thomasa

    Zespół Sky sukcesywnie buduje swoją siłę w brukowanych klasykach. Najwięcej zamieszania będzie wokół nich zapewne  podczas Paryż-Roubaix, który to wyścig za cel obrał sobie Bradley Wiggins. Tymczasem, nieco za plecami ?Sir Wiggo?, w cieniu rywalizacji Toma Boonena z Fabianem Cancellarą i z dala od spekulacji wokół ciągle niespełnionych nadziei Petera Sagana, Grega Van Avermaeta i Sepa Vanmarcke urósł wybitny specjalista jazdy po kocich łbach. Walijczyk Geraint Thomas, zdobył już stosowne doświadczenie: jako trzydziestolatek swoje kilometry ma już wyjeżdżone. Tak jak wielu innych Brytyjczyków, swoją przygodę z zawodowym kolarstwem zaczynał na torze. W 2007r był, wraz z Bradleyem Wigginsem byłczęścią drużyny, która zdobyła mistrzostwo świata w wyścigu na dochodzenie, co powtórzył jeszcze dwa razy. Jest również dwukrotnym mistrzem olimpijskim w tej specjalności. Choć wywodzi się z toru, potrafi również całkiem nieźle jeździć w górach, ale chyba najlepiej spisuje się na bruku. Siódme miejsce w Paryż-Roubaix i ósme w Ronde Van Vlaanderen rok temu to wystarczający argument, by zaliczyć go do ścisłej czołówki specjalistów klasyków północy. Tę wiosnę ma póki co rewelacyjną a miniony weekend był jednym z najlepszych w jego całej karierze szosowca. W piątek w świetnym stylu wygrał prestiżowy klasyk E3 Harelbeke, atakując w końcówce z niewielkiej grupki. W niedzielę również w decydujących momentach jechał w szpicy wyścigu Gandawa-Wevelgem, ale nie pogonił za Lucą Paolinim, przez co musiał zadowolić się ?tylko? trzecim miejscem. W ten sposób dopisał do swojego portfolio dwa piękne rezultaty. Jak więc widać, nawet w tak naszpikowanej gwiazdami drużynie jak Team Sky, można cierpliwie rozwiać się i doczekać się swojej szansy.

    Zdjęcie okładkowe: Luca Paolini na trasie Gandawa-Wevelgem. fot. Ciclismo Italia, flickr CC BY 2.0