fbpx
Ben O'Connor wygrywa szósty etap Vuelta a Espana 2024. Fot. materiały prasowe ASO

Kronika Vuelta a Espana 2024

Codziennie przed etapem na profilu facebookowym publikuję podsumowanie najważniejszych wydarzeń na Vuelta a Espana 2024 oraz zapowiedź aktualnego etapu. Poniżej znajdziecie treść postów, które w całości będzie kroniką wydarzeń na tegorocznej Vuelty.

Etap 21, Madrid > Madrid (24.6km)

Stefan Kung wygrywając kończącą Vueltę czasówkę w Madrycie odniósł pierwsze zwycięstwo w World Tourze od czerwca 2023 i swój pierwszy w karierze sukces na etapie wielkiego touru.

Primoz Roglic osiągnął drugi rezultat dnia, najszybszy spośród zawodników walczących w klasyfikacji generalnej. Zaskakująco dobrze spisał się O’Connor, który obronił drugie miejsce osiągając dobry czas. 11. miejsce na etapie to zdecydowanie powyżej oczekiwań. Ze względu na historię występów jazdy na czas, należało się raczej spodziewać, że to Enric Mas stanie na drugim stopniu podium. Tymczasem Mas zajął 23. miejsce, tracąc do O’Connora niemal pół minuty.

Zgodnie z przewidywaniami dobrze pojechał Mattias Skjelmose, drugi wśród zawodników z top 10 generalki, 31” za Roglicem, co wystarczyło do awansu na piąte miejsce i wyprzedzenie Davida Gaudu.

Roglic kończy więc wyścig z trzema wygranymi etapami, dołącza do Roberto Herasa z czterema zwycięstwami w całym wyścigu. Nawet, jeśli nie miał tutaj konkurentów z najwyższej półki, sam po raz kolejny pokazał, że jest w stanie wyjść z nawet poważnych opresji, przygotować się do ważnego wyścigu i wykorzystać na nim swoje najmocniejsze strony.

Nie zmienia to faktu, że tegoroczna Vuelta nawet jak na Vueltę była rozgrywana w dziwny sposób, z wyjątkowo zróżnicowanym poziomem sportowym, niespodziankami, rozczarowaniami i wynikającym z tego sposobem rozgrywania kolejnych etapów.

Parę słów podsumowania nagrałem dla Was na Youtube oraz platformach podcastowych. Wybaczcie głos i wygląd, ale wciąż mam w gardle i oczach sporo kurzu z wyścigowego weekendu w Głuchołazach.

Linki:



A na koniec jak zawsze po wielkim tourze ogromne podziękowania dla wszystkich śledzących moje wpisy. Tak się złożyło w tym sezonie, że wrzucam je tutaj w trochę rozszerzonej formie, co spotkało się z bardzo fajnym odzewem z Waszej strony. W momencie, w którym wydawałoby się, że publikowanie czegokolwiek w formie pisemnej nie ma za dużego sensu (stąd pomysł, by nie trzeba było klikać w linki do strony), że publikowanie czegokolwiek na facebooku jest całkowicie kontrproduktywne, bo wszyscy oglądają tylko shorty, w czasie tego wyścigu napisałem ponad 60tys znaków. A sądząc po zasięgach i komentarzach (co w ogóle jest super miłe także osobistych przy okazji spotkań na zawodach!) jest wcią na to przestrzeń.

Więc jeszcze raz wielkie dzięki za wspólnie spędzone trzy tygodnie i polecam się na przyszłość :)

Etap 20, Villarcayo > Picón Blanco (172km)


To był przedziwny etap, tak jak przedziwna jest ta cała Vuelta. Niszczący rywali Roglica dzień wcześniej pomocnicy następnego są niedysponowani i Dani Martinez wycofuje się z wyścigu a Nico Denz dojeżdża poza limitem czasu. Soudal (aka T-Rex)  – Quickstep kolejny raz pracuje dla Landy, ten próbuje ataków, z których nic nie wychodzi.

W ucieczce dnia a to rywalizują ze sobą a to sobie pomagając Jay Vine i Marc Soler, by w końcu ten ostatni wyjechał się do końca i umożliwił koledze z drużyny wygranie klasyfikacji górskiej.

Inny etatowy uciekinier, Pavel Sivakov próbuje akcji w końcówce, ale jest ona kasowana przez Eddiego Dunbara, który tym razem nie z ucieczki dnia a z grupy liderów odjeżdża na finałowym podjeździe i wygrywa jeden z najcięższych etapów na tej Vuelcie.

Atakować próbuje też David Gaudu, w samej końcówce koło Masa na kilka sekund puszcza Primoz Roglic, ale to jest dosłownie kilka sekund, które nic nie zmieniają w klasyfikacji generalnej.

Co więcej (nieco zgodnie z przewidywaniami) bardzo dobrze jedzie Ben O’Connor (skoro nie trzeba kręcić prawie 7W/kg przez 20 minut, Australijczyk lepiej radzi sobie z ciężkim podjazdem, gdy ten rozgrywany jest na większym zmęczeniu, zatem nieco wolniej) i do dzisiejszej czasówki przystąpi z dziewięciosekundową przewagą nad Masem, ale też 58” zaliczki nad czwartym w klasyfikacji Carapazem. Zatem podium dla niego jest możliwe!

Wisienką na torcie niech będzie, że Picon Blanco to podjazd, który na Vuelta a Espana był wcześniej tylko raz (w 2021r), natomiast kilkukrotnie kolarzy ścigali się na nim na Vuelta a Burgos. I na koniec trzytygodniowego touru, jako ostatni akcent etapu liczącego w sumie 4700m przewyższenia, Eddie Dunbar, ale też Mas, Roglic, Carapaz, Barrade, O’Connor, Gaudu i Landa jadą szybciej niż rekord Yatesa i Roglica sprzed roku (z Vuelta a Burgos) i Masa z Vuelty 2021 (gdy był to zaledwie trzeci etap i Mas wygrał z Roglicem i Miguelem Angelem Lopezem.

Tak czy inaczej dzisiejsza, niekrótka jazda indywidualna na czas (24,6km) powinna być dla Primoza Roglica formalnością na drodze do wygrania Vuelta a Espana po raz czwarty. Temat kolejnych miejsc na podium jest otwarty, teoretycznie Enric Mas powinien zająć drugie miejsce w generalce, pytanie tylko czy Ben O’Connor obroni pozycję w top 3. Teoretycznie szanse na podium może mieć nawet Mattias Skjelmose, jeśli O’Connor i Carapaz pojechaliby bardzo słabo a Duńczyk za to na miarę swoich najlepszych występów w tego typu próbach.

Ponieważ to koniec wielkiego touru z ciężkim, ostatnim tygodniem znaczenie będzie odrywać zmęczenie, spotęgowane faktem, że z mety wczorajszego etapu do Madrytu jest 350km, zatem w grę wchodzi też męcząca podróż.

Pierwszy zawodnik na trasę madryckiej czasówki rusza o 16.30, pierwsza dziesiątka (Carlos Rodriguez) o 18.46 a Roglic o 19.04.

Etap 19, Logroño > Alto de Moncalvillo (164.8km)



Primoz Roglic po tym, gdy zaprezentował imponującą dyspozycje na Alto de Moncalvillo i wygrał swój trzeci etap podczas tegorocznej Vuelty objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Ben O’Connor stracił wczoraj do niego 1’49”, ale to wciąż wystarczyło mu na zachowanie drugiej pozycji w klasyfikacji generalnej.

Stromy podjazd do mety po raz kolejny nie sprzyjał Enricowi Masowi, którego w końcówce wyprzedzili jeszcze David Gaudu i Mattjas Skjelmose. Fakt, że po wielu miesiącach gorszej dyspozycji i nie spełniania pokładanch w nim oczekiwań Gaudu odbudowuje się na tym wyścigu i po raz kolejny prezentuje znakomitą moc napawa optymizmem zarówno zawodnika jak i jego fanów. 

A skoro już mowa o mocy, to dawno nie poruszałem tego tematu. Vuelta jest bowiem trudna do porównania z innymi wyścigami. Nieregularne podjazdy z ekstremalnymi stromiznami, rozgrywanie wyścigu na stosunkowo niewielkiej wysokości (wczoraj finisz był zaledwie na 1491m n.p.m.), bardzo zmienna pogoda, nierówna stawka i dyspozycja zawodników powodują, że wartości, które możemy mierzyć lub estymować nie oddają w pełni całego kontekstu wydarzeń.

Co więcej, padające niemal za każdym razem rekordy związane są z faktem, że wiele podjazdów nie ma za sobą długiej historii. Poza Lagos de Covadonga, organizatorzy prowadzą trasę nowymi drogami, często wyasfaltowanymi kilka lat temu. Na Moncalvillo zawodowy peleton wjeżdżał dopiero po raz drugi.

Ale i tak poprawienie przez Roglica jego własnego rekordu o minutę (w tym roku pojechał 23’56”, na pandemicznej Vuelcie 2020 24’55) to rezultat, który można porównać z najlepszymi osiągnięciami Pogacara czy Vingegaarda. W tym czasie Roglic pokonywał wzniesienie ze średnią prędkością podjeżdżania 1913m/h (!!) co jest etymowane na ok. 6,8w/kg.

