fbpx

Gorycka vs Dawidowicz: medialna histeria

Nieobecność Mai Włoszczowskiej i Aleksandry Dawidowicz na kieleckich mistrzostwach kraju w XCO to apogeum histerii wokół kadry olimpijskiej i polityki Polskiego Związku Kolarskiego. Związkowi miażdżąca krytyka należy się jak najbardziej, podobnie jak konstruktywne propozycje zmian. Histeria, wyrażona m.in. bannerem o kibicowaniu Pauli Goryckiej, w istniejących realiach jest kompletnie bez sensu.

Poniższy tekst, co ważne, to jedynie zbiór hipotez i sugestii, które można wyciągnąć na podstawie ogólnodostępnych faktów. Publikuję go z czystej ciekawości, czy ktoś jest skłonny zgodzić się z takim tokiem myślenia.

Na początku trzeba nieco się rozejrzeć i spojrzeć nie tylko na sytuację teraźniejszą, ale i w przeszłość. W przypadku kolarstwa górskiego de facto nigdy nie było ?Projektu Londyn?. Od sezonu 2007 praktycznie jedynym projektem jest ?Projekt Maja?. Już przed Pekinem postawiono wszystko na medal Mai Włoszczowskiej, m.in. w imię tego na Igrzyska pojechała Aleksandra Dawidowicz. Wówczas zdolna orliczka i, co ważne, przyjaciółka Mai. Nie wnikając w kulisy i plotki, istotne w tym wszystkim jest jedno. Maja była przygotowana rewelacyjnie, miała zapewnione optymalne warunki, zarówno sportowe jak i pozasportowe. Zdobyła medal a Dawidowicz przyjechała dziesiąta.

Dziesiąte miejsce na Igrzyskach Olimpijskich brzmi dumnie, prawda? Trzeba przyznać, że młodsza z Polek pojechała bardzo dobry wyścig. Równocześnie należy pamiętać o dość istotnym fakcie. Na IO startuje wyraźnie mniej zawodników, w tym zawodników z czołówki niż podczas imprez Pucharu Świata. Nie zmienia to jednak sytuacji, że ?dycha? na IO to imponujący wpis w CV, na bazie którego można próbować budować dalszą karierę, szczególnie będąc młodym zawodnikiem. Zwłaszcza w kraju, gdzie szeroko pojęta kultura sportu stoi na tak niskim poziomie jak u nas, wynik przywieziony z Igrzysk daje dużo więcej niż regularnie potwierdzana dyspozycja na prestiżowych, ale mniej eksponowanych imprezach. Z drugiej strony przykład odejścia marki Halls od sponsorowania grupy kolarskiej po świetnym wyniku obu reprezentantek w Pekinie pokazuje, że nie wszystko jest tak oczywiste, jakby się wydawało. Sytuacja, w której srebrna medalistka po największym sukcesie w karierze – i z perspektywą na kolejne – traci sponsora powinien być zapisany w podręcznikach marketingu jako przykład perfekcyjnego strzału w stopę.

W każdym razie, przy okazji szans na dobry wynik w Londynie, trzeba pamiętać, że przed taką szansą stoją teraz nie tylko panie, ale też Marek Konwa i Piotr Brzózka.  Choć obaj są młodzi a wśród mężczyzn czołówka jest szersza i bardziej wyrównana, także tam najsilniejsze reprezentacje (np. Szwajcarzy) muszą prowadzić ciasną selekcję i rezygnować z wystawienia wielu znakomitych kolarzy. Zatem sporo miejsc na zapleczu ściśle pojmowanej szpicy się zwalnia i można spróbować o nie powalczyć.

Aby jednak unikać dygresji, wracam do właściwego tematu. Po rewelacyjnym wyniku obu Polek w Pekinie wiadomo było, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, zarówno Maja jak i Ola są murowanymi kandydatkami do występu w Londynie. Jeśli chodzi o Maję, sytuacja jest jasna. W tym momencie trudno mówić o niej jako ?najlepszej polskiej kolarce?, ponieważ Włoszczowska jest kilka poziomów wyżej. To gwiazda światowego mtb, medalistka olimpijska, mistrzyni i multimedalistka mistrzostw świata. Jedyne, czego jej brakuje w portfolio to przejeżdżonego na wysokim poziomie całego sezonu w Pucharze Świata, ale i na to ma jeszcze czas, wszak ciągle jest młoda! W tym miejscu trzeba jasno zaznaczyć: Maja do Londynu jedzie walczyć o złoto. Dla sportowca tej klasy i z takim dorobkiem brak medalu będzie porażką. Taką jak choćby dla Rafaela Nadala odpadnięcie z tegorocznego Wimbledonu. To nie jest ?wywieranie presji?. To konsekwencja bycia czołową specjalistką imprez mistrzowskich w ostatniej dekadzie!

