Kategoria: Recenzje

  • Zaskakujący Dzień. Serial Netflixa o drużynie Movistar, sezon drugi.

    Zaskakujący Dzień. Serial Netflixa o drużynie Movistar, sezon drugi.

    Kolejny rok z drużyną Movistar i kolejne dramaty, spory, rozczarowania i sukcesy. “Zaskakujący dzień” towarzyszy Alejandro Valverde oraz jego kolegom podczas pandemicznego sezonu 2020.

    Pierwszy sezon “serialu o movistarze” trafił na Netflix w idealnym momencie. W środku pierwszego lockdownu, gdy siedząc w domach byliśmy pozbawieni dostępu do kolarskich emocji. 

    Druga odsłona produkcji dokumentującej życie drużyny Eusebio Unzue została udostępniona, gdy sezon 2021 był już w pełni. A szkoda, bo ciężko emocjonować się wydarzeniami sprzed pół roku, gdy tymczasem historia kolarstwa dzieje się na żywo.

    Lepszym terminem byłaby oczywiście zima, no ale cóż, jest jak jest. 

    “Zaskakujący dzień” po raz kolejny umożliwia nam zajrzenie za kulisy worldtourowej drużyny kolarskiej. Movistar to ekipa szczególna, funkcjonująca nieprzerwanie od 1980 roku. Kierowana przez doświadczonych, lecz często podejmujących kontrowersyjne decyzje menagerów, z utalentowanymi, ale chimerycznymi gwiazdami w składzie. 

    Drugi sezon produkcji Netflixa kontynuuje motywy zaprezentowane w premierowym: “problemy wychowawcze” z Markiem Solerem, kwestie przywództwa, zarówno na szosie, w samochodach technicznych i biurze jak również źródła podejmowanych decyzji, których efekty widzimy później na antenie Eurosportu. 

    Movistar jest bowiem tym klubem, którego jazda często budzi kontrowersje a taktyka jest trudna do zrozumienia. 

    Czy drugi sezon “Zaskakującego dnia” daje odpowiedź na pytania dotyczące ucieczek, pościgów i ataków kolarzy w niebieskich strojach? Cóż, przekonacie się sami, oglądając sześć dudziestopięciominutowych odcinków. 

    Nie spojlerując powiem tylko tyle, że widzę pewien związek między chaotycznym montażem do pewnego stopnia utrudniającym podążanie za kolejnymi wydarzeniami a sytuacją w drużynie. 

    Jest to jednak tylko drobna wada formalna, skutecznie przykryta przez piękne zdjęcia a także bezcenny wgląd, jaki dostajemy za kulisy zawodowej drużyny kolarskiej. 

    Najważniejsza prawda, jaką oglądamy to ta, że choć często profesjonalnych sportowców odbieramy wyłącznie przez pryzmat ich wyników, to wciąż a może przede wszystkim są ludzie. Liczby, waty, kilogramy czy lata doświadczenia są niczym przy osobistych emocjach, temperamencie i czasem niezrozumiałych reakcjach organizmu. 

    Warto o tym pamiętać komentując wydarzenia na kolejnych wyścigach, czy to z udziałem kolarzy Movistaru czy innych drużyn. 

    “Zaskakujący dzień”, sezon 2

    Hiszpania 2021
    6 odcinków o długości ok. 25 minut każdy
    Serial na Netlflixie obejrzałem w czerwcu 2021

    PS Polskie napisy do tego serialu to prawdziwy dramat

  • Bikefitting. Zrób to sam.

    Bikefitting. Zrób to sam.

    TL;DR Ten kompleksowy poradnik samodzielnego bikefittingu to “must have” każdego świadomego rowerzysty.

    “Bikefitting. Zrób to sam” to pierwszy polski poradnik pozwalający samodzielne ustawienie właściwej pozycji na rowerze. Wiele wskazuje, że to pierwsza taka pozycja nie tylko po polski, ale w ogóle. 

    Owszem, na co lepszych portalach, kanałach youtube oraz stronach producentów sprzętu znajdziecie odpowiedzi na konkretne pytania  typu

    -“jakie wybrać siodło?”
    – “jaką dobrać szerokość kierownicy?”
    – “który rozmiar ramy jest dla mnie prawidłowy?”
    – “jak ustawić bloki w butach?”
     i wiele, wiele innych. 