Co więcej, każdy z kolarzy czołówki, którzy jechali również w 2020 mniej lub bardziej swój czas poprawił. Nawet mający dziś na tle rywali nieco gorszy dzień Carapaz czy Mas. Co więcej, O’Connor, który pożegnał się wczoraj z koszulką lidera, w 2020r miałby siódmy czas, lepszy od Enrica Masa z tamtego sezonu.
Istotne jest też to, że w 2020 Moncalvillo był na ósmym etapie (o podobnym profilu co teraz), a w 2024 na 19, zatem kolarze mieli w nogach o wiele więcej trudności i godzin w wyścigowym tempie.

Patrząc na dynamikę wydarzeń w tegorocznej Vuelcie, Roglic po raz kolejny wykorzystał swoje atuty, budując przewagę nad rywalami dokładnie w takim terenie, w jakim czuje się najlepiej.

Zgodnie z tym, co obserwowaliśmy do tej pory, dziś powinno być mu trudniej. Choć na Moncalvillo jego pomocnicy, zwłaszcza Vlasov i Martinez spisali się świetnie nadając super mocne tempo (są współodpowiedzialni uzyskania tak znakomitego czasu podjazdu), teraz przychodzi prawdziwy test i dla Roglica i dla jego kolegów z drużyny.

Etap 20. to prawie 5000m przewyższenia, siedem premii górskich, kilka mniejszych, nieoznaczonych podjazdów. To jest szansa, by przewrócić klasyfikację generalną, wejść na podium lub nawet ten wyścig wygrać. O ile oczywiście (patrząc szczególnie na Masa i Carapaza) ktoś odważy się to zrobić.

Etap pokazywany będzie w całości, realnie trudno stwierdzić, kiedy zacznie się coś dziać. Podjazd do mety, Picon Blanco teoretycznie powinien sprzyjać Roglicowi (7,9km, 9,1%, do tego sekcje o stromiźnie 15-17% lub nawet więcej), pytanie tylko, czy Słoweniec będzie w stanie po raz kolejny błysnąć o tak ciężkim dniu. A jeśli nie będzie się czuł wystarczająco dobrze, w zanadrzu ma jeszcze niedzielną czasówkę.

Finisz jak zawsze około 17.30, u podnóża Picon Blanco czołówka, ktokolwiek w niej będzie, znajdzie się około 17.05.


Etap 18, Vitoria-Gasteiz > Maestu-Parque Natural de Izki (179.5km)

Ktoś mógł wczoraj strzelić, ale chyba nikt nie spodziewał się, że będzie to Mikel Landa.

Atak Richarda Carapaza na permii Puerto Herrera, najtrudniejszym podjeździe dnia spowodował, że Landa zaczął tracić dystans do naciągniętej grupy liderów. W nieznacznych opałach znalazł się O’Connor, ale nie na tyle dużych, by nie móc później dołączyć do swoich rywali i kolejny raz obronić koszulkę lidera.

Tymczasem Landa, który stracił z nimi kontakt ewidentnie czuł się źle i na metę dojechał 3’20” za grupą lidera.

Tymczasem z przodu również działy się ciekawe rzeczy. Będący kolejny raz w ucieczce dnia Marc Soler dzięki zdobyciu punktów na premii awansował na pierwszą pozycję w klasyfikacji górskiej, odbijając koszulkę w niebieskie grochy koledze z drużyny, Jayowi Vine’owi.

Zwycięstwo etapowe po raz trzeci na tym wyścigu wydarł rywalom kolarze jadącej z dziką kartą ekipy Kern Pharma. Tym razem nie był to Pablo Castrillo a Urko Berrade. Nieco starszy (26 lat) kolarz z Pampeluny odniósł po śmiałym ataku pierwsze zwycięstwo w zawodowej karierze. Co ciekawe i istotne, znów na tym wyścigu, mimo uczestnictwa w akcji, która dojeżdża do mety przed peletonem (czy też grupą lidera) pokonani zostali Max Poole i Mauro Shmid.

A co dzisiaj?

Dzisiaj super ciężki górski finisz, początek decydującego o zwycięstwie w tegorocznej Vuelcie tryptyku. 

Jak pokazał wczorajszy etap, można stracić również na etapie, który teoretycznie nie jest tak wymagający. Dziś jednak do mety mamy Alto de Moncalvillo: 8,6km i prawie 9% średniej stromizny, z czego ostatnich pięć ma około 10% z chwilowymi, jeszcze cięższymi sekcjami.

Czy to teren dla Roglica, który pokazał, że na stromiznach czuje się lepiej, czy może dla Masa i Carapaza, którzy lepiej spisują się podczas dłuższych wysiłków? Jak wczorajsze ściganie połączone z niemal trzema tygodniami wysiłku wpłynęło na siło zawodników? Czy będą bardziej czekać na jutro, gdy będzie około 5000tys metrów przewyższenia i następujące po sobie, kolejne podjazdy?

Tego wszystkiego dowiemy około 17.00, gdy czołówka zamelduje się u podnóża Mocnalvillo. Finisz około pół godziny później.

Etap 17, Arnuero > Santander (141.5km)

Tym razem zaskoczenia nie było. Nienajlepsza pogoda i trudy poprzedniego dnia w połączeniu z trasą nie dającą wiele okazji do wykazania się czy zaskoczenia rywali zniechęciły zawodników do śmielszych akcji.

Oglądaliśmy więc klasyczny etap z niewielką, czteroosobową ucieczką, która siłami drużyn sprinterów została doścignięta niespełna pięć kilometrów przed metą. 

Po tym, gdy z wyścigu musiał wycofać się Wout van Aert, odpowiedzialność za pogoń spoczywała na drużynie Alepcin-Deceuninck, ale dołączyli się też do nich zawodnicy DSM-Firmmenich oraz Kern Pharma. 

Na zwycięstwie etapowym ewidentnie zależało zawodnikom Lotto-Dstny: mieli swojego przedstawiciela w ucieczce (byli tam też dodatkowo kolarze Arkei, Euskaltel i Cofidisu) a gdy było jasne, że peleton będzie się do niej zbliżał, ataków próbował Victor Campenaerts.

Jego druga próba zakończyła się na ostatnim zakręcie, zaledwie 300m przed kreską, gdzie na dobre zaczęli rozpędzać się sprinterzy, doganiając Belga. 

Metę jako pierwszy z wyraźną przewagę minął Kaden Groves, wygrywając swój trzeci etap na tej Vuelcie i wyrównując osiągnięcie kontuzjowanego van Aerta. Tym samym pokazał, że zielona koszulka najlepszego sprintera jest wywalczona a nie odziedziczona w spadku, choć w wypowiedzi tuż po swoim zwycięstwie skupił się na samym wyniku tego konkretnego dnia a nie na braku w peletonie swojego rywala.
A co dziś? Dziś również etap ucieczkowo-sprinterski, choć o zdecydowanie bardziej wymagającej końcówce. W sumie do pokonania będzie niemal 180km a ostatnie 50 wygląda na wymagające.

Właśnie 50km przed metą zaczyna się podjazd na premię górską pierwszej kategorii (5,3km, 8,5% średniej stromizny i kilka trudniejszych sekcji). Wzniesienie zachęcające do ataków poprzedza 45km odcinek w pofałdowanym terenie z kilkoma mniejszymi, nieoznaczonymi górkami, w tym ostatnią zaledwie parę kilometrów przed finiszem.

Jest to więc zatem idealny teren dla ucieczki, ale też do próby zdobycia przewagi w klasyfikacji generalnej. Zobaczymy tylko, czy faworyci nie zbierają sił na sobotni, prawdopodobnie najcięższy etap tego wyścigu.

Finisz jak zawsze około 17.30, do kluczowego podjazdu dnia czołówka dojedzie około 16.10.

Etap 16, Luanco > Lagos de Covadonga (181.5km)

Dramat van Aerta, heroiczna obrona czerwonej koszulki przez O’Connora i presja, jaką na Rogicu wywierali Mas i Carapaz. Etap z metą przy Lagos de Covadonga dostarczył sporej dawki emocji – i tych dobrych i tych złych. 

Najważniejsza wiadomość: van Aert podczas zjazdu z Collada Llomena upadł wraz z innymi zwodnikami i gdy wsiadł na rower okazało się, że nie jest w stanie pedałować. To jest ewidentnie feralny zakręt z jakąś nienajlepszą nawierzchnią, ponieważ kilka lat temu doszło na nim do podobnej kraksy.

Dla van Aerta to koniec tej Vuelty, koniec marzeń o dwóch koszulkach: punktowej – niemal do tego momentu pewnej i górskiej – o którą wczoraj walczył na premiach. A także poważny znak zapytania dotyczący jego udziału w mistrzostwach świata. Według komunikatu drużyny Visma LaB van Aert nic nie złamał, natomiast rana kolana jest głęboka i poważna.

To bardzo przykra, łamiąca serce wiadomość, ponieważ van Aert dopiero co odbudował pełnię dyspozycji po kontuzji doznanej podczas pechowego upadku na wiosennym klasyku Dwars Door Vlaanderen. 

Wczorajszy dzień był również tym, podczas którego pod presją postawiony został Primoz Roglic. na Collada Llomena atakowali go Mas i Landa, co powtórzyli na Lagos de Covadonga, gdzie dodatkowo wsparł ich w tych wysiłkach Carapaz.

To kolejny raz, gdy na etapie z dłuższymi podjazdami Roglic jedzie w trybie minimalizowania strat – to wciąż on ma przewagę taktyczną nad rywalami a także kończącą wyścig czasówkę. BIorąc jednak pod uwagę, że gdy mamy do czynienia z kumulacją trudności, zaczyna mieć problemy, co zapowiada szczególnie ciekawy, sobotni etap.

