Tag: Czesław Lang

  • Po TdP, MSR a przed CDD ;)

    Po TdP, MSR a przed CDD ;)

    Kolarski sezon post-lockdownowy na całego. Mam więc dla Was garść ciekawych materiałów z ostatnich dni.

    Najlepsza galeria z Mediolan – San Remo

    Zabandażowany Matthews na podium, Alaphilippe przegrany, ale zadowolony i genialny Van Aert. 300km na kilkunastu świetnych zdjęciach od uznanych fotografów w niezawodnej galerii Cyclingtips czeka na Was tutaj.

    Zegarek tygodnia

    https://www.instagram.com/p/CDqUpZPjeW9/

    Jeśli przyjrzycie się uważnie, Julian Alaphilippe jeździ z zegarkiem na ręce. Nie jest to żaden Garmin, tylko ekskluzywny sprzęt marki Richard Mille. Sam twórca tych czasomierzy jest Francuzem, firma oczywiście znajduje się w Szwajcarii. Wcześniej współpracowała z Markiem Cavendishem, przygotowując dla niego specjalnie wyprofilowaną kopertę, która nie uciska nadgarstka w czasie sprintu. Ciekawostką jest, że zegarki Richarda Mille kosztują przynajmniej sto tysięcy euro. Są wyznacznikiem statusu społecznego m.in. kierowców F1, marka współpracuje też z teamem Bahrain – McLaren.

    Rozbiory CCC Team

    Sezon transferowy w kolarstwie zawodowym nabiera tempa. Pierwszy sierpnia to tradycyjny termin po którym oficjalnie można rozmawiać o zmianie drużyny. Zazwyczaj pierwsze „dżentelmeńskie” porozumienia osiągane są podczas Giro d’Italia. Ze względu na lockdown samo ściganie zaczęło się właśnie z początkiem sierpnia, zatem informacje o transferach dostajemy, owszem, w sierpniu, ale w układzie sezonu odpowiadającym marcowi.

    Póki co tylko na papierze, drużyna CCC powoli przestaje istnieć. Opuszczą ją Greg van Avermaet (do Ag2r). Patrick Bevin (do Israel Startup Nation) i prawdopodobnie Matteo Trentin (do Emiratów). Wiele wskazuje na to, że Jim Ochowicz jeśli myśli o przyszłości w World Tourze, będzie musiał posiłkować się fuzją, tak jak kilka razy Jonathan Vaughters (zanim sprzedał udziały Szwedom z Education First). Aktualną listę transferów przed sezonem 2021 znajdziecie np. w rowery.org.

    Absurdalnie ciężkie Criterium du Dauphine

    Wyścig tradycyjnie sprawdzający formę przed Tour de France, rozgrywany w Alpach będzie pełnił taką rolę również w sezonie pandemicznym. Pokryje się terminem nie, jak to często bywa z Tour de Suisse, a nietypowo z Giro di Lombardia. Przerwa między „Delfinatem” a Tour de France będzie symboliczna. Wielka Pętla rozpocznie się niespełna dwa tygodnie po nim, zazwyczaj zawodnicy mieli przynajmniej trzy tygodnie przerwy na doszlifowanie dyspozycji i kompensację. Dobra forma w Dauphine może bardziej niż w przeszłości zwiastować szczyt podczas TdF.

    https://twitter.com/JumboVismaRoad/status/1293082520872005633

    Problem w tym, że w tym roku skrócona wersja wyścigu oznacza wyłącznie jazdę po górach. Każdy z pięciu etapów kończy się na podjeździe, sprinterzy nie mają ani jednej szansy na sprawdzenie swoich możliwości, brakuje też jazdy na czas. Bardzo prawdopodobne, że faworyci z teamów Ineos i Jumbo-Visma (oba zespoły to prawdziwe dream teamy z Bernalem, Thomasem, Froomem, Roglicem, Dumoulinem, Kruisjwijkiem) a także pretendenci tacy jak Thibaut Pinot, Rigoberto Uran, Emanuel Buchmann, Romain Bardet, Tadej Pogacar, Adam Yates, Alejandro Valverde, Enric Mas, Richie Porte, Nairo Quintana, Warren Barguil, Mikel Landa, Dan Martin i inni skupią się na poszczególnych etapach a nie na klasyfikacji generalnej.

    To będzie więc impreza dla koneserów górskiego ścigania, transmisje z kolejnych etapów znajdziecie codziennie od środy do niedzieli w Eurosporcie od ok. 14.30 do ok. 17.00. Po przekroje i opis etapów zapraszam znów do rowery.org.

    W środę w programie znajdziemy również Gran Piemonte, sprawdzian przed Giro di Lombardia a sam „wyścig spadających liści”, który w tym roku musi znaleźć sobie inny przydomek (bo rozgrywany jest w środku lata, tydzień po „Primaverze”, czyli „wiośnie”, Mediolan – San Remo) czeka na nas w sobotę.

    Wyścig „na sekundy”

    Imponujący atak 50km przed metą etapu w Bukowinie w wykonaniu Remco Evenepoela sprawił, że powróciła dyskusja o tym, jakie wyścigi są ciekawsze. Czy te, gdy zawodnicy ścigają się o sekundy, czy te, które rozstrzygają się po takich spektakularnych akcjach. Dla entuzjastów przygotowałem zestawienie różnic, jakie dzieliły od zwycięzcy drugiego i dziesiątego kolarza wszystkich Tour de Pologne z ery World Touru i Pro Touru.

    https://twitter.com/xouted/status/1292778405839212549

    A więcej takich ciekawostek znajdziecie na moim Twitterze.

