Jeśli spędziłeś, spędziłaś ostatnie kilka miesięcy trenując i startując w zawodach rowerowych to możesz mówić o wielkim szczęściu. Nie tylko dlatego, że robisz to, co naprawdę lubisz i sprawia ci to satysfakcję. Głównie dlatego, że za tym, faktem kryje się dość istotna prawda. Skoro możesz to robić, to oznacza, że z dużym prawdopodobieństwem jesteś w 20 a może nawet w 10% najlepiej zarabiających Polaków.
Liczby nie kłamią. I są bezlitosne. Rower, na którym można powalczyć o cokolwiek na jakimkolwiek wyścigu mtb, czy to mini czy giga, czy xc to przynajmniej 5-7 tysięcy złotych. Do tego wyposażenie: buty, kask, stroje to przynajmniej 2 tysiące. Jakikolwiek izotonik i multiwitamina z apteki, dojazd, wpisowe, części zamienne? Robią się z tego konkretne kwoty. ?Szosa? niby jest tańsza – na amatorskich zawodach z powodzeniem wystartujesz na sprzęcie za 3-4 tysiące złotych, ale by utrzymać się w grupie jadącej wyścigowym tempem na ?carbonowych stożkach? samemu walcząc z dziewięciokilowym sprzętem o rekreacyjnej geometrii nie jest prosto.
Nie daj boże złapiesz bakcyla i zechcesz wejść na wyższy poziom. Sprzęt kosztuje jeszcze więcej, potrzebujesz drugiego roweru do treningów a startowy odchudzisz, usprawnisz lub zmienisz na carbonowy. Trening zimą to dodatkowe wydatki na strój i buty. Zgrupowanie, nawet zorganizowane ?po kosztach? to ze dwa tysiące, komercyjne to około czterech. Roczna opieka trenera to przynajmniej kolejne 3000zł.
Powoli zbliżamy się do sumy, jaką przeciętny Polak dysponuje na całą swoją egzystencję w ciągu roku.
Sport, zarówno masowy jak i wyczynowy jest tylko dla bogatych. No dobrze, przynajmniej dla średnio zamożnych. Kolarstwo nie jest tanie (wydatki np. na bieganie czy sztuki walki są niższe, choć wcale nie takie małe jakby się wydawało). Nie jest też przesadnie drogie. By nie szukać daleko, narciarstwo zjazdowe, które u nas w kraju jest raczej formą rekreacji niż wyczynu, dorównuje a często przewyższa kosztami sportową jazdę na rowerze. Tak samo jest z tenisem i wieloma innymi dyscyplinami.
Czy to znaczy, że jesteśmy już na tyle bogaci, że masowo stać nas na takie fanaberie? Nie powiedziałbym. Raczej postawiłbym na pewną zmianę hierarchii wartości. Zajawieni na sport ludzie nie mają telewizorów, rzadko jeżdżą na wakacje a ich samochody z trudem przechodzą przegląd techniczny. Mimo to, wciąż są w zamożniejszej części społeczeństwa, która może dokonywać tego typu wyborów, co samo w sobie już jest pewnym osiągnięciem.
Problem zaczyna się, gdy trzeba zmierzyć się z innym wyborem: wyczynowy sport lub ?życie?. Na wysokim poziomie pozostaje praca na pół etatu lub funkcjonowanie na zasadach rynkowych jako zawodowy sportowiec.
Tyle tylko, że w wielu dyscyplinach jest to mało możliwe. Co więcej, niektóre z nich nie funkcjonują w wydaniu zawodowym. Głośna wypowiedź pływaczki Alicji Tchórz czy problem Polskiego Komitetu Olimpijskiego z transportem reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro pokazują, że model rynkowy w dziedzinach, które niekoniecznie są dochodowe może nie być najlepszym pomysłem.
Sport, tak jak kultura to nie tylko biznes. Jasne, sprzęt się sprzedaje, producenci zarabiają, przewoźnicy dostarczają zawodników w kolejne zakątki świata, widzowie płacą za bilety a potem sami zapisują się na imprezy masowe. Tak jak nowe przygody Jamesa Bonda i Luke?a Skywalkera. Na drugim biegunie jest jednak kino artystyczne, które przynosi wyróżnienia na festiwalach, państwowe teatry, ale też juniorzy czy młodzieżowcy konkurencji, których nie pokazuje telewizja i których do realizacji swoich celów marketingowych nie zatrudnia RedBull.
O ile fakt, że dziesiątki a może i setki mastersów ścigają się na anegdotycznych ?carbonowych stożkach? może cieszyć, bo oznacza, że coraz większą grupę osób na to stać by wybierać między tym a nowym telewizorem, o tyle fundusze na szkolenie młodzieży, czy utrzymywanie kadry szerszej niż dwie gwiazdy, nie wezmą się z powietrza. Muszą pochodzić z budżetu, czyli od nas wszystkich. Chyba, że jedyny sport, jaki nas interesuje, to 1/4 IronMana z udziałem pracowników średniego szczebla międzynarodowych korporacji.
Zdjęcie okładkowe: Paul Stein, flickr, CC BY SA 2.0