Z plecami Masa, Roglica, Landy i Carapaza heroiczną walkę o utrzymanie prowadzenia w klasyfikacji generalnej toczył Ben O’Connor. Systematycznie tracił kolejne sekundy, ale nie załamał się i do mety dojechał 58” za Roglicem. Zatem wystarczyło to, by jeszcze przynajmniej przez dzień lub dwa jechać w czerwonej koszulce lidera!

Co ważne, Roglic, Mas i Carapaz pojechali podjazd w znakomitym czasie, najlepszym od 2005r, więc nie było żadnego oszczędzania się i nie za wiele spowalniających, taktycznych zagrań. Z kolei O’Connor, choć wyraźnie od nich słabszy (jak również od Rodrdrigueza, Skejlmose, Gaudu, Landy i Yatesa) uzyskał czas lepszy niż Valverde, Contador i Rodriguez w 2014 (wtedy, gdy z ucieczki etap wygrał Przemysław Niemiec).

A jeśli już jesteśmy przy temacie ucieczki, to w końcu z ucieczki dnia etap wygrał Marc Soler. Szczwany lis ograł Zanę i Poole’a i sięgnął po swój trzeci w karierze etap Vuelty.

A co dziś? 

A dziś “wirtualny” dzień odpoczynku, etap dla ucieczki lub sprinterów. Ale ponieważ wycofał się kontuzjowany van Aert, odpowiedzialność za kontrolę peletonu spadnie tylko na ekipę Alpecinu, więc raczej stawiam na ucieczkę. No chyba, że powieje wiatr i znów będą się działy jakieś dziwne rzeczy. Finisz w Santadner, jak codziennie około 17.30.

Drugi dzień przerwy, Oviedo

Uff… rzutem na taśmę, bo trzeci tydzień tegorocznej Vuelty jeszcze się nie zaczął (start dzisiejszego etapu o 12.50) wrzucam podcastowe podsumowanie wydarzeń z ostatnich dni, będącą równocześnie zapowiedzią tego, co czeka kolarzy od dziś do niedzieli.

Zapraszam do odsłuchania na platformach podcastowych:

lub na youtube:

A dziś etap z jednym z najbardziej rozpoznawalnych podjazdów na Vuelcie, czyli Lagos da Covadonga.

Rozwiązań taktycznych jest wiele, zrobienie etapu cięższym w teorii powinno sprzyjać Masowi, czekanie na ostatni podjazd powinno dać korzyść Roglicowi. A w tym wszystkim liderem wciąż jest Ben O’Connor, który robi co może, pytanie jakie realnie są jego możliwości.

Finisz około 17.30, co nie jest żadną nowością, u podnóża Lagos da Covadonga czołówka (ucieczka?) powinna być około 16.50-55, natomiast zobaczymy czy coś znaczącego wydarzy się na podjeździe Collada Llomena. Który jest wymagający, ale od podnóża Covadongi oddziela go dość długi przejazd dolinami, gdzie niezbędne jest wsparcie drużyny.

Etap 15, Infiesto > Valgrande-Pajares. Cuitu Negru (143km)

Zanim podsumowanie wczorajszego dnia, małe ogłoszenie parafialne: ponieważ dzisiaj mam super zajęty dzień, wideo-podcastowe podsumowanie pierwszego tygodnia wjedzie jutro, czyli po dniu przerwy. Bo dzisiaj na Vuelcie dzień przerwy, co jest o tyle istotne, że wczoraj kolarze mogli “wyjechać się do zera”. I wielu z nich to zrobiło.

To był krótki, ale super intensywny etap z wieloma ciekawymi rozstrzygnięciami i twistem na koniec.

Ucieczka dnia wydawała się stracona: choć mocna i liczna (z nieustająco zabierającym się w odjazdy Solerem, zbierającym punkty w klasyfikacji górskiej Vinem, mającym szansę na awans w generalce Sivakowem, kontrolującym sytuację dla Roglica Vlasovem, w sumie ponad 20 kolarzy), była trzymana na dość krótkiej smyczy przez pomocników Mikela Landy.

Podjazd Colladelia był na tyle trudny, że dzielił zarówno ucieczkę jak i peleton a przewaga śmiałków u podnóża Cuitu Negru nie była wcale tak duża i powodzenie akcji zależało od tego, jak pojadą faworyci generalki.

Próbę wykorzystania pracy zespołu podjął Mikel Landa, ale jego atak nie był na tyle mocny, by wprowadzić większe zamieszanie w grupie lidera. Ben O’Connor dawał z siebie wszystko i mimo zmiennej stromizny i hardcorowo ciężkiej końcówki jechał w trybie minimalizowania strat. 
Nie wdawał się w potyczki między Landą, który szybko odpadł, Roglicem, dla którego imponującą pracę wykonał Lipowitz a następnie sam dojechał tuż za O’Connorem czy wraszcie Roglicem i Masem.

Słoweniec próbował rozegrać ten etap nie tylko taktycznie, ale też technologicznie. U podnóża Cuitu Negru zmienił rower na wyposażony w lekkie koła na niskim stożku oraz gravelową grupę XPLR, z małą zębatką z przodu i kasetą o bardzo szerokim zakresie. Umożliwiło mu to zastosowanie wyższej kadencji i zachowanie na tyle świeżej nogi na ile się da na finałowej “ścianie”.

Ewidentnie miało to sens: po przyspieszeniu i zagubieniu rywali Roglic jednak nieco osłabł, co wykorzystał Enric Mas budując kilka, kilkanaście metrów przewagi nad rywalem. Ten jednak, gdy nieco ochłonął był w stanie wyrównać tempo i doścignąć kolarza Movistaru i faktycznie dostępne przełożenia mogły mu w tym pomóc. Tyle tylko, że cały ten zabieg i trud okazał się daremny. Ekipa Red Bulla przeprowadziła zmianę roweru w sposób dość niefortunny. W dolinie przed Cuitu Negru wiązało się to z pogonią za peletonem a jazda “na zderzaku” samochodu technicznego drużyny zaowocowała karą 20” dla Roglica i pomagających mu w pościgu kolegów. Zatem choć Roglic i Mas byli najlepsi wśród faworytów generalki, ostatecznie Roglic kończy etap z 20” stratą to Masa i tylko 18” nad O’Connorem!

Były więc i emocje i kontrowersje i taktyka i maksymalny, ludzki wysiłek.

Ale to nic w porównaniu z tym, co działo się w ucieczce. Gdy wydawało się, że “dzień konia” ma Sivakow, który przez większość etapu nadawał tempo i Ciuitu Negru rozpoczął mocno i w dobrej dyspozycji na końcowej ściance pozornie straceńczą szarżę przypuścił Pablo Castrillo z ekipy Kern Pharma. Ten sam debiutant, który niespodziewanie wygrał, też z ucieczki, etap 12.

Tutaj wydawało się, że jedzie ostatkiem sił a przyspieszenie jest “na pożegnanie” by dobrze pokazać się kibicom. Tymczasem Castrillo, choć dał się dogonić Vlasovovi, heroiczny wysiłkiem przspieszał kolejny i kolejny raz i wydarł Rosjaninowi (jadącemu bez flagi przy nazwisku, bo – oczywistości) zwycięstwo etapowe. Castrillo urasta więc do jednej z większych gwiazd tej Vuelty i staje się kolejną “Wielką Nadzieją Hiszpanów”.

Ponieważ Cuitu Negru nie jest podjazdem odwiedzanym często, nawet przy taktycznej jeździe faworytów na środkowej części podjazdu, zarówno na jego stromych częściach jak i całości połączonej z Puerto de Pajares padły rekordy. Czołówka była wyraźnie lepsza od Rodrigueza, Valverde i Contadora rywalizujących tam w 2012r.

Zatem tyle na dziś a z podsumowaniem całego, drugiego tygodnia Vuelty wracam jutro :)

Etap 14, Villafranco del Bierzo > Villablino (200.5km)

3200m przewyższenia a na koniec finisz z całkiem sporego peletonu zakończony zwycięstwem sprintera?

Znowu będzie coś o kontekście, ale tak, on jak zawsze ma znaczenie. Takie zdanie pojawiło się gdzieś w okolicach podsumowania Tour de Pologne, ale powtórzę je tutaj. Przy obecnym poziomie sportowym i technologicznym, aby podzielić peleton zawodowców trzeba dostarczyć im naprawdę wyjątkowo wymagającą trasę.

I owszem, wiele zależy od tego, jak kolarze rozegrają wyścig, ale jak pokazuje wczorajszy dzień, samo przewyższenie i tempo jazdy to nie wszystko. Bo wczoraj było 3200m przewyższenia, średnia prędkość na trasie to 45,6km/h.
Taki przebieg rywalizacji był konsekwencją jazdy grupy Visma – Lease a Bike. Myśląc o zwycięstwie Wouta van Aerta jego koledzy kontrolowali ucieczkę nie dając jej zdobyć zbyt dużej przewagi a na głównej trudności dnia, długim (23km), ale stosunkowo łagodnym (4,5%) podjeździe ze szczytem 16,5km przed metą skasowali ją by następnie prowadzić grupę aż do premii górskiej.

Tam van Aert nie niepokojony przez nikogo pojechał po punkty, umacniając się na prowadzeniu w klasyfikacji górskiej. Jest to pewnego rodzaju ciekawostka, ponieważ bardzo rzadko zdarza się, by jeden zawodnik był liderem obu: punktowej i górskiej właśnie. Zobaczymy jak rozegra się ten wyścig i czy van Aert będzie nadal walczył na podjazdach. Ostatnim razem, gdy ktoś wygrał właśnie te dwie klasyfikacji, był to Jose Maria Jimenez w 2001, wybitny góral “ery epo”, który był wówczas najszybszy na trzech górskich etapach i dzięki regularności na pozostałych o zaledwie pięć punktów w klasyfikacji punktowej (czyli tej teoretycznie dla sprinterów) pokonał Erika Zabela.

