Dekadę temu Marco Pantani został znaleziony martwy w pokoju hotelowym w Rimini. Przyczyna: wymieszał zbyt wiele antydepresantów z kokainą. Ostatni kolarz, który w jednym roku wygrał Giro d?Italia i Tour de France odszedł do historii.
Teraz już wiadomo, że Pantani to przedstawiciel pokolenia sportowców, którzy chętnie nadużywali dopingu. EPO, hormon wzrostu oraz testosteron były ich codziennością. Ich, czyli kolarzy, biegaczy, narciarzy, pływaków i wielu innych. Brak lub niedoskonałe testy, łatwe do obejścia procedury, stosunkowo prosty dostęp.
Klasyk gatunku, masażysta Festiny, Willy Voet ironicznie opisuje te czasy jako ?radosne?. Jedynym sposobem, by wpaść na dopingu było przyłapanie przez służby śledcze a nie przez kontrolerów antydopingowych. Niepowtórzony od 1998r wyczyn: dublet włoskiego Giro i francuskiego Touru Pantani osiągnął, ponieważ był lepiej zorganizowany niż kilku jego rywali. Dokładnie tak samo, jak kolejny rekordzista, nieaktualny już zwycięzca siedmiu Wielkich Pętli, Lance Armstrong.
Pantani wygrywa w Les Deux Alpes podczas "Touru wstydu"
Obu kolarzy metrykalnie dzielił raptem rok, ale należeli do różnych epok. Pantani zakorzeniony był w ?romantycznej? tradycji kolarstwa, Armstrong wprowadził do sportu korporacyjne standardy XXIw. Nic dziwnego, że ich drogi na poważnie skrzyżowały się tylko kilka razy, z czego najistotniejszy był rok 2000 na trasie Tour de France.
Słynny pojedynek na Mont Ventoux obu ciążył z różnych powodów: duma Włocha została poważnie, by nie rzec śmiertelnie ugodzona, natomiast Armstrong oddał mu historyczną szansę wygrania na szczycie słynnej góry wiatrów. Pantani do końca życia rozpamiętywał rzekomy lub realny prezent podarowany mu przez Amerykanina.
Ten zaś do końca swojej pracy jako zawodowy kolarz nie mógł minąć mety usytuowanej na Ventoux jako pierwszy. Pięć dni po wydarzeniach na stoku ?giganta Prowansji? de facto zakończyła się kariera Pantaniego. Chcąc zmusić Armstronga do błędu, Włoch zaatakował bardzo wcześnie, jednak przeliczył się z siłami i choć Lance opadł z sił, Marco zapłacił za szarżę jeszcze więcej i wycofał się z wyścigu.
Pojedynek Pantaniego z Armstrongiem na zboczach Mont Ventoux
W latach dziewięćdziesiątych Pantani był bohaterem. Szalonymi rajdami w górach wygrywał etapy i wyścigi. Wśród pokolenia doperów, to on był postacią najbardziej wybitną. Dwa najlepsze czasy podjazdu na Alpe d?Huez należą do niego. Lance Armstrong był w stanie poprawić jeden z tych rezultatów tylko podczas etapu jazdy indywidualnej na czas. Pantani przez kultowe serpentyny pędził w końcówkach długich etapów ze startu wspólnego. Równocześnie niezaprzeczalnym faktem jest, że robił to z hematokrytem podniesionym do wartości około 60, Armstrong swoje rekordy bił w czasach, gdy doping nadal był możliwy, ale parametry krwi kolarzy kontrolowano i ograniczano.
Ostatnie lata kariery i życia Pantaniego to walka w sądach a nie na trasach wyścigów. Częściej niż na czele peletonu, skróty sportowych wiadomości pokazywały go w garniturze na sali rozpraw lub konferencji prasowej. Od momentu wykluczenia z Giro d?Italia 1999 ?Pirat? był na ciągłym celowniku włoskich organów ścigania: zarówno tych sportowych, chcących kary dyscyplinarnej, jak i państwowych, chcących zamknąć go w więzieniu.
Kolejne starty w wyścigach to naloty na pokoje hotelowe, podsłuchy i śledzenie nagrań z monitoringu, byle tylko udowodnić Pantaniemu niedozwolone wspomaganie. Nawet bez konstruowania teorii spiskowych nietrudno dojść do wniosku, że Włoch musiał zajść za skórę wielu osobom i instytucjom. Nie przypominam sobie bowiem, by jakikolwiek inny sportowiec był na celowniku przez tak długi czas.
Ostatni atak Pantaniego
W 2003r, gdy w peletonie dominowali już kolarze, którzy potrafili działać w realiach bardziej ograniczonego wspomagania, Pantani po raz ostatni pokazał, że należy się z nim liczyć jako sportowcem. Zbudował wysoką dyspozycję i podczas Giro d?Italia był w górach zagrożeniem dla Simoniego czy Garzellego.
Upadek w śnieżycy na jednym z finałowych etapów pogrzebał jednak jego szanse na podium. Z peletonem pożegnał się symbolicznym atakiem przy Cascada del Toce, skasowanym przez młodszych rywali. Kilka tygodni później, trawiony depresją i uzależniony od narkotyków udał się na leczenie. Gdy wydawało się, że jego stan psychiczny się poprawił i kolarz znajdzie siłę, by nie tylko jeszcze raz wrócić do sportu, ale i obronić się w sądzie, w walentynki 2004r. przedawkował farmaceutyki i odszedł z tego świata.
fot. Hein Ciere / Wikimedia Commons CC BY 3.0