fbpx

Zmiana perspektywy

Wracając na rower trzy lata temu nie spodziewałem się, że będę uczył się tylu nowych rzeczy. Starty oraz treningi na trasach Pucharu i Mistrzostw Polski XCO zmusiły mnie do skakania z dropów czy mieszczenia roweru na kołach 29? w zakrętach, do których wcześniej nie podchodziłbym na mniejszym 26?.

Droga, jaką obrałem jest dość ?miękka?. W świat wyścigów wchodzę powoli i stopniowo, w każdym kolejnym sezonie podejmując coraz poważniejsze wyzwania. Mimo wieku mogę więc postawić się np. w sytuacji juniora, który właśnie przeszedł do swojej kategorii z juniora młodszego.

Gdy na początku lipca zdejmowałem rower z bagażnika na łące w Skomielnej Białej wiedziałem, że czeka mnie spore wyzwanie. Widziałem zdjęcia, i filmy z objazdu trasy Pucharu Polski, która wyraźnie odbiegała poziomem trudności od najcięższych rund, które znałem do tej pory w ramach Pucharu Szlaku Solnego.

Po pierwszym treningowym okrążeniu byłem załamany. Wydawało mi się, że dwa sezony to dość, żeby ogarnąć jazdę na nowym rowerze, przypomnieć sobie co trzeba i radzić sobie nawet w trudnym terenie. Tymczasem na każdym z zakrętów, stromiźnie i dropie zamiast szukać sekund walczyłem z materią. Na szczęście wykazałem się cierpliwością i spokojem, po trzech okrążeniach było już całkiem nieźle a na samym wyścigu, mimo przeciętej opony, stwierdziłem, że trasa w Skomielnej daje mi sporo radości z jazdy i satysfakcji.

facebook.com/GBachPhoto Posted by Grzegorz Bachórz Photo on Tuesday, 7 July 2015
    Na Mistrzostwa Polski w Sławnie pojechałem z respektem dla niespodzianek, które Przemek Gierczak i jego ekipa przygotowali dla zawodników. Nawet, jeśli okrążenie dla Mastersów było nieco skrócone, i tak niemal każdy metr rundy był dużym wyzwaniem. Tym bardziej, że znalazłem tam elementy, z którymi na co dzień się nie spotykam: kamienie i piach. Dlatego też tam, gdzie do dyspozycji miałem ?drewno?, czyli korzenie lub belki było całkiem w porządku, jednak skały skutecznie mnie spowalniały. Koniec końców w dniu zawodów ?zabił mnie? upał, jednak ponad godzina spędzona na wyścigu jak i trzy dni treningów nie poszły na marne.
  Do Tuchowa na kolejną eliminację Pucharu Polski wybrałem się bez presji, choć sporo słyszałem o tamtejszej, ciągle udoskonalanej przez jej autorów rundzie. Po Skomielnej ciasne zakręty okazały się ?do zrobienia?, z kolei dobrze zaprojektowane dropy zachęcały do nauki. Wybaczały błędy a nie straszyły możliwością poważnych obrażeń, dzięki czemu po kilku chwilach zastanowienia skakałem wszystko, co wprawiło mnie w na tyle dobry nastrój, że na wyścigu wywalczyłem trzecią lokatę. Sierpniowe starty na Pucharze Szlaku Solnego czy Kralovskim Maratonie w ubiegłych latach były dla mnie poważnym wyzwaniem. Rundę w Orawce uważałem za turbo techniczną, na zjazdach ze Słubicy traciłem sporo czasu. Tymczasem ?oldschoolową? trasę Mistrzostw Małopolski w Kasinie Wielkiej, choć miała 300m przewyższenia na okrążeniu, przyjąłem z ulgą, na Kralovskim Maratonie mogłem cieszyć się śmiganiem po singlach a w Orawce skupić na walce z rywalami i bólem mięśni na trzydziestoprocentowych stromiznach, zamiast tracić czas na korzeniastych nawrotach. Nie mówię, że w dwa miesiące stałem się magikiem techniki. O nie! Szybkie odcinki w dół wciąż są moją słabą stroną a w porównaniu ze średniej klasy juniorem z pewnością przegram na technicznych sekcjach. Widzę natomiast wyraźny postęp, powrót do dawnych umiejętności a nawet nabycie nowych. Wracając więc do analogii z zawodnikami młodszych kategorii, zdecydowanie odczuwam zalety, jakie dają starty i treningi na wymagających, ?współczesnych? trasach XC. Nawet, jeśli pewne elementy wciąż są dla mnie trudne a niektóre uważam za przesadnie niebezpieczne czy zwyczajnie bezsensowne (jeśli czołówka elity z wyboru biegnie zamiast jechać, to z pewnością gdzieś popełniono błąd), wracając na zawody rozgrywane w bardziej tradycyjny sposób, jak na dłoni widzę różnicę.
  Idąc tym tropem mogę śmiało napisać, że cieszę się z reaktywacji idei, jaką jest Puchar Polski XCO. Dzięki niemu jest szansa, że młodzi zawodnicy, gdy wybiorą się za granicę będą mogli koncentrować się na szlifowaniu detali i trenowaniu czasu przejazdu a nie na walce o przeżycie. Sam z kolei mogę czerpać satysfakcję z tego, że po każdym takim starcie jestem lepszym kolarzem. Co więcej, doceniam również różnorodność, z jakiej korzystam w tym sezonie. Układając kalendarz nie spodziewałem się tak dużych rozbieżności w poziomie trudności tras. Jeśli co tydzień miałbym podejmować wyzwanie pokroju Pucharu Polski z pewnością dość szybko odczułbym zmęczenie: i fizyczne i psychiczne. Tymczasem mamy przełom sierpnia i września a mnie nadal chce się ścigać. Tam, gdzie nie będę już musiał skakać i zjeżdżać z mostkiem (częścią ciała, nie roweru) na siodełku, znajdę więcej motywacji do rywalizacji z konkurentami. Tam, gdzie do tej pory traciłem, korzystając z doświadczeń, poszukam prędkości. To jeszcze nie jest czas na podsumowania, ale po sezonie 2015 wiem już jedno: cieszę się, że mogłem doświadczyć choćby namiastki poważniejszego ścigania. I od razu mam apetyt na więcej.


Opublikowano

w

przez