    Co więcej, część tych materiałów będzie miało sporą wartość, natomiast w oderwaniu od szerszego kontekstu wcale nie musi prawidłowo rozwiązać waszych problemów związanych z niedospasowaną pozycją na rowerze.

    Jej właściwe ustawienie to bowiem cały proces, który zaczyna się pytaniem o cel jazdy, idzie przez pomiary zarówno ciała jak i roweru oraz jego komponentów a kończy nie tylko na właściwym doborze sprzętu, ale też dalszej pracy nad jego optymalizacją. 

    Tamara Górecka-Werońska, autorka “Bikefitting. Zrób to sam (rower szosowy)” nie tylko przeprowadzi was przez tę podróż przy pomocy wyczerpujących opisów, ale też ilustrując kolejne kroki właściwymi zdjęciami. Da wam także bardzo solidną podbudowę teoretyczną z zakresu fizjologii, ergonomii i biomechaniki. 

    Dzięki temu nie tylko samodzielnie ustawicie sobie rower, ale również będziecie wiedzieli dlaczego zrobiliście to tak a nie inaczej. Na koniec łatwiej będzie wam wyłapać przyczyny pojawiającego się w czasie jazdy dyskomfortu.

    Krótko mówiąc jest to pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego świadomego rowerzysty i kolarza. 

    “Bikefitting. Zrób to sam” dostępny jest jako ebook, książka lub kurs online (albo w zestawach tych elementów). Poradnik dotyczyczy samodzielnego bikefittingu roweru szosowego czy też gravelowego. Niebawem możecie się spodziewać drugiej części, skupionej na rowerach górskich. 

    “Bikefitting. Zrób to sam”. 
    Tamara Górecka-Werońska, Paweł Weroński
    Self-publishing 2021.
    170 stron.

    Poradnik możecie kupić korzystając z tych linków:

    E-book (129zł)
    E-book + wydanie papierowe (154zł)
    E-book + wydanie papierowe + dostęp do kursu online (344zł)

  • Slalom

    Slalom

    Historia młodej narciarki uwikłanej w toksyczny związek z trenerem. Francuski film “Slalom” to kolejny ważny głos w dyskusji o molestowaniu i nadużyciach w świecie sportu. 

    Pełnometrażowy debiut Charlène Favier zyskał na tyle uznania, by zostać wyselekcjonowanym do pokazów w kategorii “First Features” podczas ubiegłorocznego (odwołanego) festiwalu w Cannes. 

    Mimo pewnych wad scenariusza, broni się nie tylko jako znak czasów i głos w dyskusji #metoo, tym razem ze świata sportu. 

    W trudnej, głównej roli nastoletniej Lyz dobrze radzi sobie Noée Abita, do tego mamy piękne zdjęcia oraz sporo obserwacji dotyczących treningu, motywacji i kosztów sukcesu.

    Na drodze do niego towarzyszymy utalentowanej zawodniczce uprawiającej narciarstwo alpejskie. Choć w teorii ma łączyć szkołę z treningami w klubie, w praktyce jej życie skupione jest na sporcie. 

    Będąc w trudnej sytuacji rodzinnej, odrzuca relacje zarówno z matką jak i z rówieśnikami i wchodzi w romans z dwukrotnie starszym od siebie trenerem. 

    Fred jest szkoleniowcem wymagającym, szorstkim i brutalnym. Jego podopieczni osiągają jednak sukcesy a mimo początkowych trudności Lyz staje się jego ulubienicą. Od wsparcia i szczególnej uwagi jest już tylko krok do wątpliwego moralnie związku i nadużyć seksualnych.

    “Jak zawsze” bowiem w takiej relacji strony nie są równe. Różnica wieku to jedno, ale równie istotne są trudna sytuacja emocjonalna zawodniczki, typowe dla sportu hierarchia i autorytet, obietnice sukcesu, świetlanej przyszłości, wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie czy bardziej pragmatyczne dostęp do sprzętu czy sponsorów.

