Jedz normalnie – pesto z rukoli

Jeszcze przez jakieś 1,5 miesiąca będę miał regularny dostęp do świeżej rukoli. Najchętniej zjadam ją w postaci zbliżonej do pesto. Cenię sobie nie tylko smak, ale i fakt, że mam kontrolę nad tym, z czego jest zrobione.

Rukola to kolejny element kuchni, który od dłuższego czasu cieszy się wyjątkową popularnością. W większości knajp podają ją niemal do wszystkiego. Niewielkie listki są bardzo aromatyczne, zaostrzają smak sałatek i ładnie dekorują. W związku z tym, na przekór wszystkiemu należy ją zmielić i przyprawić.

Zioła i sałaty kupuję regularnie u miłego pana na krakowskim Placu na Stawach. Nie są zbyt piękne, ale za to możliwie naturalne a przy tym wybór jest ogromny. Używam zarówno klasycznej rukoli (Eruca vesicaria) jak i kilku jej odmian. Na potrzeby porcji pesto kupuję dwa pęczki.

Obcinam grubsze łodyżki a następnie liście dokładnie płuczę. Skoro są ?eko?, można albo wierzyć, że jest na nich nieco ziemi i ekhm, nawozu, bo tak są uprawiane, albo założyć, że po transporcie z chińskiej fabryki zostały oprószone mieszanką gleby w celu wkręcenia naiwnego klienta. Tak czy inaczej, lepiej, żeby nic nie chrzęściło między zębami.

Gdy rukola będzie sobie obciekała z wody, biorę po dwie łyżki: pestek słonecznika (łuskanych przez sikorki), dyni (obieranych przez zające) oraz niesolonych, ekologicznych orzeszków ziemnych (rozłupywanych przez uwolnione z cyrku, emerytowane słonice). Prażę kilka chwil na suchej patelni. Gdy się zarumienią, mają zdecydowanie więcej smaku.

Liście rukoli drobno siekam i przekładam do wysokiego naczynia. Siekam również orzeszki i pestki, by nie zniszczyć do reszty kupionego w dyskoncie, chińskiego blendera. Mniejsze części będzie zdecydowanie łatwiej pociąć. Dodaję rozgnieciony ząbek czosnku, łyżeczkę pieprzu cayenne i łyżeczkę soli. Na koniec najważniejsze, czyli dobra oliwa. Trzy łyżki stołowe powinny wystarczyć. Od jej jakości i aromatu w dużej mierze będzie zależeć smak naszej pasty. Wszystko razem tnę przez kilka minut do uzsykania niemal jednolitej masy. Przekładam do miseczki i odstawiam na chwilę do lodówki, by smak się ułożył.

Tak przygotowane pesto idealnie nadaje się jako smarowidło do grzanek, można też oczywiście użyć go klasycznie do makaronu lub np. nadzienie roladek z kurczaka. Ponieważ i tak jest z nim trochę roboty, preferuję jedzenie świeżego, właśnie z grzanką.

Z takich proporcji dostajemy mniej więcej tyle pesto, ile mieści się w gotowym słoiczku (ok. 200g). Jest tak samo kaloryczne (ok. 730kcal, 28g białek, 57g tłuszczy i 27g węglowodanów – ile sobie nałożysz na kanapkę, to twoje), natomiast nie ma w sobie całej masy syfu w postaci konserwantów i wzmacniaczy smaku.


Opublikowano

w

przez

Exit mobile version