Istotne jest, czy van Aertowi starczy sił by zabierać się w ucieczki w ostatnim, górzystym tygodniu i jak to wpisuje się w jego plan przygotowań do mistrzostw świata. Być może całkiem dobrze.

Tak czy inaczej wczoraj ekipa Visma LaB nieco przestrzeliła, ponieważ, owszem, skasowała ucieczkę, wyprowadziła WvA na premię górską i doprowadziła do finiszu z peletonu, ale ich tempo wytrzymali też kolarze Alepcinu, którzy w końcówce byli w stanie ustawić “pociąg” rozprowadzający Kadena Grovesa. Pomocnicy van Aerta byli wówczas już na tyle zmęczeni całodzienną pracą, że ten musiał z Grovesem rywalizować samodzielnie i ostatecznie dość wyraźnie przegrał.

Gdyby tego było mało, na zjazdach z premii górskiej defekt miał Primoz Roglic. Ta wczorajsza sytuacja  była znakomitym przykładem na to, gdy mówimy o sile drużyny i tym, by przy liderze zawsze byli jacyś pomocnicy. Roglicowi swój rower błyskawicznie oddał Dani Martinez a kilku kolegów dość szybko zostało mu do pomocy. Dzięki temu zawodnicy Red Bulla dość sprawnie doścignęli peleton i mimo jazdy na nieco za małym sprzęcie (Martinez jest 5cm niższy od Roglica) faworyt klasyfikacji generalnej ukończył ten etap bez strat.

To wszystko co powyżej brzmi jak całkiem ciekawy dzień, jednak nie oszukujmy się – oglądanie tego było strasznie nudne.

Miejmy nadzieję, że dziś będzie lepiej, bo dziś jest “ten dzień”. Na koniec drugiego tygodnia zmagań jeden z najcięższych etapów tej Vuelty. Tylko 143km, za to cztery premie górskie w tym jedna na mecie. Przedostantnia, Alto de Colladella spokojnie mogłaby być “ścianką” na metę jednego z poprzednich etapów: ma 6,4km i średnią stromiznę 8,5% a w końcówce sekcje po procent 14. Ale to tylko rozgrzewka przed finałem.

Od kilometra 103 do 124 jest lekko wznoszący się (300m przewyższenia) dojazd z premią lotną do podnóża finałowego wzniesienia. A to: Cuitu Negru to jeden z podjazdów – monstrów. 1350m przewyższenia, 7,5% stromizny, ale jak to na Vuelcie, mocno “oszukane”. Pierwsza część, Puerto de Pajares to prawie 13km, z których ostatnie 4 są naprawdę ciężkie. Następnie jest 2,5km wypłaszczenie i “ściana” do mety: 3km i prawie 13% zaczynające się sekcją przekraczającą 20%.

Finisz zapowiedziany jak codziennie około 17.30, warto oglądać przynajmniej ostatnią godzinę. Wiele wskazuje na to, że po dzisiejszym etapie powinniśmy mieć i zmianę lidera i sporo przetasowań w pierwszej dziesiątce. Tym bardziej, że jutro dzień przerwy, zatem nikt się raczej nie będzie oszczędzał.

Etap 13, Lugo > Puerto de Ancares (176km)

Czy ktoś spodziewał się ataku Primoza Roglica na Puerto de Ancares? Pewnie wszyscy. Czy ktoś spodziewał się, że będzie to tak mocne przyspieszenie, jeden z najlepszych performance’ów w karierze Słoweńca i zdecydowany krok w stronę wygrania całego wyścigu? Cóż, ja nie. 

Choć kontrolę nad tempem w peletonie próbował przejąć Movistar, to zmiany najpierw Lipowitza a następnie Martineza dokonały selekcji w grupie lidera. Ben O’Connor zaczął tracić niedługo po rozpoczęciu wspinaczki na Ancares, z Roglicem najdłużej utrzymywali się Landa i Mas. Landa odpuścił jednak chwilę wcześniej, co było bardzo rozsądne. Dla Masa tempo Roglica było zdecydowanie za wysokie, za co Hiszpan zapłacił w końcówce podjazdu – wyprzedzili go Landa, Skjelmose, Carapaz, Carlos Rodriguez, Gaudu i Lipowitz. 

Roglic odrobił 1’55” do O’Connora, który ewidentnie miał gorszy dzień. Jeśli Roglic miał swój zły na Hazallanas pod koniec zeszłego tygodnia, wszystko idzie zgodnie z przewidywaniami i Słoweniec zyskuje w drugiej części wyścigu. A trzeba pamiętać, że realnie największe trudności tej Vuelty wciąż przed kolarzami.

Kilkanaście minut wcześniej o zwycięstwo etapowe walczyli uciekinierzy. Z zacnego grona dobrych górali najlepszy był Michael Woods. Niemal trzydziestoośmioletni Kanadyjczyk wciąż jest specjalistą stromych podjazdów. Wygrywa stosunkowo niewiele, ale wszystkie jego sukcesy są bardzo jakościowe. Rok temu podczas Tour de France wygrał na Puy de Dome a wcześniej dwukrotnie zwyciężał na etapach Vuelty.
A co dzisiaj?

Dzisiejszy etap, długi, 200km z długim (23km), ale stosunkowo łagodnym (4,5%) podjazdem ze szczytem 16,5km przed metą należy rozpatrywać w “dwupaku” z jutrzejszym dniem, który kończy się super trudnym finiszem na Cuitu Negru. W związku z tym odpowiedź brzmi: “to etap dla ucieczki”, pytanie tylko czy standardowej w rozumieniu ogólnym (tak jak wczoraj, z mocnymi góralami, ale bez szans w generalce) czy może jednak po raz kolejny z jakąś niespodzianką i szarżą na awans w pierwszej dziesiątce.

Finisz jak zawsze około 17.30.

Etap 12, Ourense Termal > Estacion de Montaña de Manzaneda (137.5km)

W kolarstwie, jak we wszystkim liczy się kontekst. Czy wczorajszy etap był trudny? Tak. Miał 3500m przewyższenia na zaledwie 140km. Czy był to więc etap górski, na którym mogła się rozegrać rywalizacja w klasyfikacji generalnej? Niekonicznie.

Z perspektywy tego, co obserwujemy na tej Vuelcie, fakt, że w ucieczce dnia nie było zawodników, którzy taką akcją mogą zamieszać w klasyfikacji generalnej można było przyjąć nawet z pewnym rozczarowaniem.

Z dziesięciu śmiałków najwyżej znajdował się Harold Tejada z Astany, ale sześć i pół minuty przewagi, jaką uciekinierzy mieli nad resztą stawki wystarczyło mu do awansu z 21. na 19. miejsce. Więc tym razem obyło się bez sensacji. Tym bardziej, że w perspektywie ścigania dziś faworyci może nie zrobili sobie wolnego, ale nie mając do dyspozycji terenu, który ułatwiłby selekcję, co do zasady dojechali do mety razem.

Konkretna walka rozegrała się za to wśród uciekinierów. Zerwanie z koła rywali na długim, ale niezbyt stromym podjeździe prowadzącym do mety nie było wcale proste. Tym większe uznanie dla młodego (21 lat) Pablo Castrillo z drugodywizyjnej ekipy Kern Pharma. Zaatakował na ok. 8km przed metą i sukcesywnie zdobywał przewagę. A konkurentów miał godnych, ponieważ Narvaez, Soler (choć musi być już trochę wymęczony akcjami na kolejnych etapach), Meintjens czy Verona w teorii powinni walczyć o zwycięstwo. Wydarcie wygranej etapowej przez debiutanta z nieworldtourowej ekipy, z ucieczki pełnej doświadczonych wyjadaczy to naprawdę duża rzecz!

A co dzisiaj?

Dzisiaj jeden z tych etapów, które powinny decydować o losach czerwonej koszulki. Ben O’Connor będzie musiał wspiąć się na wyżyny by nie stracić za wiele podczas podjazdu na Puerto de Ancares.

Finałowa wspinaczka to 7,5km i 9,5% średniej stromizny, ale jak to na Vuelcie jest trudniej, bo do parametrów podjazdu zaliczane są dwa pierwsze kilometry, które mają zaledwie 3%.

Na korzyść O’Connora, który w teorii powinien tu stracić do bardziej dynamicznych rywali (w domyśle Roglica) świadczy to, że blisko przed Ancares są jeszcze dwa podjazdy: niepunktowany 25km przed metą, w “siodełku” przed kolejnym, drugiej kategorii jest premia lotna a na tymże podjeździe kat. 2. jest dodatkowo premia bonusowa.

A to oznacza, że do Ancares zawodnicy powinni dojechać nieco “podgotowani”, co w teorii da balans między wytrzymałością a eksplozywnością. A na etapie z Hazzallanas O’Connor pokazał, że lepiej radzi sobie podczas dłuższych wysiłków i w tym upatrywałbym jego szansy. Bo choć kilka razy już tracił na “ściankach”, jego przewaga w klasyfikacji generalnej wciąż jest pokaźna i nadal może jechać w trybie możliwie ekonomicznym.

Finisz zaplanowano około 17.30, jak codziennie, zachęcam jednak do oglądania przynajmniej od 16.00. I nie dlatego, że peleton będzie wtedy przejeżdżał przez Ponferradę, ale mniej więcej w tej miejscowości powinny się zacząć poważne rozgrywki między drużynami wspierającymi swoich liderów w walce o generalkę.

