Tydzień minął jak z bicza strzelił. Peleton 99. Giro d?Italia przeniósł się z Holandii na południe Włoch. Zawodnicy zaliczyli pierwszy górski etap, ale sytuacja w wyścigu rozwija się dość niemrawo. W sumie nie jest to zaskoczenie, raczej powrót do bardziej klasycznego scenariusza po zeszłorocznym szaleństwie.
Pamiętacie, co działo się rok temu na pierwszych etapach Giro? Niemal od startu każdego etapu szedł pełen gaz. Głodna sukcesu ekipa Astany próbowała w zasadzie dosłownie ?zamordować? Alberto Contadora. Tempo było dzikie, co drugi pagórek był wykorzystywany do wściekłego ataku.
Efekt był taki, że pod koniec wyścigu kolejni faworyci padali jak muchy a paliwo skończyło się najbardziej zainteresowanemu wykończeniem Contadora, czyli Fabio Aru. Długofalowo, wariackie Giro odbiło się na formie Hiszpana w lipcu podczas Tour de France. Cóż z tego, skoro lider Astany, Vincenzo Nibali przygotował swoją dyspozycję w taki sposób, że jej szczyt przyszedł, gdy zwycięzcy wyścigu właśnie schodzili z paryskiego podium.
Tym razem jest inaczej. Nie tylko trasa wyścigu wydaje się być bardziej zrównoważona, to jeszcze spokojniejsi są bohaterowie Giro. Póki co nie było dramatycznych kraks, poza J.C. Peraud, który paskudnie rozbił sobie twarz, nadal jadą wszyscy faworyci.
#scareface pic.twitter.com/LSxFndTTsM
— jicé peraud OLY (@jice_peraud) May 8, 2016
Astana, a i owszem, próbuje agresywnej jazdy, ale póki co na podjeździe Roccaraso idea doskoczenia Nibalego do Jakoba Fuglsanga i zyskania przewagi nad rywalami została zweryfikowana przez wiejący w twarz wiatr.
Z wiatru za to nic nie robił sobie Tom Dumoulin. Holender systematycznie zbierał kolejne sekundy. Wygrał prolog, jest aktywny w kolejnych końcówkach etapów, w Roccaraso odjechał najgroźniejszym konkurentom a po niedzielnej czasówce pewnie będzie prowadził w ?generalce? o dwie a może i o trzy minuty.
Czy to oznacza, że szefowie Astany, Movistaru i Tinkoffu zdążyli już zapomnieć o zeszłorocznej Vuelcie? Wtedy ich połączone siły zdołały urwać Dumoulina dosłownie w ostatniej chwili, co dało zwycięstwo Fabio Aru i podium Rafałowi Majce. Sam Dumoulin twierdzi, że nie myśli o klasyfikacji generalnej, że nie ma za sobą obozu wysokogórskiego i że w ogóle wszystko ?nie?, ale bądźmy szczerzy, póki co jedzie tak, jakby przygotowywał się do obrony ?maglia rosa? w ostatnim tygodniu Giro.
Tak czy inaczej, możemy się cieszyć, że wspomniany Rafał Majka na Roccaraso ?sprawdził nogę? i choć szkoda, ze nie zabrał się z Dumoulinem i tak zyskał kilka cennych sekund, które mogą mu się przydać w najbliższych dniach.
Z drugiej strony, w porównaniu z monstrualnymi przełęczami, jakie czekają na peleton w ostatnim tygodniu Giro i gdzie tracić będzie się nie sekundy a minuty, obecna sytuacja nie ma szczególnego znaczenia.
Na koniec pierwszego tygodnia 99. Giro d?Italia postacią numer jeden są i tak nie ?górale? a sprinter, Marcel Kittel. Niemiec, który po nieudanym sezonie 2015 przeszedł z Giant-Alepcin do Etixx-Quickstep jest nie do zatrzymania, gdy trasa jest płaska a rozprowadzenie przez ekipę i sam finisz w jego wykonaniu to absolutne mistrzostwo w tej specjalności. Na pochwałę zasługuje też rodak Kittela, Andre Greipel. Nazywany ?Gorillą? sprinter Lotto Soudal nie jest tak szybki, za to potrafi przetrwać niewielkie pagórki a do moc i wytrzymałość, jakie zaprezentował na mecie piątego etapu budzą najwyższe uznanie.
Przed poniedziałkowym dniem przerwy w menu wyścigu znajduje się etap sprinterski (piątek), ciekawy odcinek sobotni, gdzie na 20km przed metą w Arezzo czeka na kolarzy Alpe di Poti, wzniesienie, na które prowadzi stroma, a co ważne, szutrowa droga oraz niedzielna, licząca 40,5km pofałdowana czasówka w regionie Chianti. To wtedy poznamy pierwszych przegranych klasyfikacji generalnej, zobaczymy, czy Tom Dumoulin zdobędzie dość przewagi nad ?góralami? oraz czy Rafał Majka nawiąże do znakomitej postawy dwa lata temu podczas podobnej próby w Barolo, gdzie zajął świetne, czwarte miejsce.
Zdjęcie okładkowe i tekście: materiały prasowe RCS