Lance Armstrong chce ogrzać się w lipcowych promieniach francuskiego słońca i jako amator przemierzyć trasę Tour de France promując fundację wspierającą chorych na białaczkę. Po raz kolejny pojawiają się głosy relatywizujące jego dopingowe poczytania w przeszłości, dlatego też po raz kolejny muszę przypomnieć, dlaczego doping to zło.
Choć cała sytuacja jest związana bezpośrednio z Armstrongiem, nie chodzi wyłącznie o niego. Amerykanin jest symbolem czasów, gdy w kwestii niedozwolonego wspomagania panowało milczące przyzwolenie na niemal każdy rodzaj działań. W ciągu ostatniej dekady wiele się jednak zmieniło i choć, zgodnie z raportem CIRC, problem nie wyparował a jedynie został ograniczony, sporty wyczynowy wygląda inaczej. Lepiej.
Tymczasem obiegowa opinia, wyrażana nie tylko w komentarzach na portalach, ale i przez coraz większe grono mniej lub bardziej zainteresowanych sportem tzw. zwykłych ludzi prezentuje się następująco: ?Skoro wszyscy brali, Armstrong i tak był najlepszy i ciągle jest wielkim mistrzem. A skoro sportowcy biorą nadal i to jest przegrana walka, najlepiej jest zalegalizować doping?.
Otóż, moi drodzy, nie!
Doping to mafia
Duża część środków i metod dopingujących to leki i terapie. Wymagają recepty, zgody lekarza, czasami podawania w określonych warunkach. Co więcej, niektóre są jeszcze w fazie badań klinicznych albo w ogóle nie są dostępne w oficjalnej dystrybucji. W związku z tym ich pozyskanie wiąże się z przekupieniem lekarza, handlem na czarnym rynku, przemytem, a bywa, że i groźbami karalnymi. Tak działo się w przeszłości a ewentualna legalizacja dopingu nie zmieni tego stanu. Co za tym idzie już sam dostęp do farmaceutyków z listy zabronionych wprowadza nierówności.
Doping z zera robi bohatera
?Epoka EPO? była świadkiem licznych, niespodziewanych metamorfoz. Woziwoda zaczynał wygrywać z wyraźną przewagą, sprinter hasał po górach niczym kozica, góral bronił się podczas jazdy na czas przed masywnym torowcem. Zgodnie z badaniami, kluczowy w dyscyplinach wytrzymałościowych doping krwi daje przewagę zawodnikom naturalnie mniej utalentowanym. Praca i ?dar od boga? schodzą na drugi plan. Liczy się, kto ma lepszego lekarza i kto ma lepszego dilera.
Zagrożenie dla zdrowia
Konsekwencje przyjmowania leków nie będąc osobą chorą mogą mieć poważne konsekwencje. Co więcej, przyjmowanie substancji niesprawdzonych w procesie badań klinicznych może skończyć się tragicznie. Nieskrępowane sięganie po hormony ma poważne skutki uboczne. Oczywiście można powiedzieć, że sport wyczynowy sam w sobie ma niewiele wspólnego ze zdrowiem, jednak trening przy odpowiednim monitorowaniu stanu zawodnika jest bezpieczny. Doping nie.
Brak korzyści dla amatorów
Sport zawodowców to tylko czubek piramidy. Ograniczenie dopingu w kolarstwie w połączeniu z popularnością filozofii ?marginal gains? sprawiło skierowanie wyścigu zbrojeń z farmakologii na sprzęt. Dzięki temu w ciągu ostatnich kilku lat nastąpił wyraźny rozwój rowerów, kół, kasków czy strojów. Nawet amator może zyskać na sztywności, wadze i aerodynamice kupując sprzęt ze średniej półki w swoim ulubionym sklepie. To mimo wszystko bardziej kusząca perspektywa niż ukradkowe łykanie amfetaminy, klejenie plastrów z hormonami czy robienie zastrzyków.
Celowo pomijam argumenty związane z wrażeniem artystycznym czy emocjonalnym odbiorem sportowej rywalizacji. Te oczywiście są subiektywne. Jednak warto pamiętać, że w ?Erze EPO? wyścigi były bardziej przewidywalne. Zawodnicy z podporządkowanym terapii dopingowej planem treningowym byli niemal zaprogramowani. W czasach ograniczonego wspomagania niespodzianki w wynikach zdarzają się coraz częściej.
Czy w takim razie nadal uważasz, że doping to nic złego, skoro wszyscy brali i tak wygrywał najlepszy a cały proceder należy zalegalizować a herosów tamtej epoki trzeba rehabilitować a nawet hołubić?
Zdjęcie okładkowe: Paul Coster, flickr CC BY 2.0