fbpx

Nie przegap w święta – Wielkanocny festiwal pagórków

Święta to chwila oddechu dla wszystkich, poza profesjonalnymi sportowcami. Gdy my będziemy szukali chwili na rower między rodzinnymi spotkaniami, zawodowcy będą jechali po zwycięstwo w holenderskim klasyku Amstel Gold Race.

To wyścig, który nie ma ani takiej legendy jak inne klasyki (organizowany jest zaledwie od 1966r) ani takich trudności (powiedzmy sobie szczerze, najważniejsze wzniesienie, czyli Cauberg, nawet jak na polskie warunki jest zaledwie pagórkiem), ale ścigają się tam praktycznie wszyscy i wszyscy są w świetnej dyspozycji.

Ponad 30 krótkich podjazdów upchniętych na 250 kilometrach daje łącznie 4000m wspinaczki. To wystarczy, by liczący 1,5km długości i niecałe 5% nastromienia Cuberg mógł przesądzić o zwycięstwie. Trasa, prowadząca jak rollercoaster ciągle w górę i w dół po wąskich drogach i uliczkach pełnych progów zwalniających, zatoczek, skrzyżowań i rond wymaga ciągłej koncentracji nawet od największych asów. Brak ekstremalnie stromych ścian, jak choćby Mur de Huy, na który kolarze będą wjeżdżać za kilka dni w Walońskiej Strzale powoduje, że szanse mają wszyscy: od górali po mocnych sprinterów. To powoduje, że Amstel Gold Race zasługuje na miano prawdziwego Klasyku.

Lance Armstrong i Erik Dekker - finisz jak na torze w 2001r

Tak jak wiele innych wyścigów, także ten ?Piwny? (sponsorem jest browar Amstel, należący obecnie do grupy Heinekena) ciągle ewoluuje. Kilkanaście lat temu linia mety była usytuowana w Maastricht, często o zwycięstwie decydował finisz z niewielkiej grupy mocnych sprinterów. Z tamtych czasów najlepiej pamiętam jeden wyścig, z 2001r, gdy Amstel Gold Race był wiosennym celem Lance?a Armstronga. Teksańczyk znalazł się w decydującej akcji dnia, wraz z faworytem gospodarzy, Erikiem Dekkerem. Uzyskali na tyle bezpieczną przewagę nad pogonią, że mogli sobie pozwolić na finisz rodem z kolarskiego toru. Armstrong, choć był lepiej ustawiony, na kole Holendra, nie był w stanie na tyle przyspieszyć by wygrać.

To było ostatnie zwycięstwo gospodarzy w tym wyścigu. Dla Holendrów, zwłaszcza tych z grupy Rabobank, ważniejszy był chyba tylko Tour de France. Mimo maksymalnych wysiłków, programu dopingowego, wyjątkowo mocnego składu, przez kolejnych 13 lat nie byli w stanie wygrać Amstel Gold Race. Nawet na zmienionej trasie: metę przeniesiono do Valkenburga na wspomniany Cauberg, holenderscy specjaliści jak Michael Boogerd nie byli w stanie pokonać rywali.

Belgowie robią rzeźnię na Caubergu podczas mistrzostw świata 2012

Kolejny raz zmiany wprowadzono dwa lata temu. Eksperyment na mistrzostwach świata się powiódł, finisz przesunięto nieco za szczyt Caubergu. Dzięki temu szansę na zwycięstwo w teorii mogą mieć nie tylko górale, ale też szybsi zawodnicy. Cóż z tego, skoro zarówno podczas mistrzostw jak i rok temu w samym Amstel Gold Race triumfowali kolarze po solowych akcjach.
Jeśli ktoś myśli, że pięcioprocentowy podjazd, jakim jest Cauberg to ?pryszcz?, trzeba przypomnieć ?rzeźnię?, jaką zrobili tam Belgowie podczas wspomnianych mistrzostw świata, wygranych przez Philippe?a Gilberta. Zabójcze tempo może rozbić w pył taktykę najmocniejszych zespołów. Tego też można spodziewać się w Niedzielę Wielkanocną.

Babka wielkanocna

Tym samym przechodząc do Świąt, życzę Wam, Tobie, miłych chwil, czasu dla siebie i najbliższych. A jeśli się uda, to fajnej przejażdżki między żurkiem a mazurkiem i dostępu do telewizora w czasie transmisji z Amstel Gold Race. Wszystkiego Dobrego!

 

Zdjęcie okładkowe – Philipper Gilbert na Caubergu, fot. Michiel Jelijs, flickr, CC BY 2.0


Opublikowano

w

,

przez