To ten czas. Przechodzimy z biernego kibicowania kolarzom na czynne starty w zawodach. Po wyścigu dobrze jest coś zjeść. Najlepiej, aby było pożywne, zdrowe i niesłodkie. Żele, batony i węglowodany w płynie przyjmowane w trakcie jazdy powodują, że sama myśl o cukrze powoduje nieprzyjemną reakcję organizmu.
Nie wiem, co będę jadł po wyścigach w tym roku. Pewnie nie raz i nie dwa skuszę się na rarytasy, które organizatorzy przygotowali dla zawodników. Taki gest dobrej woli w rewanżu za przybycie i opłatę startową. W ciągu ponad dwudziestu lat przygody z mtb, na palcach jednej ręki mogę wymienić posiłki regeneracyjne, które miały sens.
Ugotowanie i przechowanie przez kilka godzin makaronu, by nie stał się rozgotowaną breją nie jest proste. Podobnie jak zrobienie sosu, który składa się z czegoś innego niż parówek i rozwodnionego koncentratu pomidorowego. Zamiast skomplikowanych w obróbce i – jak się okazuje – kosztownych dań, dostajemy często bigos, grochówkę lub pieczoną kiełbasę. Zazwyczaj jest to tłuste i średnio jadalne.
Czasem bywa, że organizator się postara i posiłek jest smaczny, ba, nawet wygląda zachęcająco. Mimo to i tak daleko mu do wymogów jedzenia, które powinno się przyswoić po intensywnym i długotrwałym wysiłku.
Rozgrzeszenie należy się lokalnym społecznikom, którzy robią wyścigi z niewielkim budżetem, a ich celem nie jest komercyjny zysk. Co ciekawe, często to oni wypadają lepiej na tle firm żyjących z imprez masowych. Przynajmniej się starają.
Kłopot mają nie tylko ?normalsi?, ale też wegetarianie. Bywa, że pozostaje im zjedzenie suchej bułki z musztardą. Często spotykają się z kompletnym niezrozumieniem swoich potrzeb a swoistym hitem stało się stwierdzenie ?może pan to zjeść, w tym klopsie nie ma za wiele mięsa?.
Realnie rzecz ujmując i patrząc na serwowane posiłku, pomysł na bycie ?wege?, może być po prostu bezpieczniejszy dla żołądka.
Innym tematem są wyścigi etapowe. Wspomnienia wiążą się z poczuciem, że o mnie zadbano. Wszak procent tych, którzy dojadą do mety kolejnego dnia wpływa na zadowolenie klientów. Usatysfakcjonowani i syci wrócą za rok, głodni i z sensacjami – nie. Dobre wyżywienie na etapówce jest więc istotne i z tego co sam pamiętam sprzed lat, jak i wiem z bardziej aktualnych relacji, jest nieźle.
Problem z posiłkiem przed i postartowym jest wbrew pozorom spory. Gdyby kłopotliwy był sam dobór dań w menu, można by na sprawę przymknąć oko. Nie słyszałem co prawda, by ktoś się zatruł makaronową breją serwowaną ?na bloczek? po zawodach, ale już z jedzeniem w drodze do domu bywa różnie. Stąd też częstym widokiem są samochody z rowerami mającymi nieodpięte jeszcze numery startowe, zaparkowane rzędem przed przydrożnym McDonaldsem.
Ten tekst powstał już jakiś czas temu, niektórzy organizatorzy poprawili swój standard, inni, choć może się to wydać trudne, temat odpuścili jeszcze bardziej. Poniżej znajdziecie jeszcze kilka zdjęć „powyścigowej paszy”. Jeśli macie swoje obrazki, wrzućcie w komentarzach :)