    Bez względu na to, czy mówimy o szkole artystycznej czy klubie sportowym, zasady są podobne. Nawet biorąc pod uwagę, że początkowo fascynacja może być obustronna, ostatecznie to mentor zawłaszcza świat młodej, wchodzącej w dorosłość adeptki, zdobywa nad nią władzę i doprowadza do sytuacji, gdy ta jest od niego całkowicie zależna. 

    Jako obraz patologicznej relacji zawodniczki z trenerem lepiej sprawdza się “Mała Królowa”, bazujący na historii kanadyjskiej kolarki Geneviève Jeanson. “Slalom” mimo pewnych niedociągnięć scenariusza ma za to nieco większe ambicje stricte filmowe. Jest lepiej sfotografowany, lepiej zagrany i bliżej mu do bardziej uniwersalnego dramatu niż paradokumentu dla społeczności rowerowej. 

    Polecam zatem nie tylko czekającym na rozstrzygnięcie procesu Andrzeja P., śledzącym nadużycia w brytyjskim kolarstwie czy na polskich uczelniach artystycznych. 

    “Slalom”
    reż. Charlène Favier
    92’, Francja 2020

    W kwietniu 2021 “Slalom” obejrzałem na platformie VOD krakowskiego Kina pod Baranami

  • GCN+ Legends. Kolarskie comfort food.

    GCN+ Legends. Kolarskie comfort food.

    Sprawdzony format “co robią teraz gwiazdy z przeszłości” podany w eleganckiej i przyjemnej formie przez ekipę Global Cycling Network. Seria “Legends” przybliża postaci wielkich mistrzów i pokazuje ich nieustającą miłość do kolarstwa.

    Daniel Lloyd oraz Bernie Eisel, prezenterzy GCN i byli zawodowcy odwiedzają kolejno Andy’ego Schlecka, Andreę Tafiego, Fabiana Cancellarę i Johana Musseuwa (w niedalekiej przyszłości obejrzymy również spotkanie z Marcelem Kittelem). 

    Jadą na wspólną przejażdżkę ulubionymi trasami wielkich mistrzów, sprawdzają, jak byłe gwiazdy peletonu radzą sobie w “normalnym życiu”, jedzą charakterystyczne dla regionu przekąski.

    W międzyczasie czy też mimochodem rozmawiają o kolarstwie, o sukcesach, porażkach i przemycają nieznane wcześniej anegdoty. 

    GCN+ Legends: zwiastun programu z Andreą Tafim

    Ich kariery były różne, w różny sposób też się kończyły. Mistrzowie napotkali na swojej drodze liczne trudności, nieobce ich postaciom są również różnego rodzaju kontrowersje. 

    Schleck opowiada o swojej relacji z Contadorem, poznajemy historię drużynowego zwycięstwa w Paryż-Roubaix ekipy Mapei z punktu widzenia zarówno Musseuwa jak i Tafiego. Cancellara jak zawsze musi zmierzyć się z pytaniem o ukryty silnik w swoim zwycięskim rowerze a “Lew z Flandrii” ustosunkować się do dopingowej przeszłości. 

    Nie miejcie jednak złudzeń czy nadziei. To nie dziennikarstwo śledcze a kolarska wersja podróży kulinarnych Roberta Makłowicza. Rowerowe “comfort food”, pokazujące nieustającą pasję i miłość do tego sportu. 

    Dzięki niespiesznej formie narracji możemy odrobinę “pobyć” z herosami, których znaliśmy wyłącznie z walki na szosie. To ciekawe o tyle, że charakter w rozmowie czy na przejażdżce odzwierciedla styl, w jakim bohaterowie rywalizowali w czasie swojej zawodowej aktywności. 

    Ze wszystkich wartości, jakie wnoszą dokumenty GCN+, ta jest największa. Bo jeśli zastanawiacie się czasem, czemu podczas wyścigów kolarze podejmują takie a nie inne decyzje, widać wyraźnie że jak najbardziej zależy to od ich temperamentu. 

    GCN+ Legends,
    Seria programów dokumentalnych
    40-50’
    Wiosną 2021 dostępne w ramach subskrypcji GCN+

  • Un Ange, czyli film o Vandenbroucke’u

    Un Ange, czyli film o Vandenbroucke’u

    Koen Mortier zaprasza do swojej fantazji na temat ostatnich godzin życia Franka Vandenbroucke’a. Upadłej gwiazdy “pokolenia epo”, kolarza który nieco ponad dziesięć lat temu zmarł samotnie w Dakarze po nocy spędzonej z prostytutką. 

