To nie jest ?List otwarty do organizatorów maratonów?. Raczej rzucam hasło i zwracam uwagę na problem. Kobiety na masowych imprezach kolarskich nie mają lekko. Często wynik ich rywalizacji jest wypaczony przez pałętających się pod kołami facetów. Może by tak więc puszczać panie na trasę osobno, by zapewnić nie tylko równe szanse, ale i większe bezpieczeństwo.
Niedawno na maratonie w Bukowinie Tatrzańskiej jedna z zawodniczek została potrącona przez innego uczestnika zawodów, upadła i doznała poważnej kontuzji ręki. Pewnie kojarzycie sprawę, bo jest dość głośna. Jeśli nie, szczegóły znajdziecie np. tu:
Nie był to pierwszy taki przypadek, niestety do takich sytuacji dochodzi dość często, na szczęście nie zawsze kończą się połamanymi kośćmi.
Na pierwszych kilometrach nawet mocna zawodniczka zazwyczaj jedzie wolniej niż dysponujący większą siłą mężczyzna. W tłoku, gdy w kilkusetosobowym peletonie niemal każdy myśli głównie o tym, by jak najszybciej znaleźć się z przodu stawki, różnica 20 a czasem i więcej kilogramów między mężczyzną a kobietą powoduje, że dziewczyny są spychane i przewracane, żeby nie było wątpliwości, raczej nieświadomie niż z premedytacją.
Dzieje się tak ?od kiedy pamiętam? a w pierwszym maratonie mtb startowałem 14 lat temu. Niejedna znajoma kolarka ucierpiała w takiej sytuacji, musiała przerwać sezon, zrezygnować z kolejnych, ważnych startów, zmagać się z bólem i polską służbą zdrowia przez to, że jadący obok współuczestnik nie wykazał się ani wyobraźnią, ani umiejętnościami ani ostrożnością.
Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest specyfika rywalizacji zawodniczek na masowych zawodach ze startu wspólnego. Jednym z istotnych czynników wpływających na wynik jest umiejętność sprawnego pokonania pierwszych kilometrów, złapania się do odpowiedniej grupy z w miarę sensownie jeżdżącymi facetami, uniknięcie upadku, ale też wpadnięcia w część stawki, która jedzie wolniej, zarówno w górę jak i w dół.
Bywa, że rywalizujące ze sobą dziewczyny pierwszy raz w czasie całego maratonu widzą się? na podium. Oddzielone od siebie stawką kilkudziesięciu a czasem i kilkuset facetów jadą coś pomiędzy kilkugodzinną czasówką a wyścigiem mastersów, do którego zostały dopuszczone w drodze wyjątku.
W tym układzie pomocna bywa obecność wiernego ?gregario?, często partnera życiowego lub po prostu kolegi z klubu, który ?przeciągnie? kolarkę przez peleton, pomoże złapać koło dobrze jadącej grupy czy też osłoni w postartowym zamieszaniu. Pytanie tylko, czy o to chodzi i czy tak być powinno?
Idąc dalej, o ile w czołówce mężczyzn co do zasady wiadomo, na jakiej pozycji kto jedzie, o tyle kobiety będące open na miejscach np. 60, 100 i 150 łatwo mogą zostać przeoczone przez obsługę lub kibiców, zatem często nie wiedzą, czy jadą o podium, sławę i nagrody (docenienie wysiłku pań to temat na inną okazję) czy też by to osiągnąć muszą sięgnąć głębiej do swoich rezerw i jeszcze mocniej przycisnąć, bo z przodu znajduje się więcej rywalek.
Fakt faktem, że najlepsze kolarki w kraju nie mają tego problemu, bo potrafią przyjechać na bardzo wysokiej pozycji open, zwłaszcza na dłuższych dystansach, które nieco niwelują różnice między płciami, gdzie liczą się inne cechy niż tylko brutalna siła, ale co do zasady kobiety na maratonach mają tak trochę jakby przechlapane. Nawet wtedy, gdy nie pada deszcz ;)
Czy jest na to rozwiązanie? Wydaje mi się, że tak, i to dość proste. Wystarczy puścić panie z osobnego sektora. Dobre rozwiązanie spotkałem na Słowacji (a bardziej obyci ode mnie znają je z wielu, ważnych maratonów w Europie), gdzie kobiety na najpopularniejszym dystansie jadą np. 20 minut przed mężczyznami. Szpica facetów dogania je na drugim podjeździe. Do tego momentu panie wiedzą, z kim się ścigają, na jakiej pozycji jadą, mijająca je część stawki mężczyzn jest już wystarczająco rozciągnięta, by nie istniał problem kraks i przepychanek w postartowym tłumie.
A może jest tak, że te problemy nie istnieją. Mimo wszystko, choć śledzę kobiece kolarstwo dość wnikliwie, zawsze może być tak, że mam nie do końca właściwą perspektywę.
Stąd pytanie do was, szanowne Kolarki, jak z Waszej perspektywy wygląda sytuacja kobiet w maratonowym peletonie? I co sądzicie o takim pomyśle jak osobny sektor startowy?
Zdjęcie okładkowe: youkeys, flickr CC 2.0, Start kobiet na zawodach Pucharu Świata XCO, tam kobiety zawsze jadą swój wyścig.