fbpx

Zawodowiec jak bumerang

Ten temat powraca co jakiś czas. Tym razem inspiracją był zestaw standardowych pytań numer pięć, który dostarczyła mi żona przyjaciela, szeregowa pracownica jednej z podkrakowskich korporacji. Nie trzeba było szukać daleko, ponieważ gdzie nie spojrzeć, sprawa startu zawodników licencjonowanych w wyścigach dla amatorów powraca dość regularnie.

Uphill w Beskidach

Zatem od początku. Na przełomie sierpnia i lipca wybrałem się na jeden z beskidzkich uphilli. Bardzo fajna seria imprez, zawody nieźle zorganizowane a sama idea ścigania się na podjeździe przypadła mi do gustu. Oprócz typowego dla lokalnych imprez w tym rejonie zestawu zawodników, na starcie stanął też Dariusz Batek. Został ładnie zaanosnowany przez spikera, który wymienił większość jego osiągnięć, a następnie wystartował kilka minut po mnie. W połowie trasy zostałem przez niego dogoniony i wyprzedzony. Cóż, cisnął pięknie, nawet nie próbowałem siadać mu na koło. Różnica dwóch klas była widoczna gołym okiem, choć według swoich własnych kryteriów pojechałem dobry wyścig. Na mecie widziałem, że utytułowany kolarz chętnie radził zainteresowanym, jak radzić sobie z prowadzeniem roweru w błocie. Jednak po zawodach, wspomniana we wstępie koleżanka zaczęła zadawać mi pytania. Dysonans wywołała u niej obecność na jednych zawodach zarówno kolarza grupy zawodowej jak i, cytuję, ?człowieka w spodniach dresowych, który specjalnie na tę okazję tydzień wcześniej kupił sobie kask?. Co ciekawe, mimo pewnego obycia z tematem, pierwszą myślą było, by w takiej sytuacji z zawodów lub przynajmniej z nagród wykluczyć zawodowca, skoro większość uczestników to amatorzy. Na pytanie, jaka długość lub krój spodni byłaby kryterium oceny, odpowiedzi jednak nie otrzymałem.

Andrzej Kaiser wygrywając Tour de Pologne Amatorów stał się ofiarą klasycznego ?hejtu?

Tour de Pologne Amatorów

Andrzej Kaiser zwyciężył w wyścigu rowerowym organizowanym przy najważniejszej w kraju imprezie kolarskiej. Niestety ów wyścig nosi w nazwie ?amatorski? a Kaiser to jeden z bardziej doświadczonych polskich zawodników mtb. W swojej karierze kilkukrotnie reprezentował kluby zarejestrowane w UCI jako zespoły profesjonalne. Choć obecnie nawet nie ma licencji a na Tour de Pologne był jednym z pracowników ekipy technicznej, posypały się na niego gromy za przysłowiowe odbieranie dzieciom lizaków (patrz facebookowy post powyżej). Sytuacja podobna jak w przypadku beskidziego uphillu, choć na zdecydowanie większą skalę. Krytyka skierowana w stronę kolarza bierze się jednak głównie z niewiedzy, co nie zmienia faktu, że w swoim wydźwięku jest co najmniej przykra.
Rozmowa z czołowymi kolarzami wyczynowymi w Magazynie Rowerowym

Magazyn Rowerowy

Jakby na zawołanie, kaganek oświaty niesie sierpniowy Magazyn Rowerowy. Sytuację polskich kolarzy zawodowych przybliżają Piotr Kurczab i Marcin Kawalec. Naprawdę warto przeczytać (choć radzę kupić wydanie papierowe, wersja online wymaga instalacji dodatkowego, archaicznego w wyglądzie oprogramowania i jest nieprzyjazna w obsłudze). Z zapisu rozmowy dowiecie się o warunkach, jakie mają czołowi kolarze górscy, wsparciu jakie dostają, czasie, jaki poświęcają na trening i wyrzeczeniach, które się z tym wiążą. Jeśli mam być szczery, to ksero tego artykułu powinno być załącznikiem do regulaminu kolarskich imprez masowych, by rozwiewać wątpliwości związane z teoretyczną wyższością kolarskiej ?szlachty? nad resztą uczestników.
Kolarz zawodowy i kolarz licencjonowany na mecie zawodów cross country

Pierwsi wśród równych

Zawodowstwo teoretycznie regulowane jest określonymi przepisami. Wiadomo, jakie kryteria ma spełnić klub kolarski, by stać się grupą zawodową w zgodzie z literą prawa Międzynarodowej Federacji Kolarskiej. Z kolei licencję zawodnika może mieć de facto każdy zdrowy człowiek, po wykupieniu ubezpieczenia i opłaceniu składki. To rodzaj karty wędkarskiej uprawniającej do korzystania z wyznaczonego łowiska, którym w tym kontekście jest kilkanaście imprez sportowych w roku, zamkniętych dla odbiorcy masowego. Ponieważ zdecydowana większość wyścigów: zwłaszcza maratonów i cross country, ma charakter otwarty, wszyscy jesteśmy równi. O wyniku decyduje talent, wykonana praca, kompromisy między sportem a życiem codziennym, doświadczenie i szczęście a nie magiczny status zawodowca lub kolarza licencjonowanego. Co więcej, znam uczestników maratonów, którzy mają budżet, wsparcie i warunki uprawiania sportu lepsze niż większość naszych zawodowców. Cóż, też zawdzięczają to swojej ciężkiej pracy, kompromisom z życiem prywatnym i szczęściu, choć niekoniecznie związanych z kolarstwem. Czy w związku z tym, jeśli wygrają jakś wyścig należy ich tępić jak tych, którzy są oficjalnie związani ze sportem wyczynowym? I gdzie zaczyna się owa granica między zawodowcem a amatorem, którą należy postawić by zepsuci profesjonaliści nie niszczyli zabawy szczerym entuzjastom? Nie wiecie? To proste: dokładnie w tym samym miejscu, w którym zaczyna się łysina.


Opublikowano

w

przez