fbpx

Doping – syndrom zdradzonej żony

Gdyby nie paskudna przeszłość kolarstwa zawodowego, moglibyśmy pasjonować się genialnym poziomem sportowym czołówki tegorocznego Tour de France. Niestety, peleton zdradzał nas już tyle razy, że każdy, kolejny wyczyn traktujemy ze sporymi wątpliwościami.

Na podjeździe Plateau de Beille atakowali Contador, Nibali i Quintana. Każdą z akcji ?skasował? Geraint Thomas, były torowiec, specjalista jazdy na czas, dobrze jeżdżący po brukach, niewykluczone, że najbardziej uniwersalny kolarz od czasów Bernarda Hinault.

Mimo agresywnej jazdy, gradobicia, przeciwnego wiatru i gwałtownego ochłodzenia, grupa faworytów pokonała podjazd w tym samym tempie co Ivan Basso i Lance Armstrong w 2004r.

W ostatnich trzech sezonach dowiedzieliśmy się ze szczegółami, jakie praktyki stosowano dekadę temu, by poprawić swoją wydolność a co za tym idzie tempo jazdy. Na porządku dziennym były zastrzyki z EPO, transfuzje wcześniej ?wzbogaconej? krwi, kuracje z hormonu wzrostu, testosteronu i kortykoidów.

Dlatego też, po wprowadzeniu systemu paszportów biologicznych z ulgą przyjęliśmy znaczący spadek prędkości zawodowego peletonu. Analiza Tour de France 2011 sugerowała, że kolarze w większości jadą ?na czysto? a nawet jeśli stosują jakąś formę niedozwolonego wspomagania, to raczej robią to z przyzwyczajenia a nie dla realnych efektów. Zawodowcy zwolnili bowiem do poziomu z końca lat ?80 XXw, czyli czasów, w których doping był o wiele bardziej prymitywny.

Sezon 2013-2015 to jednak gwałtowny i systematyczny wzrost prędkości: zarówno średnich jak i mierzonych na znanych i obserwowanych od lat podjazdach, który doprowadził do wyrównania spadku powstałego po wprowadzeniu paszportów biologicznych.

Aby sprawę utrudnić, zbiegło się to z upowszechnieniem filozofii ?marginal gains?, czyli poszukiwania niewielkich zysków w każdym, nawet pozornie niewielkim aspekcie treningu i samej jazdy na rowerze. Do tego doszedł zakrojony na szeroką skalę ?wyścig zbrojeń? w zakresie sprzętu. Rowery, kaski, stroje czy buty z sezonu 2015 dzieli aerodynamiczna przepaść od tych znanych z roku 2011. Dzięki temu peleton może dojeżdżać do kluczowych punktów trasy szybciej i mniej zmęczony. Zyski w tej dziedzinie są wyraźne i niepodważalne, ale czy uzasadniają aż taki wzrost tempa jazdy, który niwielowałby użycie systematycznego i niedozwolonego dopinigu?

W międzyczasie zawodowy sport zapoznał się z kilkoma legalnymi, lub dopiero co zabronionymi metodami: m.in wdychaniem gazów szlachetnych (np. ksenonu, który podobno był hitem zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi) oraz optymaliuzującymi przemiany energetyczne napojami ketonowymi.

Z kolei Niezależna Komisja ds. Reformy Kolarstwa (CIRC) w obszernym raporcie, opartym na przesłuchaniach, śledztwach, wywiadach i badaniach laboratoryjnych stwierdziła, że we współczesnym, zawodowym peletonie doping nie jest praktyką powszechną. Z poziomu tajemnicy poliszynela zszedł do podziemia i nie ma charakteru zorganizowanego.

Jeśli kierować się wyłącznie rozumem, argumentów za tym, że po raz kolejny w historii ?wszyscy biorą? nie ma znów tak wiele. Ba, nawet jazdę Chrisa Froome?a da się obronić. Przewaga, jaką uzyskał na podjeździe La Pierre – Saint Martin nie jest niczym niezwykłym. Kolarz, który chce zdominować Tour, zazwyczaj właśnie tak jeździ kluczowe etapy.

Zadziwił raczej fakt, że tak wielu zawodników przed wyścigiem prezentowanych jako równorzędni rywale Brytyjczyka pojechało wyraźnie poniżej oczekiwanego poziomu. Czyżby na wszystkich tak źle zadziałał dzień przerwy poprzedzony bardzo ciężkim i nerowywm pierwszym tygodniem Touru?

Tym bardziej, że już dwa dni później, gdy wszyscy weszli we właściwy, górski, wyścigowy rytm, przegrani z La Pierre – Saint Martin zaszokowali świat tempem jazdy na Plateau de Beille. Zatem znów: to nie tylko Froome i drużyna Sky przyspieszyła i ma jakąś tajną broń, niedostępną dla innych. To spora grupa najlepszych kolarzy wspina się tak, jak robili to klienci Michele Ferrariego czy Eufemiano Fuentesa.

Znając cały kontekst historyczny, trudno więc uwierzyć, że dzieje się to w sposób naturalny. Jesteśmy więc w sytuacji, która w dużym stopniu przeczy tradycyjnemu i zakorzenionemu w naszej kulturze jednemu z podstawowych praw, jakim jest domniemanie niewinności. Zawodowi sportowcy, niestety, domyślnie są winni. Póki co nie robią nic, by przekonać nas, że tak nie jest.


Opublikowano

w

,

przez