    TL;DR
    To kiepski film i szkoda na niego czasu, obejrzałem go po to, abyście wy nie musieli. 

    Frank Vandenbroucke to jeden z przegranych szalonych lat ‘90 w zawodowym sporcie. On, Marco Pantani, Jose Maria Jimenez czy biegacz narciarski Mika Myllyla nie poradzili sobie z niewątpliwie toksycznymi warunkami, w jakich osiągało się wówczas sukcesy. 

    “VDB” był złotym dzieckiem belgijskiego kolarstwa, idolem kibiców i tematem dla mediów. Odważny i skuteczny na szosie, mocno zaburzony lub nawet chory w życiu prywatnym. Uzależniony od narkotyków, grożący żonie bronią, rozbijający samochody, zrywający kontrakty a równocześnie nie mogący żyć bez ścigania na rowerze. 

    Jego popisowym wybrykiem był start we włoskim gran fondo z podrobioną licencją z wklejonym zdjęciem Toma Boonena. 

    Równocześnie, mimo kolejnych porażek, zawodów i problemów co jakiś czas przypominał o sobie dającym nadzieję na powrót wynikiem, przez co zdobywał zaufanie kolejnych, coraz mniej znaczących drużyn.

    W 2009r twierdził, że po odwyku i terapii jest gotowy by po raz ostatni sprawdzić się w zawodowym peletonie. Pojechał jednak do Senegalu, gdzie w jednej z turystycznych miejscowości nieopodal Dakaru zmarł z powodu zatoru tętnicy płucnej po imprezie spędzonej w towarzystwie prostytutki. 

    Trudno stwierdzić, dlaczego belgijski filmowiec, Koen Mortier postanawił sfabularyzować ostatnie godziny życia Vandenbroucke’a. Bez wchodzenia w dyskusję o aspektach postkolonialnych, rasistowskich czy seksistowskich, które tu i ówdzie pojawiają się jako zarzuty względem tego obrazu, trzeba być uczciwym i stwierdzić, że faktycznie tak ów wieczór mógł wyglądać. 

    Nie ma to jednak szczególnego znaczenia, ponieważ po pierwsze całość niezmiernie się dłuży, po drugie jest sfilmowana wyjątkowo chaotycznie. A po trzecie, i to jest mój największy problem z “Un Angel”, do niczego nie prowadzi. 

    Mortier snuje swoją fantazję (bo nie jest to dokumentalne odwzorowanie sprawy jak w przypadku Pantaniego i książki Matta Rendella) tylko z jednego powodu. Film powstał dlatego, że Vandenbroucke był gwiazdą. 

    Popularność, zainteresowanie mediów i fanów wiązały się w równym stopniu z wynikami sportowymi co z jego skomplikowaną konstrukcją psychiczną. Kolejne ekstrema, w które popadał, napędzały szum męczący zawodnika. A ten, co wynika z wielu wywiadów, chciał głównie wygrywać wyścigi kolarskie. Nic więcej.

    Mortier żywi się więc zaburzeniami, próbami samobójczymi, depresją i agresją Vandenbroucke’a, kolarstwo, doping czy inne aspekty sportu kompletnie marginalizując. 

    Wychodzi więc z tego nieudolna opowieść siląca się na zaangażowane kino, która sama w sobie jest mocno generyczna. Nie ma bowiem znaczenia, czy z powodu mieszanki stresu, alkoholu i narkotyków w Senegalu umiera Gwiazda Kolarstwa, Rocka, Wypalony Biznesmen czy Zwykły Kowalski. 

    Być może miał to być hołd, próba zrozumienia, wyjaśnienia lub cokolwiek innego. Wyszła, niestety, kiepska eksploatacja. 

    W lutym 2021 film obejrzałem w HBO Go

    “Un Ange” (“Anioł”)
    Reż. Koen Mortier
    Belgia 2018
    101’

  • Brittany Runs a Marathon

    Brittany Runs a Marathon

    Motywy, by zająć się sportem są różne. To banał, ale tak, każda z tysięcy osób biorących udział w imprezach masowych ma swoją historię. Dla tytułowej Brittany start w maratonie nowojorskim to, a jakże, szansa na doprowadzenie własnego życia do porządku.