    Nieprzemakalny Czesław Lang

    Zacznę od dobrej wiadomości. Fabio Jakobsen, poszkodowany w kraksie na pierwszym etapie Tour de Pologne jest już w tak dobrym stanie, że w środę 12.08 został wypisany ze szpitala. Zależnie od tego, w co wierzycie, całą sprawę należy traktować w kategoriach cudu lub wyjątkowego zbiegu okoliczności.

    Tyle dobrego. W sytuacji, gdy kolarski świat, w tym bardzo doświadczeni zawodnicy, dyrektorzy sportowi i CPA, czyli związek zawody kolarzy zwrócił uwagę, że być może z finiszem w Katowicach, barierkami i innymi elementami trasy było coś nie tak, Czesław Lang jest głuchy na te argumenty. W zamian odbija piłeczkę mówiąc, że przecież kolarze finiszowali tam tyle razy i nic się nie działo a jego wyścig od lat dostaje najwyższe oceny od UCI. Krytyków nazywa amatorami i hejterami.

    Nie mogę tego pozostawić bez komentarza. Czesław Lang i Lang Team zawsze bardzo zabiegali o przychylność mediów. I te media ową przychylność nieustająco wyrażają. Od lat tłumaczymy, wyjaśniamy i bronimy Tour de Pologne. Wszystkie rozwiązania, które na tle świata wydają się egzotyczne, trudne do zrozumienia i mają mocny, „autorski” charakter odbiegający od praktyk znanych z innych imprez. Przymykamy oko na ekstremalną komercjalizację czy ciężki do przyjęcia patos. Nadajemy Tour de Pologne większe znaczenie niż te zawody realnie mają i szukamy pozytywów często tam, gdzie trudno je dostrzec. Wszystko to w imię wyższego dobra, bo wszyscy gramy do jednej bramki. Dobry Tour de Pologne, może pomagać polskiemu kolarstwu. Pozytywna energia i dobre słowo są pewnego rodzaju obowiązkiem tych, którym na wspólnym interesie zależy. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy zobligowani by na wyścig Czesława Langa i kolejne jego wybryki patrzeć całkowicie bezkrytycznie. Tak doświadczony zarówno sportowiec jak i biznesmen nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem tych zależności.

    Jeśli przegapiliście…

    To zapraszam na mój kanał youtube, gdzie zamieszczam komentarze po najważniejszych wyścigach oraz gdy w naszym sporcie dzieje się coś istotnego. Zasubskrybować można Tutaj a poniżej znajdziecie podsumowanie Tour de Pologne i Mediolan-San Remo.

    Jeszcze lepsze super rowery

    Zapewne większość tych premier była zaplanowana na Tour de France, ale Wielka Pętla jest przesunięta a żyć i promować trzeba. W związku z tym już na Tour de Pologne i Mediolan – San Remo mogliśmy obserować nowe Specialized:

    https://twitter.com/iamspecialized/status/1288255451352760325

    i BMC:

    https://www.facebook.com/bmcswitzerland/posts/10158369511079424

    a swoją submarkę, zazdroszcząc S-Worksa, Lexusa, czy Infinity pokazał też Canyon. Topowa linia niemieckiego producenta będzie się nazywała CFR.

    Który z nich jest najbardziej hot?

  • Porozmawiajmy o bezpieczeństwie kolarzy

    Porozmawiajmy o bezpieczeństwie kolarzy

    Pierwszy etap Tour de Pologne 2020 zakończony drastyczną kraksą z udziałem Dylana Groenewegena, Fabio Jakobsena i innych kolarzy pokazał, jak bardzo nie potrafimy rozmawiać o takich sytuacjach. 

    Przeklęte rundy

    Finisz w Katowicach jest specyficzny. Stosunkowo wąski, na drodze prowadzącej lekko w dół, usytuowany ok. 900m po nawrocie na rondzie. Przez “kreskę” kolarze wcześniej przejeżdżają kilka razy, ponieważ, jak to na Tour de Pologne, etap kończy się rundami w mieście. Kilkunastokilometrowe okrążenie jest pełne pułapek: skrzyżowań, wysepek, robót drogowych, przejazdów przez tory czy nawet ciągiem pieszo-rowerowym. 

    Rundy na trasach etapów TdP nie biorą się znikąd. Ułatwiają organizację oraz realizację transmisji TV a także zapewniają dłuższą ekspozycję samorządu częściowo finansującego wyścig w tejże TV.

    Z wielu powodów są zmorą imprez kolarskich, nie tylko w Polsce. Tego typu quasi kryterium na koniec długiego etapu często powoduje problemy. Peleton goni ucieczkę lub rozpędza się przed finiszem na wąskich ulicach miasta, pokonując zakręty i liczne przeszkody. Stopień trudności rośnie, gdy dodatkowo spadnie deszcz, wypełniając dziury i koleiny kałużami.

    Tour de Pologne, będąc ciągle imprezą na dorobku chętnie korzysta rund, nie do końca licząc się z konsekwencjami, nie ucząc się z błędów nie tylko swoich, ale i większych wyścigów. Gdy podobne rozwiązanie pojawia się na trasach bardziej eksponowanych imprez, nawet wielkich tourów, sytuacja jest podobna. Zazwyczaj ściganie w takich warunkach kończy się kraksami. 

    Żeby nie było wątpliwości, są one przykrą, lecz nieodzowną częścią kolarstwa. Jasne, nieprzyjemnie się je ogląda i chcielibyśmy, by było ich jak najmniej, ale się zdarzają i zdarzać się będą. 

    Sprinter musi być choć trochę szalony

    Nawet jeśli wykluczymy patologiczne przypadki zawodników jeżdżących szczególnie niebezpiecznie, bywa, że i najlepszym zdarza się popełnić faul. Peleton wywracany jest też przez nieuwagę lub zdarzenia losowe, wpadające pod koła zwierzę, plamę oleju lub nieroztropnego kibica robiącego selfie. 

