W tym roku Criterium du Dauphine, jeszcze bardziej niż w poprzednich sezonach, miało charakter testowo-treningowy. Nie zmienia to faktu, że sam wyścig był ciekawy a swoją funkcję – zaostrzającej apetyt przystawki przed daniem głównym, czyli Tour de France wypełnił doskonale.
Zazwyczaj nie piszę tu o mojej jeździe na rowerze. Ten blog jest o kolarstwie wyczynowym, czasami zahacza o tematykę sportu masowego i amatorskiego, gdy chcę bliżej przyjrzeć się jakiemuś zjawisku.
Zawsze uważałem, że fakt aktywnego uczestnictwa w zawodach daje lepszy obraz danej dyscypliny. Łatwiej jest zrozumieć kolarza, typowanego na faworyta wyścigu, który nie wytrzymuje tempa i odpada od czołowej grupy na kluczowym podjeździe, gdy samemu doświadczyło się analogicznej sytuacji.
Niedawno o tym w jednym ze swoich felietonów pisała Justyna Kowalczyk. Jej fani chętnie dzielą się swoimi historiami. Nawet, jeśli skala jest inna, mechanizmy pozostają podobne.
Zatem jeżdżę sobie na te wyścigi, czy to xc, czy to maratony czy nawet szosowe. W końcu ?jestę kolarzę?. Dzięki temu daleko mi do łatwego potępienia zawodników, którzy mimo oczekiwań danego dnia nie zaatakowali dość ?soczyście? a nawet, z różnych powodów chwilowo zawiedli. Chętnie też doceniam dobrą jazdę a jeszcze chętniej szukam granic fizjoloicznych możliwości.
Jak pewnie zauważyliście, entuzjastycznie podchodzę do różnego rodzaju pomiarów i szacunków, mających za zadanie przybliżyć realne możliwości zawodowców. Sprowadza się to nie tylko do analizy obliczeń kilku specjalistów z twittera.
Posted by zwij.pl on Sunday, 7 June 2015