Jeśli zaś chodzi o Dawidowicz, to sytuację można porównać do walki bokserskiej o tytuł mistrza świata. By zdobyć pas, pretendent musi być wyraźnie lepszy od aktualnego czempiona. Chcąc jak najbardziej uniknąć przykrych i niepewnych argumentów osobistych należy przyznać jedno. Żadna z zawodniczek w sezonach 2009-2012 nie weszła na dłużej na wyraźnie wyższy poziom sportowy od Aleksandry Dawidowicz. Trudno mówić ?co by było gdyby? Anna Szafraniec miała mniej pecha i unikała kontuzji. Te się jej jednak przytrafiały więc argumentów zabrakło.

Elementem nieprzewidywanym, choć nie do końca, we wcześniejszym planie było pojawienie się Pauli Goryckiej. Zawodniczki z pewnością utalentowanej i pracowitej, która? no właśnie, która kontynuuje dobre tradycje w rodzimym XCO ? wydaniu kobiecym. Nasze juniorki i orliczki niemal od początku obecności tej dyscypliny w Polsce, szybko sięgają po dobre rezultaty na arenie międzynarodowej. Gorycka jest kolejną z nich, być może już wkrótce następczynią i rywalką Włoszczowskiej. O tym przekonamy się w nadchodzących latach, wszak to dopiero Maja wchodzi w najlepszy wiek dla kolarza a Paula ledwie co kończy przygodę ze ściganiem w kategoriach młodzieżowych.

I znów, abstrahując od niezmiernie skomplikowanych kwestii osobistych, również w tym przypadku trudno znaleźć argument, by to Paula a nie Ola jechała do Londynu.  Zawodniczce, która ma realne szanse na obronę dziesiątej lokaty (regularne miejsca w okolicach 20. na Pucharze Świata dają szansę na top10 IO) przeciwstawiana jest zdolna i perspektywiczna, ale ciągle ?orliczka?. Realnych argumentów brak poza jednym z gatunku ?a może by dać jej szansę?.

Na koniec wreszcie dwie sprawy, które podgrzały opinię publiczną w ostatnich tygodniach: Mistrzostwa Europy i Mistrzostwa Polski. Z Moskwy Gorycka przywiozła srebro w U-23, Włoszczowska i Dawidowicz pojechały w elicie ? jak na nie – kiepsko. Trzeba w tym miejscu pamiętać, że prestiż Mistrzostw Europy, szczególnie w roku olimpijskim, do tego rozgrywanych na dwa miesiące przed kluczowym startem sezonu jest dyskusyjny. Tym bardziej w momencie, w którym większość federacji zakończyła już selekcję. Podobnie sprawa wygląda z mistrzostwami kraju. Być może nieobecność olimpijek to zabieg taktyczno-psychologiczny by uniknąć konfrontacji. Tyle, że do IO pozostał miesiąc i niekoniecznie oznacza to, że kadra musi w tym czasie startować i cokolwiek komukolwiek udowadniać. Rozliczenie przygotowań przyjdzie po Londynie. Odpuszczenie startu, który miałby wyłącznie charakter treningowy jest jak najbardziej wytłumaczalne.

Po argumentach racjonalnych czas na pytania i komentarz. O skandalicznych kulisach prezentowania systemu kryteriów selekcji do kadry IO wszyscy wiemy. Ba, wspominają o nich nie tylko niszowe, rowerowe media, ale także mainstream: np. onet czy gazeta.pl. Trzeba jasno powiedzieć: pojawienie się kryteriów zostało wymuszone na związku przez wspomniane, głównie niszowe media rowerowe. Kryteria od początku bzdurne, skandaliczne i oderwane od rzeczywistości, które zrobiły więcej złego niż dobrego. Pardon, zyskał na tym Marek Konwa, który by je wypełnić ścigał się w Pucharze Świata elity, dzielnie zbierał punkty na innych, prestiżowych imprezach, dzięki czemu jest obecnie na 24 miejscu w rankingu UCI elity (przez chwilę był nawet 19.). Jak odbije się to na jego dalszej karierze ? nie wiadomo, miejmy nadzieję, że w dłuższej perspektywie rozwinęło go to a nie ?zabiło?. Wszak, podobnie jak Gorycka nominalnie wciąż jest ?młodzieżowcem?! Paula nie poszła jego śladem i choć również regularnie ścigała się w Pucharze, to jednak nie z elitą a z orliczkami (co wykluczyło ją z walki o miejsce w kadrze na Londyn). Pojawia się wątpliwość podobna co w przypadku Marka: czy nie spowolniło to jej rozwoju, ale z drugiej strony czy nie jest to jednak bardziej naturalna i zdrowa droga.