A przy okazji Ponferrady, przygotujcie na liczne nawiązania do mistrzostwa świata Michała Kwiatkowskiego, które zdobył właśnie tam. To był wielki dzień “Kwiato” i wielki dzień polskiej reprezentacji, która pojechała rewelacyjny wyścig. Z dzisiejszej perspektywy zarówno dla samego zawodnika, dla naszej reprezentacji, ale pewnie i dla wielu z nas 2014r brzmi jak coś, co wydarzyło się w innym życiu. Co nie zmienia faktu, że tak, to był najważniejszy dzień w historii polskiego kolarstwa zawodowego!

Etap 11, Campus Tecnológico Cortizo Padron > Campus Tecnológico Cortizo Padron (164.2km)

Primoz Roglic zrobił to, w czym jest najlepszy. Wykorzystał kilkuminutowy podjazd ze stromymi sekcjami do odpalenia atomowego ataku (VAM ponad 2000m/h przez 7’). Dzięki temu zyskał 37” nad Benem O’Connorem, zwiększył też przewagę nad Carapazem czy Yatesem. Z kolei z Roglicem utrzymali się Landa, Carlos Rodriguez, Gaudu i przede wszystkim Mas.

Można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg wyścigu. Roglic jest jednym z tych zawodników, którzy potrafią perfekcyjnie wykorzystywać swoje mocne strony i minimalizować straty w terenie i sytuacjach, które mu nie sprzyjają.

Dlaczego zacząłem od Roglica a nie od ucieczki dnia, która składała się z niemal 40 kolarzy, miała w pewnym momencie niemal 7’ przewagi nad peletonem a George Bennett, Guillaume Martin i Eddy Dunbar mieli dzięki temu sporą szansę na awans nawet do top 10 klasyfikacji generalnej?

Cóż, wygląda na to, że na tegorocznej Vuelcie tak zaskakujące zwroty akcji są codziennością, przestają zaskakiwać i przy kolejnej okazji przyjmujemy je ze wzruszeniem ramion.

Przyspieszenie w peletonie przed ostatnim podjazdem oraz bardzo mocne tempo właśnie na nim sprawiły, że przewaga ucieczki zmalała na tyle, by kolarze z top 10 (nie wspominając o top 5) byli bezpieczni. Ostatecznie Bennett awansował na 10 pozycję, Martin na 16 a Dunbar na 18.

W przypadku Irlandczyka ważniejsze jest jednak to, że ten na 600m przed metą długim atakiem wywalczył wygraną etapową, swoją pierwszą w wielkim tourze i zaledwie czwartą w zawodowej karierze. A to przecież bardzo utalentowany zawodnik, możecie go pamiętać z zeszłorocznego Giro d’Italia, gdzie miejsce w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej stracił dopiero podczas czasówki na Monte Lussari.

A co dzisiaj?

“To zależy”. Patrząc pobieżnie na profil etapu można by powiedzieć, że to tylko 140km, z czego 120 to dojazd do finałowego podjazdu, który jest dłuższy, ale nie aż tak stromy jak inne finisze na tej Vuelcie.

Tymczasem te 120km to ciągła jazda góra-dół i niezliczone podjazdy o przewyższeniu od 200-400m, z których żaden nie jest premią górską (dla porównania takie 400m przewyższenia to już solidna przełęcz np. w Beskidach).

A to oznacza etap ciężki do kontrolowania i męczący, nawet, jeśli krótki. Finałowy podjazd ma ponad 15km, ale średnia stromizna to tylko 4,5%. Co więcej, nie ma na nim jakiś szczególnie stromych sekcji.

Pytanie dnia brzmi więc nie czy, ale kto zabierze się w ucieczkę dnia i zostanie kolejnym zawodnikiem, który w ten sposób odrobi sporo czasu i wróci do gry w klasyfikacji generalnej. Finisz jak zawsze około 17.30, ale warto będzie śledzić doniesienia z trasy by nie przegapić jakiejś ważnej akcji.

Etap 10, Ponteareas > Baiona (160km)

Czy to już jest ten moment, w którym powinniśmy wsiadać do „hype trainu” wiozącego Wouta van Aerta do Zurychu i tęczowej koszulki?

Pewnie jest na to za wcześnie z wielu powodów.

Po pierwsze, faktycznie jest za wcześnie, ponieważ te będą rozegrane za miesiąc.

Po drugie, rywale będą tam o wiele mocniejsi: Pogacar, będący w świetnej dyspozycji Hirschi (wygrał San Sebastian i Plouay), „wewnętrzna konkurencja” czyli Evenepoel a nie, z całym szacunkiem Groves Pacher czy Soler.

Po trzecie, część zawodników przygotowywać będzie się przez celowane zgrupowania a nie start w hiszpańskiej Vuelcie.

Ale z drugiej strony wielokrotnie to właśnie Vuelta dawała zawodnikom nie tylko odpowiednie przygotowanie fizyczne, ale też pewność siebie czy poczucie sprawczości. A te po trzech wygranych etapowych Wout van Aert z pewnością odzyskuje.

Tym bardziej, że na tej Vuelcie wygrał sprint z peletonu, sprint z nieco okrojonej podjazdem grupki i górzysty etap po „ucieczce dnia”.

Wczoraj realnie nie miał sobie równych a gdy na ostatniej premii górskiej znalazł się na czele z Quentinem Pacherem z Groupamy a z tyłu został teoretycznie lepszy góral, Marc Soler, sprawa zwycięstwa etapowego była właściwie jasna. Gdy Pacher dojechał do ostatniego kilometra z WvA, Belg nie popełnił żadnego błędu i pewnie wygrał po raz trzeci na tym wyścigu.

Kilka minut za uciekinierami peleton jechał w miarę spokojnie, ewidentnie po szaleństwach pierwszego tygodnia faworyci postanowili poczekać na bardziej selektywne etapy.

W związku z tym dziś prawdopodobnie będziemy mieli powtórkę, choć oczywiście na Vuelcie nigdy nic nie wiadomo. Na dystansie 164km do pokonania będzie siedem podjazdów. Trzy z nich są premiowane a w kontekście walki o etap lub próby zmiany sytuacji w klasyfikacji generalnej ważne jest to, że szczyt ostatniego usytuowany jest 8km przed metą. To górka o parametrach 3km i 8,9% stromizny, zatem dobry teren do ataku. Na przykład Carapaza.

Finisz zaplanowano około 17.30, ostatnia godzinka może być ciekawa, zarówno w uciecze jak i w peletonie.

Dzień przerwy, Vigo

Wypoczęci? Schłodzeni? Głodni kolarstwa?

Jeśli tak, to dobrze, bo dziś dziesiąty etap hiszpańskiej Vuelty.

Kolumna wyścigu przemieściła się o jedyne 1000km na północ, z Andaluzji do Galicji. Będzie chłodniej (22 stopnie, ale nie mniej górzyście). Tyle tylko, że przewyższenie będzie zdobywane właściwie z poziomu morza.

Często te etapy w Galicji charakteryzują się sporymi stromiznami, dziś jednak na 160km trasie będą cztery premie górskie, natomiast nie będą one z gatunku tych hardcorowych.

Z ostatniej z nich, podjazdu 1. kategorii do mety jest jeszcze 20km: zjazd, niewielka, nieoznaczona górka i płaski dojazd do miejscowości Baiona.

Teoretycznie, zwłaszcza po niedzielnych ekscesach i dniu odpoczynku powinien to być etap „rozgrzewkowy”, dla uciekinierów z dużymi stratami w klasyfikacji, ale wiecie, to jest Vuelta i wydarzyć się może wszystko.

Finisz zapowiedziano około 17.30, w sekwencję trzech premii górskich czołówka powinna wjechać około 16.00 i tak polecam włączyć transmisję.

A jeśli przeoczyliście moje podsumowanie pierwszego tygodnia Vuelty, to linki wklejam tutaj i zapraszam do odsłuchania.

Podsumowanie pierwszego tygodnia Vuelta a Espana 2024

Etap 9, Motril > Granada (178.5)

Po pierwsze, podsumowanie pierwszego tygodnia Vuelty czeka na Was na platformach podcastowych od rana. Wersja youtube z obrazkami od ASO i profilami kolejnych etapów youtube powinien skończyć przetwarzać właśnie teraz.

No ale zanim sobie odsłuchacie, do czego zachęcam podobnie jak do subskrybcji kanałów, kilka słów o dniu wczorajszym.

Mówię o tym szerzej w wersji audo/wideo, ale powtórzę to tutaj. Tak, uważam, że Vuelta a Espana to aberracja. Budząca podziw i zdziwienie niczym postmodernistyczna architektura, ale wciąż będąca odstępstwem od normy i swoistym dziwactwem.

Jeszcze jedną ucieczkę taką, jak O’Connora jestem w stanie zrozumieć. Ale kilka dni później puszczenie Yatesa wraz z pomocnikami a także Carapaza i pozwolenie im na powrót do gry o najwyższe cele brzmi absurdalnie.

Włączając transmisję między podjazdami na Hazallanas przecierałem oczy ze zdziwienia patrząc na skład kolejnych grup znajdujących się na trasie i na dzielące je różnice. Choć ostatecznie Yates stracił nieco na zjazdach do mety w Granadzie i tak fakt, że po nieudanym pierwszym tygodniu wrócił do pierwszej dziesiątki i traci do Roglica tylko 1’37”.