    Uprzedzając fakty: to oczywiste, że Brittany w końcu pobiegnie w maratonie i “ogarnie się”. 

    Skoro zaczyna swoją drogę jako wyraźnie otyła imprezowiczka, tuż przed “trzydziestką”, meandrująca bez celu przez kolejne wieczory u boku bardziej atrakcyjnej i popularnej koleżanki, happy end jest po prostu obowiązkowy. 

    Nie w tym jednak rzecz, gdzie docieramy, ale co dzieje się po drodze. A po drodze oglądamy sprawnie napisany i dobrze zagrany (główne role grają Jillian Bell, Michaela Watkins i Utkarsh Ambudkar) komediodramat, w którym akcję do przodu popychają kolejne etapy zaangażowania w sport. 

    Plakat filmu Brittany Runs a Marathon

    Mamy więc małe zwycięstwa i porażki Brittany “z samą sobą”. Bo Brittany ma trudny charakter i zaburzone poczucie własnej wartości, które odbudowuje uczestnicząc w mitycznym wydarzeniu, jakim jest słynny bieg ulicami Nowego Jorku. 

    Samotna przez większość życia poznaje biegaczy, którzy stają się jej przyjaciółmi, stabilizuje masę ciała na normalnym, zdrowym poziomie, mniej pije i lepiej je. Spotyka się z przy tym z brakiem zrozumienia czy szyderstwami, lecz nie przeszkadza jej to w dążeniu do celu. Jak w wielu przypadkach zaczyna nawet obsesyjnie trenować, ale i z tej opresji wychodzi zwycięsko. 

    Choć udział w wymarzonym biegu jest oczywiście momentem kulminacyjnym, na plus całej historii (inspirowanej postacią znajomej reżysera) należy zapisać, że nie samo bieganie odmienia życie Brittany. Ostatecznie “ogarnia się” nie przez sport sam w sobie a dzięki otwarciu na rodzinę i przyjaciół. 

    Przez to zamiast prymitywnej, inspirującej do znudzenia, patetycznej historii oglądamy momentami zabawny “indie-filmik” o życiu nowojorskich trzydziestolatków. Tyle, że zamiast sztuki, reklamy czy kawiarni w tle mamy bieganie. 

    “Brittany Runs a Marathon” to zatem niegłupia i lekkostrawna rozrywka, która przy okazji odpowiada na pytanie, po co setki tysięcy ludzi na całym świecie każdego dnia wciskają się w lycrę i idą na trening. A raczej, dlaczego zrobiła to jedna z 50 tysięcy osób, które wystartowały w maratonie nowojorskim. 

    Brittany Runs a Marathon

    Reż. Paul Downs Colaizzo
    Amazon Studios, 2019
    103 minuty.

    Film obejrzałem na Amazonie, przy okazji subskrybcji Amazon Prime. Kolejna korzyść z drugiego sezonu The Boys ;)

  • Rising Phoenix. Jak Feniks.

    Rising Phoenix. Jak Feniks.

    Z premierą w terminie (przełożonych) Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio nowy dokument Netflixa, “Jak Fenix” nie tylko przybliża historię ruchu paraolimpijskiego lecz przede wszystkim inspiruje i wzrusza przedstawiając losy najsprawniejszych ze sportowców. 

    Netflix znowu to zrobił. Po znakomitym “Ikarze” czy kontrowersyjnych “The Game Changers” przygotował kolejny film, który dzięki swojej formie chce zmieniać świat.

    Sport paraolimpijski walczy o miejsce w masowej świadomości. Kolejne Igrzyska, gromadzą publiczność zafascynowaną wyjątkową sprawnością niepełnosprawnych atletów. 

    Choć szczególną rolę odegrały te z Londynu, największy do tej pory sukces całego ruchu, ważniejsze prawdopodobnie były ostatnie z rozegranych, czyli Rio 2016. Trudności finansowe i groźba odwołania imprezy mogła zakończyć sport paraolimpijski, budowany od lat ‘40 XXw przez Ludwiga Guttmanna. 