    Choć Groenewegen został odsądzony od czci i wiary trzeba pamiętać, że w większości sportów by wygrać, agresja, zdecydowanie i chęć pokonania rywali są niezbędne. Wyjątkiem są niektóre indywidualne dyscypliny techniczne, gdzie kluczowe jest skupienie na własnym ciele i umyśle (by przywołać choćby słynne “Chcę tylko oddać dwa dobre skoki” Adama Małysza). Poza nimi sport to wojna, co dodatkowo podkreślają słowa używane przez dziennikarzy relacjonujących kolejne wydarzenia. 

    Granice, których nie wolno przekraczać opisują stosowne przepisy. Dzięki temu dochodzimy do ważnej kwestii, czyli ich respektowania i egzekwowania. 

    Trzeba przyznać, że od czasów Dżamolidina Abdużaparowa przeszliśmy długą drogę. Obecnie nie trzeba kraksy, by zajeżdżający drogę zawodnik został pozbawiony zwycięstwa. Doświadczył tego choćby Jakobsen rok temu w Zabrzu, gdzie linię mety minął jako pierwszy, ale zwycięstwo, przez faul na Ackermanie, mu odebrano. 

    By odnosić sukcesy jako sprinter trzeba jeździć bezkompromisowo, często ryzykować może nawet przekraczać granice rozsądku. Konsekwencje bywają poważne, ale z drugiej strony po części takie są reguły gry. Zajeżdżanie drogi czy wystawianie łokcia jest zabronione, ale legalne wciskanie się w ledwo widoczne luki i szukanie sobie najmniejszej dostępnej przestrzeni do sprintu to proszenie się o guza. Bez ryzyka trudno o sukces, chyba, że zostanie się dowiezionym do mety przez całą drużynę z kilkukilometrowego rozprowadzenia. Przy wyrównanym poziomie i okrojonych składach to jednak zdarza się coraz rzadziej.

    Tak czy inaczej należy oczekiwać od UCI (czy na rodzimym podwórku PZKol) większej konsekwencji w pilnowaniu porządku, zarówno na finiszach jak i na trasie. Bo jak pokazał przypadek z Katowic, obrażeń mogą doznać nie tylko sami zainteresowani, ale też kibice czy obsługa wyścigu.

    O ile sposób jazdy jest od zawodników zależny, to już warunki, w jakich się ścigają nie są. I tu pole do popisu ma, znów, kolarska federacja, ale też organizatorzy wyścigów. 

    Każdy może się pomylić

    Czesław Lang co roku chwali się, że jego wyścig dostaje najwyższe oceny od UCI. Czy to jednak oznacza, że prowadząc kolarzy przez rundy takie jak ta w Katowicach, czy po ulicach tak dziurawych jak te w Krakowie robi wszystko, by zapewnić sportowcom odpowiednie warunki pracy?

    Nie zrozumcie mnie źle. Wpadki zdarzają się wszystkim, by przypomnieć choćby feralny słupek na trasie Vuelty 2016, który wyeliminował z wyścigu Stevena Kruiswijka. Lub, również na Vuelcie (2019), kurizoalną sytuację z pękniętym basenem ogrodowym, który sprawił, że podczas drużynowej czasówki kolejni kolarze wywracali się na śliskiej jezdni. 

    Jednak planowe i systemowe prowadzenie wyścigu w terenie, który sam z siebie sprzyja kraksom, jak dziurawe, pełne krawężników, pasów, torów rundy lub organizowanie finiszu na zjeździe i ekscytowanie się prędkością rozwijaną tam przez zawodników są mocno dyskusyjne. 

    Rozważanie, czy barierki w Katowicach były spięte zipami czy zamocowane na sztywno do siebie jest bezcelowe. To, że ustąpiły pod naporem rozpędzonego do 80km/h zawodnika mogło być przypadkiem, bo dodatkowo nie opierali się o nie kibice, albo efektem zaniedbania osoby je ustawiającej. 

    Kwestią nadrzędną jest, że samo umiejscowienie linii mety, jak i droga do niej doprowadzająca od lat prosiły się o tragedię. Podobnie jak innych finiszy na trasie TdP, czy rund do nich prowadzących. Żeby nie było, że “czepiam się” Śląska, w moim rodzinnym Krakowie dojazd do finałowej rundy również jest skandaliczny, jedną z najbardziej dziurawych ulic w mieście a samo okrążenie wokół Błoń jest powodem do wstydu (choć w tle widać Wawel i Kopiec Kościuszki), pełne zwężeń, malowanek na jezdni i kolein.

    Mała architektura przeciwko kolarzom

    Rok temu kolarski świat był wstrząśnięty śmiercią Bjorga Lambrechta, która akurat wydarzyła się na prostej drodze. Nie pociągnęliśmy niestety dyskusji o elemencie infrastruktury drogowej, który przyczynił się do tej tragedii, czyli o przymocowanym do nawierzchni odblasku. Teoretycznie ma on zwiększać bezpieczeństwo i z pewnością każdy kierowca docenia go podczas jazdy w nocy, jednak jak okazało się podczas wyścigu kolarskiego był on zabójczy.

    Z drugiej strony uznany klasyk, część “ardeńskiego tryptyku”, Amstel Gold Race nie tylko prowadzi w dużej części wąskimi uliczkami limburskich przedmieść, droga cały czas skręca i zmienia nachylenie, to jeszcze pełna wysepek, progów zwalniających i innych części małej architektury, która na co dzień ma dbać o bezpieczeństwo ruchu drogowego (w tym rowerzystów). 