I oczywiście pamiętam o znajdującym się na czele z przewagą 3’53” O’Connorze, zwłaszcza, że na Hazallanas spisał się znakomicie, jadąc w grupie z Roglicem, Landą czy Rodriguezem. I biorę pod uwagę również to, że Roglic nie jest prawdopodobnie w pełni dyspozycji. I to, że covid roznosi się w peletonie. I upały. I to wszystko. A także to, że Enric Mas miał niebezpieczny “moment” na zjeździe, przez co stracił przewagę wypracowaną kilkanaście minut wcześniej po przyspieszeniu w końcówce Hazallanas.

Ale wiecie, jeszcze niedawno takie etapy były czymś wyjątkowym: Fuenta de Contadora czy Finestre Froome’a przeszły do historii kolarstwa. A tymczasem dwie takie zaskakujące akcje mieliśmy już w pierwszym tygodniu tej Vuelty.

A co jutro? A jutro zapowiem jutro rano.

Etap 8, Úbeda > Cazorla (159km)

Primoz Roglic nie czekał zbyt długo z rozpoczęciem odrabiania strat do Bena O’Connora. Choć u podnóża finałowego podjazdu kraksa zatrzymała jego kluczowego pomocnika, Alexa Vlasova, Roglic niewiele sobie z tego zrobił.

Choć – charakterystyczne dla Vuelty – strome, nieregularne, prowadzące częściowo przez miasto wzniesienie rozegrał dość dziwnie: nadawał tempo na stromym, przyspieszał na płaskim, w końcówce zrobił co miał zrobić. Mimo, że Enric Mas próbował zamykać możliwość wyprzedzania na ciasnych łukach, ostatecznie Roglic znalazł dość miejsca by objechać Hiszpana i wygrać etap. To dało mu 10” bonifkaty, co w połączeniu ze słabszą postawą O’Connora umożliwiło zmniejszenie różnicy w klasyfikacji generalnej o niemal minutę.

O’Connorowi pomagał Felix Gall, który w końcówce pojechał jednak nieco do przodu, ale tak czy inaczej kolarze Decathlonu zminimalizowali straty na ile się dało. Lepiej od nich wypadli jednak wspomniany Mas, ale też m.in. Landa, Tiberi, Skjelmose, Carapaz, Carlos Rodriguez, Dunbar, van Eetvelt czy Haig.

Być może błędem O’Connora było początkowe trzymanie się koła Roglica, ale o tym, w jakiej Australijczyk faktycznie jest formie dowiemy się dzisiaj, gdy na trasie będzie zdecydowanie więcej podjazdów i będą one dłuższe.

O ile lider wyścigu był wczoraj w opałach, to o porażce muszą mówić zawodnicy teamu UAE. Ich najlepszy do tej pory zawodnik, czyli Joao Almeida na ostatnich kilometrach wyglądał niewyraźnie, jechał daleko w grupie i jak Vlasova zatrzymała go kraksa. Okazuje się jednak, że nie był to jego błąd, tylko złe samopoczucie spowodowane covidem. W związku z tym najwyżej sklasyfikowanym kolarzem Emiratów jest młody Isaac del Toro, który zajmuje 17. miejsce, tracąc niemal 3’ do Roglica.

Zdecydowanie cieszy natomiast dobra dyspozycja Enrica Masa, który co prawda jest póki co tylko w stanie reagować na to, co robi Roglic, ale po dłuższym czasie, gdy lider Movistaru zawodził, jego powrót do wysokiej dyspozycji to dobra wiadomość dla niego, jego drużyny i dla samego wyścigu. A także kolejny pokaz tego, że sporcie takim jak kolarstwo trzeba być cierpliwym i pokornie pracować, czekając na uzyskanie optymalnej dyspozycji.

O tym, w jakiej firmie jest Mas, Roglic, czy “nogi” odzyskali Carlos Rodriguez lub Eddie Dunbar dowiemy się dziś.

Niespełna 180km z metą w Granadzie nie kończy się na podjeździe, ale po wstępnej, pagórkowatej części od 80km na kolarzy czekają trzy bardzo ciężkie premie górskie: najpierw Puerto del Purche (8,9km, 7,6% ale jak to na Vuelcie jest o wiele bardziej stromo, tyle, że na 2km przed szczytem jest chwila zjazdu) a następnie dwukrotnie Alto del Hazzalanas (7,1km, 9,5% i znów o wiele bardziej strome sekcje niż wynika ze średniej wartości).

Taka kumulacja oznacza, że poza bezwzględnym stosunkiem mocy do masy liczyć się będzie też wytrzymałość, taktyka i spokój. A ponieważ widać, że dynamika dyspozycji poszczególnych zawodników jest bardzo zmienna, ten najcięższy póki co etap może znów zamieszać w klasyfikacji generalnej.

Transmisja będzie od 14.30 do 18.00, finisz zaplanowano około 17.30. Ta 14.30 to czas, gdy czołówka powinna się zbliżać do szczytu Puerto del Purche. Jeśli macie czas, to warto sprawdzać co się dzieje i być może obejrzeć całą transmisję.

Etap 7, Archidona > Cordoba (180.5km)

“Szczyt 14%” może i nie miał 14%, ale przez to, że znajdowała się na nim premia bonusowa zachęcił kolarzy z czołówki do aktywnej jazdy i ścigania.

Primoz Roglic w swoim stylu zaczął odrabianie strat od sprintu po sekundy, które tam czekały i wyraźnie widać, że gdy chce, to jest w stanie zdobyć przewagę nad rywalami. Tym bardziej, że niedługi podjazd dokonał w czołówce sporej selekcji. 

Ostatnie 20km były ciekawym pokazem zagrywek taktycznych. Ataków próbowali kolarze UAE (najpierw Soler – zdobył nawet 20” przewagi a następnie Sivakow), kontratakował van Aert, w rolę pomocnika, który skasował Solera wszedł Kuss a następnie Sivakova ścigał Vlasow, który liczył na to, że po bonifikatę na mecie skoczy Roglic.

Sivakow został złapany na 500m przed metą a z tak niewielkiej grupy van Aert nie miał problemów by wygrać swój drugi etap w tej Vuelcie. Drugi był Mathias Vacek, co potwierdza, że jego deklaracje o byciu raczej kolarzem klasycznym niż stricte sprinterem mają pokrycie, skoro przetrwał podjazd i chaos w końcówce.

Vlasow goniący Sivakowa sprowokował nieco komentarzy na iksie związanych z tym samym pochodzeniem (rosyjskim), jednak różnym obywatelstwem (Sivakow, urodził się we Włoszech a większość życia spędził we Francji, której obywatelstwo przyjął w marcu 2022 wyrażając sprzeciw wobec inwazji Putina na Ukrainę, otwarcie wyrażał swoją opinię na ten temat, Vlasow dla odmiany ściga się pod “neutralną” flagą i od dwóch lat milczy). Realnie myślę jednak, że na szosie po prostu liczyły się interesy klubowe: Sivakow, atakował już po raz kolejny na tej Vuelcie a Vlasow starał się, by następną bonifikatę zdobył Roglic.

A co dzisiaj?

Dzisiaj pierwszy poważny test Bena O’Connora w roli lidera wyścigu. Wczoraj nie został postawiony pod zbyt mocną presją, rywalizacja UAE, Vismy i Bory spowodowała też, że jego koledzy z drużyny nie musieli kontrolować sytuacji. Wśród pierwszych 33 kolarzy na mecie O’Connor miał jeszcze Galla i Bertheta, więc wygląda to dla niego dobrze.

Etap jest dzisiaj dość krótki (159km) a ostatnie 60km jest mocno górzyste. Ostatnich 20 to premia lotna z bonusowymi sekundami, następnie wznoszący się, pagórkowaty teren i krótki (5km), ale jadowity podjazd do mety ze stromym początkiem (20%) i końcem (ostatni kilometr to ponad 13%). Brzmi jak dobry teren dla Roglica, na podobnej “ściance” kilka dni temu O’Connor zanotował do niego ponad minutę straty, ale nie miał motywacji w postaci czerwonej koszulki lidera na plecach.

Finisz tradycyjnie około 17.30

Etap 6, Jerez de la Frontera > Yunquera (185.5km), 


To jest Vuelta i za to wszyscy – cośtam* – ten tour.

*miało być “kochamy”, ale jednak bez przesady ;)

Miał być etap dla ucieczki a Roglic miał spokojnie czekać na niedzielę, tymczasem dostaliśmy zaskakujące rozstrzygnięcie, którego efekty będą nas trzymały w niepewności pryznajmniej przez kilka dni.

A wszystko zaczęło się od tego kuriozalnego startu w supermarkecie, smutnych obrazków kolarzy stojących w galerii handlowej przy kasach w Carrefoure, żartów z obecności tam kolarzy drużyny Lidl-Trek i rozważań na temat tego, że u nas taki event wiązałby się ze slalomem między paletami w Biedronce.

Jeśli oglądaliście serial Netflixa o Tour de France, to pewnie kojarzycie Bena O’Connora jako tego chimerycznego, trochę rozkapryszonego gościa o wielkich ambicjach, sporym potencjale, który nie do końca radzi sobie z nakładaną na niego presją.

To jednak świetny kolarz, który zaimponował wygrywając górski etap Giro w 2020r, który był już czwarty w Tourze (gdzie również wygrał etap) i czwarty w Giro. I być może zarówno te etapowe sukcesy jak i bycie o włos od wielkiego sukcesu powodują, że reaguje na porażki tak jak reaguje.