    Plakat filmu "Jak Fenix" przedstawia ujęcia paraolimpijczyków z lotu ptaka.

    Historia to jedno, ale w dobrym dokumencie najważniejsi są ludzie. 

    “Jak Fenix” daje nam szansę poznania dziewięciorga sportowców: florecistki, rugbysty, łucznika, pływaczki, lekkoatletów oraz przedstawicielki podnoszenia ciężarów, którzy mimo niepełnosprawności, nabytych lub wrodzonych, są bardziej sprawni niż większość z nas.

    Mimo różnego rodzaju trudności każdy z nich jest wybitnym atletą a każda z opowieści jest fascynująca. 

    Imponuje też sfera wizualna dokumentu Iana Bonhôte’a i Petera Ettedgui. Tradycyjne dla tego typu obrazów wypowiedzi oraz materiały archiwalne zmontowane są z ujęciami nakręconymi specjalnie na potrzeby filmu. Dodano bowiem szereg kadrów, prezentujących sportowców w szczególny sposób.

    Siła, szybkość, gracja i koordynacja, odwzorowujące sceny z zawodów w wyizolowanym otoczeniu, pokazujące muskulaturę i dosłownie olimpijski poziom wytrenowania sprawiają, że trudno myśleć o bohaterach filmu jako o “niepełnosprawnych”. 

    Piękno i elegancja zdjęć stoją w służbie upodmiotowienia paraolimpijczyków jako pełnoprawnych członków sportowej społeczności. 

    Ich historie, losy naznaczone chorobami, wojną, ubóstwem czy dyskryminacją pokazują nie tylko zwycięstwo ducha nad materią, ale przede wszystkim siłę, jaką niesie za sobą sport. 

    “Rising Phoenix” (pol. “Jak Feniks”)
    reż. Ian Bonhôte, Peter Ettedgui
    106′
    Netflix 2020

  • Rower z Pekinu

    Rower z Pekinu

    Azjatyckie kino pokazujące trudne życie najniższych warstw społecznych tamtejszych wielkich miast, tym razem z punktu widzenia kuriera rowerowego. 

    Zwiastun filmu „Rower z Pekinu”

    Pekin z roku 2001, gdy powstawał film Xiaoshuai Wang to zupełnie inne miasto niż współcześnie. Choćby z tego powodu, że w pogoni za modernizacją i statusem społecznym Chińczycy przesiedli się do samochodów do tego stopnia, że niektóre miasta europejskie są bardziej zroweryzowane niż niegdysiejsza stolica roweru. 

    Oglądając najnowsze azjatyckie obrazy, które przebiły się do mainstreamu: koreański “Parasite” czy japoński “Złodziejaszki” wiele wskazuje na to, że rozwarstwienie społeczne wciąż ma się tam świetnie a zaangażowani społecznie artyści chętnie sięgają po nie jako temat swoich wypowiedzi. 

    “Rower z Pekinu” to historia chłopaka z prowincji, który przyjeżdża do Pekinu do pracy. Pełen odwagi i zapału zostaje kurierem rowerowym, wykonując pracę nieudolnie, lecz z pełnym poświęceniem. 

    Na swojej drodze spotyka rówieśnika, z którym wchodzi w konflikt o tytułowy rower. Jednoślad jest dla jednego narzędziem pracy i szansą na awans społeczny, dla drugiego spełnieniem dziecięcych marzeń i aspiracji.

    Brud, biedę i upokorzenie oglądamy w niemal każdym ujęciu a choć problemy bohaterów wiążą się z popularnym motywem jakim jest wchodzenie w dorosłość, eskalacja młodzieńczego konfliktu może być metaforą problemów toczących społeczeństwa szybko rozwijających się gospodarek.

    Nawiązania do klasycznych “Złodziei Rowerów” De Siki nasuwają się same a przykry realizm historii zasłużył na Grand Prix jury festiwalu filmowego w Berlinie w 2001r. 

    Dla tych, których mniej interesuje aspekt społeczny historii a po prostu śledzą rowerowe akcenty w kulturze, smaczkiem będzie product placement Meridy. Na rowerach tej firmy jeżdżą zarówno kurierzy przedsiębiorstwa, w którym zatrudnia się nasz bohater jak i lokalny “gang” modnych chłopaków imponujących głównemu antagoniście. 