    Chcemy igrzysk

    Co więcej, trasy wyścigów wciąż są ekstremalizowane. Organizatorzy wyszukują ekstremalnych stromizn, szutrów czy bruków. Ba, nawet na tak konserwatywnym wyścigu jak Tour de France zdarzają się takie przykłady jak jurajski etap w 2017, który zebrał żniwo wśród zawodników ścigających się na zjazdach. Porte, Thomas czy Majka doznali poważnych kontuzji, ale prawda jest brutalna: wszyscy oczekiwaliśmy ostrego ścigania na zjazdach. I takie było, czego efektem były dotkliwe kraksy. 

    Dlaczego więc gdy oglądałem fruwające barierki i Jakobsena wypadającego z drogi na mecie w Katowicach największy mój największy gniew wzbudził nie faul Groenewegena a Czesław Lang i jego koncepcja trasy Tour de Pologne?

    Cóż, dyrektor TdP umiejętnie od lat narzuca nam swoją narrację, dorabiając do swoich, wyłącznie merkantylnych, wyborów chwytliwe nazwy. Idiotyczny i niebezpieczny finisz na zjeździe poprzedzony jazdą po dziurach ochrzcił “świątynią sprintu”, nadając brzydkiemu, nieatrakcyjnemu sportowo i niebezpiecznemu etapowi fałszywe znaczenie. Od lat prosił się o wypadek, który o mały włos nie skończył się fatalnie a wtórowali mu komisarze UCI przyznając wyścigowi wysokie oceny. 

    Sęk w tym, że sami kolarze jak również organizacja w założeniu broniąca ich interesów (CPA – związek kolarzy zawodowych) są zbyt słabi. Wyścigi zależne są od sponsorów i samorządów, które często dyktują układ tras, umiejscowienie finiszy czy premii. O harmonogramie decyduje ramówka telewizji. W sytuacji, gdy można zamknąć budżet dzięki milionowi (obojętne: złotówek czy euro) lub dwóm lub doprowadzić imprezę do bankructwa w imię “ciekawej trasy”, kompromisy stają się koniecznością. 

    Jeśli cierpi na tym atrakcyjność imprezy, bo zawodnicy ścigają się w nieciekawym, zurbanizowanym terenie zamiast po górskich przełęczy, jeszcze można to przeboleć. Gorzej, jeśli w imię zarobku (bezpośrednio w postaci umów z mecenasami lub pośrednio przez np. zbytnie radykalizowanie trasy i poszukiwanie widowni przez wzbudzanie kontrowersji) cierpią kolarze. 

    I żeby nie było wątpliwości, to nie jest problem tylko Langa i jego Tour de Pologne. Nie bez powodu etapy Tour de France potrafią prowadzić przez “kultowe” pirenejskie wzniesienia by następnie prowadzić peleton kilkadziesiąt kilometrów po płaskim do Pau. I nie bez przyczyny włoskie Giro co roku pcha się na potencjalnie oblodzone przełęcze i zjazdy w śnieżycy. 

    Nie zmienia to faktu, że oglądając TdP wielokrotnie przeklinam pod nosem Langa i Piaseckiego, którzy fundują i kolarzom i nam to co fundują. Bo wbrew temu, co sami deklarują pod wieloma względami do “Ligi Mistrzów” jest im bardzo daleko. A chciałbym, żeby było bliżej. No ale to już problem mój i moich oczekiwań. 

    Zdjęcie okładkowe: RAYMOND Wong on Unsplash

  • Jedyna szansa Czesława Langa

    Jedyna szansa Czesława Langa

    Będąc pierwszą etapówką w zrestartowanym po lockdownie World Tourze Tour de Pologne 2020 ma w końcu szansę, by przyciągnąć uwagę międzynarodowej publiczności.

    77. TdP będzie krótszy, pięciodniowy w miejsce tradycyjnego tygodnia. Rozgrywany w “reżimie sanitarnym”, z ograniczoną publicznością w strefach startu i mety. Z bardzo mocną obsadą kolarzy wygłodniałych ścigania, szukających pierwszych w sezonie sukcesów, które pomogą im negocjować kontrakty na kolejny rok. 

    W ostatnich latach Tour de Pologne zaczął się sprawdzać jako impreza wykorzystywana przez zawodników budujących formę na hiszpańską Vueltę. Dzięki temu, choć rozgrywany tuż po Tour de France, gromadził na starcie ciekawą obsadę i oferował całkiem niezłe, sportowe emocje. 

    Nazywając rzecz po imieniu, TdP w końcu można było oglądać jako solidną propozycję w kalendarzu, o ile oczywiście ktoś interesuje się kolarstwem szosowym na takim poziomie, że śledzi tygodniowe etapówki. 

    To opinia “nieco” sprzeczna z tym, co wciąż próbuje nam sprzedać Lang Team i wspierające go media, ale myślę, że stosunkowo bliska stanowi faktycznemu. 

    Przez lata, mimo francuskiej nazwy czy kuriozalnej wizyty we włoskich alpach był i jest wyścigiem na wskroś polskim. Kierowanym do polskiego widza, w dużej części finansowanym z kieszeni podatników (za pieniądze nie tylko samorządów, co jest charakterystyczne dla modelu organizowania imprez kolarskich, ale też spółek skarbu państwa) i istniejącym dzięki partnerstwu z telewizją publiczną.

    Oceniam, że było to działanie w dużej mierze celowe, ponieważ wciąż nie przebił się jako wartościowy punkt programu do świadomości kolarskich kibiców na świecie. Za to w Polsce jest jedną z najważniejszych cyklicznych imprez sportowych, której dorównuje może tylko żużlowe GP. 

    Z kolei z perspektywy zagranicznej, wciąż jest to impreza mniej istotna i poniekąd egzotyczna. Zanim kolarstwo zaczęło się na dobre globalizować, włączenie do World Touru (wcześniej Pro Touru) zawodów choć starych i zasłużonych, to jednak spoza status quo, było pewną nowością. 

