fbpx

Bez krwi

Na trasie z Paryża do Roubaix tym razem zabrakło wielkich dramatów. Było przeciętnie intrygująco, dość sentymentalnie a ostatecznie zwyciężył jeden z faworytów. Na tle innych wyścigów ?Piekło Północy? zawsze jest wyjątkowe, ale na tle własnej historii tegoroczny wyścig nie wybija się przed szereg.

Odważne rajdy na ostatnich kilometrach: Grega Van Avermaeta, Johna Degenkolba oraz śmiały kontratak Zdenka Stybara uratowały wyścig, który przez wyrównany poziom zarówno liderów jak i ich drużyn przebiegał w mocno defensywnej atmosferze. Niby było wszystko: wiatr, ataki na ?rantach?, próby tempa na bruku, ale mimo chwilowych zawirowań nie dochodziło do poważniejszej selekcji. Sucha jak pieprz nawierzchnia umożliwiła omijanie najbardziej dziurawych odcinków wydeptanymi poboczami, co dodatkowo utrudniało zdobycie przewagi przez specjalistów jazdy po kocich łbach.

Najważniejsze akcje następowały więc nie na bruku a na asfalcie. Cóż, trzeba pamiętać, że niemal ? trasy to właśnie gładka szosa i choć jazda po kostce męczy i eliminuje kolejnych graczy, statystycznie szansa, by rozstrzygnięcia zapadły na równiejszej nawierzchni jest większa.

Ataki Wigginsa, Sagana czy kolarzy Etixx-Quickstep na tle dużej grupy, w której było przynajmniej kilku przedstawicieli najsiliniszych ekip były skazane na porażkę. Dopiero ostatni ?pięciogwiazdkowy? odcinek, Carrefour de l?Arbre wprowadził selekcję, która umożliwiła bardziej otwartą rywalizację. W obliczu ewidentnie słabszej dyspozycji Alexandra Kristoffa ryzyko podjął Greg Van Avermaet a John Degenkolb nie oglądał się na konkurentów, tylko przy pomocy Berta de Backera dołączył do czołówki. Mimo ambitnej jazdy kolarzy Etixx-Quickstep, w siedmioosbowej grupie, która wjechała na tor kolarski w Roubaix, Degenkolb był najlepszym sprinterem i w tej sytuacji zwycięstwo stało się dla niego formalnością.

Dzięki temu, niemiecki zawodnik osiągnął niebywały sukces, wygrywając dwa ?monumenty? jednej wiosny. Mediolan-Sanremo oraz Paryż-Roubaix to wyjątkowy rodzaj dubletu, który skompletowało zaledwie trzech kolarzy w historii (ostatni raz był to Sean Kelly w 1986r).

The #sprint of Alexander #Kristoff @kristoff87 who fought till the last #meter today in #ParisRoubaix It was a #great #race #pure #cycling #realcycling #Roubaix #France @katushacycling #katushateam @tdwsport #?????? #???????? #?????? ?? ?????????? ????? ????????? #????????? #????? #????????? #????????? #?????? #???? #???????

A photo posted by Team Katusha (@katushacycling) on

W kontekście najbliższej przyszłości mamy więc dwóch wielkich rywali: Kristoffa i Degenkolba. Obaj mają na koncie wygraną ?Primaverę?, Degenkolb ma ?Piekło Północy? a Kristoff ?Flandryjską Piękność?. Niemiec ma Gandawa-Wevelgem a Kristoff Scheldeprijs. W tej sytuacji panowie stają się naturalymi następcami Boonena i Cancellary, tyle tylko, że są kolarzami o bardzo podobnej charakterystyce. To silni sprinterzy, dobrzy na niewielkich pagórkach i bruku. Dla równowagi i podniesienia jakości spektaklu potrzeba kogoś o nieco innych umiejętnościach i temperamencie. Kogoś, kto będzie nie tylko profesjonalny, świetnie przygotowany, wyrachowany i ze wsparciem znakomitej drużyny, ale też bardziej szalony i bezkompromisowy. Wiosenne klasyki kochamy przecież nie za generowaną przez kolarzy moc a za spektakl w antycznym stylu. By były igrzyska, musi być krew.


Opublikowano

w

,

przez