    “Rower z Pekinu”

    Reż. Wang Xiaoshuai
    109’
    Francja/Chiny/Tajwan 2001


    Film w sierpniu 2001 obejrzałem w TVP Kultura. Śledźcie program, by trafić na ewentualne powtórki.

    Przeczytaj recenzje filmów i książek kolarskich.

  • The Plant-Based Cyclist, czyli kolarz roślinożerca.

    The Plant-Based Cyclist, czyli kolarz roślinożerca.

    Wydany przez GCN poradnik Nigela Mitchella to wartościowa pozycja dla wszystkich kolarzy, nie tylko tych, którzy myślą o rozpoczęciu przygody z dietą roślinną. 

    Od trzech lat razem z żoną eliminujemy z diety kolejne produkty zwierzęce. Zaczęliśmy od mięsa, następnie wykluczyliśmy ryby oraz sporą część nabiału. Do weganizmu nam jeszcze daleko, kolejne etapy wiążą się, poza kwestiami etycznymi, głównie z poszukiwaniem ulepszeń codziennego jadłospisu.

    Oboje trenujemy co roku ok. 600 godzin, właściwe odżywianie jest niewątpliwie istotnym elementem nie tylko poprawy osiągów sportowych, ale przede wszystkim dobrego samopoczucia i zdrowia. 

    Po “The Plant-Based Cyclist” chciałem sięgnąć już wcześniej, ale zwyczajnie nie mogłem, ponieważ pierwszy nakład sprzedał się dość szybko. 

    Nigel Mitchell od kilku lat współpracuje z popularnym kanałem Global Cycling Network

    Autor “Kolarza-roślinożercy”, Nigel Mitchell obecnie jest dietetykiem zespołu Education First, wcześniej podobną funkcję pełnił w teamie Sky oraz w British Cycling. Możecie go znać z występów na kanale GCN, gdzie prezentuje przepisy a także uchyla rąbka tajemnicy żywienia w zawodowym kolarstwie. 

    Mitchell nie tylko dba o wyczynowych sportowców, swoją karierę rozpoczynał jako dietetyk kliniczny. Dzięki temu łączy doświadczenia zdobyte w zawodowym peletonie z podstawami naukowymi. 

    Zapoczątkował też wiele trendów, które obecnie stają się standardem w menu naszych idoli. Jeśli śledzicie kolarstwo zawodowe trochę uważniej, zauważycie jak bardzo w ciągu ostatniej dekady zmieniły się posiłki spożywane choćby w czasie wielkich tourów. 

    Przygotowując “The Plant-Based Cyclist” sam testował na sobie dietę roślinną przez 12 tygodni, by móc lepiej doradzać zawodnikom, którzy chcą zrezygnować z pokarmów zwierzęcych. 

    Spoglądając na wydany przez Global Cycling Network poradnik, okaże się, że tak naprawdę to bardzo solidna pozycja o dietetyce żywieniu kolarzy w ogóle, zarówno wyczynowych jak i amatorów. “Roślinność” jest istotnym, ale de facto dodatkiem do głównej treści.

    Posiłkując się wiedzą i doświadczeniem Mitchell wskazuje, jak zorganizować dietę, odstawiając w mięso oraz inne produkty pochodzenia zwierzęcego. Jak poradzić sobie z zapotrzebowaniem na białko, mikro i makro elementy, jaka jest rola poszczególnych składników odżywczych oraz kiedy posiłkować się suplementacją. 

    W książce, jak to w poradniku, znajdziemy wiele ilustracji a także 23 przepisy. Całość, poza sporą dawką wiedzy może być traktowana przede wszystkimi jako inspiracja do własnych eksperymentów. Co ważne, jeśli drażniła was nachalna propaganda w paradokumencie “The Game Changers”, tu jej brak. To po prostu solidny poradnik, nie tylko dla sportowców-wegetarian. Tylko tyle i aż tyle!

    Ogólnie więc polecam, choć za 15GBP + koszty przesyłki miło byłoby dostać książkę w twardej oprawie. 

    The Plant-Based Cyclist
    Nigel Mitchell
    GCN 2019