    Mimo że Tour de Pologne nie zrobił może takiej kariery jak Strade Bianche, stał się stałą pozycją w europejskim kalendarzu i wyrabia sobie markę. Nawet jeśli nie jest spektakularny, ma dziwną specyfikę trasy z jazdą po rundach, quasi-kryteriami na ulicach miast i ze stopniem trudności górskich etapów porównywalnym z ardeńskimi klasykami. 

    Dodatkowo, choć narzekamy na poziom realizacji sygnału TV, obrazki z Podhala, Beskidów czy przynajmniej kilku miast etapowych wyglądają na ekranach całkiem atrakcyjnie. Dzięki transmisji nie tylko w TVP, ale i w Eurosporcie w końcu wyścig może faktycznie pełnić rolę promocji turystycznej regionów goszczących cyrk Czesława Langa. 

    W tym roku TdP miał być rozgrywany w trakcie Tour de France i być dla niektórych zawodników sprawdzianem dyspozycji przed Igrzyskami w Tokio. 

    Z powodu pandemii jest pierwszą etapówką w World Tourze i okazją do wejścia w wyścigowy rytm czy to przed Wielką Pętlą czy też przed klasykami. Uwagę światowej publiki odciągnie jedynie Mediolan-San Remo, ale w sytuacji, gdy wszyscy są spragnieni ścigania, nie powinno to być problemem. 

    Lista startowa 77. Tour de Pologne obfituje w świetne nazwiska. Znajdziemy na niej takich zawodników jak Richard Carapaz, Rohan Dennis, Jakob Fuglsang, Ion Izagirre, Mark Cavendish, Wout Poels, Pascal Ackerman, Rafał Majka, Max Schachmann, Ilnur Zakarin, Remco Evenpoel, Fabio Jakobsen, Esteban Chavez, Luka Mezgec, Simon Yates, Enrico Gasparotto, John Degenkolb, Thomas de Gendt, Dylan Groenewegen, Wilco Kelderman, Mads Pedersen, Jasper Stuyven, Rui Costa, Diego Ulissi a także spore grono młodych kolarzy szukających pierwszych sukcesów w zawodowym peletonie. 

    Dodatkowo jest to początek pożegnalnego tournee marki CCC i “polskiej grupy w World Tourze”. Jim Ochowicz walczy o nowych sponsorów a jego zawodnicy, podobnie jak przedstawiciele wielu innych zespołów o zapewnienie sobie przyszłości w kryzysowych czasach. 

    Ponieważ, jak to zazwyczaj bywa w tego typu wyścigach, zawodnicy przyjeżdżają na start z różnymi założeniami i w różnej dyspozycji, można spodziewać się ciekawych rozstrzygnięć. Intrygująco zapowiadają się finisze z peletonu a o zwycięstwie w klasyfikacji generalnej zapewne zdecydują sekundy.

    Z powodu pandemii kolarze mają mniej okazji do wykazania się swoimi umiejętnościami, zatem każde zwycięstwo jest na wagę złota. Oczekuję więc, że każdy z etapów będzie rozgrywany w dobrym tempie i z pełnym zaangażowaniem. Miejmy nadzieję, że na rundach ulicami miast nie dojdzie do zbyt wielu kraks. Kolarze są bowiem po przerwie i choć to doświadczeni profesjonaliści, nie są jeszcze w 100% wyścigowym rytmie. 

    Zapowiada się dobry wyścig, który będzie warto śledzić nie tylko dlatego, że jest “nasz”. Dzięki niespodziewanym okolicznościom pierwszy raz oczy sporej części kolarskiego świata będą skierowane na Tour de Pologne. To co Lang Team pokaże jako organizator, TVP jako dostawca sygnału telewizyjnego a kolarze jako jego treść może zadecydować o pozycji i kondycji imprezy w kolejnych latach. Takiej szansy jeszcze nie było a. 

    Trasa 77. Tour de Pologne: 

    • Etap 1: Stadion Śląski Chorzów – Katowice (195,8 km), środa 05.08
    • Etap 2: Opole – Zabrze (151,5 km), czwartek 06.08
    • Etap 3: Wadowice – Bielsko-Biała (203,1 km), piątek 07.08
    • Etap 4: Bukovina Resort – Bukowina Tatrzańska (152,9 km), sobota 08.08
    • Etap 5: Zakopane – Kraków (188 km), niedziela 09.08

    Transmisje w Eurosporcie codziennie (poza piątkiem) od 17.15 do ok. 19.00, w TVP i TVP sport w podobnych godzinach. W piątek etap kończy się wcześniej, bo o 17, zatem transmisja zacznie się o 15.30. Szczegółowy plan znajdziecie tutaj.

  • Czesław Lang – Zawodowiec

    Czesław Lang – Zawodowiec

    Historia utalentowanego, skutecznego sportowca i człowieka sukcesu. Medal igrzysk olimpijskich przekuty w pierwszy kontrakt zawodowego kolarza z bloku wschodniego, z którego z kolei wyrósł wyścig zaliczany do World Touru.

    Mam duży szacunek do Czesława Langa. Jasne, czasem pod adresem jego wyścigu napiszę kilka cierpkich słów, ale co do zasady nie tylko przyznaję mu rację, ale też cieszę się jego sukcesem. Lang bowiem zbudował najważniejsze, cykliczne wydarzenie sportowe w Polsce, ale też wiele razy pociągnął nasze kolarstwo ku lepszemu światu.

    Czy to jako pierwszy wyjeżdżając na „zachód” i przecierając szlaki dla swoich następców czy też wprowadzając kolarstwo zawodowe na nasze szosy, czy wreszcie, przez wiele lat budując i finansując kolarstwo górskie. Przy tym wszystkim, po raptem kilku okazjach do spotkania twarzą w twarzą, kojarzę go jako postać serdeczną i otwartą, co wcale nie jest takie oczywiste, gdy mówimy o ludziach sukcesu.