Co ciekawe, istniejący system (bez oficjalnych minimów, kryteriów, standardów) skutecznie funkcjonował przez lata. Dopiero gdy Maja Włoszczowska, grupa CCC i Polski Związek Kolarski zrezygnowali z usług Andrzeja Piątka, ten upomniał się o swoje w realiach, które sam współtworzył i które w sytuacji monopolu, gdzie odgrywał istotną rolę, sprawdzały się znakomicie. Ponieważ były wyniki a nie było wystarczająco zdeterminowanych chętnych, by ów system rozbić, nikt nie zwracał uwagi na istniejącą patologię, której przykładem była wspomniana na samym początku selekcja na IO w Pekinie. Czemu wszystko działało tak a nie inaczej? Trudno stwierdzić, ale obecnie widać jak zdolnym PRowcem jest Andrzej Piątek. ?Rozwód? z Włoszczowską, CCC i  PZKol właściwie wygrał, zdobywając sympatię mediów i kibiców. Podobnie wygląda sprawa z eliminacjami olimpijskimi, czego ostatecznym wyrazem jest banner na kieleckich mistrzostwach (choć sam w sobie jest słaby i kojarzy się co najwyżej ze szkolnymi przezywankami ). Niestety, mimo teoretycznych zmian w Polskim Związku Kolarskim wszystko pozostało po staremu. Problemy i niejasności jak były, tak są, nie tylko wokół kadry mtb, ale również szosowej czy torowej.

Tak czy  inaczej, tego, co się stało zmienić już się nie da. Do Londynu jadą Włoszczowska oraz Dawidowicz, z czym merytorycznie trudno polemizować. Natomiast smród, jaki powstał wokół będzie unosił się jeszcze długo.  Do Igrzysk w Rio droga daleka. Do tego czasu możliwa jest sytuacja, że pretendentów do kadry będzie więcej. Nie tylko wśród kobiet jak i wśród mężczyzn. To ważne, bo tym razem, choć nasi reprezentanci są bardzo młodzi, byli pewniakami. A co gdyby kilka dobrych wyników zdobył choćby ścigający się w Norwegii Maciej Dombrowski? Albo z formą wystrzelił ktoś z drugiego szeregu. Też musiałby zmagać się z ogłoszonymi post-factum kryteriami?

Cross country wydaje się odradzać. Pojawiają się wyścigi wyższej kategorii, trasy zaczynają znów być wymagające. Rośnie zainteresowanie zawodników, za nimi podążają rowerowe media. Jest szansa, że wkrótce znów wyrosną perspektywiczni zawodnicy. Należy pamiętać, że Włoszczowska, Dawidowicz, Szafraniec, Konwa czy Brzózka zaczynali swoją przygodę na Grand Prix MTB Lang Teamu, zanim jeszcze wyścigi te stały się karykaturą samych siebie.

Co można zatem zrobić w takiej sytuacji? Np. przetestować system kryteriów przy okazji przyszłorocznych mistrzostw świata. Ogłosić je, dajmy na to w listopadzie a następnie konsekwentnie zrealizować. Można przy tym m.in. zastanowić się nad tym, czy warto zmuszać młodzieżowców do rywalizacji z elitą. A także nad wieloma innymi sprawami, ale myślę, że są tęższe głowy niż moja, które są w stanie podjąć odpowiednie decyzje :-)

Ważne, by ta opcja, która zostanie wybrana była realizowana konsekwentnie i zgodnie z poszanowaniem jeśli nie prawa, to choćby dobrych obyczajów. Bo póki co właśnie tego ostatniego elementu zabrakło najbardziej.


Opublikowano

w

,

przez