fbpx

Heroiczny Paterski

300km w peletonie Mediolan-Sanremo. Finisz w pierwszej grupie. Chwila przerwy, podróż do Barcelony, start ostry pierwszego etapu Volta a Catalunya. Ucieczka. Premie górskie i sprint po zwycięstwo. Piękna historia, Anglicy nazwaliby ją ?epicką?. By zachować poprawność językową, ja nazwę ją ?heroiczną?.

Trzeba mieć w sobie coś z antycznego bohatera, by nie tyle zrealizować taki plan, co choćby go wymyślić. Mediolan-Sanremo to jeden z kolarskich ?monumentów?, zazwyczaj najdłuższy wyścig w kalendarzu. W tym roku kolarze sporą część dystansu pokonali w deszczu i temperaturze dalekiej od pokojowej. Gdy nieco przeschli i minęli półmetek, zaczęli poważne ściganie. W trzydziestoosobowej grupie, która pierwsza dotarła na słynną Via Roma utrzymało się dwóch kolarzy CCC Sprandi Polkowice. Słoweniec Grega Bole finiszował 16., Maciej Paterski 22. Być może nie jest to spektakularny rezultat, ale realnie rzecz ujmując jest możliwy do osiągnięcia wyłącznie przez dobrze przygotowanych i bardzo solidnych kolarzy.

Po wysiłku związanym ze startem w prawdziwym klasyku zawodnik najchętniej oddaje się w ręce masażysty a kolejny start planuje najwcześniej za kilka dnia. Tymczasem Paterski udał się w podróż do Barcelony, by dołączyć do części składu, która właśnie szykowała się do startu w Volta a Catalunya. Ten tygodniowy wyścig również jest wyjątkową imprezą. To trzecia, najstarsza etapówka na świecie i choć w ostatnich latach często zmieniała miejsce w kalendarzu, ze względu na zróżnicowaną, górzystą trasę często jest wybierana przez gwiazdy wielkich tourów jako jeden ze startów testowych. W tym roku ma być polem kolejnej konfrontacji Alberto Contadora i Chrisa Froome?a. Swoje trzy grosze mają również dołożyć Richie Porte, Alejandro Valverde, Tejay Van Garderen, Andrew Talansky, Rigoberto Uran, Przemysław Niemiec i Rafał Majka.

Grupa CCC Sprandi Polkowice startuje w Katalonii z ?dziką kartą?, mając w składzie m.in. Sylwestra Szmyda i Marka Rutkiewicza. Na pierwszym etapie do ucieczki dnia nieco niespodziewanie z Pierrem Rollandem i Bartem de Clerquiem zabrał się jednak Paterski. Wygrał dwie premie górskie, co zagwarantowało mu prowadzenie w klasyfikacji górskiej i już to dzień po starcie w Mediolan-Sanremo wystarczyłoby na miano wyjątkowego wydarzenia. Peleton nie kwapił się do pogoni, a trójka uciekinierów jechała równym tempem. W końcówce Paterskiego zaczęły łapać kurcze, co kompletnie nie dziwi, skoro miał już za sobą ponad 460km przejechane na rowerze w nieco ponad dobę. Rywale nie zdecydowali się tego wykorzystać, a może po prostu byli zmęczeni, dość powiedzieć, że kolarz CCC ograł ich na finiszu bez większych problemów.

W ten sposób zgarnął wszystkie koszulki i objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Napisał kawałek historii polskiego kolarstwa i swojej grupy zawodowej, która po raz pierwszy zaliczyła zwycięstwo w serii World Tour. Trudno powiedzieć, jak długo będzie bronił pozycji lidera. Nieźle jeździ po górach i bez ?Mediolan-Sanremo? w nogach powinien poradzić sobie na większości etapów katalońskiej Volty. Biorąc jednak pod uwagę, że o wygranie wyścigu będą walczyć największe asy wielkich tourów, w czwartek gdy do mety pod górę w miejscowości La Molina pójdzie największy gaz, może być mu ciężko. Rok temu w tym samym miejscu do „Purito” Rodrigueza stracił dwie i pół minuty, czyli tyle, ile teraz ma przewagi nad Froomem, Contadorem i spółką.

Bez względu na to, jak zakończy się przygoda Macieja Paterskiego z tegoroczną ?Voltą? jego wygraną etapową zapamiętają fani kolarstwa na całym świecie. To jedna z tych sytuacji, która działają na wyobraźnię, pokazują hart ducha i siłę ciała. W czasach, gdy w wyczynowym sporcie wszystko jest zmierzone i wyliczone do ułamków sekund i gramów, odrobina szaleństwa wymykającego się regułom na długo zostaje w sercach na zawsze.


Opublikowano

w

przez