Zestaw logotypów na koszulce, dobra cena na modne okulary, adres internetowy widniejący przy nazwisku na liście wyników. Ile jesteś w stanie poświęcić, by znaleźć się w gronie zawodników sponsorowanych? Co to zmieni?
Użytkownik behance.net, Roberto Vergati Santos oznaczył logotypami sponsorów sylwetki znanych superbohaterów. Batman i robin w strojach od Nike, Superman w eksluzywnym wdzianku od Luis Vuiton, Iron Man w służbie McDonald?s, Hulk i Flash doładowani napojami energetycznymi. Tony Stark jest nie tylko super bohaterem, ale i super bogaczem. Czy musi reklamować hamburgery, bo brak mu na paliwo do Audi R8 albo by dorobić do emerytury? Może zamiast aspektu finansowego, współpraca z globalną marką to kolejny element, którym próbuje nasycić swoje ego.
Sport wiąże się nie tylko z wysiłkiem, ale i z kosztami. Roczny budżet na start w zawodach rowerowych czy nawet biegowych to przynajmniej kilka tysięcy złotych, nie wspominając o grubszych inwestycjach w sprzęt czy okazjonalnych wizytach u lekarzy specjalistów. Nie oszukujmy się, co do zasady sportowe imprezy dla amatorów organizowane są z myślą o klasie średniej i wyżej.
W pewnym momencie dochodzisz do momentu, gdy wykonana praca zwraca się w postaci osiąganych rezultatów. Z uczestnika stajesz się zawodnikiem, twoje nazwisko pojawia się na pierwszej stronie listy wyników, stajesz na dekoracji lub nawet na podium. ?Cześć? wymieniasz nie tylko ze znajomymi, ale z ludźmi, których ledwo kojarzysz z widzenia lub w ogóle. Chcesz się dalej rozwijać, zatem albo samemu szukasz wsparcia, albo ktoś z własnej woli oferuje ci współpracę. Dostajesz koszulkę, wpisowe, parę żeli i rabat na sprzęt. Jeśli jesteś dobry, wpadnie ci jeszcze kilka gratisów, czasem bonus w postaci ryczałtu na paliwo. Otrzymując to wszystko jesteś w wąskiej grupie ludzi, którzy do swojej pasji dokładają niewiele więcej niż czas i mały kawałek pensji.
Za koszulką z logotypem kryje się jednak coś więcej. To spory zestaw zobowiązań, wyrażony choćby w napiętym kalendarzu startów. Z kilku maratonów w sezonie robi się cała klasyfikacja generalna. Pojawiają się wycieczki w najodleglejsze zakątki kraju w pogoni za punktami, w solidarności z kolegami z drużyny w imię jakiejś wspólnej idei. Choć nadal jesteś amatorem i cieszy cię to, co robisz, starty z czystej zajawki stają się obowiązkiem. I jeśli nie należysz do ścisłej elity, wybranych, niezmiernie pracowitych jednostek obdarzonym talentem fizjologicznym i szczęściem we współpracy marketingowej, na koniec sezonu w twoim budżecie jak była wielka dziura, tak jest nadal. Jeśli mocniej się zastanowisz, jesteś jak Iron Man z logo McDonald?s na piersi. Co do zasady stać cię na twoją zabawę w sportowca, sponsor to jej kolejny element, który powoduje, że wydaje się być bardziej poważną.
Czym innym jest wsparcie kierowane do klubów, które zajmują się szkoleniem młodych zawodników. Choć zazwyczaj i tak spora część kosztów (zakup sprzętu) spoczywa na rodzicach, to jednak kilka czy kilkanaście tysięcy złotych dotacji złożonych przez – zazwyczaj lokalnych – przedsiębiorców robi różnicę. Jeśli zdjąć ze stroju Fabiana Cancellary wszystkie logotypy, przestanie wygrywać. Jeśli lokalny sklep rowerowy, warsztat samochodowy i hurtownia budowlana przestaną dokładać się do budżetu Uczniowskiego Klubu Sportowego, juniorzy młodsi nie pojadą na ogólnopolskie zawody i być może kolejny talent nie dostanie swojej szansy na rozwój. A co się stanie, jeśli dwudziesto, trzydziesto czy czterdziesto latek nie dostanie paru stówek miesięcznie na swoje hobby? Nic, co najwyżej, będzie musiał wziąć nadgodziny w pracy, ale co do zasady wszystko będzie bez zmian.