    Ale po kolei. „Zawodowiec” to autobiografia Czesława Langa, napisana przy pomocy Grzegorza Kalinowskiego. I chyba nie tylko jego, ale o tym za chwilę.

    Właściciela Lang Teamu, twórcę Tour de Pologne w zawodowym wydaniu i srebrnego medalistę Igrzysk Olimpijskich w Moskwie poznajemy chronologicznie, krok po kroku, zaczynając od korzeni na Kresach idąc, klasycznie, przez pierwszy rower, pierwszy wyścig, pierwszy klub, pierwszą grupę zawodową, pierwszy biznes a kończąc na dostatnim, choć aktywnym życiu człowieka w pełni wieku, zmieniającego nawyki żywieniowe swoje i swoich bliskich.

    https://www.instagram.com/p/BMJz4Bxh2yz/

    Kolarstwem pasjonuję się od wczesnego dzieciństwa. Byłem za mały, by kojarzyć nazwisko Lang, ale o Piaseckim słyszałem już dość sporo. Z zapartym tchem śledziłem schyłkową erę Wyścigu Pokoju, imprezy, bez której nie byłoby ani Piaseckiego, ani Langa ani „złotego wieku polskiego kolarstwa”.

    Spora, i najbardziej ciekawa, część autobiografii Czesława Langa to rodzaj przewodnika po polskim kolarstwie lat ’60, ”70 i ’80 XXw. Tekst co chwilę przerywany jest krótkimi notkami biograficznymi największych gwiazd peletonu tamtych czasów, które co kilka stron dodają kilka słów od siebie, uzupełniając wspomnienia naszego bohatera i dodając im nieco swojej perspektywy.

    Dostajemy więc w ten sposób ciekawe kompendium, cenne zwłaszcza dla zaczynających się interesować kolarstwem, lub po prostu młodszych fanów. Choć wiele, jeśli nie większość anegdot i historii można było gdzieś wcześniej przeczytać i usłyszeć, ponieważ pochodzą z „ery przedinternetowej” i nie są zaindeksowane przez Google, uwiecznienie ich w takiej formie to dobry pomysł.

    Przybliżenie realiów sportu w PRLu, zarówno amatorskiego, na poziomie szkolnym i klubowym jak i później, kadry narodowej, będzie dla wielu szokiem i niezwykłą lekcją. Tym bardziej, że Lang prezentuje wspomnienia ze stoickim spokojem, nie żaląc się ani też nie gloryfikując przeszłości. Podobnie prezentuje swoją przygodę z wyjazdem na „Zachód”, zmianą realiów, stylu życia i warunków uprawiania sportu.

    Być może niektórych czytelników może nieco zmęczyć wymienianie kolejnych wyników osiąganych przez naszego bohatera, mnie przy tej okazji nasunęła się pewna, dość istotna refleksja. Lang był znakomitym kolarzem, ale jednym z wielu. O zawodnikach, którzy od czasu do czasu wygrają etap w wyścigu World Touru czy imprezie klasy .HC często zapominamy, skupiając się na bohaterach wielkich tourów czy „monumentów”. Tymczasem tacy jak Lang to, realnie rzecz ujmując, światowy top, creme de la creme tego sportu i każde zwycięstwo na tym poziomie jest niezmiernie cenne. Jeśli ktoś jest ich w stanie zgromadzić kilka, jest postacią wybitną.

    Później jest niestety gorzej, ponieważ przechodzimy do ery, w której Czesław Lang staje się właścicielem Tour de Pologne. O ile wspomnienia z dzieciństwa czy kariery sportowej mają pewien rys osobisty, o tyle etap życia związany z prowadzeniem firmy – wyścigu ma bardziej charakter kroniki. Niewiele jest kulisów organizacji, mechanizmów decydujących o tym, że nasz narodowy wyścig wygląda tak, jak wygląda. To ciągle ta sama, nieco już zgrana historia „kolarskiej ligi mistrzów”, którą co roku serwuje nam biuro prasowe Lang Teamu i przetwarza większość zaangażowanych we współpracę z Tour de Pologne mediów.

    Ta część wygląda raczej, jakby bardziej niż sam Lang, przy jej tworzeniu pracował rzecznik prasowy czy też dział marketingu. A szkoda, bo mimo wszystko właśnie ta sfera najbardziej mnie intryguje, biorąc pod uwagę niewątpliwy sukces i konsekwencję, z jaką budowany jest TdP i jego marka. Cóż, może uda mi się kiedyś o tym z Czesławem Langiem po prostu porozmawiać.

    Na koniec dostajemy krótki obraz Langa jako osoby prywatnej. Życie człowieka sukcesu, spełnionego lecz wciąż aktywnego, nawet, jeśli nie pozbawione problemów osobistych czy zdrowotnych prezentuje się imponująco. I choć pewnie zasługuje na książkę ciekawszą, bardziej porywającą, wierzę, że tak jak ze swoich dokonań: sportowych, biznesowych i osobistych Lang jest z niej zadowolony.

    Bo jeśli czegoś nas uczy, to po pierwsze, by ciężko pracować na swój sukces a po drugie, co jest często trudniejsze, gdy już przyjdzie, samemu przed sobą go docenić.

    Czesław Lang, Zawodowiec
    Wydawnictwo Akurat 2016
    320 stron
    Ebooka oraz wydanie papierowe można kupić od 25zł

  • Wyzwanie dla Lang Teamu

    Wyzwanie dla Lang Teamu

    Tour de Pologne 2012 zostanie rozegrany w trakcie trwania Tour de France. W komentarzach dotyczących takiego układu kalendarza dominują obawy o obsadę wyścigu a co za tym idzie o poziom sportowej rywalizacji. Ja obawiam się czegoś innego.

