fbpx
Chris Horner

Horner za horyzontem

Chris Horner żegna się z zawodowym kolarstwem europejskim. W wieku 44 lat nie znalazł kolejnego pracodawcy i wraca do Stanów, gdzie przez kolejny rok będzie jeździł dla mało znanej drużyny kontynentalnej Airgas-Safeway. Niczym Lucky Luke podążył za zachodzącym słońcem. Czy jeszcze o nim usłyszymy?

Vuelta a Espana miewa niespodziewanych zwycięzców wyraźnie częściej niż inne wielkie toury. Mimo wszystko to, co zrobił Chris Horner w 2013r było sprawą wyjątkową, zwłaszcza z perspektywy czasu. Na wyjątkowo górzystej (13 etapów kończyło się na mniejszych lub większych podjazdach) trasie Amerykanin pokonał nie byle kogo, bo Vincenzo Nibalego. Tego samego zawodnika, który kilka miesięcy wcześniej w pełni kontrolował przebieg wydarzeń Giro d?Italia a kilka miesięcy później w cuglach wygrał Tour de France. Nie był to więc fuks, prezent od peletonu czy kumulacja zbiegów okoliczności, tylko pokaz czystej wytrzymałości i mocy. W wieku 42 lat Horner zaszokował kolarski światek i choć odniósł największy sukces w swojej kariery, był to równocześnie początek problemów ze znalezieniem pracodawcy.

Nie pierwszy raz przyszło się zmagać Hornerowi z problemami z zatrudnieniem. Początek kariery jako zawodowiec w Europie to kilka sezonów we francuskiej grupie FDJ, z której jednak przeniósł się do amerykańskiej Mercury. Ta jednak rozpadła się na skutek problemów finansowych. Na lodzie zostali m.in. Peter Van Petegem czy Pavel Tonkov. Ponieważ Horner jeszcze do FDJ trafił jako dojrzały zawodnik, wydawało się, że  do końca kariery będzie ścigał się tylko w Stanach. Tymczasem już po trzydziestce wrócił na stary kontynent i przywdział koszulkę zespołu Saunier Duval. Dopiero od tego momentu stał się poważnym graczem, liczącym się w górach i klasyfikacjach wyścigów etapowych.

Wielu ekspertów wskazuje na fakt, że jego organizm nie jest tak wyeksploatowany, jak zawodników, którzy od dwudziestego roku życia przemierzają europejskie szosy. Efektem jest zakończenie kariery maksymalnie w trzydziestym piątym roku życia. Tymczasem Horner może nie odpoczywał jeżdżąc w Stanach, ale z pewnością kolejne sezony nie były dla niego tak intensywne. Mógł więc latami budować formę, która okazała się wystarczająca, by sprawdzić się w najważniejszych wyścigach, nominalnie reprezentując już kategorię ?Masters?.

O ile inny weteran, Jens Voigt pełnił w tym czasie rolę super gregario, o tyle Horner aspirował do miana lidera reprezentowanych przez siebie drużyn. Na dobre skrzydła rozwinął, gdy na poziomie World Touru ponownie znalazł się w ekipach związanych z USA. Ekipa Radioshack a potem Trek, już bez Lance?a Armstronga i z zawodzącymi nadzieje braćmi Schleck okazała się dla niego idealnym miejscem. Wygrana w Wyścigu Dookoła Kraju Basków (2010), dziewiąte miejsce w Tour de France w tym samym roku oraz podia w Tirreno – Adriatico i w Katalonii potwierdzały jego potencjał. Mimo upływających lat, zamiłowania do hamburgerów oraz skłonności do kontuzji, umacniał swoją pozycję w zespole, co zaowocowało pozycją lidera na hiszpańskiej Vuelcie 2013.

To miał być drugi wielki tour wygrany w sezonie przez Vincenzo Nibalego. Hornera, mimo dobrej jazdy w Tour of Utah nikt nie brał na poważnie. Powracający po urazie czterdziestodwulatek nie mógł przecież zagrozić komuś takiemu jak ?Enzo?. Tymczasem Horner pokonał Włocha w górach i zwyciężył w całym wyścigu. Mimo sukcesu, grupa Trek nie przedłużyła z nim kontraktu. Najwidoczniej nawet w zespole, który jest pośrednio spadkobiercą US Postal przecierali oczy ze zdziwienia i ostatecznie nie dali wiary, że taka dyspozycja po czterdziestce jest możliwa. Co ważne, Horner przeszedł wszystkie testy antydopingowe a pod presją mediów udostępnił dane ze swojego paszportu biologicznego. Szukający winy, byli w stanie znaleźć tam pewne nieprawidłowości, jednak żaden z oficjalnych ekspertów nie zakwestionował wartości krwi amerykańskiego kolarza.

Po wielu tygodniach niepewności, Horner zakotwiczył w Lampre, jednak sezon 2014 był dla niego nieudany. Kolejna kontuzja wykluczyła go z europejskiej wiosny, Tour de France był okazją do budowania formy potrzebnej do obrony tytułu w Hiszpanii. W tamtejszym tourze Horner jednak nie wystartował. Kierująca się zasadami Ruchu na Rzecz Wiarygodnego Kolarstwa (MPCC) ekipa Lampre odsunęła go od składu po tym, gdy stwierdzono niewłaściwy poziom kortyzolu. Zgodnie z oświadczeniem Hornera, związane było to z użyciem kortyzonu, na który miał zgodę lekarza.

W ten sposób historia dobiega końca. Żaden z europejskich zespołów zawodowych nie chciał ryzykować podpisania kontraktu z doświadczonym kolarzem. Horner, który wciąż chce jeździć wyczynowo zdecydował się na powrót do Stanów i pracę dla ekipy Airgas-Safeway. To zespół kontynentalny, który nawet w USA będzie się musiał ubiegać o dzikie karty umożliwiające uczestnictwo w najważniejszych w tym kraju wyścigach. Pozyskanie Hornera z pewnością to ułatwi, zatem możemy się spodziewać, że na zakończenie (czy aby na pewno) długiej kariery, będzie on po raz kolejny faworytem Tour of California.

 

Zdjęcie okładkowe Katyann Kintz, wikimedia commons, CC BY 2.0


Opublikowano

w

,

przez