W tej Vuelcie też już zaliczył wtopę – na Pico Villuercas we wtorek stracił do Roglica ponad minutę i był w tej grupie zawodników, którzy nie wytrzymali tempa i raczej zawiedli niż pojechali dobrze. A w grupie Ag2r-Decathlon mocniejszy zdecydowanie się Felix Gall.

O’Connor przystąpił do szóstego etapu z planem zabrania się do ucieczki. To jednak nie było łatwe, ponieważ wielu kolarzy chciało zrobić to samo. W pewnym momencie na czele znajdowało się nawet 33 zawodników, jednak powodzenie osiągnęła dopiero trzynastka, w której był właśnie Australijczyk a także, co ważne Jay Vine z UAE oraz młody talent, Florian Lipowitz z Red Bull – Bora Hansgrohe.

To prawdopodobnie obecność Lipowitza spowodowała, że ucieczka została odpuszczona, co było poważnym błędem ekipy Red Bulla. O’Connor poczuł krew i na 60km przed metą przystąpił do ataku, “ucieczki z ucieczki”. A że gdy nie ma problemów: kontuzji czy choroby, jest znakomitym kolarzem, najpierw zgubił jednego z rywali, którzy się z nim zabrali a następnie samotnie dowiózł zwycięstwo do mety.

Ponieważ w peletonie panowała konfuzja: Red Bullowcy nie bardzo gonili, bo z przodu był Lipowitz, który w generalce może szachować rywali a do pracy dopiero później wzięli się zawodnicy Movistaru i Bahrainu, O’Connor dojechał do mety z przewagą sześciu i pół (!!!) minuty nad peletonem i został nowym liderem z bardzo dużą przewagą. Trzeci na mecie Lipowitz faktycznie awansował do czołówki, na czwarte miejsce (27” za Roglicem, 19” za Almeidą i 5” przed Masem). Z mocnych kolarzy awans zaliczył także Christian Rodriguez z Arkei, na miejsce numer sześć.

I to wszystko na etapie z łącznością radiową, miernikami i mocy i tymi wszystkimi udogodnieniami technicznymi, które rzekomo zabierają spontaniczność i nieprzewidywalność rywalizacji.

Czy O’Connor będzie faktycznie pretendentem do wygrania wyścigu i czy starczy mu na to przygotowania i sił, dowiemy się jutro a jeszcze bardziej w niedzielę, gdzie będzie musiał mierzyć się z ciężkimi podjazdami. Dziś bowiem, choć na trasie mamy górkę nazwaną “Szczyt 14%”, to jedyna trudność a do tego wcale nie tak ciężka.

Większość etapu jest płaska, “Szczyt 14%” jest 25km przed metą, i jest na nim premia bonusowa, to jednak 7,5km wspinaczki o średniej stromiźnie 5,6% a najtrudniej jest 2km przed szczytem Szczytu gdzie % będzie nie więcej niż 12.

A to oznacza, że będzie albo ucieczka albo, co też prawdopodobne, o wygraną etapową może nawet powalczyć van Aert. Finisz zapowiedziano na 17.30, wspomniana górka około 16.55.

Aktualną klasyfikację generalną znajdziecie na screenshocie.

Etap 5, Fuente del Maestre > Sevilla (177km) 

Czy to był ostatni sprinterski etap na tej Vuelcie? Być może. A jeśli tak, to tym bardziej warte podkreślenia jest zwycięstwo młodego Czecha z grupy DSM. 21-letni Pavel Bittner ograł i Wouta van Aerta i Kadena Grovesa i sięgnął po swoje pierwsze worldtourowe zwycięstwo w debiucie w wielkim tourze.

Groves był przekonany, że van Aert wyprzedzi go z prawej strony, ponieważ tam znajdował się Affini, któremu WvA powinien jechać po kole. Tymczasem Belg zaatakował z lewej zaskakując Australijczyka i zdobywając dość wyraźną przewagę.

Tyle tylko, że przyklejony do van Aerta jechał Bittner, który przyspieszył w idealnym momencie i lepiej wyrzucił rower na kreskę. Po chwili analizy fotofiniszu nie było wątpliwości, że to on jest zwycięzcą etapu.

Piękna sprawa i kariera, która zaczyna się od prestiżowej wygranej. Ciekawe, czy Bittner pójdzie w ślady Philipsena, którego marsz ku zielonej koszulce Tour de France rozpoczął się właśnie od wygranej etapowej na Vuelcie. Pamiętajcie jednak, że Bittner nie wziął się “z niczego”, już kilkanaście dni temu wygrał etap na Vuelta a Burgos, na wiosnę dobrze spisywał się w mniejszych klasykach w Belgii, na mistrzostwach świata U23 był szósty a w kategoriach juniorskich zdobywał medale mistrzostw swojego kraju. Od 2021r był członkiem młodzieżowej grupy ekipy DSM.

A co dzisiaj?

A dzisiaj kolejny upalny dzień, kolejne 185km do przejechania, kolejne premie górskie i kolejna meta na podjeździe, choć niezbyt trudnym. Ponieważ w generalce mamy już trochę różnic, wydaje się, że będzie to dobry etap dla ucieczki, zwłaszcza, że podjazd Puerto de Boyar w pierwszej części etapu jest dość ciężki (prawie 15km, 5,5%, ale jak to na Vuelcie z wypłaszczeniem, więc realnie cięższy). Na 25km przed finiszem jest premia trzeciej kategorii a do mety prowadzi nieregularny (choć jednak nie stromy) podjazd o długości nieco ponad 8km. Finisz zapowiedziany jest około 17.20, ale ze względu na upały kolarze jeżdżą w ostatnich dniach nieco wolniej, więc jeśli nie będzie jakiegoś super mocnego ścigania nieco z zaskoczenia, pewnie będą na mecie trochę później. 

Etap 4, Plasencia > Pico Villuercas (170.5km) 

Pierwsza “ścianka” prowadząca do mety etapu hiszpańskiej Vuelty i pierwszy etap, który można po prostu nazwać “Vuelta na 100%”. Czyli nikt nie spodziewał się takiego przebiegu finałowego podjazdu a równocześnie nikogo to nie dziwi :D

Odpowiedzialność za kontrolę sytuacji na etapie wzięli na siebie kolarze Red Bull – Bora – Hansgrohe, jak się później okazało słusznie. Utrzymali ucieczkę dnia w ryzach a gdy zawodnicy dojechali do finałowego podjazdu nie spanikowali, gdy atakować próbował Pavel Sivakow z teamu UAE.

Gdy dla Roglica przestał pracować Vlasov, Słoweniec samodzielnie, jakby zupełnie ignorując rywali sam nadawał tempo na stromym wzniesieniu o niewygodnej, betonowej, chropowatej nawierzchni.

Spokój i konsekwencja na podjeździe o sporej stromiźnie były kluczowe dla sukcesu. Przekonał się o tym Felix Gall (Decathlon), który atakował w środkowej sekcji, jednak jego entuzjazm został powstrzymany zarówno przez teren jak i jadącego niczym diesel Roglica. Za liderem Red – Bulla jak cień podążali za to Enric Mas (Movistar) oraz młody Lennert van Eetvelt (Lotto Dstny).

Gdy przestało być aż tak stromo i nawierzchnia powróciła do asfaltowej do czołówki zaczęli dołączać kolejni zawodnicy, w tym jadący w swoim stylu Joao Almeida.

I tu jedna uwaga, choć to Almeida wygląda jakby jechał szarpanym tempem, odpadał i doganiał tak naprawdę to on jeździe równym tempem ;) Podobnie wczoraj pojechał Mikel Landa, który do Roglica i spółki dojechał jeszcze później niż Almeida,za to podjął jeszcze próbę ataku na kilkaset metrów przed metą. Pogonił za nim i szybko wyprzedził van Eetvelt i już witał się z gąską zaczynając podnosić rękę w geście triumfu gdy z koła, po szerokim łuku wyszedł mu Roglic, który jak zawsze pojechał do samego końca co dało mu trzynaste w karierze zwycięstwo etapowe na hiszpańskiej Vuelcie oraz objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej.

Mieliśmy więc wszystko, co charakterystyczne dla hiszpańskiego wyścigu: stromiznę, ataki zawodników, którzy choć dobrzy, to mało kto się nie spodziewał (Gall, Sivakow), znakomitą jazdę młodych gwiazd debiutujących w wielkim tourze (van Eeetvelt, Ricitello) i sprint po etap mimo wcześniejszej rywalizacji na stromym podjeździe. A także zawód ze strony anonsowanych wcześniej faworytów: Yatesa, Kussa, Carapza, Rodrigueza czy O’Connora.

A także upał. Bardzo dotkliwy upał, który przypomina o zmianach klimatu oraz skłania do zastanowienia się nad przeniesieniem Vuelty nieco później oraz zmusza zawodników do dbania o chłodzenie organizmu. I tu muszę podnieść jedną kwestię. Nie lubię komentować tego, co mówią komentatorzy w TV, ale wczoraj po raz kolejny stracili okazję, by powiedzieć coś więcej o tej sytuacji. O spadku wydolności związanym z przegrzaniem. O tym, jak wiele badań naukowych jest teraz prowadzonych na ten wpływu temperatury na wyniki sportowe. O czujnikach temperatury, z którymi jeżdżą zawodnicy. O metodach chłodzenia. I tak dalej i tak dalej. Tymczasem, w skrócie, dowiedzieliśmy się, że chłodzenie to moda i kiedyś tak się nie robiło a jak się robiło, to później na etapie bo kolarze znosili niedogodności dłużej.

A co dzisiaj?