    Tygodniowe etapówki nie muszą wcale tracić w konfrontacji z wielkimi tourami. Przez wiele lat Volta a Cataluna kolidowała z Giro d’Italia. Jako wyścig przygotowujący (głównie) Hiszpanów do Tour de France niejako znajdował się w innej kategorii imprez. Przeniesiony na wiosnę został w kalendarzu „wygryziony” przez Tour of California. Nocne relacje z Ameryki, zwłaszcza z górskich etapów były całkiem atrakcyjne, zwłaszcza w obliczu posuchy w programie TV. Andy Schleck, mocna ekipa RadioSchack, Peter Sagan oraz kilku, dobrze zapowiadających się kolarzy ze Stanów zrobili wystarczający show by przykuć uwagę kibiców. W trakcie samej „Wielkiej Pętli” swój wyścig mają Austriacy. Ponieważ jest górzysty, można na nim obserwować walkę zawodników, którzy z różnych powodów nie mogli ścigać się we Francji. A to ich ekipy nie dostały zaproszenia (jak np. w tym roku Geox) a to oni sami zostali pominięci przy wewnątrz teamowej selekcji (np. Cadel Evans w Telekomie, Fredrik Kessiakof w Astanie, Tom Danielson w Discovery). Impreza nie jest szczególnie prestiżowa, ale utrzymuje się w kalendarzu a dla zwycięzców często jest ważnym krokiem w rozwoju kariery. Wreszcie nasz Tour de Pologne przez kilka lat rywalizował z hiszpańską Vueltą. Wysoko punktowany, tygodniowy wyścig pod koniec sezonu sprzyjał walce o miejsca w klasyfikacji Pro Tour. Polskę zamiast Hiszpanii wybierali więc m.in Ballan, Evans czy di Luca.

    Ze względu na spory ruch transferowy, fuzje ekip i liczne przetasowania, z pewnością wielu znakomitych zawodników zostanie poza składami na Wielką Pętlę. Trudno się spodziewać, że faworyci zrezygnują z prestiżu TdF a conto ryzykownej inwestycji w medal na Igrzyskach. Dobrych kolarzy jest jednak dość, by do Polski przyjechała niezła grupa solidnych i utalentowanych kolarzy, którzy zadbają o atrakcyjne widowisko. Sagan, Martin, Kittel czy Poels, teoretycznie postaci drugoplanowe, w tym roku dali sporo emocji kibicom. Przy okazji sami potwierdzili klasę a kilka tygodni później, podczas hiszpańskiej Vuelty sprawdzili się w gronie ścisłej elity. O poziom sportowy za rok zatem nie ma się co martwić.

    Widzę za to problem o wiele poważniejszy. Etapy 69. Tour de Pologne będą się kończyły niespełna dwie godziny po etapach Tour de France. Będzie więc można porównać relację z jednego z największych sportowych i medialnych wydarzeń świata z… no właśnie, z czym?

    Vuelta Espana ma niezły poziom relacji TV, często to Hiszpanie wprowadzają innowacje do transmisji: dzielony ekran, dobre międzyczasy, informacje o tętnie zawodników. Poza tym całość prezentuje się podobnie jak w Polsce. Kibice (poza nielicznymi etapami w górach), oprawa, sponsorzy. Tak, Tour de Pologne dorósł do tego poziomu i był w stanie wytrzymać porównanie z trzecim wielkim tourem. Niestety, w porównaniu z rozmachem, budżetem i sławą Wielkiej Pętli, nasz wyścig z rundami wokół blokowisk wypada bardzo blado. O ile miesiąc po TdF można na to przymknąć oko, o tyle konfrontacja rozmiaru obu imprez niemal na żywo zakończy się klęską. Mit o kolarskiej lidze mistrzów upadnie z wielkim hukiem.

    Przed całą ekipą tworzącą Tour de Pologne: Lang Teamem, Telewizją Polską i samym Czesławem Langiem stoi wielkie wyzwanie. Największe od czasu przejęcia organizacji wyścigu na początku lat dziewięćdziesiątych. TdP, wbrew pozorom ma sporo zalet, nie są to jednak w większości te, na które stawiają oficjalne komunikaty. Biesiadny PR nie sprawdzi się, a wręcz przeciwnie, obnaży naszą małą biedę ze zdwojoną siłą. Tak naprawdę sytuację przyszłorocznego TdP można przełożyć na o wiele szerszy kontekst. Mamy produkt, własnego projektu, wykonany rękami naszych ludzi, który jest solidny, sprawdzony i ma niezłą markę na arenie międzynarodowej. Wybór jest prosty: w przyszłym roku możemy przedstawić się albo jako, może nie najbogatszy, ale sprawdzony fachowiec – specjalista, który przyjeżdża załatwić swoje interesy na targi w Niemczech a następnie wraca by zająć się swoimi sprawami, albo jako wulgarny kandydat na rosyjskiego oligarchę podczas wakacji w bułgarskich Złotych Piaskach.

  • Patriotyczny obowiązek

    Patriotyczny obowiązek

    W niedzielę w Warszawie startuje najważniejsza cykliczna impreza sportowa w Polsce. Tour de Pologne nakręca od lat całą branżę rowerową w kraju. Jest nasz i za to go cenimy. Ale czy mamy go za co lubić?

