Wypoczęci? Najedzeni? Jeśli tak, to po świątecznej przerwie znowu ruszamy.
Powrót Gilberta
Lubię takie come backi. To zawsze daje nadzieję, że po chudszych latach nadchodzi lepszy czas. Dla kogoś, kto przez kilkanaście miesięcy rządzi i dzieli w swojej specjalności, jak Philippe Gilbert w górzystych klasykach a następnie ?ratuje? kolejny sezon mistrzostwem świata, rok bez ważnego zwycięstwa można uznać za stracony. Waloński kolarz miał spore problemy z odnalezieniem dyspozycji z czasów, gdy jeździł w ekipie Lotto. Dream team BMC, budowany w dużej mierze z myślą o klasykach często zawodził w najważniejszych próbach. Tym razem wszystko zagrało. Przede wszystkim forma Gilberta, który powtórzył swój manewr z mistrzostw świata 2012. Końcówka tamtego wyścigu jak i Amstel Gold Race była identyczna, zatem Belg pojechał niemal w ten sam sposób. Co więcej, przygotowanie do decydującej akcji znakomicie przeprowadzili jego koledzy z drużyny, Greg van Avermaet i Samuel Sanchez. W najbardziej stromym miejscu na Caubergu Gilbert przyspieszył, a na dojeździe do mety obronił się przed pogonią, m.in. kontratakującym Michałem Kwiatkowskim. Wydaje się, że powtórzenie niezwykłej serii sprzed trzech lat, gdy wygrał cztery wyścigu z rzędu, od Brabanckiej Strzały po Liege-Bastogne-Liege jest niemożliwe, ale połowa planu została już wykonana. Kolejny etap to ważniejsza ze ?Strzał?, tym razem Walońska. Co ciekawe, mimo zaprezentowanej podczas Amstel Gold Race mocy, Gilbert nie jest postrzegany jako główny kandydat to zwycięstwa.
Beautiful spring day on the Amstel Gold Race and super second victory of @PhilippeGilbert #amstelgoldrace pic.twitter.com/IoMYAhmIgT
— Vincent Kalut (@vkalut) April 20, 2014
?Porażka? Kwiatkowskiego
Michał Kwiatkowski ma 24 lata. Tyle, co Peter Sagan. Słowak jest bardziej utytułowany, ale obaj kolarze zaczynają być w podobnej sytuacji. Tej wiosny Kwiatkowski spisuje się świetnie, zanotował kilka wygranych, w tym pokonał m.in właśnie Sagana, w aspirującym do miana klasyku wyścigu Strade Bianche. Świetnie spisał się też w Wyścigu Dookoła Kraju Basków, gdzie ustąpił jedynie Alberto Contadorowi. Po tym występie został zaliczony do ścisłego grona najważniejszych postaci ardeńskich klasyków.
Here is @michalkwiatek looking focused before the start of #AGR! #OPQS pic.twitter.com/LFhvBOoPIV
— OPQS Cycling Team (@opqscyclingteam) April 20, 2014
W niedzielę podczas Amstel Gold Race był liderem swojej drużyny, jednej z najmocniejszych ekip świata, Omega Pharma Quick Step. Na Caubergu na chwilę przejął inicjatywę i choć, tak jak pozostali kolarze z czołówki, nie dał rady ruszyć w pogoń za Gilbertem, na wypłaszczeniu spróbował solową akcją doścignąć Belga. Nie udało się, przyjechał na piątym miejscu. W wielu komentarz pojawia się opinia, że był? ostatni z grona faworytów. Tymczasem, mimo ryzyka, które podjął, de facto utrzymał stan posiadania sprzed roku. Dla porównania, w wieku 24 lat, bohater z niedzieli, czyli Gilbert, choć wygrał lutowy Omloop Het Volk (obecnie pod nazwą Het Nieuwsbald), w ardeńskich klasykach w ogóle się nie liczył. Kwiatkowski nie dość, że już jest liderem w swojej drużynie, to jeszcze decyduje o obliczu wyścigu. Narzekania części kibiców są podobne do głosów płynących ze Słowacji. Nasi południowi sąsiedzi też najchętniej widzieliby już Sagana wyrgywającego monumenty. W tych wyścigach jednak nie liczy się tylko moc, ale też doświadczenie a to zdobywa się z czasem. Między innymi dzięki nieudanym szarżom, jaką podczas Amstel Gold Race przeprowadził Michał Kwiatkowski.
A wall of sound Amstel Gold Race style! View more photos from today's race at http://t.co/O4bknIYB8B #AGR2014 pic.twitter.com/WfHwfWeDeR
— Team Sky (@TeamSky) April 20, 2014
Czyste szaleństwo
Końcowe kilometry „Piwnego Wyścigu” oglądałem z oczami wielkości pięciozłotówek. Może i jest to jeden z mniej prestiżowych klasyków, zwłaszcza z racji na swój wiek (niespełna 60 lat historii, w porównaniu z innymi, wielkimi jednodniówkami „Amstel” jest młodzieniaszkiem). Trudno jednak nie docenić formy i kunsztu, jakie prezentują kolarze jadąc rollercoasterem dróg prowadzących przez Limburgię. Ciągle góra-dół, zakręty, na pełnym gazie, to naprawdę imponujące. Tempo w jakim zbliżali się do ostatniego podjazdu na Cauberg było wprost absurdalne, możliwe do wykonania tylko dla absolutnej elity zawodowego peletonu. Wystarczy odrobina wyobraźni przestrzennej, by uświadomić sobie, że uznawane za ostoję konserwatyzmu kolarstwo szosowe jest w rzeczywistości sportem ekstremalnym!