fbpx

Jestem commuterem

Trening treningiem, ale pracować trzeba, żeby było za co trenować. Czasu mam mało, więc rower jest naturalnym wyborem. Szkoda życia na stanie w korkach i czekanie na tramwaj. A co najlepsze, już nie jestem sam.

Rok temu napisałem ?Czyś ty zgłupiał?. Gdy spadł śnieg i na ulicach zrobił się syf, byłem jednym z nielicznych rowersów na mieście. W tym roku jeszcze nie było takich warunków, ale przymrozki, deszcz i wichury już się zdarzały. A ruch rowerowy słabnie, jednak nie zanika.

Ponieważ ?Jestę kolarzę?, ciągle pozostaje kwestia rozdzielenia ról społecznych. Wciąż fakt, że dojeżdżam do pracy na rowerze miesza się z faktem, że chwilę wcześniej kończę trening i po rytualnych ablucjach zmieniam lycrę na jeansy. Dla nie-rowersa dwa kółka to dwa kółka. A choć commuting jest o wiele bardziej zwyczajną aktywnością niż kolarstwo, wciąż zostawia sporo przestrzeni do zaznaczenia swojego indywidualizmu. Zwłaszcza zimą.

Dla mnie wybór roweru jest ściśle powiązany z innymi, codziennymi zajęciami. Im mam ich więcej, tym szybciej muszę się przemieszczać. Samochód w mieście wybieram, gdy mam trochę wolnego i mi się nie spieszy. Komunikację miejską, gdy mam ochotę na dodatkowe emocje i coś nietypowego. Rodzaj wycieczki czy też przygody. Standardowo wybieram rower, czy to upał, czy deszcz, czy mróz.

To element optymalizowania własnej rzeczywistości. Cieszę się, że doszedłem do tego tak wcześnie. Doceniam też, że podobnego wyboru dokonuje coraz więcej osób. Bo jakoś tak raźniej na ulicach a i kierowcy i piesi inaczej patrzą na grupę. Zwłaszcza, że przemieszczają się już niemal wszyscy: młodzi i niemłodzi, chudzi i niechudzi, niezamożni i coraz częściej także zamożni. Z ekscentryzmu robi się standard, zatem nie jestem już dziwakiem, ba nie jestem już nawet hipsterem, tylko zwykłym commuterem.


Opublikowano

w

przez