fbpx

Ilu jest w Polsce kolarzy?

Drugi rok z rzędu Polski Związek Kolarski udostępnił dane dotyczące ilości klubów i licencjonowanych zawodników. W sezonie, w którym Michał Kwiatkowski jeździł w tęczowej koszulce mistrza świata a Rafał Majka stanął na podium Vuelta a Espana de facto nie zanotowaliśmy wzrostu popularności aktywnie uprawianego kolarstwa wyczynowego.

W sezonie 2014 zarejestrowanych było 291 klubów kolarskich. W 2015 o trzy mniej: 288. Z kolei samych zawodników zanotowaliśmy nieznaczny wzrost: 3628 w 2015 kontra 3610 w 2014r.

Różnice w poszczególnych kategoriach wiekowych są znikome, co obrazuje to zestawienie:

Licencje PZKol 2015 vs 2014
Create column charts

Dane źródłowe znajdziecie tutaj: 2015, 2014.

Zauważalny jest spadek kolarzy elity mężczyzn i kobiet o ~16%. Mniej jest juniorów, juniorek i juniorów młodszych, za to przybyło juniorek młodszych. Choć w procentach wygląda to poważnie, zmiany zarówno na minus nie powinniśmy traktować jako trend spadkowy, podobnie jak zmiana na plus nie jest powodem do dumy.

Realnie rzecz ujmując, kolarstwo wyczynowe w Polsce ma charakter jednostkowy a mimo odczuwalnej zmiany związanej z obecnością kolarzy w mediach trudno mówić, by coś się poprawiało.

Czy aby na pewno?

Przede wszystkim należy się podziękowanie dla działaczy PZKol za udostępnienie danych. Można się zżymać, że to przecież kilkanaście rozmów telefonicznych i wysłanych maili, jednak zebranie i publikacja danych z okręgów ma spore znaczenie.

Trzeba pamiętać, że częstym zarzutem do władz Związku jest brak transparentności, zatem operowanie na otwartych statystykach jest więc krokiem w dobrą stronę.

Dopiero mając dostęp do danych można pokusić o analizę, wnioski czy też propozycje.

Jaki jest więc kontekst dostarczonych przez PZKol wartości? Wydawałoby się, że mamy idealne warunki do tego, by do Związku pozyskiwać nowych członków. Mistrzostwo Świata tak sympatycznego zawodnika jak Michał Kwiatkowski powinno coś zmienić, poruszyć opinię publiczną i zachęcić dotychczas niezdecydowanych do opłaty za licencję, zrzeszenia się w klubie, sformalizowania swojego kolarstwa i pociągnięcia za sobą innych.

Do pewnego stopnia tak się stało. Licencję masters i cyklosport, czyli tę, którą wyrabiają entuzjaści jazdy rowerem w 2015r miało ponad 100 osób więcej. Mimo wszystko w obliczu tysięcy uczestników nieoficjalnych imprez masowych, jest to liczba absolutnie niezadowalająca.

Jeśli zaś chodzi o kolarzy w sportowym ?wieku produkcyjnym?, tych, którymi Związek zgodnie z Ustawą o Sporcie zajmuje się w pierwszej kolejności, to pewnego ożywienia, zwłaszcza w młodszych kategoriach spodziewam się dopiero w 2016. Narodowy Program Rozwoju Kolarstwa, nowe szkółki kolarskie, ponad 60 osób z uprawnieniami instruktora i sprzęt, który w ramach Programu dostały kluby powinien zaprocentować w najbliższych sezonach.

To wciąż jednak zasadniczo nie zmienia sytuacji. Nawet podwajając liczbę zrzeszonych w PZKol zawodników, będziemy mieli nie 3600 a 7200 kolarzy. Brytyjski Związek Kolarski, British Cycling szczyci się liczbą 100000 członków.

Licencja PZKol, tak jak w przeszłości, tak nadal jest dokumentem, który posiadają tylko najbardziej zdeterminowane jednostki zainteresowane wyłącznie kolarstwem wyczynowym. Część z nich nie decyduje się na członkostwo w Związku choćby ze względu na przepis 1.2.0.19 o ?imprezach zabronionych?, który karze za start w zawodach spoza oficjalnego kalendarza PZKol (np. w niektórych maratonach).

Realnie rzecz ujmując, licencja, poza deklaracją ?jestem kolarzem? niesie ze sobą tylko jedną korzyść: możliwość startu w imprezach oficjalnych w kraju i za granicą. Poza tym to same obowiązki, koszty i utrudnienia.

Już choćby na Słowacji tamtejszy Związek oferuje wykupienie za 10? w miarę korzystnego ubezpieczenia. U nas od a do z musi tę sprawę załatwiać zawodnik lub jego klub. O systemie zniżek, rabatów, dostępie do materiałów ?premium? (np. o treningu, odżywianiu, serwisowaniu sprzętu) i tym podobnych zachętach, jakie od lat stosuje British Cycling nawet nie ma co wspominać.

To dziwne o tyle, że PZKol wciąż nie ma komfortowej sytuacji finansowej. Tymczasem kilka tysięcy ludzi czeka, by się nimi zaopiekować. Nie, nie zmusić do rejestracji, jak jeszcze niedawno chciał z masowym ruchem biegaczy zrobić związek lekkoatletyczny, ale zachęcić dość standardowym zestawem świadczeń.

50 zł składki przemnożone przez, dajmy na to 3000 maratończyków to 150tyś złotych, które można by wydać np. na konkurencje nieolimpijskie, które siłą rzeczy dostają mniejsze dotacje z budżetu państwa. Nie wspominając już o tym, że więcej członków, to silniejszy związek i mocniejsze lobby w poszukiwaniu funduszy, czy to od administracji publicznej czy to od komercyjnych sponsorów.

Żelazo kuć trzeba póki gorące. Owszem, program szkółek kolarskich ma niepodważalny sens, ale sytuacja, gdy mamy kilku zawodowców na absolutnym topie może się szybko nie powtórzyć. Jasne, ?Kwiato? i Majka nie przestaną odnosić sukcesów z dnia na dzień. Ba, wierzę, że przed nimi dopiero najlepsze lata zawodowej kariery. W połączeniu z torowcami, Mają Włoszczowską i kobietami z szosy mamy kilka znakomitych ?koni pociągowych?. Taką sytuację aż żal pozostawić samą sobie i czekać na powolny, ?organiczny? wzrost zarejestrowanych kolarzy. To czas na – modne słowo – proaktywne zachowanie, zmianę wizerunku i realną, korzystną propozycję dla ludzi jeżdżących na rowerach mniej lub bardziej wyczynowo.


Opublikowano

w

przez