fbpx

Po co komu fair play?

Richie Porte za przyjęcie koleżeńskiej pomocy przed finiszem 10. etapu Giro d?Italia otrzymał dwuminutową karę. To wyraźnie utrudnia mu walkę w klasyfikacji generalnej wyścigu. Zachowanie fair play, choć niezgodne z przepisami doczekało się więc nagany w sytuacji, gdy dużo poważniejsze sprawy pozostają bez konsekwencji.

Jeden z faworytów wyścigu na kilka kilometrów przed metą (ale jeszcze poza zneutralizowaną strefą trzech kilometrów) łapie gumę. Rozpędzony peleton nie czeka, ponieważ ściga ucieczkę. Poszkodowanemu pomaga kolega, rodak reprezentujący jednak inną drużynę. Zgodnie z przepisami jest to ?niedozwolona obca pomoc techniczna? karana grzywną i dodaniem dwóch minut do całkowitego czasu zawodnika.

Richie Porte, trzeci kolarz klasyfikacji generalnej Giro d?Italia znalazł się w takiej właśnie sytuacji. Szybko wspomógł go Simon Clarke z Orica Green Edge a następnie Michael Matthews oraz koledzy z własnej ekipy (Team Sky). Mimo szybkiej akcji Porte stracił kilkadziesiąt sekund do peletonu, w którym jechali Alberto Contador i Fabio Aru. Zdjęcia z gestu Clarke?a szybko obiegły internet spotykając się z jednoznacznie entuzjastycznym odzewem.

Tymczasem sędziowie przynali Porte regulaminową karę, gasząc tym samym ducha fair play.

Przepis o obcej pomocy wbrew pozorom ma sens. Służy wyrównaniu szans między drużynami, każda z nich jedzie na własne konto. Trzeba jednak pamiętać, że zespoły często ze sobą współpracują dzieląc się pracą a to w ucieczkach a to w nadawaniu tempa peletonu a także w wielu innych, mniej widocznych sytuacjach.

W czasie tegorocznego Giro, na jednym z pierwszych etapów Philippe Gilbert dzielił się piciem z towarzyszami ucieczki a z samochodu drużyny BMC podawano bidony wszystkim zawodnikom w czołówce.

Kilka lat temu Alberto Contador był chwalony za ?piękne gesty?, gdy po mistrzowsku oddawał etapy włoskiego Touru a to kolarzom Euskaltel Euskadi a to Paolo Tiralongo z Astany. W zamian za to Baskowie i Włoch wiele razy pomagali mu w trudnych chwilach, gdy osamotniony Hiszpan potrzebował wsparcia na górskich etapach.

Kolarstwo wciąż boryka się z problemami wizerunkowymi. Jest postrzegane jako sport, gdzie trudno coś osiągnąć bez łamania reguł, głównie dopingowych. Z prostego gestu można by uszyć piękną historię o pomocy i zasadach fair play. Wygląda jednak na to, że komisja sędziowska Giro d?Italia ma ewidentny problem z tym, co jest etyczne a co nie.

Przypomnę, że rok temu Nairo Quintana decydującą o zwycięstwie w całym wyścigu przewagę zdobył podczas zamieszania związanego z neutralizacją fragmentu etapu rozgrywanego w trudnych warunkch atmosferycznych. Bez względu na to, czy złamał przepisy czy nie jadąc przed motocyklem z czerwoną flagą, było to dalekie od fair play.

https://twitter.com/mon_marsh/status/502223433422233600

Idąc dalej, znane są przypadki handlowania nie tak małymi wyścigami (Liege Bastogne Liege czy etapów Tour de France), które to sprawy ciągną się latami i właściwie są zamiatane pod dywan.

O korupcji związanej ze współpracą Lance?a Armstronga z zarządem Międzynarodowej Unii Kolarskiej nawet nie ma co wspominać.

Naprawdę są dużo poważniejsze wykroczenia niż koleżeńska pomoc, które trzeba wykrywać, ścigać i penalizować. Sędziowie Giro mogliby np. zająć się dyscyplinowaniem kibiców, którzy póki co doprowadzili do kilku poważnych kontuzji zawodników, ale by to zrobić, trzeba wykonać sporą pracę. Mając gotowe zdjęcia, które obiegły cały świat dużo prościej wykluczyć z rywalizacji jednego z faworytów za nieistotne przewinienie. Po wygaśnięciu licencji, komisarzom z tegorocznego Giro proponuję zatrudnić się w straży miejskiej. Znajdą tam spełnienie.


Opublikowano

w

przez