Dzisiaj będzie okazja do pociągnięcia tematu upału i chłodzenia, bo na 177km etapie do Sewilli ma być znowu 36 stopni. Należy spodziewać się ucieczki, ale realnie będzie finisz z peletonu, bo to ostatnia (lub przedostatnia) szansa by Kaden Groves powalczył o zwycięstwo. Kolejna taka okazja będzie na etapie 17, oprócz tego same mniej lub bardziej górzyste końcówki. 50km prowadzących do mety jest lekko w dół a następnie całkiem płaskich, finisz zapowiedziano między 17.20 a 17.40. Póki co kolarze jadą raczej wolniej niż szybciej, ale wiele zależy od kierunku wiatru.

Etap 3, Lousã > Castelo Branco (191.2km) 

Sześć miesięcy Wout van Aert musiał czekać na kolejne zwycięstwo a na zwycięstwo w World Tourze jeszcze dłużej – od marca 2023!

Możesz być wybitnym talentem, możesz być zaliczany do grona najlepszych kolarzy na świecie a mimo to mogą ci się zdarzać w karierze tak długie okresy bez sukcesów. Tak, WvA miał tej wiosny kontuzję (pamiętacie jeszcze jak najechał na słabo widoczną nierówność podczas Dwars Door Vlaanderen?), ale bez względu na nią to musiał być dla Belga trudny czas.

Tym bardziej, że pierwszego dnia tej Vuelty przegrał czasówkę a drugiego na finiszu szybszy był od niego Kaden Groves. Rezultat z jazdy na czas plus bonifikata z mety dały mu jednak czerwoną koszulkę lidera, która ewidentne dodała mu sił.

Na mecie kolejnego, nieco sennego etapu, WvA został lepiej rozprowadzony przez kolegów z drużyny i choć zaczął sprint stosunkowo wcześnie, wystarczyło mu mocy by utrzymać przewagę na odrobinę spóźnionym Grovesem. Van Aert nie tylko utrzymał więc prowadzenie w klasyfikacji generalnej, ale objął też przewodzenie w klasyfikacji punktowej. Ale nie to zapewne jest dla niego najważniejsze. Bo w końcu wygrał i to nie byle co, bo etap w wielkim tourze co, miejmy nadzieję, przerwało złą passę.

A co dzisiaj?

A dzisiaj mogę w końcu z czystym sumienień zaprosić Was przed ekrany. W planie jest pierwszy etap, który poważniej przetasuje klasyfikację generalną. 170km, zaraz po starcie premia górska drugiej a następnie pierwszej kategorii. Następnie 60km zjazdu i płaskiego a to oznacza idealne warunki dla ucieczki.

Od kilometra 115 mamy znów podjazd na premię 3. kategorii, na której dodatkowo będzie sprint o bonusowe sekundy. Następnie 30km dojazdu w pofałdowanym terenie do finałowego podjazdu, u podnóża którego jest premia lotna.

Pico Villuercas składa się z dwóch części: najpierw przez 9km kolarze będą podjeżdżać 3-4%, zatem to miejsce, gdzie tempo nadawać będą czasowcy i “duzi” pomocnicy a następnie na zawodników czeka charakterystyczna dla Vuelty “ścianka”: 3km ze średnią stromizną 13% (max 20%), chwilka wypłaszczenia i ostatnie metry znów strome (15%). A to oznacza ciekawą rywalizację, sprawdzenie nóg, walkę o sekundy bonifikat i pierwszą informację na temat tego, kto w tej Vuelcie nie będzie się liczył.

Wspomniana premia bonusowa na 47km przed metą zaplanowana jest ok. 16.15 i to jest moment, w którym proponuję włączyć transmisję. U podnóża finałowego podjazdu czołówka powinna się znaleźć około 17.00, na mecie około 17.23.

Biorąc pod uwagę, jak wyrównane i szerokie jest grono zawodników typowanych do czołowych miejsc a także na to, że liczymy na jakieś niespodzianki, to powinna być wyjątkowo ciekawa końcówka. 

Etap 2, Cascais > Ourém( 194km) 

Etapy takie jak wczorajsze są, cóż, problematyczne. I okazuje się, że nie tylko dla kibiców, którzy nudzą się przed ekranami. Tym bardziej, że sygnał Eurosportu dostępny przez platformy cyfrowe/kablówki a nie przez streaming prezentował właśnie Vueltę a nie ekscytującą rywalizację na Tour de France kobiet, co wzburzyło polskich kibiców. 

Natomiast wolna jazda i brak koncentracji powoduje, że w peletonie łatwiej o kraksy. Boleśnie upadł Dylan van Baarle, który wycofał się z wyścigu co powoduje, że Sepp Kuss traci wartościowego pomocnika. Z kolei bliżej mety z nieuważnym kibicem zderzył się Mathias Vacek, rewelacja czasówki a na 1,7km przed finiszem doszło do kolejnej kraksy w peletonie. 

Na finiszu rywalizowali kolarze Vismy i Alepcinu. I tutaj uwaga dotycząca Wouta van Aerta. Belg dzięki drugiemu miejscu, bonifikacie i połączeniu tego rezultatu z wynikiem czasówki został liderem wyścigu. Tyle tylko, że jest to jego kolejna porażka, rozumiana w kontekście jego wielkiego potencjału. Pytanie, czy van Aert z super gwiazdy stał się ekskluzywnym pomocnikiem, który próbuje ugrać coś dla siebie pozostaje otwarte.

Ostatnią kwestią przed “a co dziś”, jest ta dotycząca przewyższenia. Wczorajszy “sprinterski” etap miał 2600m w pionie. Dla porównania najbardziej górski etap Tour de Pologne miał około 3200m.

A co dziś? Dziś podobnie “sprinterski” dzień na Vuelcie. 190km, premia górska drugiej kategorii na 84km, premią czwartej kategorii na 149km i nie całkiem płaską końcówką, Zatem z dużym prawdopodobieństwem czeka nas powtórka z wczoraj.

Planowany finisz około 17.30, włączyć transmisję można włączyć około 40 minut wcześniej, więcej raczej nie trzeba ;)

Etap 1, Lisbona > Oeiras (12km)

Tym razem udało się bez problemów związanych z pogodą czy ciemnością. Inaugurująca tegoroczną Vueltę czasówka została rozegrana nie dość, że we w miarę równych warunkach dla wszystkich, to jeszcze w pięknej scenerii.

Ale, że czasówka to głównie wyniki (o ile nie wydarzy się nic dziwnego), więc przechodzę od razu do sedna.

Pierwszym liderem wyścigi jest Brandon McNulty, to jego czwarta wygrana taka próba w tym roku i kolejny dowód na to, że drużyna UAE zrobiła w jeździe na czas bardzo duży postęp. McNulty pojechał coś w rodzaju “negative split”, poprawiając rezultat w drugiej części dystansu i wyprzedzając Wouta van Aerta o trzy sekundy. Van Aert nie był zresztą drugi – w końcówce przegrał o sekundę z młodym Czechem z ekipy Lidl – Trek, Mathiasem Vackiem, któremu do czasu McNulty’ego zabrakło sekund dwie.

Z faworytów generalki najlepiej zaprezentował się Primoz Roglic, co może oznaczać, że po kontuzji z Tour de France nie ma już śladu. Słoweniec stracił do McNulty’ego 17 sekund, natomiast do niego 2” stracił Almeida, 5” Skjelmose, 17” Adam Yates i aż 36” Sepp Kuss.

Dziś teoretycznie odcinek dla sprinterów, których na Vuelcie mamy niewielu. 194km z Cascaias do Ourem (wciąż w Portugalii). W większości trasa jest płaska, natomiast ok. 50km przed metą zaczynają się lekkie pagórki. Jest premia bonusowa a następnie, 19km przed finiszem premia górska 4. kategorii. Teoretycznie to idealny teren, by WvA odebrał koszulkę lidera McNulty’emu.

Finisz zapowiedziany jest ok. godziny 17.30, w sam raz między Tour de Pologne a głównymi rozstrzygnięciami na TdFF.

Zapowiedź Vuelta a Espana 2024

Jak tam? Głodni kolarstwa?

Jakby było mało TDFF i TDP dziś startuje hiszpańska Vuelta. Ostatni wielki tour sezonu, zdecydowanie “ten trzeci”, ale to nie znaczy, że “ten najgorszy”. Choć w tym roku bez Pogacara, Vingegaarda czy Evenepoela, oferuje najwięcej przewyższenia ze wszystkich wyścigów sezonu a także bardzo wyrównaną stawkę pretendentów.

Wyścig rozpoczyna się od 12km jazdy indywidualnej na czas w Lisobonie. Choć rok temu organizatorzy postanowli zacząć Vueltę od wieczornej czasówki, co skończyło się kompromitacją (z powodu burzy kolarze jechali de facto po ciemku), w tym roku próbują udowodnić, że to był wypadek przy pracy. Ostatni na trasę ruszy Wout van Aert na nieco ponad godzinę przed zmrokiem (o 19.18 czasu lokalnego, czyli 20.18 naszego) i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Transmisja w Eurosporcie od 16.30 do 20.30. Trasa jest płaska i stosunkowo mało kręta, natomiast droga z Lisbony do Oeiras prowadzi wzdłuż wybrzeża, więc wyniki będą zależne od wiatru. A ja zapraszam Was na zapowiedź wyścigu w wersji youtube i podcastowej a od jutra będą tu wjeżdżać codzienne zapowiedzi i podsumowania. 

Zapowiedź Vuelta a Espana 2024

Opublikowano

w

przez