    Pro

    To całkiem niezły wyścig. Choć ciągle szuka miejsca w kalendarzu i do rangi, jaką mają inne etapówki z najwyższej półki realnie mu trochę brakuje, co roku przyjeżdżają do Polski dobrzy zawodnicy. Wbrew temu, co próbuje nam przekazać TVP na Tour de Pologne nie ścigają się gwiazdy. Te, jeśli się pojawiają, zazwyczaj są tu w innych celach. Za to solidni kolarze, których kariera zazwyczaj dopiero nabiera rozpędu nadają Tour de Pologne wysoki priorytet. Od czasu wejścia do najwyższej klasy rozgrywkowej imprezę wygrywają uznane nazwiska. Ba, zdarzyło się nawet, że Tour de Pologne decydował o klasyfikacji generalnej UCI Pro Tour. „Kolarska Liga Mistrzów” jest jednak melodią przeszłości i nieudanym projektem odłożonym na półkę. Bardziej istotny jest prestiż konkretnych zawodów niż całej serii. Wydaje się, że wyścigowi organizowanemu przez Czesława Langa bliżej do niektórych etapówek z UCI Europe Tour, ale oficjalnie przyznana kategoria robi swoje. W poszukiwaniu charakteru trasa Tour de Pologne jest z roku na rok modyfikowana. W sezonie 2011 na papierze wygląda na wymagającą i ciekawą – w sam raz dla dobrych kolarzy jeżdżących w średnich górach. Mocni „klasycy” i młodzi adepci etapówek powinni czuć się u nas dobrze a przy tym zagrać ciekawy spektakl dla widowni. Całość uzupełniają codzienne relacje w telewizji publicznej dostępne w całym kraju w prime time, wygodny streaming w internecie oraz obszerne relacje w prasie i mediach elektronicznych.

    Contra

    Tour de Pologne ustami dziennikarzy TVP regularnie PRowsko nasz oszukuje. To nie jest „Kolarska Liga Mistrzów”, gdzie o zwycięstwo walczą gwiazdy. To dobry wyścig dla dobrych zawodników. Tyle. Impreza ma niestety sporo mankamentów.

    Pierwszy to brak pozytywnych elementów charakterystycznych. Tour de Pologne to wyścig bez legendy. Nie ma swoich herosów, nie ma miejsc, które co roku decydowałyby o zwycięstwie. Mamy za to wszechobecne rundy. Robione dla sponsorów, samorządów i telewizji. Dla zawodników są niebezpieczne, dla kibiców nudne.
    Drugi i chyba najważniejszy to koszmarna jakość relacji telewizyjnej. Niby jest lepiej, przynajmniej od strony technicznej – są helikoptery, motocykle niewiele ujęć pochodzi z kamer stacjonarnych jak bywało jeszcze całkiem niedawno. Niestety kolory w telewizorze nadal przypominają te, znane ze zdjęć wykonanych na materiałach światłoczułych marki ORWO a finisze rozgrywane są pod słońce, tak, że trudno rozróżnić zawodników. Sama relacja przerywana jest komentarzami wątpliwej klasy ekspertów, a raczej gości dobieranych „od czapy”. Mamy więc kierowców rajdowych, serialowych aktorów,  lokalne piosenkarki, brakuje tylko Dody i mielibyśmy „Gwiazdy Tańczą na Lodzie”. A raczej „Gwiazdy nie Mają Pojęcia o Czym Mówią, ale Ładnie się Uśmiechają w Dobrym Czasie Antenowym”. Gadające głowy to spora część czasu poświęconego na relację. Kolarze stanowią tło. Jest więc to czas stracony dla kolarstwa, sportu, szerzej „kultury fizycznej”. Można za to policzyć zwrot z migających w tle logotypów.

    Meritum

    Tour de Pologne, choć z długą tradycją, w zawodowym kolarstwie istnieje od 1997r, gdy dostał kategorię UCI. Do elity awansował w rewelacyjnie szybkim tempie i to nie dzięki pieniądzom jak kiedyś Deutschland Tour a organizacji, która faktycznie spotyka się z uznaniem międzynarodowych władz kolarstwa. Jest jednak ciągle imprezą na dorobku, która szuka swojego miejsca. Koncepcja wyścigu jest zmieniana, trasa, lokalizacje, góry, etapy płaskie, jazda na czas pojawiają się sezonowo. Silna zależność m.in. od budżetów samorządów w połączeniu z niedawną zmianą terminu powoduje, że czas na odnalezienie charakteru się wydłuża. Przy tym potencjał całości nadal wydaje się nie do końca wykorzystyway. Osobiście nie słyszałem, by ktoś w rozmowie wspomniał: „A wiesz, byłem ostatnio w miejscowości X. Gdzie to jest? No tam, gdzie w zeszłym roku przejeżdżał Tour de Pologne”.

    Przed Czesławem Langiem i jego ekipą jeszcze wiele pracy. Realne, a nie PRowskie wejście do grupy najbardziej prestiżowych imprez kolarskich na świecie może nadejść za długie lata albo nawet wcale. Tour de Pologne prawdopodobnie nigdy nie będzie tym co Tour de Suisse, Paryż-Nicea czy Tour de Romandie. Te wyścigi zajmują swoje miejsce w kalendarzu od dziesiątek lat. Ma za to ogromny potencjał, jako najważniejsza, cyklicznie organizowana impreza sportowa w kraju. Hype na rowery jest od pewnego czasu umiejętnie moderowany przez media. Tegoroczny Tour de France zrobił z kolei wiele, by poprawić wizerunek skompromitowanego kolarstwa wyczynowego. Działania takie, jak impreza towarzysząca dla amatorów, która zaczyna wpisywać się na stałe w kalendarz to dobry pomysł by budować przyjazny, a nie nachalny wizerunek imprezy. Tour de Pologne ma realną wartość: finansową, społeczną i kulturową. Odejście od przaśności a’la TVP i zależności od nacisków sponsorów wydaje się być w tej chwili kluczowe. Parafrazując znane zdanie Czesława Langa, to wyścig powinien kreować zachowania sponsorów a nie sponsorzy układać wyścig pod siebie.