Wśród wielu, kolarskich wyścigów jednodniowych najważniejszych jest pięć. To „monumenty”, nazwa która przyjęła się niedawno, ale bardzo dobrze oddaje charakter najbardziej prestiżowych klasyków. Czym są i dlaczego zasłużyły na miano „pomników”?
Kolarstwo to dyscyplina celebrująca swoją tradycję. Choć XXIw jest czasem globalizacji tego sportu a w kalendarzu pojawiają się i zyskują na znaczeniu imprezy rozgrywane poza Europą, matecznikiem wyścigów rowerowych są Włochy, Francja, kraje Beneluksu oraz Hiszpania.
To w nich rozgrywano pierwsze zawody, to z nich pochodzą najwięksi mistrzowie w historii, tam powstawały manufaktury produkujące najlepsze rowery czy osprzęt i działały legendarne kluby.
Wyścigi jednodniowe, zwyczajowo nazywamy „Klasykami”. To przydomek, który jeszcze kilkanaście lat temu był, mniej więcej, odpowiednikiem właśnie obecnych „monumentów”: wyścigów najstarszych, z największą tradycją i w jakiś sposób wyjątkowych.
Ich dystans to zazwyczaj 250km lub więcej, trasa często prowadzi przez lokalizacje nawiązujące do historii regionu i samego kolarstwa. W przeszłości wygrywali je najwięksi mistrzowie a obecnie to na nie przygotowują formę gwiazd zawodowego peletonu.
Wraz ze zmianami w wyczynowym kolarstwie i zapotrzebowaniem rynku zaczęto organizować kolejne „jednodniówki”, często równie ciekawe, ale bez całego bagażu doświadczeń, emocji i wysiłku pozostawionego na ich trasach. Nazywano je „semi” czy też „pół” klasykami.
Wprowadzenie najpierw Pucharu Świata a następnie Pro Touru i World Touru spowodowało, że hierarchia w kolarskim kalendarzu i tradycji zaczęła się rozmywać.
„Klasykami” zaczęto nazywać wyścigi, które wraz ze swoim rozwojem i reformami samego kolarstwa zyskały na znaczeniu jak np. Gandawa-Wevelgem, E3 Harelbeke, „wymyślone” właściwie od zera Strade Bianche czy imprezy w Kanadzie. W World Tourze część z nich jest nawet zrównana z „monumentami” możliwymi do zdobycia punktami do rankingu.
Dla uhonorowania tradycji, pięć najbardziej prestiżowych imprez wywyższono do miana „pomników” kolarstwa.
Są to:
- Mediolan-Sanremo, nazywany „Primavera”, „La Classicissima” lub „Wiosennymi Mistrzostwami Świata”, organizowany od 1907r, najdłuższy wyścig w roku (zwyczajowo ok. 300km)
- Ronde van Vlaanderen, „Flandryjska Piękność”, organizowany od 1913, prowadzi przez wzgórza i brukowane drogi Flandrii
- Paryż-Roubaix, „Piekło Północy”, „Królowa Klasyków”, organizowany od 1896r, część trasy prowadzi po bruku
- Liege-Bastogne-Liege, „Dziekanka” czy też „Staruszka”, organizowany od 1892r, rozgrywany na górzystych szosach Ardenów
- Giro di Lombardia, „Wyścig Spadających Liści”, organizowany od 1905r, prowadzi peleton przez matecznik kolarstwa, odwiedza Madonna del Ghisallo, sanktuarium Matki Boskiej Patronki Kolarzy.
Co ciekawe, w kalendarzu znajdziemy starsze jednodniówki, np. Paryż – Tours, który przez zmiany w kalendarzu traci na znaczeniu a funkcjonuje od 1896r, Paryż – Bruksela (od 1893) czy Scheldeprijs (pierwszy raz zorganizowany w 1907r), jednak rozgrywany na nie dość selektywnej trasie i w środku tygodnia, by „zarobić” na swoją legendę.
Charakterystyczne dla monumentów jest bowiem, że w swojej kategorii są najbardziej wymagającymi imprezami. Mediolan-Sanremo jest najdłuższy, Liege-Bastogne-Liege prowadzi przez najtrudniejsze wzniesienia Ardenów, podobnie jak Ronde van Vlaanderen przez najbardziej spektakularne „bergi” (podjazdy) we Flandrii. Z kolei Paryż-Roubaix jest unikatowy, tamtejsze bruki są bardziej wymagające niż jakiekolwiek inne a Lombardia mogłaby śmiało konkurować z górskimi etapami wielkich tourów.
Ten zestaw, łączący historię, tradycję, trudność trasy i poziom sportowy powoduje, że Monumenty są najjaśniejszymi punktami kolarskiego sezonu. Zwycięstwo w nich daje miejsce w sportowym panteonie.
Zdjęcie okładkowe: tetedelacourse, flickr, cc by sa 2.0.