fbpx

Seksizm i mobbing w kolarstwie

Kolarstwem wstrząsają doniesienia o seksistowskim traktowaniu zawodniczek przez trenerów, zarówno klubowych jak i kadr narodowych w Wielkiej Brytanii. Do tego wraca temat złego wynagradzania i marnej oprawy medialnej wyścigów. Miało być lepiej, kobiece kolarstwo miało w końcu odżyć a tymczasem wiele wskazuje na to, że zmiany zachodzą bardzo powoli.

Nie byle jakie postaci bo Victoria Pendleton czy Nicole Cook a także Jess Varnish mówią wprost o tym, że ich płeć była przyczyną złego traktowania przez trenerów. Varnish miała usłyszeć od trenera kadry, że jest już za stara (ma 26 lat) na reprezentowanie kraju i powinna zająć się rodziną. Pendleton, wielka gwiazda brytyjskiego kolarstwa, obecnie już na sportowej emeryturze wspomina, że w czasie spotkań drużyny wielokrotnie siedziała cicho, nie reagując na zachowanie trenerów, ponieważ sama nie chciała usłyszeć nieprzyjemnych słów.

Pendleton mówi również, że w czasie Igrzysk w Londynie (została zdyskwalifikowana w sprincie drużynowym, gdzie jechała właśnie razem z Varnish) atmosfera w ekipie daleka była od wsparcia należnego reprezentantom kraju.

Na nierówne traktowanie kobiet zwraca również uwagę Nicole Cooke.

Póki co głową za szerzenie ?kultury strachu? w brytyjskiej reprezentacji zapłacił Shane Sutton (oprócz seksistowskich uwag, miał być również pogardliwy względem paraolimpijczyków), jeden z dyrektorów British Cycling, ciemne chmury zbierają się również nad Davem Brailsfordem.

Skarżącą się na sytuację w kobiecym kolarstwie Emma Pooley, która zaczęła się domagać większego wsparcia dla pań przez British Cycling i Sky, została ?przywołana do porządku? przez Petera Kannaugha, kolarza Sky właśnie. Kennaugh zwrócił jej na twitterze uwagę, że kobiece kolarstwo tak naprawdę nikogo nie interesuje, zatem trudno, by ktokolwiek wydawał na nie pieniądze. Zawodnik zreflektował się, na chwilę zawiesił konto a po namyśle przeprosił i stwierdził, że zachował się jak idiota.

?Shitstorm? w brytyjskim kolarstwie zapewne zyskał rozgłos dlatego, że? dotyczy brytyjskiego kolarstwa. Jest ono stawiane za wzór sukcesu sportowego budowę skutecznego systemu szkolenia a także działania na rzecz popularyzacji roweru jako takiego. Dodatkowo, obecnie główne media kolarsko-rowerowe są anglojęzyczne, więc chętnie i łatwo relacjonują temat.

Nie wątpię, że sytuacja kobiet w innych krajach jest taka sama, jeśli nie gorsza. Raport CIRC (niezależnej komisji do spraw reformy kolarstwa) poza dopingiem farmakologicznym i mechanicznym, zajmował się m.in. damskim kolarstwem i jego fatalną kondycją.

Kolejne miesiące i sezony mijają, podejmowane są pewne działania na rzecz poprawy sytuacji kolarek, ale czy realnie coś się zmienia?

Nagrody w wyścigach kobiecych niby zostały podniesione, ale najważniejsza impreza, czyli Giro Rosa za wygranie klasyfikacji generalnej nadal oferuje żenujące 1050?. Owszem, na stronie i kanale youtube UCI kobiece kolarstwo zaczęło być eksponowane, ale na choćby przeniesienie na chwilę transmisji z męskiej Walońskiej Strzały na Mur de Huy gdzie i tak są kamery a właśnie finiszują kobiety nie można już było liczyć. A był to idealny moment, by kobiece kolarstwo pokazać niemal w ?prime time?, właściwie bezkosztowo, przy sporej widowni patrzącej, jak w męskim peletonie właśnie działo się ?nic?.

W Polsce możemy mieć nieco zaburzoną perspektywę. Ze względu na to, że przez wiele lat najbardziej utytułowanym i najlepszym kolarzem w kraju była Maja Włoszczowska wspierana przez kilka niemal sobie równych rywalek/koleżanek a obecnie mamy grupę utalentowanych i ambitnych zawodniczek na szosie a Katarzyna Pawłowska jest multimedalistką na torze, możemy powiedzieć, że nasze kolarstwo stoi kobietami.

Co więcej, Czesław Lang po raz kolejny w swojej biznesowej karierze łapie nowe trendy i do swojego, worldtourowego, męskiego Tour de Pologne ?dokleja? damski wyścig. Główna nagroda, czyli auto marki Hyundai jest jedną z najbardziej wartościowych, jeśli nie najbardziej wartościową nagrodą w kobiecym kolarstwie (jakieś 16x więcej niż w Giro Rosa!) choć kobiecy TdP nie jest w damskim World Tourze (nie wątpię, że wkrótce będzie, ale w tym roku impreza debiutuje w kalendarzu).

Jeśli jest tak dobrze, to teraz pomyślcie o problemach ze sponsoringiem, jakie ma nasza paraolimpijka Anna Harkowska.

Albo przyjrzyjcie się sprzętowi, na jakim jeżdżą dziewczyny na zawodach szosowych czy mtb. Popatrzcie na frekwencję w klubach, na wyścigach.

Pomyślcie o spoconym wąsaczu z wysoką nadwagą, który drze się na trzynastolatkę każąc jej skakać z dropa, z którego sam w swoich klapkach nie zeskoczyłby z tego prostego powodu, że na rowerze ostatnio siedział kilkanaście lat temu i była to szosówka.

Przejrzyjcie też swojego facebooka i rzućcie okiem na tych wszystkich domorosłych social media ninja, promujący swoje sklepiki, serwisy i blogaski zdjęciami ?fit lasek w lycrze?, które lajkują mastersi z perspektywy swoich carbonowych szosówek odmawiający prawa dziewczynom do bycia kolarzami.

Wspomnijcie też całkiem poważne marki, które chętnie uprawiają ?szczucie cycem? w swoich katalogach, za to w swoich salonach nie mają na stanie asortymentu dla dziewczyn poza zakurzonymi egzemplarzami w dziwnych rozmiarach sprzed kilku sezonów.

Branża rowerowa w wielu kwestiach tkwi w wiekach ciemnych. Sytuacja kobiet w kolarstwie idealnie to potwierdza.

Zdjęcie okładkowe: kobiecy peleton na Box Hill podczas IO w Londynie, fot Chris Barber, flickr, CC BY 2.0


Opublikowano

w

przez