Kontrola, selekcja, atak, samotny odjazd do mety. Peter Sagan w koszulce mistrza świata zachował się jak profesor, wykorzystał swoją moc, którą połączył z dojrzałością, jakiej nabył w ostatnich miesiącach. W ten sposób Słowak ma swoje upragnione zwycięstwo w jednym z kolarskich ?monumentów?.
Ronde Van Vlaanderen to zaledwie drugi triumf Sagana w sezonie 2016. Tydzień wcześniej lider ekipy Tinkoff zwyciężył w przygrywce do ?Flandryjskiej Piękności?, czyli Gandawa-Wevelgem a kolejne trzy dni wcześniej był drugi w E3 Harelbeke. Do tego dokłada trzy drugie miejsca na etapach Tirreno-Adriatico (wygrał tam klasyfikację punktową), drugą lokatę a Omloop Het Nieuwsblad oraz jedno drugie miejsce na odcinku Tour de San Louis. Mediolan-San Remo zakończył na 12 pozycji a Kuurne-Bruksela-Kuurne na 7.
Dzięki temu jest najlepszym kolarzem rankingu UCI, rankingu CQ i zapewne kilku innych.
Co ważne, ?Flandria?, którą rozegrał po mistrzowski to wyścig, którego Słowak miał nigdy nie wygrać. Plotka głosi, że masywna budowa ciała Sagana miała zmuszać go do wstawania na brukowanych podjazdach, przez co zawodnik tracił przyczepność i nie mógł zaprezentować pełnej mocy w decydujących momentach.
W kluczowej dla losów wyścigu akcji wraz z Saganem znalazł się Michał Kwiatkowski, ale w przeciwieństwie do niedawnego E3 Harelbeke, Słowak przejął inicjatywę, wytrzymał mordercze tempo do końca, gubiąc kolejnych rywali najpierw na Oude Kwaremoncie a następnie na Paterbergu.
Wprowadzona w 2012r finałowa runda prowadząca przez kumulację tych dwóch wzniesień, zupełnie innych w charakterze, ale razem będących śmiertelną dawką dla nóg wielu pretendentów, dyktuje określone warunki i nadaje rytm końcówce wyścigu, co wcale nie odbiera emocji.
Atakujący Sagan i rzucający się w pościg Fabian Cancellara zapewnili kibicom wspaniałą rozrywkę, poruszyli serca i zaprezentowali czyste piękno kolarstwa. Zmagania o utrzymanie z jednej i zredukowanie przewagi z drugiej strony na płaskim odcinku dojazdowym do mety w Oudenaarde między dwoma, wielkimi rywalami to póki co najjaśniejszy moment sezonu 2016.
Nowy, wielki mistrz, uciekający przed poszukującym wiecznej sławy odchodzącym czempionem to zawsze wspaniały obrazek. Okazję do rewanżu Cancellara będzie miał już tydzień później na trasie z Paryża do Roubaix. Być może w ?Piekle Północy? zwycięży ktoś inny, ale i tak większość przedwyścigowych spekulacji będzie kręciła się wokół pojedynku Słowaka ze Szwajcarem. To właśnie na takich bojach budowana jest od lat legenda wielu wyścigów i to nimi najbardziej się pasjonujemy.
Rok temu prognozowałem, że brukowane klasyki zdominuje para Kristoff-Degenkolb. Sagan zmagał się wówczas z własną niemocą, w tym roku karta się obróciła. To on jest górą, Kristoff nie może odnaleźć zeszłorocznej formy a Degenkolb pauzuje z powodu kontuzji.
Tak czy inaczej, przemiana pokoleń w kolarstwie trwa. Cancellara i Tom Boonen, jedni z najwybitniejszych specjalistów wyścigów klasycznych w historii mają godnych następców. Grupa piekielnie zdolnych zawodników dostarczy nam emocji przez następną dekadę.
Peter Sagan stoi na jej czele. W międzyczasie z irytującego dzieciaka stał się prawdziwym mistrzem. Choć zapewne jeszcze nie raz zdenerwuje nas niestosownym żartem a za linią mety, bez względu na to, czy w geście triumfu jak na ?Flandrii? czy dla własnej i kibiców zabawy, jak w grupetto na alpejskich etapach Tour de France, postawi rower na tylnym kole, potrafi z godnością znosić porażki a gdy trzeba wypowiedzieć się jak na czempiona przystało.